A więc słowo wstępne…
Hmmm… Po przeczytaniu tego pewnie uznacie, że jestem nienormalna albo coś w tym
stylu, poza tym mam wrażenie, że każda kolejna część jest gorsza od poprzedniej :| Mimo to mam nadzieję, że wam się spodoba ;3
Autorka: Neko
*W poprzedniej części*
- Ona… Ona… zniknęła…
- wydukała, pociągając nosem i ocierając rękawem łzy cisnące jej się do oczu.
- Kto zniknął? –
dopytywał się visual, choć już przeczuwał, jaka będzie odpowiedź.
- ______… -
odpowiedziała _._._._ i zaniosła się szlochem. Podała chłopakowi wymiętą
kartkę, którą ten rozprostował i zaczął czytać.
„Kochani
Gdy to czytacie, ja
jestem już daleko. Nie martwcie się o mnie.
Nie szukajcie mnie, bo
i tak nie znajdziecie.
Kiedyś wrócę i
wszystko wam wyjaśnię.
Wasza ______”
~*~*~*~
Siedziałaś w
gabinecie szefa tej całej Tajnej Jednostki Specjalnej, zastanawiając się, co ci
strzeliło do głowy, żeby tu przyjeżdżać? Ale było już za późno i dobrze o tym
wiedziałaś, poza tym podejrzewałaś, że i tak nie miałabyś wyboru. Mężczyzna
właśnie wyjaśniał wszystko, co powinnaś wiedzieć.
- …na razie
przydzieliłem cię do grupy kadetów. Przez trzy miesiące będziesz szkolona, po
tym okresie zostaniesz poddana pewnym procesom, mającym na celu zwiększenie
twoich możliwości, o ile wyrazisz na nie zgodę, oczywiście. Jeśli się na nie
nie zdecydujesz, zostaniesz odesłana jako agent o najniższym stopniu. Wtedy…
- Z góry
zgadzam się na wszystkie te „procesy”, o których pan mówi – przerwałaś mu. Szef
obrzucił cię przenikliwym spojrzeniem.
- W takim
razie proszę mi o nich opowiedzieć – to było bezczelne, wiedziałaś o tym, ale
skoro już się tu znalazłaś, chciałaś wyciągnąć z tego jak najwięcej. Poza tym
irytowało cię, że facet zwracał się do ciebie per „ty”, tak jakbyś nie zasługiwała
na jego szacunek. Chciałaś to zmienić, udowodnić mu (i przy okazji sobie), że
jesteś coś warta.
Mężczyzna
westchnął. Był Amerykaninem po czterdziestce, jego brązowe włosy zaczynały
siwieć na skroniach, ale żywe niebieskie oczy uważnie obserwujące otoczenie i
pewność siebie w jego ruchach, mówiły „nie oceniaj książki po okładce”.
- „Procesy”
to pewne działania, zabiegi wykonywane przez grupę naukowców. Są one podzielone
na kilka etapów. Po każdym z nich będziesz przechodzić kolejny okres treningowy.
Możesz się zatrzymać na dowolnym etapie, jeśli uznasz, że tyle ci wystarczy.
Pierwszy polega na tym, że twój szkielet i mięśnie są wzmacniane za
pomocą włókien węglowych. Łączy się je z ciałem za pomocą wyładowań
elektrycznych, dlatego wcześniej przez kilka tygodni będziesz przechodzić
krótkie sesje „elektryzowania”, aby twój organizm przyzwyczaił się do tego i by
twój mózg nie „wysiadł” od zbyt dużej ilości prądu. Oprócz tego zostanie
zwiększona twoja tolerancja na substancje psychoaktywne, trucizny, środki
nasenne i tym podobne. Nie wiem dokładnie, jak to działa, więc nie pytaj mnie o
to.
Drugi etap polega na zmniejszeniu naturalnych ograniczeń świadomości,
byś mogła w większej części wykorzystywać możliwości swego mózgu. Jest to
bardzo przydatne, choć czasem nieco uciążliwe. Będzie docierać do ciebie
znacznie więcej bodźców, co utrudnia koncentrację, ale pozwala też na lepsze
zorientowanie się w sytuacji. Do tego również zostanie wykorzystany prąd, w
sumie do każdego etapu jest wykorzystywany, dlatego z każdym kolejnym etapem
twoja tolerancja na ładunki elektryczne będzie rosła.
Za trzecim razem do twojego genomu zostaną wprowadzone geny dowolnie
wybranego przez ciebie drapieżnika, by wyostrzyć twoje zmysły. To również
zmniejszy twoją zdolność koncentracji, ale po to są szkolenia, byś mogła nad
tym pracować. Mogą pojawić się skutki uboczne, takie jak na przykład
odkształcenia strun głosowych, powodujące możliwość warczenia, mruczenia,
ogólnie wydawania dźwięków takich, jak wybrane przez ciebie zwierzę. Aha, i
twoje oczy pod wpływem silnych emocji mogą zmieniać kolor.
Czwarty etap… co to było? A, już wiem. W twoją skórę zostanie
wprowadzone włókno szklane, zwiększające jej wytrzymałość i odporność na urazy.
Oprócz tego znowu będą ci majstrować przy genach, przyspieszając twój
metabolizm i zmniejszając konieczność snu do minimum, tak że będą ci potrzebne
tylko średnio dwie-trzy godziny dziennie, a oprócz tego mniej więcej raz na
dwa, trzy tygodnie 8 godzin ciągłego snu. Będziesz potrzebowała trochę czasu, by
się przyzwyczaić.
Piąty etap jest najtrudniejszy do przeprowadzenia i jednocześnie
najniebezpieczniejszy. Kilka dni przed jego rozpoczęciem twój szkielet zostanie
opleciony siecią cieniutkich złotych drucików, by zwiększyć szanse na
powodzenie tego zabiegu. Pozwoli to na wydajniejsze wykorzystanie ładunków
elektrycznych, poza tym będzie pełnić funkcję swego rodzaju „magazynu”. Oznacza
to, że będziesz mogła na pewien czas zmagazynować w swoim organizmie olbrzymią
ilość energii elektrycznej, w ten sposób na przykład uderzenie pioruna nie
zrobi na tobie najmniejszego wrażenia. Ale wracając, piąty etap polega na tym,
że do twoich komórek zostanie wprowadzony niemal cały genotyp zwierzęcia
wybranego przez ciebie przy etapie trzecim i połączony z twoim w ten sposób,
byś, o ile wszystko pójdzie dobrze, mogła zmieniać swoją fizyczną postać. Brzmi
nieprawdopodobnie, czyż nie? Ale uwierz mi, to jest możliwe. Kontrolowanie tego jest bardzo trudne i szkolenie po tym etapie
trwa najdłużej. Twoja świadomość może czasem przechodzić w stan „świadomości
zwierzęcej”, jak zwą to naukowcy, to znaczy, że twój mózg będzie się
przestawiał na tę najbardziej prymitywną część świadomości. Nie mam pojęcia,
jak to działa, ale widziałem efekty. Po takim przeskoku możesz nie pamiętać, co
się z tobą działo w trakcie, gdy ta „ludzka” część mózgu była „wyłączona”.
Powiedziałem, że tak będzie, o ile wszystko pójdzie dobrze, bo osiem na
dziesięć prób kończy się niepowodzeniem lub tylko częściowo się udaje. Tylko cztery
osoby przeszły ten etap w sposób całkowicie zgodny z oczekiwaniami, ale u dwóch
wkrótce potem pojawiły się pewne powikłania. Dlatego, jeśli mogę ci coś
doradzić, na twoim miejscu nie ryzykowałbym tego zabiegu.
Amerykanin
zmierzył cię spojrzeniem swych czujnych niebieskich oczu. Odpowiedziałaś mu
spokojnym i pewnym wzrokiem. Trudno ci było uwierzyć w to, co mówił do ciebie
szef, ale jeden rzut oka na niego i byłaś pewna, że nie kłamie. Jeśli tak było,
przed tobą otwierały się niemal nieograniczone możliwości. W wyobraźni ujrzałaś
siebie po tym wszystkim. Już nigdy nikt ci nie zagrozi, już nigdy nie będziesz
słaba, będziesz mogła chronić swoich bliskich przed całym światem, ba, nie
tylko ich, przecież należysz do jednostki zajmującej się ochroną ludności
cywilnej ogółem. Widziałaś siebie ratującą ludzi z pożarów, powodzi i innych
katastrof…
- …rozpakuj
się, Henry cię tam zaprowadzi. Potem oprowadzi cię po całym kompleksie i resztę
dnia masz wolną. Od jutra zaczynasz trening – spojrzałaś trochę nieprzytomnie
na Amerykanina, po czym przeniosłaś wzrok na drugiego mężczyznę, który przed
chwilą wszedł. Wstałaś, pożegnałaś się z szefem i ruszyłaś za Henrym –wysokim i
barczystym brunetem, około trzydziestoletnim o żywych brązowych oczach. Przez
jakiś czas szliście w milczeniu i choć ciekawość paliła cię od środka,
czekałaś, aż mężczyzna odezwie się pierwszy.
- Więc,
jesteś ______, tak?
Skinęłaś
głową, patrząc z ukosa na jego wyciągniętą dłoń, którą niepewnie uścisnęłaś.
- Henry,
agent drugiego stopnia. Miło cię poznać.
Zmarszczyłaś
lekko brwi.
- Drugiego
stopnia? – zapytałaś. Mężczyzna potwierdził skinieniem głowy.
- Tak. To
znaczy, że przeszedłem pierwszy proces wzmacniający. Wcześniej zastanawiałem
się też nad drugim, ale teraz uważam, że nie warto znowu narażać się na ten
piekielny ból – mrugnął do ciebie, a ty odpowiedziałaś uśmiechem.
- Więc aż
tak bardzo boli? – spytałaś jakby od niechcenia, obserwując dyskretnie reakcję
tamtego. Henry pokiwał głową.
- Tak jakby.
W końcu to porażenie prądem, ale przynajmniej coś z tego mam – napiął mięśnie, poruszając
przy tym brwiami, co wywołało u ciebie niepohamowany chichot.
Po niedługim
czasie dotarliście do twojego „mieszkania”. Był to po prostu pokój z łóżkiem,
szafą, małym biurkiem i krzesłem – nic specjalnego. Twoja walizka stała obok
łóżka, czekając na rozpakowanie.
- Nie za
wiele tu tego – mruknęłaś.
- Przekonasz
się, że nie potrzeba więcej. Po treningu będziesz tak zmęczona, że rzucisz się
na łóżko i pójdziesz spać.
Spojrzałaś
na Henry’ego i zadrżałaś lekko na myśl o jutrze, po czym zabrałaś się za
wypakowywanie swoich rzeczy. Gdy skończyłaś, poszłaś za mężczyzną, który
oprowadził cię po budynku. Choć z zewnątrz wydawał się być tylko dwupiętrowy, okazało
się, że duża jego część znajduje się pod ziemią. Jak wyjaśnił ci Henry, na
najwyższym piętrze mieściły się wszelkie biura i gabinety, wszystkie sprawy
administracyjne i podobne załatwiało się właśnie tam. Parter i pierwsze piętro
były częścią mieszkalną. Nie chciało ci się wierzyć, że przebywa tu aż tylu
agentów, ale Henry powiedział, że mieszka tu też cały personel Jednostki,
naukowcy, strażnicy i ekipa sprzątająca.
Niżej było
piętro naukowców, czyli szpital, laboratorium, pomieszczenia do przeprowadzania
procesów i kwatery obserwacyjne. Zajmowali je agenci czwartego i piątego
stopnia, oraz ci, którzy zdecydowali się na ostatni proces. Twój towarzysz
wyraził się o nich „stopień piąty plus”, bo prawdziwych agentów szóstego
stopnia było tylko trzech.
- Trzech?
Szef mówił o czterech…
- Czterech
przeszło proces pomyślnie, ale jeden… - Henry urwał, szukając właściwych słów.
- Nie żyje?
– spytałaś, ale mężczyzna pokręcił głową.
- Nie o to
chodzi, to… bardzo skomplikowane. Nie wiem wszystkiego, ale podobno zaginął
gdzieś parę lat temu. Nikt nie wie, co się z nim dzieje. Nigdy go nie
spotkałem, ale niektórzy mówili, że miał coś nie tak z głową i może to i
lepiej, że go nie znaleźli…
Dalszą drogę
przebyłaś pogrążona w myślach. Ledwie zarejestrowałaś wizytę na piętrze -2,
które służyło za zbrojownię, zresztą i tak agent pokazywał ci tylko zamknięte
drzwi. Dopiero na najniższym piętrze ożywiłaś się nieco, bo były tam sale
treningowe i symulacyjne. Przez duże szyby obserwowałaś agentów trenujących
walkę z różnego rodzaju bronią, od noży po karabiny maszynowe. Z zachwytem
przyglądałaś się Azjatce uzbrojonej w dwie katany, wirującej w niebezpiecznym
tańcu z ciemnoskórym mężczyzną, którego bronią był duży, dwuręczny miecz.
- Robi
wrażenie, prawda? – powiedział cicho Henry, a ty przytaknęłaś, nie odrywając
wzroku od walczącej pary. Mimo znacznej różnicy wzrostu i masy walka była
wyrównana. Drobna kobieta zręcznie odpierała ataki przeciwnika, aż wreszcie
szybkim ruchem pozbawiła go broni i przystawiła drugie ostrze do jego szyi. Po
kilku sekundach cofnęła się i pozwoliła mężczyźnie zabrać miecz. Sama schowała
katany i poszła napić się wody, po czym wytarła twarz ręcznikiem leżącym obok
butelki. Wtedy wasze spojrzenia się spotkały. Zażenowana zaczerwieniłaś się
lekko i spuściłaś wzrok, przez co nie zauważyłaś, kiedy kobieta do ciebie
podeszła.
- Cześć,
jestem JiYong. Jesteś tu nowa? – zapytała po angielsku. Kiwnęłaś głową,
unikając patrzenia jej w oczy.
- ______ -
powiedziałaś cicho, podając dłoń Azjatce. Jej uścisk był mocny, pewny.
- Nie musisz
się mnie bać – usłyszałaś rozbawiony głos agentki.
- Nie, nie,
ja tylko… - zaczęłaś, ale wtedy kobieta zauważyła twego towarzysza.
- Henry!
Dawno cię tu nie było – powiedziała z uśmiechem.
- No. I nie
przychodziłbym tu, gdybym nie musiał. Oprowadzam ______ po kwaterze. I powiem
ci, że jak na czwarty stopień, to nie popisałaś się – mrugnął do niej wesoło, a
JiYong roześmiała się.
- Głuptasie,
to nie ja trenowałam, tylko on. Poza tym to i tak nieważne, zaraz idę do
symulatora. Do zobaczenia!
Odprowadziłaś
wzrokiem jej drobną postać, słuchając kolejnych wyjaśnień Henry’ego.
- Musisz
wiedzieć, że tutaj tradycyjną bronią walczy się głównie dla przyjemności i dla
zachowania kondycji, choć niektórzy w starciu wybierają właśnie ostrze niż broń
palną. Ja tam wolę pistolet, nie czułbym się zbyt pewnie, mając do obrony tylko
kawałek żelastwa.
Pokiwałaś
głową, podążając za swym przewodnikiem spowrotem do pokoju.
-Co to są
symulatory? – zapytałaś.
- To
pomieszczenia, gdzie symuluje się różne sytuacje w różnych miejscach, na
przykład atak terrorystów, porwanie i inne, wszystko po to, byśmy byli jak
najlepiej przygotowani. Chociaż naszym głównym celem jest ochrona ludzi, robimy
to na swój sposób. Walczymy głównie ze zorganizowaną przestępczością, taką jak
gangi narkotykowe i tym podobne, ale różne sytuacje mogą się zdarzyć. Musimy
umieć walczyć w różnych warunkach i po to właśnie są symulatory. Często jednak
nasza praca nie polega tylko na walce, ale na rozmowie. Ci u góry starannie
dobierają ludzi. W całej jednostce aktualnie jest około stu agentów pracujących na całym świecie. W tej chwili mamy trójkę kadetów, w tym ciebie.
Niby niedużo, ale na razie nie potrzeba więcej.
- A co się
dzieje z tymi, którzy odmówili wstąpienia do Jednostki?
Henry rzucił
ci przeciągłe spojrzenie.
- Nie wiem o
żadnym takim przypadku.
Resztę drogi
pokonaliście w milczeniu. Gdy tylko dotarliście do twojego obecnego miejsca
zamieszkania, agent odwrócił się i odszedł.
~*~*~*~
Gdy tylko
_._._._ ochłonęła nieco, pierwsze co zrobili twoi przyjaciele, to zgłosili na
policję twoje zaginięcie. W mieszkaniu nie zostało wiele twoich rzeczy, tylko
kilka ubrań i niepotrzebnych drobiazgów – nic, co mogłoby pomóc w ustaleniu
prawdopodobnego miejsca twojego pobytu. Policja nie dawała większych szans na
twoje odnalezienie, ale po interwencji odpowiednich osób na każde lotnisko w
kraju rozesłano twoje zdjęcie i informację o zaginięciu. Niewiele mogli zrobić,
nie mieli żadnego punktu zaczepienia. Zupełnie, jakbyś wyparowała.
Chłopaki i
_._._._ szaleli z niepokoju, ale po tygodniu ich życie wróciło do względnej
normy. Wszyscy mieli swoje obowiązki i nawet zniknięcie przyjaciółki nie
usprawiedliwiało ich zaniedbywania. Kilka tygodni później Block B ruszyli w
trasę koncertową, a _._._._ została w Seulu. W wolnym czasie szukali cię na
własną rękę - zespół wynajął nawet prywatnego detektywa - ale niewiele to dało.
Pozostawało im tylko czekać i mieć nadzieję, że nic ci się nie stało.
~*~*~*~
Trzy
miesiące minęły ci szybko. Szybko przyzwyczaiłaś się do codziennej rutyny:
wstawałaś około 7 rano, szłaś do kantyny na śniadanie, potem na najniższym
piętrze odbywałaś czterogodzinny trening,
następnie
godzinna przerwa na obiad i prysznic, dwie godziny w symulatorze, potem dwie
godziny treningu umysłu, czyli nauka strategii, planowania, poznawanie zachowań
ludzi itd. Potem przerwa na podwieczorek, kolejne cztery godziny treningu,
kolacja, prysznic i po 23 rzucałaś się skonana na łóżko. Co tydzień był jeden
luźniejszy dzień, w którym z harmonogramu wypadał symulator i dwie godziny
wieczornego treningu, przez co mieliście dwie godziny czasu wolnego i dwie
godziny więcej snu.
Po
ukończeniu szkolenia zostałaś wezwana do gabinetu szefa, by uzgodnić czy i ile
procesów ma zostać przeprowadzonych. Od razu zgodziłaś się na wszystkie.
Niebieskooki Amerykanin poinformował cię, że przed rozpoczęciem każdego etapu
dostaniesz do podpisania dokument, potwierdzający dobrowolność wykonywanych
zabiegów.
Pierwszy
proces wykonano już trzy tygodnie później. Przez ten czas co drugi dzień byłaś
poddawana działaniu elektryczności. Henry miał rację, to bolało, ale byłaś na
to gotowa, bo wiedziałaś, że to cię wzmocni. Stało się to niemal twoją obsesją,
nawet po "naładowaniu" prądem szłaś na salę treningową i ćwiczyłaś sztuki walki
i posługiwanie się każdym rodzajem broni. Zwróciłaś się z prośbą o pomoc do
JiYong, która zgodziła się zostać twoją mentorką. Byłaś pojętną uczennicą i
opanowanie podstaw nie sprawiło ci większych trudności.
Przeprowadzenie
pierwszego procesu trwało około godziny, później przez kilka dni musiałaś
odpoczywać. Trochę zajęło ci przyzwyczajenie się do nowej siły i giętkości, ale
ogółem byłaś zadowolona z efektu.
Gdy wróciłaś
do pełnej sprawności zaczął się kolejny, również trzymiesięczny okres
szkolenia.
~*~*~*~
Zico
przechadzał się samotnie ulicami Seulu. To już rok, odkąd pierwszy raz zobaczył
______, rok, odkąd zaczęła się ta przyjaźń. I cztery miesiące od jej
zniknięcia. Tak bardzo brakowało mu jej żartów, jej beztroskiego śmiechu, jej
szalonych pomysłów… Bez niej życie nie było już tak ciekawe i intrygujące.
Zatrzymał
się przed wylotem uliczki, w której niemal dokładnie rok wcześniej pomógł brunetce
uwolnić się od trójki prześladowców. I w której został pobity kilka tygodni
przed jej tajemniczym zniknięciem.
Chłopak
parsknął niezadowolony i ruszył w drogę powrotną do dormu. Nie chciał
rozpamiętywać przeszłości, zwłaszcza że naprawdę docenił wartość towarzystwa i
przyjaźni ______ dopiero wtedy, gdy jej zabrakło. Pozostawała jeszcze nikła
nadzieja, że jeszcze kiedyś wróci.
Wszedł do
dormu i zastał tam zwyczajny chaos. Dookoła walały się porozrzucane ubrania, a
P.O rzucał właśnie zrolowanymi skarpetkami w Taeila. Mimowolnie na twarzy lidera pojawił
się uśmiech. Wszyscy jakoś to przeżyli, ale starają się żyć tak, jak dawniej.
Z kuchni
dobiegały dziwne odgłosy, więc Jiho postanowił to sprawdzić. U-kwon i _._._._
przygotowywali rybę. A raczej starali się przygotować.
- Aish, ten
wasz karp to najbardziej niewdzięczna ryba pod słońcem! Jest taki oporny! –
marudził chłopak, a _._._._ śmiała się z niego.
- Co
robicie? – zapytał zaciekawiony blondyn.
-
_._._._ uczy mnie, jak robić wigilijnego
karpia, ale on się sprzeciwia. Jakby mnie słuchał, wszystko byłoby dobrze! Ale
nie, on się uparł i zdecydował się przypalić, no co za zwierzak no!
Teraz i Zico
zaczął się śmiać. Zachowanie czerwonowłosego było tak absurdalnie głupie, że
nie dało się długo zachować powagi.
- Z czego
się śmiejecie? To bardzo poważna sprawa! – obruszył się U-kwon, wywołując
kolejną salwę śmiechu.
Nieprawdopodobne,
ile radości wniosła tutaj ______. Znaczy, już wcześniej było wesoło, ale nie aż
tak. Dzięki tej drobnej brunetce wszystko zaczęło rysować się w jeszcze
bardziej kolorowych barwach. Szkoda, że te święta będziemy musieli spędzić bez
niej, pomyślał lider, ale zaraz przyszło mu do głowy, że może właśnie wtedy
_______ wróci. Wpadnie do dormu z wielkim hukiem i krzyknie na całe gardło, że
to był tylko żart… Przynajmniej miał taką nadzieję.
~*~*~*~
Święta
minęły ci niemal niezauważenie. Tylko tyle, że w Wigilię była wystawna kolacja,
a następnego dnia rano każdy dostał drobny (lub większy) upominek od szefa. Ty
dostałaś dwie katany i komplet noży różnego kształtu i wielkości. Zaraz poszłaś
je wypróbować i cały dzień minął ci na treningu. A potem już wszystko wróciło
do normy.
Już na
początku roku poszłaś do gabinetu szefa, podpisać kolejny dokument zezwalający
na drugi proces, by został przeprowadzony zaraz po zakończeniu okresu
treningowego po pierwszym. Nie chciałaś tracić ani jednego dnia, pochłaniała
cię tylko jedna myśl – stać się silniejszą, by móc chronić to, co drogie twemu
sercu.
Czasem, w
przerwach między treningami, dopadała cię tęsknota za przyjaciółmi. Zaczynały
cię wtedy piec oczy, ale rzadko pozwalałaś łzom popłynąć. Dużo częściej
rzucałaś się ponownie w wir walki, obiecując sobie w myślach: już niedługo.
W pokoju
nadal trzymałaś gwiazdkowe upominki od chłopaków, ale coraz rzadziej się przy
nich zatrzymywałaś. Nie miałaś na to czasu. Wyjątkiem był pluszowy biały
tygrys, z którym spałaś każdej nocy, wtulając twarz w jego miękkie futerko.
Drugi etap
nie był jednorazowym zabiegiem. Powiększanie stopnia świadomości trwało
kilka tygodni, w końcu było to działanie prądem na delikatną strukturę mózgu. Już
po pierwszej sesji odczułaś wyraźną różnicę – zapamiętywanie przychodziło ci
dużo łatwiej, tak samo wykonywanie rozmaitych obliczeń. Prostsze też było
odgadywanie emocji i nastrojów ludzi, z którymi miałaś styczność.
Szkolenie po
tym procesie trwało pięć miesięcy, polegało głównie na nauczeniu się szybkiego
klasyfikowania odbieranych bodźców pod względem ważności, przydatności, by nie
tracić czasu na analizę tych mniej ważnych, a także na długotrwałemu
utrzymywaniu koncentracji, nawet przy niesprzyjających warunkach.
Zgodę na
trzeci proces również podpisałaś odpowiednio wcześniej, z podaniem zwierzęcia,
którego geny miały być zaimplantowane do twojego DNA – oczywiście był to tygrys
i, jak powiedziałaś, najlepiej biały.
Sesje
„elektryzowania” z czasem stawały się coraz mniej bolesne. Nie wiedziałaś, czy
to dlatego, że się już trochę uodporniłaś, czy po prostu nauczyłaś się
ignorować ból. W każdym razie trzeci etap nie był tak uciążliwy, jak dwa
poprzednie, choć trwał niemal dwie godziny bez przerwy. Gdy wyszłaś z „sali
zabiegowej”, w głowie huczało ci od różnych dźwięków i zapachów, które
wcześniej były dla ciebie niewyczuwalne, a oczy bolały, jakbyś włożyła zbyt
mocne okulary.
Trening po
tym procesie również miał trwać pięć miesięcy, ale w tym momencie nie
obchodziło cię nic poza ciemnym pokojem i miękkim łóżkiem.
Dobra, starczy tyle,
nie będę wam dawać wszystkiego naraz ;3 Właśnie mi przyszło do głowy, że to
mogło być nudne, w końcu dużo opisów i znikoma ilość dialogów, ale trudno.
Najwyżej będę zbierać od was baty xd. Nie wahajcie się mi wytknąć błędów, jeśli
takowe zauważycie, ewentualnie możecie ponarzekać na głupotę i bezsensowność
tej części, nie będę zaskoczona ;*
Kobieto ja chce więcej :3 życzę ci dużo ale to bardzo dużo weny ^^
OdpowiedzUsuńJakby co czytalam wszystkie twoje scenariusze i opowiadania :) bardzo podoba mi się twój styl pisania 😋
Omo... Dzięki :) Miło jest przeczytać coś takiego, kiedy się właśnie wstało i za pół godziny trzeba być w szkole xd. Dzięki tobie może nawet mi się będzie chciało ;3
UsuńPozdrawiam~ <3
Alez proszę bardzo :3 naprawde nie mogę doczekac się kolejnej części ^^ prosze pisz szybciej.....codziennie będę tu wchodzić i patrzeć czy dodalas coś nowego :D
UsuńOkey...to jest zajebiste~!!! coraz ciekawiej się robi *.* zresztą wiesz już co sądzę o Twoim pisaniu więc nie będę się znowu rozpisywać ^^ <33333333333 ;* czekam na kolejną część ;3 ;*
OdpowiedzUsuńThis (shit) work is coming...
Usuń