Uwaga

Proszę o pisanie w komentarzach, przy zamówieniach imię autorki, która ma dane zamówienie zrealizować :3
Hesperiata, czy Neko ^^

niedziela, 3 stycznia 2016

(Block B) Sens życia cz.3

A więc słowo wstępne… Hmmm… Po przeczytaniu tego pewnie uznacie, że jestem nienormalna albo coś w tym stylu, poza tym mam wrażenie, że każda kolejna część jest gorsza od poprzedniej :| Mimo to mam nadzieję, że wam się spodoba ;3


Autorka: Neko

*W poprzedniej części*
- Ona… Ona… zniknęła… - wydukała, pociągając nosem i ocierając rękawem łzy cisnące jej się do oczu.
- Kto zniknął? – dopytywał się visual, choć już przeczuwał, jaka będzie odpowiedź.
- ______… - odpowiedziała _._._._ i zaniosła się szlochem. Podała chłopakowi wymiętą kartkę, którą ten rozprostował i zaczął czytać.

„Kochani
Gdy to czytacie, ja jestem już daleko. Nie martwcie się o mnie.
Nie szukajcie mnie, bo i tak nie znajdziecie.
Kiedyś wrócę i wszystko wam wyjaśnię.
Wasza ______”

~*~*~*~

Siedziałaś w gabinecie szefa tej całej Tajnej Jednostki Specjalnej, zastanawiając się, co ci strzeliło do głowy, żeby tu przyjeżdżać? Ale było już za późno i dobrze o tym wiedziałaś, poza tym podejrzewałaś, że i tak nie miałabyś wyboru. Mężczyzna właśnie wyjaśniał wszystko, co powinnaś wiedzieć.
- …na razie przydzieliłem cię do grupy kadetów. Przez trzy miesiące będziesz szkolona, po tym okresie zostaniesz poddana pewnym procesom, mającym na celu zwiększenie twoich możliwości, o ile wyrazisz na nie zgodę, oczywiście. Jeśli się na nie nie zdecydujesz, zostaniesz odesłana jako agent o najniższym stopniu. Wtedy…
- Z góry zgadzam się na wszystkie te „procesy”, o których pan mówi – przerwałaś mu. Szef obrzucił cię przenikliwym spojrzeniem.
- Proszę się wstrzymać z decyzją, przynajmniej do czasu, aż dowiesz się o nich coś więcej.
- W takim razie proszę mi o nich opowiedzieć – to było bezczelne, wiedziałaś o tym, ale skoro już się tu znalazłaś, chciałaś wyciągnąć z tego jak najwięcej. Poza tym irytowało cię, że facet zwracał się do ciebie per „ty”, tak jakbyś nie zasługiwała na jego szacunek. Chciałaś to zmienić, udowodnić mu (i przy okazji sobie), że jesteś coś warta.
Mężczyzna westchnął. Był Amerykaninem po czterdziestce, jego brązowe włosy zaczynały siwieć na skroniach, ale żywe niebieskie oczy uważnie obserwujące otoczenie i pewność siebie w jego ruchach, mówiły „nie oceniaj książki po okładce”.
- „Procesy” to pewne działania, zabiegi wykonywane przez grupę naukowców. Są one podzielone na kilka etapów. Po każdym z nich będziesz przechodzić kolejny okres treningowy. Możesz się zatrzymać na dowolnym etapie, jeśli uznasz, że tyle ci wystarczy.
Pierwszy polega na tym, że twój szkielet i mięśnie są wzmacniane za pomocą włókien węglowych. Łączy się je z ciałem za pomocą wyładowań elektrycznych, dlatego wcześniej przez kilka tygodni będziesz przechodzić krótkie sesje „elektryzowania”, aby twój organizm przyzwyczaił się do tego i by twój mózg nie „wysiadł” od zbyt dużej ilości prądu. Oprócz tego zostanie zwiększona twoja tolerancja na substancje psychoaktywne, trucizny, środki nasenne i tym podobne. Nie wiem dokładnie, jak to działa, więc nie pytaj mnie o to.
Drugi etap polega na zmniejszeniu naturalnych ograniczeń świadomości, byś mogła w większej części wykorzystywać możliwości swego mózgu. Jest to bardzo przydatne, choć czasem nieco uciążliwe. Będzie docierać do ciebie znacznie więcej bodźców, co utrudnia koncentrację, ale pozwala też na lepsze zorientowanie się w sytuacji. Do tego również zostanie wykorzystany prąd, w sumie do każdego etapu jest wykorzystywany, dlatego z każdym kolejnym etapem twoja tolerancja na ładunki elektryczne będzie rosła.
Za trzecim razem do twojego genomu zostaną wprowadzone geny dowolnie wybranego przez ciebie drapieżnika, by wyostrzyć twoje zmysły. To również zmniejszy twoją zdolność koncentracji, ale po to są szkolenia, byś mogła nad tym pracować. Mogą pojawić się skutki uboczne, takie jak na przykład odkształcenia strun głosowych, powodujące możliwość warczenia, mruczenia, ogólnie wydawania dźwięków takich, jak wybrane przez ciebie zwierzę. Aha, i twoje oczy pod wpływem silnych emocji mogą zmieniać kolor.
Czwarty etap… co to było? A, już wiem. W twoją skórę zostanie wprowadzone włókno szklane, zwiększające jej wytrzymałość i odporność na urazy. Oprócz tego znowu będą ci majstrować przy genach, przyspieszając twój metabolizm i zmniejszając konieczność snu do minimum, tak że będą ci potrzebne tylko średnio dwie-trzy godziny dziennie, a oprócz tego mniej więcej raz na dwa, trzy tygodnie 8 godzin ciągłego snu. Będziesz potrzebowała trochę czasu, by się przyzwyczaić.
Piąty etap jest najtrudniejszy do przeprowadzenia i jednocześnie najniebezpieczniejszy. Kilka dni przed jego rozpoczęciem twój szkielet zostanie opleciony siecią cieniutkich złotych drucików, by zwiększyć szanse na powodzenie tego zabiegu. Pozwoli to na wydajniejsze wykorzystanie ładunków elektrycznych, poza tym będzie pełnić funkcję swego rodzaju „magazynu”. Oznacza to, że będziesz mogła na pewien czas zmagazynować w swoim organizmie olbrzymią ilość energii elektrycznej, w ten sposób na przykład uderzenie pioruna nie zrobi na tobie najmniejszego wrażenia. Ale wracając, piąty etap polega na tym, że do twoich komórek zostanie wprowadzony niemal cały genotyp zwierzęcia wybranego przez ciebie przy etapie trzecim i połączony z twoim w ten sposób, byś, o ile wszystko pójdzie dobrze, mogła zmieniać swoją fizyczną postać. Brzmi nieprawdopodobnie, czyż nie? Ale uwierz mi, to jest możliwe. Kontrolowanie tego jest bardzo trudne i szkolenie po tym etapie trwa najdłużej. Twoja świadomość może czasem przechodzić w stan „świadomości zwierzęcej”, jak zwą to naukowcy, to znaczy, że twój mózg będzie się przestawiał na tę najbardziej prymitywną część świadomości. Nie mam pojęcia, jak to działa, ale widziałem efekty. Po takim przeskoku możesz nie pamiętać, co się z tobą działo w trakcie, gdy ta „ludzka” część mózgu była „wyłączona”.
Powiedziałem, że tak będzie, o ile wszystko pójdzie dobrze, bo osiem na dziesięć prób kończy się niepowodzeniem lub tylko częściowo się udaje. Tylko cztery osoby przeszły ten etap w sposób całkowicie zgodny z oczekiwaniami, ale u dwóch wkrótce potem pojawiły się pewne powikłania. Dlatego, jeśli mogę ci coś doradzić, na twoim miejscu nie ryzykowałbym tego zabiegu.
Amerykanin zmierzył cię spojrzeniem swych czujnych niebieskich oczu. Odpowiedziałaś mu spokojnym i pewnym wzrokiem. Trudno ci było uwierzyć w to, co mówił do ciebie szef, ale jeden rzut oka na niego i byłaś pewna, że nie kłamie. Jeśli tak było, przed tobą otwierały się niemal nieograniczone możliwości. W wyobraźni ujrzałaś siebie po tym wszystkim. Już nigdy nikt ci nie zagrozi, już nigdy nie będziesz słaba, będziesz mogła chronić swoich bliskich przed całym światem, ba, nie tylko ich, przecież należysz do jednostki zajmującej się ochroną ludności cywilnej ogółem. Widziałaś siebie ratującą ludzi z pożarów, powodzi i innych katastrof…
- …rozpakuj się, Henry cię tam zaprowadzi. Potem oprowadzi cię po całym kompleksie i resztę dnia masz wolną. Od jutra zaczynasz trening – spojrzałaś trochę nieprzytomnie na Amerykanina, po czym przeniosłaś wzrok na drugiego mężczyznę, który przed chwilą wszedł. Wstałaś, pożegnałaś się z szefem i ruszyłaś za Henrym –wysokim i barczystym brunetem, około trzydziestoletnim o żywych brązowych oczach. Przez jakiś czas szliście w milczeniu i choć ciekawość paliła cię od środka, czekałaś, aż mężczyzna odezwie się pierwszy.
- Więc, jesteś ______, tak?
Skinęłaś głową, patrząc z ukosa na jego wyciągniętą dłoń, którą niepewnie uścisnęłaś.
- Henry, agent drugiego stopnia. Miło cię poznać.
Zmarszczyłaś lekko brwi.
- Drugiego stopnia? – zapytałaś. Mężczyzna potwierdził skinieniem głowy.
- Tak. To znaczy, że przeszedłem pierwszy proces wzmacniający. Wcześniej zastanawiałem się też nad drugim, ale teraz uważam, że nie warto znowu narażać się na ten piekielny ból – mrugnął do ciebie, a ty odpowiedziałaś uśmiechem.
- Więc aż tak bardzo boli? – spytałaś jakby od niechcenia, obserwując dyskretnie reakcję tamtego. Henry pokiwał głową.
- Tak jakby. W końcu to porażenie prądem, ale przynajmniej coś z tego mam – napiął mięśnie, poruszając przy tym brwiami, co wywołało u ciebie niepohamowany chichot.
Po niedługim czasie dotarliście do twojego „mieszkania”. Był to po prostu pokój z łóżkiem, szafą, małym biurkiem i krzesłem – nic specjalnego. Twoja walizka stała obok łóżka, czekając na rozpakowanie.
- Nie za wiele tu tego – mruknęłaś.
- Przekonasz się, że nie potrzeba więcej. Po treningu będziesz tak zmęczona, że rzucisz się na łóżko i pójdziesz spać.
Spojrzałaś na Henry’ego i zadrżałaś lekko na myśl o jutrze, po czym zabrałaś się za wypakowywanie swoich rzeczy. Gdy skończyłaś, poszłaś za mężczyzną, który oprowadził cię po budynku. Choć z zewnątrz wydawał się być tylko dwupiętrowy, okazało się, że duża jego część znajduje się pod ziemią. Jak wyjaśnił ci Henry, na najwyższym piętrze mieściły się wszelkie biura i gabinety, wszystkie sprawy administracyjne i podobne załatwiało się właśnie tam. Parter i pierwsze piętro były częścią mieszkalną. Nie chciało ci się wierzyć, że przebywa tu aż tylu agentów, ale Henry powiedział, że mieszka tu też cały personel Jednostki, naukowcy, strażnicy i ekipa sprzątająca.
Niżej było piętro naukowców, czyli szpital, laboratorium, pomieszczenia do przeprowadzania procesów i kwatery obserwacyjne. Zajmowali je agenci czwartego i piątego stopnia, oraz ci, którzy zdecydowali się na ostatni proces. Twój towarzysz wyraził się o nich „stopień piąty plus”, bo prawdziwych agentów szóstego stopnia było tylko trzech.
- Trzech? Szef mówił o czterech…
- Czterech przeszło proces pomyślnie, ale jeden… - Henry urwał, szukając właściwych słów.
- Nie żyje? – spytałaś, ale mężczyzna pokręcił głową.
- Nie o to chodzi, to… bardzo skomplikowane. Nie wiem wszystkiego, ale podobno zaginął gdzieś parę lat temu. Nikt nie wie, co się z nim dzieje. Nigdy go nie spotkałem, ale niektórzy mówili, że miał coś nie tak z głową i może to i lepiej, że go nie znaleźli…
Dalszą drogę przebyłaś pogrążona w myślach. Ledwie zarejestrowałaś wizytę na piętrze -2, które służyło za zbrojownię, zresztą i tak agent pokazywał ci tylko zamknięte drzwi. Dopiero na najniższym piętrze ożywiłaś się nieco, bo były tam sale treningowe i symulacyjne. Przez duże szyby obserwowałaś agentów trenujących walkę z różnego rodzaju bronią, od noży po karabiny maszynowe. Z zachwytem przyglądałaś się Azjatce uzbrojonej w dwie katany, wirującej w niebezpiecznym tańcu z ciemnoskórym mężczyzną, którego bronią był duży, dwuręczny miecz.
- Robi wrażenie, prawda? – powiedział cicho Henry, a ty przytaknęłaś, nie odrywając wzroku od walczącej pary. Mimo znacznej różnicy wzrostu i masy walka była wyrównana. Drobna kobieta zręcznie odpierała ataki przeciwnika, aż wreszcie szybkim ruchem pozbawiła go broni i przystawiła drugie ostrze do jego szyi. Po kilku sekundach cofnęła się i pozwoliła mężczyźnie zabrać miecz. Sama schowała katany i poszła napić się wody, po czym wytarła twarz ręcznikiem leżącym obok butelki. Wtedy wasze spojrzenia się spotkały. Zażenowana zaczerwieniłaś się lekko i spuściłaś wzrok, przez co nie zauważyłaś, kiedy kobieta do ciebie podeszła.
- Cześć, jestem JiYong. Jesteś tu nowa? – zapytała po angielsku. Kiwnęłaś głową, unikając patrzenia jej w oczy.
- ______ - powiedziałaś cicho, podając dłoń Azjatce. Jej uścisk był mocny, pewny.
- Nie musisz się mnie bać – usłyszałaś rozbawiony głos agentki.
- Nie, nie, ja tylko… - zaczęłaś, ale wtedy kobieta zauważyła twego towarzysza.
- Henry! Dawno cię tu nie było – powiedziała z uśmiechem.
- No. I nie przychodziłbym tu, gdybym nie musiał. Oprowadzam ______ po kwaterze. I powiem ci, że jak na czwarty stopień, to nie popisałaś się – mrugnął do niej wesoło, a JiYong roześmiała się.
- Głuptasie, to nie ja trenowałam, tylko on. Poza tym to i tak nieważne, zaraz idę do symulatora. Do zobaczenia!
Odprowadziłaś wzrokiem jej drobną postać, słuchając kolejnych wyjaśnień Henry’ego.
- Musisz wiedzieć, że tutaj tradycyjną bronią walczy się głównie dla przyjemności i dla zachowania kondycji, choć niektórzy w starciu wybierają właśnie ostrze niż broń palną. Ja tam wolę pistolet, nie czułbym się zbyt pewnie, mając do obrony tylko kawałek żelastwa.
Pokiwałaś głową, podążając za swym przewodnikiem spowrotem do pokoju.
-Co to są symulatory? – zapytałaś.
- To pomieszczenia, gdzie symuluje się różne sytuacje w różnych miejscach, na przykład atak terrorystów, porwanie i inne, wszystko po to, byśmy byli jak najlepiej przygotowani. Chociaż naszym głównym celem jest ochrona ludzi, robimy to na swój sposób. Walczymy głównie ze zorganizowaną przestępczością, taką jak gangi narkotykowe i tym podobne, ale różne sytuacje mogą się zdarzyć. Musimy umieć walczyć w różnych warunkach i po to właśnie są symulatory. Często jednak nasza praca nie polega tylko na walce, ale na rozmowie. Ci u góry starannie dobierają ludzi. W całej jednostce aktualnie jest około stu agentów pracujących na całym świecie. W tej chwili mamy trójkę kadetów, w tym ciebie. Niby niedużo, ale na razie nie potrzeba więcej.
- A co się dzieje z tymi, którzy odmówili wstąpienia do Jednostki?
Henry rzucił ci przeciągłe spojrzenie.
- Nie wiem o żadnym takim przypadku.
Resztę drogi pokonaliście w milczeniu. Gdy tylko dotarliście do twojego obecnego miejsca zamieszkania, agent odwrócił się i odszedł.

~*~*~*~

Gdy tylko _._._._ ochłonęła nieco, pierwsze co zrobili twoi przyjaciele, to zgłosili na policję twoje zaginięcie. W mieszkaniu nie zostało wiele twoich rzeczy, tylko kilka ubrań i niepotrzebnych drobiazgów – nic, co mogłoby pomóc w ustaleniu prawdopodobnego miejsca twojego pobytu. Policja nie dawała większych szans na twoje odnalezienie, ale po interwencji odpowiednich osób na każde lotnisko w kraju rozesłano twoje zdjęcie i informację o zaginięciu. Niewiele mogli zrobić, nie mieli żadnego punktu zaczepienia. Zupełnie, jakbyś wyparowała.
Chłopaki i _._._._ szaleli z niepokoju, ale po tygodniu ich życie wróciło do względnej normy. Wszyscy mieli swoje obowiązki i nawet zniknięcie przyjaciółki nie usprawiedliwiało ich zaniedbywania. Kilka tygodni później Block B ruszyli w trasę koncertową, a _._._._ została w Seulu. W wolnym czasie szukali cię na własną rękę - zespół wynajął nawet prywatnego detektywa - ale niewiele to dało. Pozostawało im tylko czekać i mieć nadzieję, że nic ci się nie stało.

~*~*~*~

Trzy miesiące minęły ci szybko. Szybko przyzwyczaiłaś się do codziennej rutyny: wstawałaś około 7 rano, szłaś do kantyny na śniadanie, potem na najniższym piętrze odbywałaś czterogodzinny trening,
następnie godzinna przerwa na obiad i prysznic, dwie godziny w symulatorze, potem dwie godziny treningu umysłu, czyli nauka strategii, planowania, poznawanie zachowań ludzi itd. Potem przerwa na podwieczorek, kolejne cztery godziny treningu, kolacja, prysznic i po 23 rzucałaś się skonana na łóżko. Co tydzień był jeden luźniejszy dzień, w którym z harmonogramu wypadał symulator i dwie godziny wieczornego treningu, przez co mieliście dwie godziny czasu wolnego i dwie godziny więcej snu.
Po ukończeniu szkolenia zostałaś wezwana do gabinetu szefa, by uzgodnić czy i ile procesów ma zostać przeprowadzonych. Od razu zgodziłaś się na wszystkie. Niebieskooki Amerykanin poinformował cię, że przed rozpoczęciem każdego etapu dostaniesz do podpisania dokument, potwierdzający dobrowolność wykonywanych zabiegów.
Pierwszy proces wykonano już trzy tygodnie później. Przez ten czas co drugi dzień byłaś poddawana działaniu elektryczności. Henry miał rację, to bolało, ale byłaś na to gotowa, bo wiedziałaś, że to cię wzmocni. Stało się to niemal twoją obsesją, nawet po "naładowaniu" prądem szłaś na salę treningową i ćwiczyłaś sztuki walki i posługiwanie się każdym rodzajem broni. Zwróciłaś się z prośbą o pomoc do JiYong, która zgodziła się zostać twoją mentorką. Byłaś pojętną uczennicą i opanowanie podstaw nie sprawiło ci większych trudności.
Przeprowadzenie pierwszego procesu trwało około godziny, później przez kilka dni musiałaś odpoczywać. Trochę zajęło ci przyzwyczajenie się do nowej siły i giętkości, ale ogółem byłaś zadowolona z efektu.
Gdy wróciłaś do pełnej sprawności zaczął się kolejny, również trzymiesięczny okres szkolenia.

~*~*~*~

Zico przechadzał się samotnie ulicami Seulu. To już rok, odkąd pierwszy raz zobaczył ______, rok, odkąd zaczęła się ta przyjaźń. I cztery miesiące od jej zniknięcia. Tak bardzo brakowało mu jej żartów, jej beztroskiego śmiechu, jej szalonych pomysłów… Bez niej życie nie było już tak ciekawe i intrygujące.
Zatrzymał się przed wylotem uliczki, w której niemal dokładnie rok wcześniej pomógł brunetce uwolnić się od trójki prześladowców. I w której został pobity kilka tygodni przed jej tajemniczym zniknięciem.
Chłopak parsknął niezadowolony i ruszył w drogę powrotną do dormu. Nie chciał rozpamiętywać przeszłości, zwłaszcza że naprawdę docenił wartość towarzystwa i przyjaźni ______ dopiero wtedy, gdy jej zabrakło. Pozostawała jeszcze nikła nadzieja, że jeszcze kiedyś wróci.
Wszedł do dormu i zastał tam zwyczajny chaos. Dookoła walały się porozrzucane ubrania, a P.O rzucał właśnie zrolowanymi skarpetkami w Taeila. Mimowolnie na twarzy lidera pojawił się uśmiech. Wszyscy jakoś to przeżyli, ale starają się żyć tak, jak dawniej.
Z kuchni dobiegały dziwne odgłosy, więc Jiho postanowił to sprawdzić. U-kwon i _._._._ przygotowywali rybę. A raczej starali się przygotować.
- Aish, ten wasz karp to najbardziej niewdzięczna ryba pod słońcem! Jest taki oporny! – marudził chłopak, a _._._._ śmiała się z niego.
- Co robicie? – zapytał zaciekawiony blondyn.
- _._._._  uczy mnie, jak robić wigilijnego karpia, ale on się sprzeciwia. Jakby mnie słuchał, wszystko byłoby dobrze! Ale nie, on się uparł i zdecydował się przypalić, no co za zwierzak no!
Teraz i Zico zaczął się śmiać. Zachowanie czerwonowłosego było tak absurdalnie głupie, że nie dało się długo zachować powagi.
- Z czego się śmiejecie? To bardzo poważna sprawa! – obruszył się U-kwon, wywołując kolejną salwę śmiechu.
Nieprawdopodobne, ile radości wniosła tutaj ______. Znaczy, już wcześniej było wesoło, ale nie aż tak. Dzięki tej drobnej brunetce wszystko zaczęło rysować się w jeszcze bardziej kolorowych barwach. Szkoda, że te święta będziemy musieli spędzić bez niej, pomyślał lider, ale zaraz przyszło mu do głowy, że może właśnie wtedy _______ wróci. Wpadnie do dormu z wielkim hukiem i krzyknie na całe gardło, że to był tylko żart… Przynajmniej miał taką nadzieję.

~*~*~*~

Święta minęły ci niemal niezauważenie. Tylko tyle, że w Wigilię była wystawna kolacja, a następnego dnia rano każdy dostał drobny (lub większy) upominek od szefa. Ty dostałaś dwie katany i komplet noży różnego kształtu i wielkości. Zaraz poszłaś je wypróbować i cały dzień minął ci na treningu. A potem już wszystko wróciło do normy.
Już na początku roku poszłaś do gabinetu szefa, podpisać kolejny dokument zezwalający na drugi proces, by został przeprowadzony zaraz po zakończeniu okresu treningowego po pierwszym. Nie chciałaś tracić ani jednego dnia, pochłaniała cię tylko jedna myśl – stać się silniejszą, by móc chronić to, co drogie twemu sercu.
Czasem, w przerwach między treningami, dopadała cię tęsknota za przyjaciółmi. Zaczynały cię wtedy piec oczy, ale rzadko pozwalałaś łzom popłynąć. Dużo częściej rzucałaś się ponownie w wir walki, obiecując sobie w myślach: już niedługo.
W pokoju nadal trzymałaś gwiazdkowe upominki od chłopaków, ale coraz rzadziej się przy nich zatrzymywałaś. Nie miałaś na to czasu. Wyjątkiem był pluszowy biały tygrys, z którym spałaś każdej nocy, wtulając twarz w jego miękkie futerko.
Drugi etap nie był jednorazowym zabiegiem. Powiększanie stopnia świadomości trwało kilka tygodni, w końcu było to działanie prądem na delikatną strukturę mózgu. Już po pierwszej sesji odczułaś wyraźną różnicę – zapamiętywanie przychodziło ci dużo łatwiej, tak samo wykonywanie rozmaitych obliczeń. Prostsze też było odgadywanie emocji i nastrojów ludzi, z którymi miałaś styczność.
Szkolenie po tym procesie trwało pięć miesięcy, polegało głównie na nauczeniu się szybkiego klasyfikowania odbieranych bodźców pod względem ważności, przydatności, by nie tracić czasu na analizę tych mniej ważnych, a także na długotrwałemu utrzymywaniu koncentracji, nawet przy niesprzyjających warunkach.
Zgodę na trzeci proces również podpisałaś odpowiednio wcześniej, z podaniem zwierzęcia, którego geny miały być zaimplantowane do twojego DNA – oczywiście był to tygrys i, jak powiedziałaś, najlepiej biały.
Sesje „elektryzowania” z czasem stawały się coraz mniej bolesne. Nie wiedziałaś, czy to dlatego, że się już trochę uodporniłaś, czy po prostu nauczyłaś się ignorować ból. W każdym razie trzeci etap nie był tak uciążliwy, jak dwa poprzednie, choć trwał niemal dwie godziny bez przerwy. Gdy wyszłaś z „sali zabiegowej”, w głowie huczało ci od różnych dźwięków i zapachów, które wcześniej były dla ciebie niewyczuwalne, a oczy bolały, jakbyś włożyła zbyt mocne okulary.
Trening po tym procesie również miał trwać pięć miesięcy, ale w tym momencie nie obchodziło cię nic poza ciemnym pokojem i miękkim łóżkiem.


Dobra, starczy tyle, nie będę wam dawać wszystkiego naraz ;3 Właśnie mi przyszło do głowy, że to mogło być nudne, w końcu dużo opisów i znikoma ilość dialogów, ale trudno. Najwyżej będę zbierać od was baty xd. Nie wahajcie się mi wytknąć błędów, jeśli takowe zauważycie, ewentualnie możecie ponarzekać na głupotę i bezsensowność tej części, nie będę zaskoczona ;* 

5 komentarzy:

  1. Kobieto ja chce więcej :3 życzę ci dużo ale to bardzo dużo weny ^^

    Jakby co czytalam wszystkie twoje scenariusze i opowiadania :) bardzo podoba mi się twój styl pisania 😋

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Omo... Dzięki :) Miło jest przeczytać coś takiego, kiedy się właśnie wstało i za pół godziny trzeba być w szkole xd. Dzięki tobie może nawet mi się będzie chciało ;3
      Pozdrawiam~ <3

      Usuń
    2. Alez proszę bardzo :3 naprawde nie mogę doczekac się kolejnej części ^^ prosze pisz szybciej.....codziennie będę tu wchodzić i patrzeć czy dodalas coś nowego :D

      Usuń
  2. Okey...to jest zajebiste~!!! coraz ciekawiej się robi *.* zresztą wiesz już co sądzę o Twoim pisaniu więc nie będę się znowu rozpisywać ^^ <33333333333 ;* czekam na kolejną część ;3 ;*

    OdpowiedzUsuń