Cześć, to znowu ja.
No. I nie bardzo wiem, co mam wam napisać. Yyy… Dobra, koniec tego gadania, nie
chcę was zanudzić od razu na wstępie xd
Miłego czytania ;3
Autorka: Neko
*W poprzedniej części*
Trzeci etap nie był
tak uciążliwy, jak dwa poprzednie, choć trwał niemal dwie godziny bez przerwy.
Gdy wyszłaś z „sali zabiegowej”, w głowie huczało ci od różnych dźwięków i
zapachów, które wcześniej były dla ciebie niewyczuwalne, a oczy bolały, jakbyś
włożyła zbyt mocne okulary.
Trening po tym
procesie również miał trwać pięć miesięcy, ale w tym momencie nie obchodziło
cię nic poza ciemnym pokojem i miękkim łóżkiem.
~*~*~*~
_._._._ była
bardzo zdziwiona, gdy do ______ zaczęły przychodzić kartki urodzinowe i
prezenty. Potem przypomniała sobie, że rodzina jej przyjaciółki nie miała
pojęcia o jej zniknięciu. Nie mogła ich teraz poinformować, nie chciała, by się
martwili, ale z drugiej strony nie wiedziała, co zrobić z prezentami. W końcu
zabrała je wszystkie do dormu Block B z nadzieją, że pomogą jej to rozwiązać.
Otworzył jej B-bomb.
- O,
_._._._. Co ty tam tachasz? Daj, pomogę ci – chłopak wziął od blondynki większą
część pakunków i zaniósł je do kuchni.
- To są
prezenty urodzinowe ______ od jej rodziny z Polski – wyjaśniła _._._._.
- Dobrze… Ale
dlaczego przyniosłaś je tutaj? – zapytał powoli tancerz. _._._._ wzruszyła
ramionami.
- Nie
wiedziałam, co z nimi zrobić. Pomyślałam, że może mi pomożecie – spojrzała z
nadzieją na B-bomba, ale ten pokręcił głową.
- Nic z
tego. One należą do______.
- Ale Bambi…
jej tu nie ma i nie wiadomo, kiedy wróci. Nie wiadomo, czy w ogóle wróci – do
oczu blondynki napłynęły łzy, które dziewczyna starała się powstrzymać. Brunet
westchnął cierpiętniczo.
- Pójdę po
resztę – powiedział zrezygnowany.
Już wkrótce
wszyscy dyskutowali w sprawie tych nieszczęsnych paczek. W końcu stanęło na
tym, że otworzą je, by sprawdzić, czy nie ma tam nic, co się psuje (czytaj:
jedzenie), a resztę zachowają do czasu powrotu ______, w który wszyscy już
powoli zaczynali wątpić.
- Jak możesz
mówić, że ona nie wróci? – obruszył się Taeil, patrząc gniewnie na Kyunga.
- Ale
pomyśl, przez rok nie dawała znaku życia, nikt jej nie widział, nikomu nie
udało się jej znaleźć…
- No i co?
Zdarza się przecież, że zaginione osoby są odnajdowane po kilku latach… -
najstarszy nadal próbował przekonać resztę. Pozostali członkowie zespołu i
_._._._ popatrzyli na niego sceptycznie.
- No nie
wiem… - zaczął P.O, ale przerwał mu Jaehyo.
- Ja tam
wolę wierzyć, że ______ do nas wróci. Dopóki nie znajdą jej martwego ciała,
będę uważał, że ona żyje.
- Wiecie co,
ja proponuję zostawić tę sprawę tak, jak jest. Zróbmy to, co postanowiliśmy i
wracajmy do swoich zajęć – odezwał się Zico, a wszyscy mu przytaknęli. Taeil
rzucił przelotne spojrzenie na inny prezent, czekający już cały rok – album ze
zdjęciami ich wszystkich, który zamierzali podarować ______ na ostatnie
urodziny – i wyszedł na dwór. Potrzebował się przewietrzyć. Miał dość
słuchania, że ona nie wróci. Wydawało się, że oprócz _._._._ to właśnie on
przeżył zniknięcie ______ najbardziej.
Przez kilka miesięcy ich znajomości bardzo się do niej przywiązał, była dla
niego jak młodsza siostrzyczka. Zawsze umiała wywołać uśmiech na jego twarzy.
Przypomniało
mu się, jak kiedyś ______ uczyła B-bomba przeklinać po Polsku. Potem przez cały
dzień tancerz chwalił się nowo nabytą umiejętnością, a brunetka łaziła za nim i
poprawiała go, gdy wypowiedział któreś słowo nieprawidłowo.
Zachichotał
na to wspomnienie. Było to tak dawno, a jednocześnie tak niedawno. Nie chciał,
nie mógł uwierzyć, że ______ już nie wróci. Ciągle wierzył w to, co napisała na
tamtej małej karteczce.
„Kiedyś
wrócę i wszystko wam wyjaśnię”
~*~*~*~
Po kilku
tygodniach przyzwyczaiłaś się do wyostrzonych zmysłów. Treningi były teraz o
wiele łatwiejsze, bo niemal nic nie było w stanie cię zaskoczyć. Wreszcie
mogłaś pojedynkować się z JiYong jak równy z równym, choć nadal nie udawało ci
się jej pokonać. We władaniu kataną i różnymi rodzajami noży doszłaś do
mistrzostwa, teraz uczyłaś się posługiwać szpadą, pałaszem i krótkim mieczem.
Spędzałaś wiele godzin na treningach nie tylko z Azjatką, ale też z innymi
agentami.
Któregoś
dnia zaczęłaś się uważnie przyglądać swojemu odbiciu w lustrze, nie mogąc
uwierzyć, jak bardzo się zmieniłaś. Twoja sylwetka stała się smuklejsza, pod
bladą skórą delikatnie rysowały się mięśnie. Nie pamiętałaś, kiedy ostatnio
wyszłaś na zewnątrz. Twarz, kiedyś roześmiana, teraz miała poważny wyraz.
Miałaś też wiele cienkich, drobnych blizn, na pierwszy rzut oka niewidocznych –
pamiątki po pojedynkach. Całe szczęście, że była tu tak dobra opieka medyczna,
dzięki czemu wszystko szybko się goiło. Twoje oczy nabrały lekko złotawego
odcienia, a włosy rozjaśniły się – efekt tygrysich genów.
Tego dnia
zwróciłaś się do szefa z prośbą, byś mogła na kilka dni opuścić kwaterę.
Niebieskooki Amerykanin zgodził się, pod warunkiem, że któryś z agentów będzie
ci towarzyszył.
- Ale
dlaczego? Nie potrzebuję ochroniarza… - zaczęłaś, ale mężczyzna ci przerwał.
- Od kilku
tygodni agenci z naszej jednostki są atakowani przez nieznanych ludzi. Kilkoro
już nie żyje. Nie mogę pozwolić, byś zginęła przez swój brak doświadczenia.
Zapadła
nieprzyjemna cisza. Przygryzłaś wargę, rozważając słowa szefa.
- Ale… kto
mógłby być na tyle silny, by ich zabić? – zapytałaś. Amerykanin westchnął i
odwrócił się do okna. Roztaczał się z niego piękny widok. Kwatera główna twojej
jednostki mieściła się na niewielkiej wysepce kilka kilometrów od lądu. Z
wybrzeżem Korei łączył ją jedynie most, wydający się z tej perspektywy bardzo
cienki i kruchy.
- Mam pewne
podejrzenia, ale wolę ich nie zdradzać, dopóki nie będę miał pewności. Powinna
ci wystarczyć informacja, że w razie ataku sama sobie nie dasz rady.
Tydzień
później odwieziono cię na ląd. Wraz z JiYong, która zgodziła się ci towarzyszyć,
zostałyście wysadzone w Seulu przed hotelem, w którym zarezerwowano dla was
pokoje na trzy dni (oczywiście pod fałszywymi nazwiskami). Dziwnym trafem był
to właśnie ten hotel, w którym kiedyś pomieszkiwali chłopaki z Block B.
Zostawiłyście
swoje bagaże w pokoju i wyszłyście na zakupy, bo Azjatka uznała, że przyda ci
się trochę rozrywki. Biegając po galerii handlowej poczułaś się tak, jakby to
wszystko nigdy się nie wydarzyło – do pełni szczęścia brakowało ci tylko _._._._
i chłopaków. Nagle, jakby przywołany twymi myślami, na horyzoncie pojawił się
B-bomb. Przez chwilę przyglądał ci się ze zmarszczonym czołem, ale zaraz jego
oczy rozszerzyły się, gdy cię rozpoznał. Jego usta wymówiły bezgłośnie twoje
imię, po czym ruszył szybkim krokiem w twoją stronę. Stałaś jak sparaliżowana.
Tak bardzo chciałaś do niego podbiec, przytulić się, znowu czuć, że masz
przyjaciół, ale wiedziałaś, że nie możesz. Z uczuciem, jakby twoje serce pękało, cofnęłaś się o krok. A potem o jeszcze jeden. I jeszcze. Tancerz wykrzyknął
twoje imię, prawie biegnąc do ciebie, ale pokręciłaś głową, czując, jak łzy
spływają ci po policzkach.
-______! –
był już tak blisko, a ty nadal się cofałaś.
- Jeszcze
nie. Jeszcze nie teraz – powiedziałaś łamiącym się głosem, po czym odwróciłaś
się i uciekłaś do toalety. Stanęłaś przed lustrem, ściskając dłońmi umywalkę i
spojrzałaś na swoje odbicie w lustrze, po czym wybuchnęłaś niepohamowanym
płaczem. Zakryłaś usta dłońmi, oparłaś się o ścianę za tobą i osunęłaś się
bezwładnie na ziemię. Płakałaś za wszystkimi straconymi chwilami, za
zmarnowanymi dniami bez nawet jednego uśmiechu. Dotarło do ciebie, jak puste
było twoje życie bez nich, bez twoich przyjaciół. Ledwie zarejestrowałaś, że
ktoś uklęknął obok ciebie i zaczął delikatnie kołysać w ramionach. Wtuliłaś się
rozpaczliwie w ciało tej osoby, chowając mokrą od łez twarz w jej ramieniu.
- Ciii… Już
dobrze… - powtarzał znajomy kobiecy głos.
Minęło dużo
czasu, zanim się uspokoiłaś. Z trudem oderwałaś się od JiYong, wycierając oczy rękawem.
- Tamten
chłopak… To był ktoś ważny? - spojrzałaś na agentkę żałośnie i kiwnęłaś głową.
- Przyjaciel
– odezwałaś się zachrypniętym od płaczu głosem i skuliłaś się pod ścianą.
Azjatka w geście pocieszenia zacisnęła dłoń na twoim ramieniu.
- Jeśli chcesz,
możemy wrócić do hotelu – zaproponowała łagodnie, na co ty znowu kiwnęłaś
głową. Wstałaś powoli, podtrzymywana przez kobietę.
- Ale
najpierw trzeba cię trochę ogarnąć – mruknęła cicho JiYong i zabrała się za
naprawianie szkód, jakie wyrządziły łzy w twoim makijażu.
Podczas
drogi powrotnej byłaś jeszcze bardziej milcząca niż zwykle. Wpatrywałaś się
tępo w przestrzeń, myślami będąc daleko. Kiedy tylko znalazłaś się w pokoju,
mimo dość wczesnej pory rzuciłaś się na łóżko i zasnęłaś.
B-bomb
patrzył zdezorientowany, jak ______ odwraca się i ucieka. Zatrzymał się i
odprowadził ją wzrokiem, a w głowie dźwięczały mu jej słowa, których znaczenia
nie rozumiał. Jeszcze nie. Jeszcze nie
teraz. O co mogło jej chodzić? Straciwszy ochotę na zakupy, skierował swe
kroki powrotem do dormu.
- O, Bambi!
Już wróciłeś? – dobiegł go wesoły głos _._._._. Tancerz wszedł do salonu i
bezwładnie opadł na fotel.
- Co się
stało? Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha – zatroskał się U-kwon.
- Bo
widziałem. ______… - wyszeptał tancerz, wodząc wzrokiem po twarzach
zgromadzonych w salonie przyjaciół. Szok. Niedowierzanie. Szaleńcza nadzieja.
To właśnie wyrażały ich miny.
- Gdzie? –
B-bomb zwrócił wzrok na Zico.
- Gdzie ją
widziałeś? – powtórzył lider. Brunet przesunął dłonią po twarzy, próbując
zebrać myśli.
- W galerii…
- Chłopaki!
I _._._._, oczywiście. Zbieramy się. Kierunek galeria handlowa – zarządził
Jiho, ale powstrzymał ich udręczony głos tancerza.
- Nie! Ona…
Ona nie chciała…
Uwaga
wszystkich skupiła się znowu na chłopaku.
- Czego nie
chciała? – zapytał Jaehyo.
- Ona…
uciekła. Przede mną, gdy chciałem do niej podejść. Powiedziała…
B-bomb
urwał. Przeczesał z irytacją włosy dłonią, nie patrząc na przyjaciół.
-
Powiedziała: „Jeszcze nie. Jeszcze nie teraz.”
Zapał grupki
przyjaciół momentalnie opadł, jakby uszło z nich powietrze. Wrócili powrotem na
swoje miejsca.
- No ale…
przynajmniej wiemy, ze żyje i że nic jej nie jest… - próbował pocieszyć resztę
Taeil.
- Dlaczego…
Czemu nie chciała pozwolić ci podejść? – zastanawiał się Kyung. Tancerz
westchnął.
- Nie mam
pojęcia. Ale obiecała, że wyjaśni. Wtedy, na kartce. Powinniśmy jej pozwolić
rozegrać to tak, jak chce.
~*~*~*~
Następnego
dnia wstałaś wcześnie rano. Popatrzyłaś na leżącą obok ciebie maskotkę białego
tygrysa, z którą nigdy się nie rozstawałaś i zaczęłaś się zastanawiać, jak oni
przeżyli twoje zniknięcie. Doszłaś do wniosku, że to było bardzo samolubne z
twojej strony. Postanowiłaś napisać do nich liścik. Wyrwałaś kartkę z notatnika
i zaczęłaś pisać.
Kochani
Przepraszam was, że
przez tyle czasu nie dawałam znaku życia.
Niestety, nie mogę się
z wami jeszcze spotkać, ale obiecuję, że wrócę do was już niedługo.
Bardzo za wami tęsknię
i chciałabym móc już teraz być tam, z wami, ale mam pewne zobowiązania, które
muszę wypełnić. Proszę, poczekajcie jeszcze te kilka miesięcy.
Wasza ______
- ______,
nie śpisz już? – usłyszałaś zaspany glos JiYong. Pokręciłaś głową i kucnęłaś
przy łóżku Azjatki.
- JiYong,
mam do ciebie prośbę. Mogłabyś to dostarczyć do dormu Block B? Sama bym to
zrobiła, ale nie mogę się jeszcze z nimi spotkać. Jeszcze nie skończyłam
szkolenia, poza tym nie ustaliłam z szefem, ile mogę im powiedzieć, a na pewno
zaczęliby zadawać pytania i… - urwałaś, spoglądając błagalnie na agentkę.
Kobieta westchnęła, przetarła twarz dłonią i zwlekła się z łóżka.
- Dobra, ale
będziesz musiała mnie zaprowadzić. Nie mam pojęcia, gdzie oni mogą mieszkać –
mruknęła, a ty posłałaś jej pełen wdzięczności uśmiech.
Kilka minut
później przemierzałyście ulice Seulu. Kiedy mijałyście mieszkanie twojej
przyjaciółki, zwolniłaś i odprowadziłaś je tęsknym wzrokiem.
- Tutaj
mieszkałam, zanim mnie zwerbowali – szepnęłaś i ruszyłaś zdecydowanym krokiem
przed siebie, starając się powstrzymać falę wspomnień.
- JiYong, a
jakie zwierzę ty wybrałaś na trzeci proces? – zapytałaś, chcąc się skupić na
czymś innym. Kobieta spojrzała na ciebie zaskoczona.
- Panterę
mglistą, a co? – odpowiedziała po dłuższej chwili.
- A nic, tak
się pytam – uśmiechnęłaś się do swojej towarzyszki.
Po niedługim
czasie dotarłyście na ulicę, przy której mieścił się dorm Block B. Przystanęłaś
i wskazałaś na odpowiedni budynek. Agentka ruszyła dalej, a ty obserwowałaś
wszystko z bezpiecznej odległości. JiYong zadzwoniła do drzwi. Po chwili
otworzył jej wysoki chłopak, w którym rozpoznałaś P.O. Dzięki swoim wyostrzonym
zmysłom mogłaś usłyszeć ich rozmowę.
- Kim pani
jest?
- Nie musisz
wiedzieć. Przyszłam tu, by dostarczyć wam tę kartkę – kobieta podała mu twój
liścik. Maknae rozłożył go i przeczytał, a potem spojrzał zszokowany na
agentkę.
- Gdzie ona
jest? – zapytał.
- Tam, gdzie
chce. Nie wiem, co jest napisane na tej kartce, ale wszystko, co ją spotkało,
stało się z jej własnej woli – odparła JiYong, po czym pożegnała się i odeszła,
ale zatrzymał ją jeszcze głos P.O.
- Przekaż
jej, że poczekamy! Niech szybko załatwi swoje sprawy i niech do nas wraca!
Kobieta
odwróciła głowę.
- Przekażę
jej – powiedziała i oddaliła się w twoją stronę. Maknae jeszcze chwilę
odprowadzał ją wzrokiem i wszedł do dormu, mamrocząc pod nosem coś, co brzmiało
jak „zimna suka”. Z trudem udało ci się zachować obojętny wyraz twarzy, ale
twoje oczy lśniły od powstrzymywanych łez.
- Słyszałam
– odezwałaś się, gdy agentka podeszła do ciebie i ruszyłyście w drogę powrotną.
Było ci lżej na sercu, bo teraz twoi przyjaciele przynajmniej w przybliżeniu
wiedzą, kiedy wrócisz.
Ten i
następny dzień spędziłaś, korzystając z niemal wszystkich atrakcji, jakie
oferował Seul, a potem bez większego żalu wróciłaś do kwatery głównej i z nową
energią oddałaś się treningom. Teraz mieszkałaś w jednej z tych dużych kwater
dla agentów czwartego i wyższego stopnia. Było to o tyle wygodne, że miałaś
własną mini-salę treningową i mogłaś ćwiczyć, kiedy tylko chciałaś.
Na te święta
znowu dostałaś broń, tak że twoja własna kolekcja bardzo się powiększyła.
Uczyłaś posługiwać się każdą z nich, a do tego JiYong zgodziła się nauczyć cię
wykonywać różne skomplikowane manewry typu podwójne salto z piruetem i inne.
Czwarty
proces uniemożliwił ci trenowanie z bronią na miesiąc, czyli tyle, ile trwał "okres szkoleniowy" po nim. W tym czasie z nudów zaczęłaś uczyć się różnych
języków. Umiałaś już biegle polski, angielski i koreański, a w ciągu tego
miesiąca, dzięki twym zwiększonym możliwościom, przyswoiłaś japoński, mandaryński,
rosyjski, hiszpański, włoski, francuski, arabski i hindi.
Zgodę na
piąty etap podpisałaś, gdy tylko minął ten miesiąc. Szef proponował ci, byś odpoczęła
kilka tygodni, ale ty chciałaś zakończyć to jak najszybciej i wrócić do
przyjaciół. Zaczęły się intensywne sesje „elektryzowania”, a po trzech
tygodniach wszczepili ci tą złotą sieć. Każde jej włókno miało średnicę kilkadziesiąt
razy cieńszą niż ludzki włos, dlatego z łatwością przeniknęła przez skórę i
oplotła się wokół twych kości. Teraz „elektryzowanie” nie sprawiało ci już
bólu, odczuwałaś tylko przyjemne mrowienie w całym ciele. Kilka dni później,
tuż przed rozpoczęciem „zabiegu” szef złożył ci nieoczekiwaną wizytę.
- ______,
nie musisz przystępować do tego procesu.
- Nie muszę,
ale chcę. Poza tym, podpisałam już zgodę.
- Zgodę
zawsze można unieważnić. Wystarczy, że powiesz, mogę ją zniszczyć.
Zmarszczyłaś
brwi.
- O co panu
chodzi? – zapytałaś zirytowana. Mężczyzna westchnął.
- O to, że…
połowa agentów, którzy przystąpili do tej próby, nie przeżyła jej. Jesteś
bardzo zdolną agentką i nie chciałbym stracić kogoś takiego. Nawet jeśli
przeżyjesz, mogą pojawić się powikłania…
- Szefie,
jeśli chce mnie pan przestraszyć, to się panu nie udało. Zdecydowałam już dawno
i nie zmienię tego. Jeśli się nie uda, to przynajmniej nie będę żałowała, że nie
spróbowałam – z tymi słowami weszłaś do sali.
Ten proces
zdecydowanie był najdłuższy i najboleśniejszy. Prąd przepływający przez twe
ciało palił żywym ogniem, mimo złotej sieci. Przez bite sześć godzin byłaś
poddawana działaniu ładunków elektrycznych z krótkimi przerwami na uzupełnienie
elektrolitów. Pod koniec poczułaś, jakby twoje ciało się rozciągało, a ból był
tak wielki, że straciłaś przytomność.
Obudziłaś
się w swojej kwaterze. Rozejrzałaś się po pomieszczeniu, dostrzegając wszystkie
szczegóły z nadzwyczajną ostrością. Czułaś, że twoje ciało nie jest… takie jak
powinno. Nadal bolały cię wszystkie mięśnie i byłaś ociężała, ale to nie o to
chodziło. Przekręciłaś się na brzuch i z zaskoczeniem spojrzałaś na swoją rękę.
Dłoń miała dziwny kształt, a całość była pokryta białym, miękkim puszkiem.
Obróciłaś ją i po wewnętrznej stronie zobaczyłaś delikatne poduszeczki.
Uśmiechnęłaś się do siebie i zeszłaś z łóżka, stając na czworaka. Powoli
przeszłaś do swojej sali treningowej, której jedna ściana była zastąpiona
lustrem i z ciekawością przyglądałaś się swojemu odbiciu. Nie byłaś tygrysem,
nie w całości. Wyglądałaś jak hybryda. Twarz nieco przypominała tygrysią, ale
była bardziej płaska – bardziej ludzka. Twoje długie włosy pobielały i układały
się wokół głowy niczym grzywa, klatka piersiowa miała bardziej zwierzęcy
kształt, a piersi nie było widać pod gęstym, białym futrem, poprzecinanym
gdzieniegdzie czarnymi prążkami. Nogi bardziej przypominały łapy, natomiast ręce były
prawie ludzkie, tylko dłuższe i pokryte sierścią. Z tyłu wdzięcznie kołysał się
długi, prążkowany ogon, a nad grzbietem unosiły się dwie dziwne białe struktury.
Przekrzywiłaś lekko głowę, próbując odgadnąć, co to może być. Napięłaś mięśnie
grzbietu i struktury poruszyły się, ukazując się w pełnej okazałości. Z pleców
wyrastały ci ogromne białe skrzydła.
-
Imponujące, prawda? Naukowcy dodali je dla stabilizacji. Nie wiadomo dlaczego,
ale zwiększa to szanse na powodzenie procesu – odwróciłaś się i rozejrzałaś
dookoła, ale nikogo nie zauważyłaś. Usłyszałaś cichy śmiech szefa.
- Jestem po
drugiej stronie. To lustro weneckie, ______, konieczny środek ostrożności. Nie
wiemy, jak zareagowałabyś na moją obecność, a chcemy uniknąć niepotrzebnego
zagrożenia.
- Czy… Czy
ja zostanę taka na zawsze? – zapytałaś nieco niższym, trochę warkotliwym głosem,
strzygąc uszami.
- W tej
postaci? Nie, możesz spowrotem przybrać postać człowieka, ale nauczenie się
kontrolowania tego zajmie ci trochę czasu. Kilka tygodni zostaniesz tutaj, potem
będziesz przewożona do różnych miejsc, by sprawdzić, jak sobie radzisz. Aha, i
jeśli chcesz, będziesz mogła wychodzić na lotnisko, by nauczyć się latać.
- To my mamy
tutaj lotnisko? – spytałaś zdziwiona.
-
Oczywiście. Teraz cię zostawię. Za szybą jest pomieszczenie w rodzaju
stróżówki, będzie cię pilnować trzech strażników na zmianę. Gdybyś czegoś
potrzebowała, wystarczy powiedzieć. Po tej stronie wszystko słychać.
I zostałaś
sama, w ciszy, która zaczynała cię nieco przytłaczać. Wróciłaś do sypialni i
ułożyłaś się na łóżku, wciąż potrzebowałaś odpoczynku po wyczerpującym
procesie. Nie minęła chwila, gdy zamknęłaś oczy i zasnęłaś.
Usłyszałaś
brzęk szklanek. Otworzyłaś oczy i zobaczyłaś zaniepokojoną JiYong, stawiającą
tacę z posiłkiem i piciem na szafce.
- Obudziłam
cię? – zapytała. Pokręciłaś lekko głową i zeszłaś z łóżka, przeciągając się po
kociemu. W oczach agentki dostrzegłaś zachwyt i podziw.
- Jesteś
bardzo odważna. Ja bym nie zaryzykowała ostatniego procesu, za bardzo bym się
bała – powiedziała, a ty uśmiechnęłaś się lekko i zaczęłaś jeść. Na początku
trudno było ci przyzwyczaić się do kłów, ale jakoś dałaś radę. Prawdziwym
wyzwaniem było napicie się ze szklanki. Zanim ci się to udało, miałaś całe
mokre futro na piersi.
- Jakie to
uczucie? – spojrzałaś zamyślona na towarzyszkę i przekrzywiłaś głowę.
- Trochę
dziwne. Nie mogę się przyzwyczaić do nowego kształtu, ale to dopiero pierwszy
dzień. Ciekawe, czy mogę stanąć na dwóch nogach…
Cofnęłaś się
trochę i podniosłaś się, przytrzymując się ściany. Spróbowałaś zrobić krok w
stronę Azjatki, ale zachwiałaś się. Rozłożyłaś gwałtownie skrzydła i ręce,
starając się zachować równowagę. JiYong zaśmiała się perliście.
- Wygląda na
to, że znowu będziesz musiała się nauczyć chodzić – powiedziała rozbawiona.
Rzuciłaś jej urażone spojrzenie, ale po chwili sama się roześmiałaś.
Starałaś się
chodzić na dwóch nogach jak najczęściej. JiYong zaproponowała ci, żebyś
trenowała w tej postaci, by lepiej ją wyczuć. Zrobiłaś, jak mówiła i z każdym
dniem coraz lepiej ci szło. Dzięki ogonowi i skrzydłom łatwiej ci było
zachowywać równowagę podczas wykonywania niektórych manewrów, a dłuższe
kończyny otwierały przed tobą nowe możliwości.
Kilka razy
próbowałaś powrócić do ludzkiej postaci i dwukrotnie nawet ci się to udało, jednak odkrycie, że przemianie podlega tylko twoje ciało, było dość
zawstydzające i frustrujące, gdy po ubraniu się twoja nowa postać wymknęła się
spod kontroli i wróciła, przez co twoje ciuchy zostały rozerwane na strzępy.
Kiedy
pierwszy raz szłaś na lotnisko, sam szef ci towarzyszył. Gdy tylko podszedł
bliżej, ze zdziwieniem stwierdziłaś, że pachnie… kotem. Rzuciłaś mu zaskoczone
spojrzenie, a ten tylko uśmiechnął się do ciebie.
- Pan też?
Jakie…
- Irbis –
przerwał ci Amerykanin. Choć z tej perspektywy byłaś od niego wyższa o jakieś
pół metra, czułaś do niego respekt. Kiedy wyszliście na dach, który służył za
lotnisko, poczułaś lekki wiatr rozwiewający twoje włosy. Wsiedliście do
helikoptera, który uniósł was w powietrze. Siedziałaś przy otwartych drzwiach,
upajając się zimnym powietrzem chłostającym cię po twarzy. Kiedy maszyna się
zatrzymała, zachęcona przez szefa wyskoczyłaś z niej. Spadałaś z ogromną
szybkością, ale instynkt podpowiedział ci, kiedy masz rozłożyć skrzydła.
Usłyszałaś głuche łupnięcie i niemal zawisłaś w powietrzu. Uderzyłaś skrzydłami
i uniosłaś się wyżej. Po chwili szef dołączył do ciebie. Jego futro było
gęstsze i dłuższe niż twoje, cętkowane nieregularnymi szarobrązowymi plamami, a
skrzydła miały szarawy odcień.
Szybko
odkryłaś, że latanie sprawia ci ogromną radość i polubiłaś te lekcje. Niedługo
potem umiałaś wykonywać szybkie zwroty, śruby, beczki, spirale i inne
akrobacje. Za każdym razem mogłaś też latać dłużej, szybciej i efektywniej.
Nadal daleko ci było do wprawy Amerykanina, ale wiedziałaś, że to przyjdzie z
czasem. Od tamtej pory dzieliłaś po równo czas na naukę latania i treningi z
bronią. Kilka razy ćwiczyliście też walki powietrzne. Szef był zręcznym
szermierzem, a jego doświadczenie sprawiało, że nie umiałaś go pokonać, nie
zrażałaś się jednak.
Gdzieś w
połowie marca zostałaś przewieziona na pierwszą próbę. Miałaś o własnych siłach
przeżyć dziesięć dni na Antarktydzie. Dzięki chipowi, który wstrzyknięto ci
zaraz po ostatnim procesie, naukowcy mogli obserwować, jak sobie radzisz.
Nie było to
zbyt trudne, poza tym, że musiałaś pokonać wstręt przed zabijaniem i surowym
mięsem i nauczyć się polować. Sama temperatura nie przeszkadzała ci aż tak
bardzo, dopóki byłaś w ruchu. Gdy tylko zatrzymałaś się na dłuższą chwilę, mróz
dopadał cię z pełną mocą i zmuszał na nowo do podjęcia marszu. Dziękowałaś w
tym momencie naukowcom, którzy zmniejszyli twoje zapotrzebowanie na sen. W twardym,
zmarzniętym śniegu wykopałaś całkiem sporą norę, w której przesypiałaś te
dwie-trzy godziny dziennie, osłonięta od lodowatego wiatru.
Po
dziesięciu dniach przyleciał po ciebie samolot. Odebrałaś od agenta ubrania,
zaszyłaś się w norze, by zmienić postać i się ubrać, po czym zmarznięta
wsiadłaś do maszyny.
Kilka
tygodni później zostałaś wysłana na Saharę, na której również miałaś przeżyć
dziesięć dni. Największym problemem było znalezienie wody. Gdy tylko znalazłaś
oazę, wykopałaś pod drzewem dziurę, w której chroniłaś się przed palącym
słońcem. Wysokie temperatury znosiłaś gorzej niż niskie i większość dnia
przesypiałaś, zagrzebana pod grubą warstwą piasku.
Byłaś też
wysyłana w inne miejsca, ale radziłaś sobie całkiem nieźle w każdych warunkach.
Nauczyłaś się jeść wszystko, co się do tego nadawało. Czasami inne drapieżniki
atakowały cię, ale dzięki przewadze wielkości, siły i inteligencji zawsze
udawało ci się wyjść cało, ewentualnie z kilkoma niegroźnymi ranami, które
szybko się goiły.
Kiedy okres
szkoleniowy zbliżał się do końca, coraz bardziej obawiałaś się spotkania z
przyjaciółmi. Oczywiście tęskniłaś za nimi i nie mogłaś się doczekać, kiedy ich
zobaczysz, ale… bałaś się, co się stanie, kiedy twoja nowa zdolność wymknie się
spod kontroli. Zdałaś sobie sprawę, jak bardzo się zmieniłaś. Starałaś się jak
najwięcej czasu spędzać w ludzkiej postaci, przyzwyczajałaś się od nowa do
ograniczeń ludzkiego ciała, ale nadal byłaś pełna niepokoju.
Szef uznał,
że nie ma sensu udawać, że nic się nie wydarzyło, ale polecił ci ujawniać jak
najmniej, a przede wszystkim kategorycznie zabronił ci zmieniać postać w
obecności jakiegokolwiek człowieka. Musiałaś też starać się zachowywać, jakby
twoje zmysły nie były tak wyostrzone, udawać, że nie widzisz i nie słyszysz z
pewnej odległości, hamować się, by nie nosić za ciężkich rzeczy, nie biegać za
szybko, nie skakać za wysoko, ogólnie, zachowywać się bardziej jak człowiek.
Bardzo się
stresowałaś, że coś zrobisz źle, do tego stopnia, że w ostatniej chwili
odmówiłaś opuszczenia kwatery. Żadna siła nie mogła zmusić cię do wyjścia. W
końcu szef powiedział, że nie musisz dzisiaj nigdzie iść, a ty odetchnęłaś z
ulgą i zajęłaś się trenowaniem.
~*~*~*~
Był to dzień
urodzin ______ i wszyscy zebrali się w dormie Block B.
- Już minęło
kilka miesięcy. Gdzie ona się podziewa? – marudził Kyung.
- Och
zamknij się – mruknął Jaehyo. Od pewnego czasu wszystkim zaczęło się udzielać
pewne podekscytowanie połączone z dużą dawką niepokoju. Przeczuwali, że
niedługo stanie się coś szczególnego i nie mylili się. Krótko przed południem
przed dorm zajechała duża, czarna limuzyna. Kierowca wysiadł i zadzwonił do
drzwi. Chłopaki i _._._._ podskoczyli i jedno przez drugie rzucili się, by
otworzyć. Byli bardzo zdziwieni, gdy ich oczom ukazał się wysoki barczysty brunet
w garniturze i w przeciwsłonecznych okularach.
- Dzień
dobry, jestem Henry. Mam was zawieźć w miejsce, gdzie przebywa ______, o ile
oczywiście wyrazicie zgodę – odezwał się po angielsku. Przyjaciół dosłownie
zamurowało. Nagle jakby ocknęli się z transu i rzucili zbierać
najpotrzebniejsze rzeczy. Po chwili wszyscy wsiedli do samochodu, który
natychmiast ruszył z piskiem opon.
- Jak
myślicie, co to za gość? – zapytał U-kwon.
- Nie mam
pojęcia. Agent jakiś, albo mafioso, nic innego nie przychodzi mi do głowy –
odpowiedział B-bomb.
- I ciekawe,
gdzie jest to „miejsce, gdzie przebywa ______” – zastanowił się Taeil.
- Ej, a może
to pułapka? – rzucił Zico. Reszta poruszyła się niespokojnie. Byli tak
zaskoczeni dziwnym nieznajomym i jego słowami, że wcześniej nie przyszło im to
do głowy. Niestety, teraz było już za późno.
Kilka godzin
później limuzyna dotarła nad morze, przejechała po moście i zatrzymała się
przed dużym, dwupiętrowym budynkiem. Na spotkanie wyszedł im
czterdziestokilkuletni mężczyzna o żywych niebieskich oczach.
- Witajcie.
Jeśli pozwolicie, zaprowadzę was teraz do ______ - odezwał się po koreańsku z
wyraźnym amerykańskim akcentem.
- Kim pan
jest? – zapytał Jaehyo. W oczach mężczyzny pojawił się błysk aprobaty.
- Nie
musicie się mnie obawiać, nie mam najmniejszego zamiaru zrobić wam krzywdy.
Jestem szefem waszej przyjaciółki, a prawdę mówiąc ona nie jest w najlepszym
stanie.
- Jest
chora? – zapytała _._._._, ale Amerykanin pokręcił głową.
- Nie o to
chodzi, ale chodźcie, wyjaśnię wam po drodze.
Opowiedział
im pokrótce o Jednostce, o tym, czym się zajmuje.
- Na dobrą
sprawę jest to tajemnica międzynarodowa, ale uznałem, że dla was mogę zrobić
wyjątek. Powinniście się przygotować na to, że ______ jest… hmmm… inna, niż
była. Miała dzisiaj wrócić do Seulu, ale… no cóż, sami zobaczycie.
Poprowadził
ich długim korytarzem, otworzył któreś drzwi i weszli do środka. Oczom
chłopaków i _._._._ ukazał się widok, jakiego się nie spodziewali. ______
ćwiczyła. Tańczyła, skakała, wykonywała piruety, a w jej dłoniach lśniły dwa
saraceńskie miecze. W pewnym momencie wykonała salto w tył i wylądowała lekko
na ugiętych nogach. Wypad, zasłona, piruet, cięcie, każdy ruch był tak płynny,
tak naturalny…
Z głośników
za jej plecami dobiegał dźwięk muzyki. Chłopaki ze zdziwieniem rozpoznali swoje
piosenki, lecące jedna po drugiej. Niespodziewanie dźwięk się urwał, a wściekła
______ rzuciła jednym z mieczy w kierunku mężczyzny, którego przyjaciele
dopiero teraz zauważyli. Ostrze z głośnym brzękiem wbiło się w szkło, a w tamtym
miejscu pojawiła się pajęczynka pęknięć.
- Włącz to
powrotem – warknęła brunetka, rzucając mu mordercze spojrzenie.
- To lustro
weneckie, ona nas nie widzi – powiedział cicho „szef”, po czym podniósł coś na
kształt niewielkiego mikrofonu.
- ______,
uspokój się, proszę. Masz gości.
Dziewczyna
zamarła z wyrazem zaskoczenia na twarzy.
- Jakich
gości? – zapytała, a wtedy jej oczy rozszerzyły się. – Chyba ich tu nie zaprosiłeś?
-
Oczywiście, że zaprosiłem, a co miałem zrobić? Jak nie można w jedną stronę,
trzeba spróbować w drugą. Odmówiłaś wychodzenia z kwatery, więc oni przyjechali
do ciebie.
Z każdym
słowem oczy ______ stawały się coraz większe, a ona cofała się powoli.
- Ale… Ale…
- westchnęła zrezygnowana. – Dobrze
wiesz, czym to grozi.
- Wiem –
odparł Amerykanin, po czym dodał kilka słów po arabsku. Członkowie zespołu ani
_._._._ nie zrozumieli ani słowa, ale wydawało się, że ______ tak, bo
wyglądała, jakby pogodziła się z tym, chociaż nadal w jej oczach błyszczał
niepokój.
- Pójdę
ogarnąć trochę w pokoju – mruknęła i zniknęła za drzwiami.
Dziwne, dziwne, DZIWNE
rzeczy tu nawypisywałam, ale nieważne. Może nie jest tak źle, jak mi się
wydaje, a wydaje mi się, że z każdym kolejnym zdaniem coraz mniej to wygląda na
scenariusz, a coraz bardziej na jakieś pokręcone sci-fi, ale trudno. Ocena
tego… czegoś należy do was ;3
Yay doczekalam się :D to jest zajebiaszcze :3 weny dużo ale to bardzo dużo weny ^^
OdpowiedzUsuńPrzez to co napisalas jeszcze bardziej nie mogę doczekać się kolejnej części
OdpowiedzUsuńOmo... Dzięki :) Być może kolejna część pojawi się w piątek, ale niczego nie obiecuję XD
Usuń