Uwaga

Proszę o pisanie w komentarzach, przy zamówieniach imię autorki, która ma dane zamówienie zrealizować :3
Hesperiata, czy Neko ^^

niedziela, 10 stycznia 2016

(Block B) Sens życia cz.4

Cześć, to znowu ja. No. I nie bardzo wiem, co mam wam napisać. Yyy… Dobra, koniec tego gadania, nie chcę was zanudzić od razu na wstępie xd
Miłego czytania ;3


Autorka: Neko

*W poprzedniej części*
Trzeci etap nie był tak uciążliwy, jak dwa poprzednie, choć trwał niemal dwie godziny bez przerwy. Gdy wyszłaś z „sali zabiegowej”, w głowie huczało ci od różnych dźwięków i zapachów, które wcześniej były dla ciebie niewyczuwalne, a oczy bolały, jakbyś włożyła zbyt mocne okulary.
Trening po tym procesie również miał trwać pięć miesięcy, ale w tym momencie nie obchodziło cię nic poza ciemnym pokojem i miękkim łóżkiem.

~*~*~*~

_._._._ była bardzo zdziwiona, gdy do ______ zaczęły przychodzić kartki urodzinowe i prezenty. Potem przypomniała sobie, że rodzina jej przyjaciółki nie miała pojęcia o jej zniknięciu. Nie mogła ich teraz poinformować, nie chciała, by się martwili, ale z drugiej strony nie wiedziała, co zrobić z prezentami. W końcu zabrała je wszystkie do dormu Block B z nadzieją, że pomogą jej to rozwiązać. Otworzył jej B-bomb.
- O, _._._._. Co ty tam tachasz? Daj, pomogę ci – chłopak wziął od blondynki większą część pakunków i zaniósł je do kuchni.
- To są prezenty urodzinowe ______ od jej rodziny z Polski – wyjaśniła _._._._.
- Dobrze… Ale dlaczego przyniosłaś je tutaj? – zapytał powoli tancerz. _._._._ wzruszyła ramionami.
- Nie wiedziałam, co z nimi zrobić. Pomyślałam, że może mi pomożecie – spojrzała z nadzieją na B-bomba, ale ten pokręcił głową.
- Nic z tego. One należą do______.
- Ale Bambi… jej tu nie ma i nie wiadomo, kiedy wróci. Nie wiadomo, czy w ogóle wróci – do oczu blondynki napłynęły łzy, które dziewczyna starała się powstrzymać. Brunet westchnął cierpiętniczo.
- Pójdę po resztę – powiedział zrezygnowany.
Już wkrótce wszyscy dyskutowali w sprawie tych nieszczęsnych paczek. W końcu stanęło na tym, że otworzą je, by sprawdzić, czy nie ma tam nic, co się psuje (czytaj: jedzenie), a resztę zachowają do czasu powrotu ______, w który wszyscy już powoli zaczynali wątpić.
- Jak możesz mówić, że ona nie wróci? – obruszył się Taeil, patrząc gniewnie na Kyunga.
- Ale pomyśl, przez rok nie dawała znaku życia, nikt jej nie widział, nikomu nie udało się jej znaleźć…
- No i co? Zdarza się przecież, że zaginione osoby są odnajdowane po kilku latach… - najstarszy nadal próbował przekonać resztę. Pozostali członkowie zespołu i _._._._ popatrzyli na niego sceptycznie.
- No nie wiem… - zaczął P.O, ale przerwał mu Jaehyo.
- Ja tam wolę wierzyć, że ______ do nas wróci. Dopóki nie znajdą jej martwego ciała, będę uważał, że ona żyje.
- Wiecie co, ja proponuję zostawić tę sprawę tak, jak jest. Zróbmy to, co postanowiliśmy i wracajmy do swoich zajęć – odezwał się Zico, a wszyscy mu przytaknęli. Taeil rzucił przelotne spojrzenie na inny prezent, czekający już cały rok – album ze zdjęciami ich wszystkich, który zamierzali podarować ______ na ostatnie urodziny – i wyszedł na dwór. Potrzebował się przewietrzyć. Miał dość słuchania, że ona nie wróci. Wydawało się, że oprócz _._._._ to właśnie on przeżył zniknięcie ______  najbardziej. Przez kilka miesięcy ich znajomości bardzo się do niej przywiązał, była dla niego jak młodsza siostrzyczka. Zawsze umiała wywołać uśmiech na jego twarzy.
Przypomniało mu się, jak kiedyś ______ uczyła B-bomba przeklinać po Polsku. Potem przez cały dzień tancerz chwalił się nowo nabytą umiejętnością, a brunetka łaziła za nim i poprawiała go, gdy wypowiedział któreś słowo nieprawidłowo.
Zachichotał na to wspomnienie. Było to tak dawno, a jednocześnie tak niedawno. Nie chciał, nie mógł uwierzyć, że ______ już nie wróci. Ciągle wierzył w to, co napisała na tamtej małej karteczce.
„Kiedyś wrócę i wszystko wam wyjaśnię”

~*~*~*~

Po kilku tygodniach przyzwyczaiłaś się do wyostrzonych zmysłów. Treningi były teraz o wiele łatwiejsze, bo niemal nic nie było w stanie cię zaskoczyć. Wreszcie mogłaś pojedynkować się z JiYong jak równy z równym, choć nadal nie udawało ci się jej pokonać. We władaniu kataną i różnymi rodzajami noży doszłaś do mistrzostwa, teraz uczyłaś się posługiwać szpadą, pałaszem i krótkim mieczem. Spędzałaś wiele godzin na treningach nie tylko z Azjatką, ale też z innymi agentami.
Któregoś dnia zaczęłaś się uważnie przyglądać swojemu odbiciu w lustrze, nie mogąc uwierzyć, jak bardzo się zmieniłaś. Twoja sylwetka stała się smuklejsza, pod bladą skórą delikatnie rysowały się mięśnie. Nie pamiętałaś, kiedy ostatnio wyszłaś na zewnątrz. Twarz, kiedyś roześmiana, teraz miała poważny wyraz. Miałaś też wiele cienkich, drobnych blizn, na pierwszy rzut oka niewidocznych – pamiątki po pojedynkach. Całe szczęście, że była tu tak dobra opieka medyczna, dzięki czemu wszystko szybko się goiło. Twoje oczy nabrały lekko złotawego odcienia, a włosy rozjaśniły się – efekt tygrysich genów.
Tego dnia zwróciłaś się do szefa z prośbą, byś mogła na kilka dni opuścić kwaterę. Niebieskooki Amerykanin zgodził się, pod warunkiem, że któryś z agentów będzie ci towarzyszył.
- Ale dlaczego? Nie potrzebuję ochroniarza… - zaczęłaś, ale mężczyzna ci przerwał.
- Od kilku tygodni agenci z naszej jednostki są atakowani przez nieznanych ludzi. Kilkoro już nie żyje. Nie mogę pozwolić, byś zginęła przez swój brak doświadczenia.
Zapadła nieprzyjemna cisza. Przygryzłaś wargę, rozważając słowa szefa.
- Ale… kto mógłby być na tyle silny, by ich zabić? – zapytałaś. Amerykanin westchnął i odwrócił się do okna. Roztaczał się z niego piękny widok. Kwatera główna twojej jednostki mieściła się na niewielkiej wysepce kilka kilometrów od lądu. Z wybrzeżem Korei łączył ją jedynie most, wydający się z tej perspektywy bardzo cienki i kruchy.
- Mam pewne podejrzenia, ale wolę ich nie zdradzać, dopóki nie będę miał pewności. Powinna ci wystarczyć informacja, że w razie ataku sama sobie nie dasz rady.

Tydzień później odwieziono cię na ląd. Wraz z JiYong, która zgodziła się ci towarzyszyć, zostałyście wysadzone w Seulu przed hotelem, w którym zarezerwowano dla was pokoje na trzy dni (oczywiście pod fałszywymi nazwiskami). Dziwnym trafem był to właśnie ten hotel, w którym kiedyś pomieszkiwali chłopaki z Block B.
Zostawiłyście swoje bagaże w pokoju i wyszłyście na zakupy, bo Azjatka uznała, że przyda ci się trochę rozrywki. Biegając po galerii handlowej poczułaś się tak, jakby to wszystko nigdy się nie wydarzyło – do pełni szczęścia brakowało ci tylko _._._._ i chłopaków. Nagle, jakby przywołany twymi myślami, na horyzoncie pojawił się B-bomb. Przez chwilę przyglądał ci się ze zmarszczonym czołem, ale zaraz jego oczy rozszerzyły się, gdy cię rozpoznał. Jego usta wymówiły bezgłośnie twoje imię, po czym ruszył szybkim krokiem w twoją stronę. Stałaś jak sparaliżowana. Tak bardzo chciałaś do niego podbiec, przytulić się, znowu czuć, że masz przyjaciół, ale wiedziałaś, że nie możesz. Z uczuciem, jakby twoje serce pękało, cofnęłaś się o krok. A potem o jeszcze jeden. I jeszcze. Tancerz wykrzyknął twoje imię, prawie biegnąc do ciebie, ale pokręciłaś głową, czując, jak łzy spływają ci po policzkach.
-______! – był już tak blisko, a ty nadal się cofałaś.
- Jeszcze nie. Jeszcze nie teraz – powiedziałaś łamiącym się głosem, po czym odwróciłaś się i uciekłaś do toalety. Stanęłaś przed lustrem, ściskając dłońmi umywalkę i spojrzałaś na swoje odbicie w lustrze, po czym wybuchnęłaś niepohamowanym płaczem. Zakryłaś usta dłońmi, oparłaś się o ścianę za tobą i osunęłaś się bezwładnie na ziemię. Płakałaś za wszystkimi straconymi chwilami, za zmarnowanymi dniami bez nawet jednego uśmiechu. Dotarło do ciebie, jak puste było twoje życie bez nich, bez twoich przyjaciół. Ledwie zarejestrowałaś, że ktoś uklęknął obok ciebie i zaczął delikatnie kołysać w ramionach. Wtuliłaś się rozpaczliwie w ciało tej osoby, chowając mokrą od łez twarz w jej ramieniu.
- Ciii… Już dobrze… - powtarzał znajomy kobiecy głos.
Minęło dużo czasu, zanim się uspokoiłaś. Z trudem oderwałaś się od JiYong, wycierając oczy rękawem.
- Tamten chłopak… To był ktoś ważny? - spojrzałaś na agentkę żałośnie i kiwnęłaś głową.
- Przyjaciel – odezwałaś się zachrypniętym od płaczu głosem i skuliłaś się pod ścianą. Azjatka w geście pocieszenia zacisnęła dłoń na twoim ramieniu.
- Jeśli chcesz, możemy wrócić do hotelu – zaproponowała łagodnie, na co ty znowu kiwnęłaś głową. Wstałaś powoli, podtrzymywana przez kobietę.
- Ale najpierw trzeba cię trochę ogarnąć – mruknęła cicho JiYong i zabrała się za naprawianie szkód, jakie wyrządziły łzy w twoim makijażu.
Podczas drogi powrotnej byłaś jeszcze bardziej milcząca niż zwykle. Wpatrywałaś się tępo w przestrzeń, myślami będąc daleko. Kiedy tylko znalazłaś się w pokoju, mimo dość wczesnej pory rzuciłaś się na łóżko i zasnęłaś.

B-bomb patrzył zdezorientowany, jak ______ odwraca się i ucieka. Zatrzymał się i odprowadził ją wzrokiem, a w głowie dźwięczały mu jej słowa, których znaczenia nie rozumiał. Jeszcze nie. Jeszcze nie teraz. O co mogło jej chodzić? Straciwszy ochotę na zakupy, skierował swe kroki powrotem do dormu.
- O, Bambi! Już wróciłeś? – dobiegł go wesoły głos _._._._. Tancerz wszedł do salonu i bezwładnie opadł na fotel.
- Co się stało? Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha – zatroskał się U-kwon.
- Bo widziałem. ______… - wyszeptał tancerz, wodząc wzrokiem po twarzach zgromadzonych w salonie przyjaciół. Szok. Niedowierzanie. Szaleńcza nadzieja. To właśnie wyrażały ich miny.
- Gdzie? – B-bomb zwrócił wzrok na Zico.
- Gdzie ją widziałeś? – powtórzył lider. Brunet przesunął dłonią po twarzy, próbując zebrać myśli.
- W galerii…
- Chłopaki! I _._._._, oczywiście. Zbieramy się. Kierunek galeria handlowa – zarządził Jiho, ale powstrzymał ich udręczony głos tancerza.
- Nie! Ona… Ona nie chciała…
Uwaga wszystkich skupiła się znowu na chłopaku.
- Czego nie chciała? – zapytał Jaehyo.
- Ona… uciekła. Przede mną, gdy chciałem do niej podejść. Powiedziała…
B-bomb urwał. Przeczesał z irytacją włosy dłonią, nie patrząc na przyjaciół.
- Powiedziała: „Jeszcze nie. Jeszcze nie teraz.”
Zapał grupki przyjaciół momentalnie opadł, jakby uszło z nich powietrze. Wrócili powrotem na swoje miejsca.
- No ale… przynajmniej wiemy, ze żyje i że nic jej nie jest… - próbował pocieszyć resztę Taeil.
- Dlaczego… Czemu nie chciała pozwolić ci podejść? – zastanawiał się Kyung. Tancerz westchnął.
- Nie mam pojęcia. Ale obiecała, że wyjaśni. Wtedy, na kartce. Powinniśmy jej pozwolić rozegrać to tak, jak chce.

~*~*~*~

Następnego dnia wstałaś wcześnie rano. Popatrzyłaś na leżącą obok ciebie maskotkę białego tygrysa, z którą nigdy się nie rozstawałaś i zaczęłaś się zastanawiać, jak oni przeżyli twoje zniknięcie. Doszłaś do wniosku, że to było bardzo samolubne z twojej strony. Postanowiłaś napisać do nich liścik. Wyrwałaś kartkę z notatnika i zaczęłaś pisać.
Kochani
Przepraszam was, że przez tyle czasu nie dawałam znaku życia.
Niestety, nie mogę się z wami jeszcze spotkać, ale obiecuję, że wrócę do was już niedługo.
Bardzo za wami tęsknię i chciałabym móc już teraz być tam, z wami, ale mam pewne zobowiązania, które muszę wypełnić. Proszę, poczekajcie jeszcze te kilka miesięcy.
Wasza ______

- ______, nie śpisz już? – usłyszałaś zaspany glos JiYong. Pokręciłaś głową i kucnęłaś przy łóżku Azjatki.
- JiYong, mam do ciebie prośbę. Mogłabyś to dostarczyć do dormu Block B? Sama bym to zrobiła, ale nie mogę się jeszcze z nimi spotkać. Jeszcze nie skończyłam szkolenia, poza tym nie ustaliłam z szefem, ile mogę im powiedzieć, a na pewno zaczęliby zadawać pytania i… - urwałaś, spoglądając błagalnie na agentkę. Kobieta westchnęła, przetarła twarz dłonią i zwlekła się z łóżka.
- Dobra, ale będziesz musiała mnie zaprowadzić. Nie mam pojęcia, gdzie oni mogą mieszkać – mruknęła, a ty posłałaś jej pełen wdzięczności uśmiech.
Kilka minut później przemierzałyście ulice Seulu. Kiedy mijałyście mieszkanie twojej przyjaciółki, zwolniłaś i odprowadziłaś je tęsknym wzrokiem.
- Tutaj mieszkałam, zanim mnie zwerbowali – szepnęłaś i ruszyłaś zdecydowanym krokiem przed siebie, starając się powstrzymać falę wspomnień.
- JiYong, a jakie zwierzę ty wybrałaś na trzeci proces? – zapytałaś, chcąc się skupić na czymś innym. Kobieta spojrzała na ciebie zaskoczona.
- Panterę mglistą, a co? – odpowiedziała po dłuższej chwili.
- A nic, tak się pytam – uśmiechnęłaś się do swojej towarzyszki.
Po niedługim czasie dotarłyście na ulicę, przy której mieścił się dorm Block B. Przystanęłaś i wskazałaś na odpowiedni budynek. Agentka ruszyła dalej, a ty obserwowałaś wszystko z bezpiecznej odległości. JiYong zadzwoniła do drzwi. Po chwili otworzył jej wysoki chłopak, w którym rozpoznałaś P.O. Dzięki swoim wyostrzonym zmysłom mogłaś usłyszeć ich rozmowę.
- Kim pani jest?
- Nie musisz wiedzieć. Przyszłam tu, by dostarczyć wam tę kartkę – kobieta podała mu twój liścik. Maknae rozłożył go i przeczytał, a potem spojrzał zszokowany na agentkę.
- Gdzie ona jest? – zapytał.
- Tam, gdzie chce. Nie wiem, co jest napisane na tej kartce, ale wszystko, co ją spotkało, stało się z jej własnej woli – odparła JiYong, po czym pożegnała się i odeszła, ale zatrzymał ją jeszcze głos P.O.
- Przekaż jej, że poczekamy! Niech szybko załatwi swoje sprawy i niech do nas wraca!
Kobieta odwróciła głowę.
- Przekażę jej – powiedziała i oddaliła się w twoją stronę. Maknae jeszcze chwilę odprowadzał ją wzrokiem i wszedł do dormu, mamrocząc pod nosem coś, co brzmiało jak „zimna suka”. Z trudem udało ci się zachować obojętny wyraz twarzy, ale twoje oczy lśniły od powstrzymywanych łez.
- Słyszałam – odezwałaś się, gdy agentka podeszła do ciebie i ruszyłyście w drogę powrotną. Było ci lżej na sercu, bo teraz twoi przyjaciele przynajmniej w przybliżeniu wiedzą, kiedy wrócisz.
Ten i następny dzień spędziłaś, korzystając z niemal wszystkich atrakcji, jakie oferował Seul, a potem bez większego żalu wróciłaś do kwatery głównej i z nową energią oddałaś się treningom. Teraz mieszkałaś w jednej z tych dużych kwater dla agentów czwartego i wyższego stopnia. Było to o tyle wygodne, że miałaś własną mini-salę treningową i mogłaś ćwiczyć, kiedy tylko chciałaś.
Na te święta znowu dostałaś broń, tak że twoja własna kolekcja bardzo się powiększyła. Uczyłaś posługiwać się każdą z nich, a do tego JiYong zgodziła się nauczyć cię wykonywać różne skomplikowane manewry typu podwójne salto z piruetem i inne.
Czwarty proces uniemożliwił ci trenowanie z bronią na miesiąc, czyli tyle, ile trwał "okres szkoleniowy" po nim. W tym czasie z nudów zaczęłaś uczyć się różnych języków. Umiałaś już biegle polski, angielski i koreański, a w ciągu tego miesiąca, dzięki twym zwiększonym możliwościom, przyswoiłaś japoński, mandaryński, rosyjski, hiszpański, włoski, francuski, arabski i hindi.
Zgodę na piąty etap podpisałaś, gdy tylko minął ten miesiąc. Szef proponował ci, byś odpoczęła kilka tygodni, ale ty chciałaś zakończyć to jak najszybciej i wrócić do przyjaciół. Zaczęły się intensywne sesje „elektryzowania”, a po trzech tygodniach wszczepili ci tą złotą sieć. Każde jej włókno miało średnicę kilkadziesiąt razy cieńszą niż ludzki włos, dlatego z łatwością przeniknęła przez skórę i oplotła się wokół twych kości. Teraz „elektryzowanie” nie sprawiało ci już bólu, odczuwałaś tylko przyjemne mrowienie w całym ciele. Kilka dni później, tuż przed rozpoczęciem „zabiegu” szef złożył ci nieoczekiwaną wizytę.
- ______, nie musisz przystępować do tego procesu.
- Nie muszę, ale chcę. Poza tym, podpisałam już zgodę.
- Zgodę zawsze można unieważnić. Wystarczy, że powiesz, mogę ją zniszczyć.
Zmarszczyłaś brwi.
- O co panu chodzi? – zapytałaś zirytowana. Mężczyzna westchnął.
- O to, że… połowa agentów, którzy przystąpili do tej próby, nie przeżyła jej. Jesteś bardzo zdolną agentką i nie chciałbym stracić kogoś takiego. Nawet jeśli przeżyjesz, mogą pojawić się powikłania…
- Szefie, jeśli chce mnie pan przestraszyć, to się panu nie udało. Zdecydowałam już dawno i nie zmienię tego. Jeśli się nie uda, to przynajmniej nie będę żałowała, że nie spróbowałam – z tymi słowami weszłaś do sali.
Ten proces zdecydowanie był najdłuższy i najboleśniejszy. Prąd przepływający przez twe ciało palił żywym ogniem, mimo złotej sieci. Przez bite sześć godzin byłaś poddawana działaniu ładunków elektrycznych z krótkimi przerwami na uzupełnienie elektrolitów. Pod koniec poczułaś, jakby twoje ciało się rozciągało, a ból był tak wielki, że straciłaś przytomność.

Obudziłaś się w swojej kwaterze. Rozejrzałaś się po pomieszczeniu, dostrzegając wszystkie szczegóły z nadzwyczajną ostrością. Czułaś, że twoje ciało nie jest… takie jak powinno. Nadal bolały cię wszystkie mięśnie i byłaś ociężała, ale to nie o to chodziło. Przekręciłaś się na brzuch i z zaskoczeniem spojrzałaś na swoją rękę. Dłoń miała dziwny kształt, a całość była pokryta białym, miękkim puszkiem. Obróciłaś ją i po wewnętrznej stronie zobaczyłaś delikatne poduszeczki. Uśmiechnęłaś się do siebie i zeszłaś z łóżka, stając na czworaka. Powoli przeszłaś do swojej sali treningowej, której jedna ściana była zastąpiona lustrem i z ciekawością przyglądałaś się swojemu odbiciu. Nie byłaś tygrysem, nie w całości. Wyglądałaś jak hybryda. Twarz nieco przypominała tygrysią, ale była bardziej płaska – bardziej ludzka. Twoje długie włosy pobielały i układały się wokół głowy niczym grzywa, klatka piersiowa miała bardziej zwierzęcy kształt, a piersi nie było widać pod gęstym, białym futrem, poprzecinanym gdzieniegdzie czarnymi prążkami. Nogi bardziej przypominały łapy, natomiast ręce były prawie ludzkie, tylko dłuższe i pokryte sierścią. Z tyłu wdzięcznie kołysał się długi, prążkowany ogon, a nad grzbietem unosiły się dwie dziwne białe struktury. Przekrzywiłaś lekko głowę, próbując odgadnąć, co to może być. Napięłaś mięśnie grzbietu i struktury poruszyły się, ukazując się w pełnej okazałości. Z pleców wyrastały ci ogromne białe skrzydła.
- Imponujące, prawda? Naukowcy dodali je dla stabilizacji. Nie wiadomo dlaczego, ale zwiększa to szanse na powodzenie procesu – odwróciłaś się i rozejrzałaś dookoła, ale nikogo nie zauważyłaś. Usłyszałaś cichy śmiech szefa.
- Jestem po drugiej stronie. To lustro weneckie, ______, konieczny środek ostrożności. Nie wiemy, jak zareagowałabyś na moją obecność, a chcemy uniknąć niepotrzebnego zagrożenia.
- Czy… Czy ja zostanę taka na zawsze? – zapytałaś nieco niższym, trochę warkotliwym głosem, strzygąc uszami.
- W tej postaci? Nie, możesz spowrotem przybrać postać człowieka, ale nauczenie się kontrolowania tego zajmie ci trochę czasu. Kilka tygodni zostaniesz tutaj, potem będziesz przewożona do różnych miejsc, by sprawdzić, jak sobie radzisz. Aha, i jeśli chcesz, będziesz mogła wychodzić na lotnisko, by nauczyć się latać.
- To my mamy tutaj lotnisko? – spytałaś zdziwiona.
- Oczywiście. Teraz cię zostawię. Za szybą jest pomieszczenie w rodzaju stróżówki, będzie cię pilnować trzech strażników na zmianę. Gdybyś czegoś potrzebowała, wystarczy powiedzieć. Po tej stronie wszystko słychać.
I zostałaś sama, w ciszy, która zaczynała cię nieco przytłaczać. Wróciłaś do sypialni i ułożyłaś się na łóżku, wciąż potrzebowałaś odpoczynku po wyczerpującym procesie. Nie minęła chwila, gdy zamknęłaś oczy i zasnęłaś.

Usłyszałaś brzęk szklanek. Otworzyłaś oczy i zobaczyłaś zaniepokojoną JiYong, stawiającą tacę z posiłkiem i piciem na szafce.
- Obudziłam cię? – zapytała. Pokręciłaś lekko głową i zeszłaś z łóżka, przeciągając się po kociemu. W oczach agentki dostrzegłaś zachwyt i podziw.
- Jesteś bardzo odważna. Ja bym nie zaryzykowała ostatniego procesu, za bardzo bym się bała – powiedziała, a ty uśmiechnęłaś się lekko i zaczęłaś jeść. Na początku trudno było ci przyzwyczaić się do kłów, ale jakoś dałaś radę. Prawdziwym wyzwaniem było napicie się ze szklanki. Zanim ci się to udało, miałaś całe mokre futro na piersi.
- Jakie to uczucie? – spojrzałaś zamyślona na towarzyszkę i przekrzywiłaś głowę.
- Trochę dziwne. Nie mogę się przyzwyczaić do nowego kształtu, ale to dopiero pierwszy dzień. Ciekawe, czy mogę stanąć na dwóch nogach…
Cofnęłaś się trochę i podniosłaś się, przytrzymując się ściany. Spróbowałaś zrobić krok w stronę Azjatki, ale zachwiałaś się. Rozłożyłaś gwałtownie skrzydła i ręce, starając się zachować równowagę. JiYong zaśmiała się perliście.
- Wygląda na to, że znowu będziesz musiała się nauczyć chodzić – powiedziała rozbawiona. Rzuciłaś jej urażone spojrzenie, ale po chwili sama się roześmiałaś.
Starałaś się chodzić na dwóch nogach jak najczęściej. JiYong zaproponowała ci, żebyś trenowała w tej postaci, by lepiej ją wyczuć. Zrobiłaś, jak mówiła i z każdym dniem coraz lepiej ci szło. Dzięki ogonowi i skrzydłom łatwiej ci było zachowywać równowagę podczas wykonywania niektórych manewrów, a dłuższe kończyny otwierały przed tobą nowe możliwości.
Kilka razy próbowałaś powrócić do ludzkiej postaci i dwukrotnie nawet ci się to udało, jednak odkrycie, że przemianie podlega tylko twoje ciało, było dość zawstydzające i frustrujące, gdy po ubraniu się twoja nowa postać wymknęła się spod kontroli i wróciła, przez co twoje ciuchy zostały rozerwane na strzępy.
Kiedy pierwszy raz szłaś na lotnisko, sam szef ci towarzyszył. Gdy tylko podszedł bliżej, ze zdziwieniem stwierdziłaś, że pachnie… kotem. Rzuciłaś mu zaskoczone spojrzenie, a ten tylko uśmiechnął się do ciebie.
- Pan też? Jakie…
- Irbis – przerwał ci Amerykanin. Choć z tej perspektywy byłaś od niego wyższa o jakieś pół metra, czułaś do niego respekt. Kiedy wyszliście na dach, który służył za lotnisko, poczułaś lekki wiatr rozwiewający twoje włosy. Wsiedliście do helikoptera, który uniósł was w powietrze. Siedziałaś przy otwartych drzwiach, upajając się zimnym powietrzem chłostającym cię po twarzy. Kiedy maszyna się zatrzymała, zachęcona przez szefa wyskoczyłaś z niej. Spadałaś z ogromną szybkością, ale instynkt podpowiedział ci, kiedy masz rozłożyć skrzydła. Usłyszałaś głuche łupnięcie i niemal zawisłaś w powietrzu. Uderzyłaś skrzydłami i uniosłaś się wyżej. Po chwili szef dołączył do ciebie. Jego futro było gęstsze i dłuższe niż twoje, cętkowane nieregularnymi szarobrązowymi plamami, a skrzydła miały szarawy odcień.
Szybko odkryłaś, że latanie sprawia ci ogromną radość i polubiłaś te lekcje. Niedługo potem umiałaś wykonywać szybkie zwroty, śruby, beczki, spirale i inne akrobacje. Za każdym razem mogłaś też latać dłużej, szybciej i efektywniej. Nadal daleko ci było do wprawy Amerykanina, ale wiedziałaś, że to przyjdzie z czasem. Od tamtej pory dzieliłaś po równo czas na naukę latania i treningi z bronią. Kilka razy ćwiczyliście też walki powietrzne. Szef był zręcznym szermierzem, a jego doświadczenie sprawiało, że nie umiałaś go pokonać, nie zrażałaś się jednak.
Gdzieś w połowie marca zostałaś przewieziona na pierwszą próbę. Miałaś o własnych siłach przeżyć dziesięć dni na Antarktydzie. Dzięki chipowi, który wstrzyknięto ci zaraz po ostatnim procesie, naukowcy mogli obserwować, jak sobie radzisz.
Nie było to zbyt trudne, poza tym, że musiałaś pokonać wstręt przed zabijaniem i surowym mięsem i nauczyć się polować. Sama temperatura nie przeszkadzała ci aż tak bardzo, dopóki byłaś w ruchu. Gdy tylko zatrzymałaś się na dłuższą chwilę, mróz dopadał cię z pełną mocą i zmuszał na nowo do podjęcia marszu. Dziękowałaś w tym momencie naukowcom, którzy zmniejszyli twoje zapotrzebowanie na sen. W twardym, zmarzniętym śniegu wykopałaś całkiem sporą norę, w której przesypiałaś te dwie-trzy godziny dziennie, osłonięta od lodowatego wiatru.
Po dziesięciu dniach przyleciał po ciebie samolot. Odebrałaś od agenta ubrania, zaszyłaś się w norze, by zmienić postać i się ubrać, po czym zmarznięta wsiadłaś do maszyny.
Kilka tygodni później zostałaś wysłana na Saharę, na której również miałaś przeżyć dziesięć dni. Największym problemem było znalezienie wody. Gdy tylko znalazłaś oazę, wykopałaś pod drzewem dziurę, w której chroniłaś się przed palącym słońcem. Wysokie temperatury znosiłaś gorzej niż niskie i większość dnia przesypiałaś, zagrzebana pod grubą warstwą piasku.
Byłaś też wysyłana w inne miejsca, ale radziłaś sobie całkiem nieźle w każdych warunkach. Nauczyłaś się jeść wszystko, co się do tego nadawało. Czasami inne drapieżniki atakowały cię, ale dzięki przewadze wielkości, siły i inteligencji zawsze udawało ci się wyjść cało, ewentualnie z kilkoma niegroźnymi ranami, które szybko się goiły.
Kiedy okres szkoleniowy zbliżał się do końca, coraz bardziej obawiałaś się spotkania z przyjaciółmi. Oczywiście tęskniłaś za nimi i nie mogłaś się doczekać, kiedy ich zobaczysz, ale… bałaś się, co się stanie, kiedy twoja nowa zdolność wymknie się spod kontroli. Zdałaś sobie sprawę, jak bardzo się zmieniłaś. Starałaś się jak najwięcej czasu spędzać w ludzkiej postaci, przyzwyczajałaś się od nowa do ograniczeń ludzkiego ciała, ale nadal byłaś pełna niepokoju.
Szef uznał, że nie ma sensu udawać, że nic się nie wydarzyło, ale polecił ci ujawniać jak najmniej, a przede wszystkim kategorycznie zabronił ci zmieniać postać w obecności jakiegokolwiek człowieka. Musiałaś też starać się zachowywać, jakby twoje zmysły nie były tak wyostrzone, udawać, że nie widzisz i nie słyszysz z pewnej odległości, hamować się, by nie nosić za ciężkich rzeczy, nie biegać za szybko, nie skakać za wysoko, ogólnie, zachowywać się bardziej jak człowiek.
Bardzo się stresowałaś, że coś zrobisz źle, do tego stopnia, że w ostatniej chwili odmówiłaś opuszczenia kwatery. Żadna siła nie mogła zmusić cię do wyjścia. W końcu szef powiedział, że nie musisz dzisiaj nigdzie iść, a ty odetchnęłaś z ulgą i zajęłaś się trenowaniem.

~*~*~*~

Był to dzień urodzin ______ i wszyscy zebrali się w dormie Block B.
- Już minęło kilka miesięcy. Gdzie ona się podziewa? – marudził Kyung.
- Och zamknij się – mruknął Jaehyo. Od pewnego czasu wszystkim zaczęło się udzielać pewne podekscytowanie połączone z dużą dawką niepokoju. Przeczuwali, że niedługo stanie się coś szczególnego i nie mylili się. Krótko przed południem przed dorm zajechała duża, czarna limuzyna. Kierowca wysiadł i zadzwonił do drzwi. Chłopaki i _._._._ podskoczyli i jedno przez drugie rzucili się, by otworzyć. Byli bardzo zdziwieni, gdy ich oczom ukazał się wysoki barczysty brunet w garniturze i w przeciwsłonecznych okularach.
- Dzień dobry, jestem Henry. Mam was zawieźć w miejsce, gdzie przebywa ______, o ile oczywiście wyrazicie zgodę – odezwał się po angielsku. Przyjaciół dosłownie zamurowało. Nagle jakby ocknęli się z transu i rzucili zbierać najpotrzebniejsze rzeczy. Po chwili wszyscy wsiedli do samochodu, który natychmiast ruszył z piskiem opon.
- Jak myślicie, co to za gość? – zapytał U-kwon.
- Nie mam pojęcia. Agent jakiś, albo mafioso, nic innego nie przychodzi mi do głowy – odpowiedział B-bomb.
- I ciekawe, gdzie jest to „miejsce, gdzie przebywa ______” – zastanowił się Taeil.
- Ej, a może to pułapka? – rzucił Zico. Reszta poruszyła się niespokojnie. Byli tak zaskoczeni dziwnym nieznajomym i jego słowami, że wcześniej nie przyszło im to do głowy. Niestety, teraz było już za późno.
Kilka godzin później limuzyna dotarła nad morze, przejechała po moście i zatrzymała się przed dużym, dwupiętrowym budynkiem. Na spotkanie wyszedł im czterdziestokilkuletni mężczyzna o żywych niebieskich oczach.
- Witajcie. Jeśli pozwolicie, zaprowadzę was teraz do ______ - odezwał się po koreańsku z wyraźnym amerykańskim akcentem.
- Kim pan jest? – zapytał Jaehyo. W oczach mężczyzny pojawił się błysk aprobaty.
- Nie musicie się mnie obawiać, nie mam najmniejszego zamiaru zrobić wam krzywdy. Jestem szefem waszej przyjaciółki, a prawdę mówiąc ona nie jest w najlepszym stanie.
- Jest chora? – zapytała _._._._, ale Amerykanin pokręcił głową.
- Nie o to chodzi, ale chodźcie, wyjaśnię wam po drodze.
Opowiedział im pokrótce o Jednostce, o tym, czym się zajmuje.
- Na dobrą sprawę jest to tajemnica międzynarodowa, ale uznałem, że dla was mogę zrobić wyjątek. Powinniście się przygotować na to, że ______ jest… hmmm… inna, niż była. Miała dzisiaj wrócić do Seulu, ale… no cóż, sami zobaczycie.
Poprowadził ich długim korytarzem, otworzył któreś drzwi i weszli do środka. Oczom chłopaków i _._._._ ukazał się widok, jakiego się nie spodziewali. ______ ćwiczyła. Tańczyła, skakała, wykonywała piruety, a w jej dłoniach lśniły dwa saraceńskie miecze. W pewnym momencie wykonała salto w tył i wylądowała lekko na ugiętych nogach. Wypad, zasłona, piruet, cięcie, każdy ruch był tak płynny, tak naturalny…
Z głośników za jej plecami dobiegał dźwięk muzyki. Chłopaki ze zdziwieniem rozpoznali swoje piosenki, lecące jedna po drugiej. Niespodziewanie dźwięk się urwał, a wściekła ______ rzuciła jednym z mieczy w kierunku mężczyzny, którego przyjaciele dopiero teraz zauważyli. Ostrze z głośnym brzękiem wbiło się w szkło, a w tamtym miejscu pojawiła się pajęczynka pęknięć.
- Włącz to powrotem – warknęła brunetka, rzucając mu mordercze spojrzenie.
- To lustro weneckie, ona nas nie widzi – powiedział cicho „szef”, po czym podniósł coś na kształt niewielkiego mikrofonu.
- ______, uspokój się, proszę. Masz gości.
Dziewczyna zamarła z wyrazem zaskoczenia na twarzy.
- Jakich gości? – zapytała, a wtedy jej oczy rozszerzyły się.  – Chyba ich tu nie zaprosiłeś?
- Oczywiście, że zaprosiłem, a co miałem zrobić? Jak nie można w jedną stronę, trzeba spróbować w drugą. Odmówiłaś wychodzenia z kwatery, więc oni przyjechali do ciebie.
Z każdym słowem oczy ______ stawały się coraz większe, a ona cofała się powoli.
- Ale… Ale… - westchnęła zrezygnowana.  – Dobrze wiesz, czym to grozi.
- Wiem – odparł Amerykanin, po czym dodał kilka słów po arabsku. Członkowie zespołu ani _._._._ nie zrozumieli ani słowa, ale wydawało się, że ______ tak, bo wyglądała, jakby pogodziła się z tym, chociaż nadal w jej oczach błyszczał niepokój.
- Pójdę ogarnąć trochę w pokoju – mruknęła i zniknęła za drzwiami.


Dziwne, dziwne, DZIWNE rzeczy tu nawypisywałam, ale nieważne. Może nie jest tak źle, jak mi się wydaje, a wydaje mi się, że z każdym kolejnym zdaniem coraz mniej to wygląda na scenariusz, a coraz bardziej na jakieś pokręcone sci-fi, ale trudno. Ocena tego… czegoś należy do was ;3


3 komentarze:

  1. Yay doczekalam się :D to jest zajebiaszcze :3 weny dużo ale to bardzo dużo weny ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Przez to co napisalas jeszcze bardziej nie mogę doczekać się kolejnej części

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Omo... Dzięki :) Być może kolejna część pojawi się w piątek, ale niczego nie obiecuję XD

      Usuń