- No cóż, to
chyba wszystko. Mam nadzieję, że spodoba ci się u nas – powiedziałaś do rudowłosej
dziewczyny, która kiwnęła głową z nieśmiałym uśmiechem i wyszła. Odetchnęłaś z
ulgą i opadłaś ciężko na obrotowe krzesło, okręcając się na nim kilkakrotnie.
Pracowałaś w niewielkiej rozgłośni radiowej i mimo młodego wieku byłaś już
zastępcą prezesa. To znaczy, on był prezesem tylko z nazwy. Interesowały go
tylko zyski, a faktyczną władzę sprawowałaś ty. Miałaś wiele pracy, ale lubiłaś
to.
Założyłaś
słuchawki na uszy i poczekałaś, aż chłopak za szybą da ci znak, a wtedy oddałaś
się temu, co kochałaś najbardziej. Nawet nie zauważyłaś, kiedy minęło kilka
godzin i wskazówki zegara przesunęły się na godzinę 18.
- No cóż, to
koniec na dzisiaj. Trzymajcie się ciepło i do usłyszenia jutro – powiedziałaś i
z westchnieniem ustąpiłaś miejsca didżejowi, który miał dzisiaj nocną zmianę.
Chłodne
wieczorne powietrze uderzyło cię w twarz, wywołując delikatny uśmiech na twych ustach.
Ruszyłaś szybkim krokiem do mieszkania, które dzieliłaś ze swoim chłopakiem.
Kris od samego rana był dziwnie radosny i uśmiechał się tajemniczo, gdy pytałaś
o powód, więc byłaś pewna, że coś się szykuje i nie mogłaś się doczekać, by się
dowiedzieć, co. Jednak to, co zastałaś, przeszło twoje najśmielsze oczekiwania.
Stół był nakryty dla dwóch osób, zastawiony przepysznie wyglądającymi
potrawami, nad którymi migotały nieśmiało płomyki dwóch wysokich świec. Przy
jednym z krzeseł stał Kris, który na twój widok uśmiechnął się ciepło.
Powiesiłaś na wieszaku jesienną kurtkę i powoli podeszłaś do chłopaka, całując
go na powitanie.
- Sam to
przygotowałeś? – zapytałaś. Azjata tylko uśmiechnął się tajemniczo i odsunął
krzesło, dając ci wyraźny znak, byś usiadła. Kolacja przebiegła wam we
wspaniałej atmosferze. Kris był tego wieczoru nadzwyczaj miły i usłużny,
sprawiając, że czułaś się jak królowa. Po skończonym posiłku chłopak uklęknął
przed tobą i wyciągnął w twą stronę niewielkie pudełeczko.
- ______,
czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Byłaś w zbyt
wielkim szoku, by odpowiedzieć od razu, ale z każdą chwilą twój uśmiech stawał
się coraz szerszy.
- Tak… tak,
tak, tak! – wykrzyknęłaś, gdy tylko odzyskałaś głos i rzuciłaś się mu na szyję.
Ten dzień mogłaś zaliczyć jako jeden z najszczęśliwszych w twoim życiu.
Kilka
następnych tygodni minęło jak sen – nawet nie zauważyłaś, kiedy. Z dumą nosiłaś
brylantowy pierścionek od Krisa, czując jego rozkoszny ciężar na palcu. W pracy
również ci się powodziło. Dostałaś ostatnio podwyżkę i miałaś wrażenie, że już
nic nie jest w stanie popsuć twojego humoru. Coraz lepiej dogadywałaś się też z
tą nową pracownicą w radiu. ------ była cicha i spokojna i mimo jej początkowej
nieśmiałości szybko się zaprzyjaźniłyście. Miałyście podobne zainteresowania i
gusty, poza tym świetnie się rozumiałyście. Często po pracy spędzałyście razem
czas, plotkując, chodząc po sklepach i robiąc inne „babskie” rzeczy. Czasem przyprowadzałaś
ze sobą Krisa, ale wtedy między chłopakiem a przyjaciółką panowało pewne
napięcie wymieszane z niechęcią. Któregoś razu zapytałaś ------, dlaczego tak
bardzo nie lubi twojego narzeczonego. Siedziałyście wtedy w kawiarni i
odpoczywałyście po skończonych zakupach. Rudowłosa wbiła wzrok w swoje dłonie,
zagryzając nerwowo wargi.
- Wiesz… W
liceum chodziłam z Krisem do jednej klasy. Był wtedy niezłym łobuzem i razem ze
swoją bandą często mi dokuczali.
- Ale
------, minęło już kilka lat. On się zmienił – przekonywałaś przyjaciółkę,
która westchnęła cicho.
- Wiem, po
prostu… nie mam pojęcia, czego mogę się po nim spodziewać. Zawsze mam wrażenie,
że zaraz zrobi coś… niestosownego.
- Nie martw
się. Już nie będę go przyprowadzać, jeśli to cię pocieszy – uścisnęłaś dłonie
dziewczyny, która uśmiechnęła się do ciebie z wdzięcznością.
~*~*~*~
Powoli
zaczynaliście przygotowania do ślubu. Jeszcze nie mieliście ustalonej dokładnej
daty, ale planowaliście się pobrać na wiosnę, czyli za około pół roku.
Niestety, ostatnio mieliście dla siebie z Krisem mało czasu. Ty prawie cały wolny
czas poświęcałaś na to, by dzień, który miał stać się najważniejszy w waszym
życiu, był idealny, natomiast twój narzeczony miał szansę na awans w pracy,
więc spędzał tam znacznie więcej czasu niż dotychczas. Oddaliliście się nieco
od siebie, ale nie martwiłaś się tym zbytnio. Byłaś przekonana, że to tylko
chwilowe, wiedziałaś, że Krisowi bardzo zależało na tym awansie i sądziłaś, że
gdy go dostanie, wszystko wróci do normy. Jednak powoli zaczynało cię to
irytować. Kiedy kolejny raz dostałaś telefon od chłopaka, że musi zostać dłużej
w pracy i wróci bardzo późno, z trudem powstrzymałaś się, by na niego nie
nakrzyczeć. Wzburzona chodziłaś po pokoju, próbując się uspokoić. W końcu
zrezygnowana wyszłaś z domu i skierowałaś się do centrum handlowego, zdecydowana
wydać wszystkie pieniądze, jakie ci zostały. Miałaś dzisiaj wolne, a jutro
miałaś dostać wypłatę, więc nie musiałaś się martwić.
Trzy godziny
minęły ci na wybieraniu, przebieraniu, przymierzaniu i kupowaniu. Zakupy
pochłonęły cię tak bardzo, że straciłaś poczucie czasu. Wychodziłaś właśnie z
butiku, gdy zobaczyłaś chłopaków z Got7 wychodzących ze sklepu naprzeciwko.
Zamrugałaś dwukrotnie oczami i uśmiechnęłaś się radośnie. Nie byłaś ich jakąś
wielką fanką, za to ------ tak. Pomyślałaś, że zrobisz przyjaciółce
niespodziankę i dasz jej bluzkę z autografami chłopaków, zwłaszcza że zbliżały
się jej urodziny. Zawróciłaś i kupiłaś pierwszą lepszą białą koszulkę w jej
rozmiarze, po czym szybkim krokiem ruszyłaś w stronę oddalających się członków
zespołu.
-
Przepraszam, czy mogłabym was o coś poprosić? – słysząc twoje pytanie chłopaki
odwrócili się i popatrzyli na ciebie wyczekująco.
- Moja
przyjaciółka ma niedługo urodziny i chciałabym dać jej coś wyjątkowego. Jest
waszą fanką i jestem pewna, że ucieszyłaby się, gdyby dostała koszulkę z
waszymi autografami .
- Jasne,
czemu nie? – odparł jeden z nich po chwili wahania, chyba Mark, ale nie byłaś
pewna. Uśmiechnęłaś się z wdzięcznością i zadowolona patrzyłaś, jak artyści
podpisują się na białej koszulce.
- Jestem wam
bardzo wdzięczna. ------ oszaleje z radości – zaśmiałaś się cicho i pomachałaś
do nich na pożegnanie. Odwróciłaś się i … nie mogłaś uwierzyć własnym oczom. Kilkanaście
metrów dalej przechodzili Kris i ------, przytulający się czule. Upuściłaś to,
co miałaś w rękach i gniewnym krokiem podeszłaś do „pary”. Zbliżając się,
usłyszałaś strzępy ich rozmowy.
- Jesteś
pewien? Może powinniśmy…
- Daj spokój,
miśku. Ona jest…
Ogarnęła cię
wściekłość. Złapałaś go za ramię, odwracając do siebie i z całej siły uderzyłaś
w twarz.
- No? Co ja?
Jaka jestem? Głupia? Naiwna? No powiedz! – prawie krzyczałaś na podnoszącego
się z ziemi chłopaka, trzymającego się za zaczerwieniony policzek.
- ______,
posłuchaj, to nie tak. Ja ci wszystko wyjaśnię… - próbował się tłumaczyć, ale
obrzuciłaś go morderczym wzrokiem.
- Nic nie
będziesz mi tłumaczył. To koniec. Za dwie godziny wrócę do domu. Jeśli twoje
rzeczy wciąż tam będą, wylądują w śmietniku – powiedziałaś zimno i wcisnęłaś mu
w dłoń pierścionek zaręczynowy, po czym zwróciłaś się do dziewczyny stojącej
obok twojego już byłego narzeczonego.
- Wiesz, nie
myślałam, że jesteś taką suką. Najpierw udajesz przyjaciółkę, by potem odbić
chłopaka? Gardzę tobą. Aha, i jeszcze jedno. Zwalniam cię – rzuciłaś przez
ramię, odchodząc szybkim krokiem. Nie chciałaś, by dwie jeszcze niedawno
najważniejsze, a teraz najbardziej znienawidzone przez ciebie osoby zobaczyły
łzy, które nieproszone zaczęły spływać po twych policzkach. Minęłaś chłopaków z
Got7, którzy stali jak sparaliżowani, obserwując ze współczuciem i nutką
fascynacji tę scenę, i skierowałaś się do wyjścia z centrum handlowego.
Usłyszałaś za sobą czyjeś kroki, więc przyspieszyłaś, prawie biegnąc. Chciałaś
być teraz sama.
- Hej,
zaczekaj! – usłyszałaś czyjś głos. Otarłaś szybko policzki i odwróciłaś się
zniecierpliwiona. Po chwili podbiegł do ciebie blondyn z Got7 – w tym momencie
byłaś zbyt zdenerwowana, by przypomnieć sobie jego imię – i podał ci kilka
pakunków.
-
Zapomniałaś o zakupach – powiedział.
- Dzięki –
mruknęłaś i wzięłaś od niego rzeczy.
- Poradzisz
sobie? Może cię odprowadzić? – zapytał z troską chłopak, ale pokręciłaś głową.
- Nie, teraz
chcę być sama. Poza tym nie mogę od razu wrócić do domu, najpierw ten skurwiel
musi zabrać swoje rzeczy.
Na myśl o
twoim byłym twoje oczy znów wypełniły się łzami. Odetchnęłaś głęboko, starając
się uspokoić.
-
Przepraszam, nie powinnam się rozklejać – powiedziałaś łamiącym się głosem, ale
blondyn pokręcił głową.
- Nie
przepraszaj, to normalne, że płaczesz. Jeśli chcesz, mogę tam pójść i go pobić
– zaproponował, a ta wizja wywołała u ciebie histeryczny śmiech.
- Cóż… to
bardzo kuszące, ale nie. Jeszcze wywołałbyś jakiś skandal i po co ci to?
Wytwórnia by ci robiła problemy i tak dalej… - odparłaś, wycierając mokre
policzki. Chłopak wzruszył ramionami i wsadził ręce do kieszeni.
- Jak
chcesz. Ja na twoim miejscu skorzystałbym z okazji, ale to nie moja sprawa –
zrobił ruch jakby chciał odejść, ale przytrzymałaś go za ramię.
- Dziękuję –
powiedziałaś, a on uśmiechnął się lekko.
- Drobiazg.
Jak będziesz czegoś potrzebowała to dzwoń – mruknął i poszedł. Patrzyłaś za nim
chwilę, po czym wyszłaś na zewnątrz i skierowałaś swe kroki do najbliższego
parku. Przechadzając się jedną z alejek uświadomiłaś sobie, że nie wzięłaś od
niego numeru. Usiadłaś ciężko na ławce, nie mogąc uwierzyć w swoją głupotę.
Przetarłaś ze zmęczeniem twarz dłonią i wyciągnęłaś telefon, chcąc sprawdzić
która godzina, ale ku twemu niezadowoleniu okazało się, że bateria padła. Byłaś
w stanie takiego rozstroju psychicznego, że nawet ta drobna rzecz doprowadziła
cię do łez. Zastanawiałaś się, kiedy wyczerpie się limit nieprzyjemnych rzeczy
na ten dzień, o ile coś takiego w ogóle istnieje.
Siedziałabyś
tak pewnie do wieczora, gdyby nie to, że w pewnym momencie zaczęło padać. W
pierwszej chwili było ci wszystko jedno, ale potem uznałaś, że szkoda ci nowych
ubrań i z westchnieniem powlokłaś się do domu.
Weszłaś do
mieszkania i w oczy zakłuła cię pustka w miejscach, gdzie znajdowały się rzeczy
Krisa i wasze wspólne zdjęcia. Zacisnęłaś usta i poszłaś do sypialni, podłączając
od razu telefon do ładowarki. Na łóżku znalazłaś niewielką karteczkę zapełnioną
charakterem pisma, które tak dobrze znałaś. Wzięłaś ją ostrożnie w dłonie,
jakby była wężem, który może ukąsić w każdej chwili.
______
Przepraszam cię i
bardzo żałuję, że tak się stało.
Proszę, nie wiń ------.
To była tylko i wyłącznie moja wina.
Nie oczekuję, że mi
wybaczysz.
Mam tylko nadzieję, że
kiedyś pozwolisz mi się wytłumaczyć.
Kris
Wciągnęłaś z
sykiem powietrze, czując jak gniew, ból, żal i smutek wracają z nową siłą.
Podarłaś wiadomość na drobne kawałeczki. Nie chciałaś mieć z nim już nic
wspólnego. W myślach mordowałaś go na wszelkie możliwe sposoby.
Zaczęłaś
wyjmować ubrania z pakunków i wkładać je do szafy, ale uświadomiłaś sobie, że dzięki
temu, iż twój eks-narzeczony zabrał swoje rzeczy, masz dwukrotnie więcej
miejsca. Uznałaś, że w takim razie możesz wreszcie poukładać to jakoś
sensowniej. Wywaliłaś więc wszystko z szafy i zabrałaś się za składanie ubrań,
które wcześniej wrzucałaś jak bądź, byle tylko nie leżały na podłodze. Po około
dwóch godzinach byłaś już całkowicie spokojna, nawet podśpiewywałaś sobie coś
tam pod nosem. Wkładając ostatnią partię bluzek na półkę zauważyłaś mały
skrawek papieru złożony na czworo. Podniosłaś go i rozłożyłaś, a gdy
przeczytałaś zawartość, na twych ustach wykwitł mały półuśmiech. Był to numer
telefonu i imię „Jackson” – skojarzyłaś, że to od tego blondyna, który
przyniósł ci zakupy. Odgarnęłaś zbłąkany kosmyk włosów, który zsunął ci się na
twarz i opadłaś na łóżko. Ściągnęłaś ciuchy, położyłaś się i wbiłaś wzrok w
sufit. Twoją ostatnią myślą przed zaśnięciem było to, że to będzie pierwsza noc
od bardzo dawna, którą spędzisz sama.
~*~*~*~
- Co
zrobiłaś?!
Popatrzyłaś
z niepokojem na szefa. Pierwszy raz widziałaś go w takim stanie i nie bardzo
wiedziałaś jak się zachować. Mężczyzna chodził po pomieszczeniu zdenerwowany w
tę i spowrotem, co chwilę zerkając na ciebie gniewnie. Stałaś cichutko ze
spuszczoną głową, bojąc się nawet odezwać.
- Trzeba odróżniać
pracę od życia prywatnego! Nie możesz zwalniać kogoś ot tak, bo odbił ci
chłopaka! Równie dobrze ja mógłbym zwolnić ciebie, tylko dlatego, że mnie
zdenerwowałaś!
Zacisnęłaś
mocno usta i powieki, starając się nie rozpłakać. W środku buntowałaś się przeciw
jego słowom i oburzałaś się na jego zachowanie, ale jakaś część ciebie
wiedziała, że mężczyzna ma rację.
Ze strony
twego przełożonego dobiegło cię ciche westchnienie i już spokojniej ciągnął
dalej.
- Na twoje
szczęście umiem odróżnić świat biznesu od prywatności i cię nie wyleję. Na
przyszłość jednak postaraj się nie podejmować takich decyzji pod wpływem
emocji. Mam gdzieś, co ona ci zrobiła, masz ją przeprosić i poinformować, że
zostaje przyjęta powrotem. Czy wyrażam się jasno?
Zdobyłaś się
tylko na krótkie skinienie głową i opuściłaś pomieszczenie, z ulgą zamykając za
sobą drzwi.
Tak jak
przypuszczałaś, nie był zadowolony i choć wyglądało to gorzej, niż się
spodziewałaś, konsekwencje były mniejsze, niż założyłaś. Pozostawało tylko
zadzwonić do ------. Nie miałaś najmniejszej ochoty tego robić, ale wiedziałaś,
że nie masz wyboru.
Wyszłaś z
budynku i skierowałaś swe kroki do pobliskiego parku. Spacerując mijałaś wielu
ludzi. Matkę z dwójką dzieci bawiących się na świeżo spadniętym śniegu, parę
staruszków trzymających się pod rękę, grupkę rozchichotanych nastolatek,
zerkających „ukradkiem” na blondyna siedzącego na ławce nieopodal… Zamrugałaś z
zaskoczeniem oczami, rozpoznając w nim Jacksona. Jeszcze cię nie zauważył,
dzięki czemu mogłaś mu się lepiej przyjrzeć. Wyglądał na trochę zmartwionego,
wpatrywał się w dal niewidzącym wzrokiem, jakby na coś czekał. W pewnej chwili,
jakby wyczuwając twoje spojrzenie, odwrócił się w twoją stronę. Jego usta
wykrzywiły się w kpiącym uśmiechu, gdy wstał i kilkoma leniwymi krokami pokonał
dzielącą was odległość.
- Cześć. Nie
spodziewałem się, że cię tu spotkam. Śledzisz mnie? – jego słowa wywołały na
twojej twarzy delikatny uśmiech.
- Nie. Pracuję niedaleko stąd i wyszłam się
przejść – odparłaś, splatając dłonie za plecami. Ruszyliście wolnym krokiem
przed siebie.
- Wychodzić
w godzinach pracy? Nieładnie, nieładnie… - Jackson pogroził ci żartobliwie
palcem.
- A w ogóle
jak się czujesz? Wczoraj byłaś dość… wzburzona – zainteresował się blondyn, z
ledwo wyczuwalną troską w głosie. Wzruszyłaś obojętnie ramionami.
- W
porządku. Nie mogę powiedzieć, że dobrze, bo to nieprawda, ale i tak jest
lepiej niż myślałam. Wydawało mi się, że będę bardziej żałować, ale czuję tylko
pustkę. Jakby coś się we mnie wypaliło.
Nie
wiedziałaś, czemu mu o tym mówisz, przecież prawie go nie znałaś, ale było w
nim coś takiego, że czułaś się swobodnie. A może po prostu potrzebowałaś z kimś
o tym porozmawiać, a to, że on nic o tobie nie wiedział, dawało ci pewne
poczucie oderwania od okrutnej rzeczywistości, która tak bardzo cię raniła.
- A jednak
wyglądasz na zdenerwowaną… - usłyszałaś.
- Nieprawda
– zaprzeczyłaś, ale dostrzegając w jego oczach powątpiewanie, westchnęłaś
cicho.
- No dobra,
jestem, ale chodzi o coś innego. Szef kazał mi zadzwonić do tej ździry i
przeprosić za to, że ją wylałam i przyjąć spowrotem do pracy – kopnęłaś
sfrustrowana w niewielką kupkę liści. W twoich oczach na krótką chwilę zalśniły
łzy upokorzenia. Jeszcze czego, żebyś ty do niej dzwoniła i ty ją przepraszała
za to, co się stało. Przecież to jej wina! Zasłużyła sobie na to! Mogła się
trzymać od niego z daleka!
- Wiesz… -
zaczął niepewnie Jackson – myślę, że on ma rację. Nie powinno się zwalniać
kogoś z przyczyn prywatnych.
- No
przecież wiem! – warknęłaś i zmierzyłaś blondyna wściekłym spojrzeniem.
- Chodzi o
to, że kazał ci ją przeprosić?
Na twej
twarzy odmalowało się zaskoczenie.
- Tak… -
mruknęłaś, odwracając wzrok.
- I wiesz co
jest najgorsze? Myślałam, że jest moją przyjaciółką. Nienawidzę jej. Jej i
Krisa. Dwie największe pierdolone szmaty, jakie w życiu spotkałam.
Odetchnęłaś
głęboko, starając się uspokoić. Niespodziewanie poczułaś na swoim ramieniu
kojący dotyk. Przymknęłaś oczy i odchyliłaś twarz do tyłu, powoli się
wyciszając.
- Wszystko
się ułoży, zobaczysz – usłyszałaś jego cichy głos – Musisz tylko się nie
poddawać i iść naprzód.
- Dziękuję…
- szepnęłaś po chwili, odsuwając się nieznacznie. Dłoń chłopaka zsunęła się
delikatnie i złapała twoją. Spojrzałaś najpierw na nie, potem na niego, nie
bardzo wiedząc, co o tym myśleć.
- Chyba…
powinnam już iść. Muszę jeszcze zadzwonić i… - urwałaś, wysuwając dłoń z
delikatnego uścisku. Jackson jakby ocknął się z transu i cofnął się o krok z
nieco wymuszonym uśmiechem.
-
Oczywiście. Powinnaś. Jak coś, to masz mój numer. To cześć – powiedział, po
czym odwrócił się i odszedł. Z mieszanymi uczuciami odprowadziłaś go wzrokiem,
w głębi duszy czując przekorne pragnienie, by się odwrócił, czego się jednak nie
doczekałaś. Westchnęłaś cicho i ruszyłaś do domu.
~*~*~*~
Odwlekałaś
to do ostatniej chwili, chociaż wiedziałaś, że to nic nie da. W końcu, kiedy
już się ściemniło, z niechęcią wykręciłaś numer ------. Ruda odebrała po
trzecim sygnale.
- Yeoboseyo?
Wzięłaś
głęboki oddech, by opanować głos i zaczęłaś.
- Hej.
Dzwonię, żeby ci powiedzieć… przeprosić cię za to, co zrobiłam i poinformować
cię, że nadal pracujesz – wyrzuciłaś z siebie bezbarwnym głosem, jak maszyna.
- Poważnie?
Jejku, jak ja się cieszę! Dziękuję ______! Naprawdę – powiedziała, na co
prychnęłaś cicho.
- I nie musisz mnie przepraszać. Wiem, że to, co
zrobiliśmy, zraniło cię. To ja powinnam przeprosić. I przepraszam cię z całego
serca.
- Twoje
przeprosiny niczego nie zmienią. I tak uważam, ze jesteś fałszywą, podstępną
szmatą, która odbija chłopaków przyjaciółkom – parsknęłaś gniewnie.
- ______, to
nieprawda…
- Zarzucasz
mi, że to, co widziałam na własne oczy, było wytworem mojej wyobraźni?
- Nie, ja po
prostu… To nie tak, jak myślisz.
- Aha, i
frytki do tego. Takie bzdury to ty możesz wciskać temu debilowi, a nie mnie!
------
westchnęła ciężko.
- Nic nie
rozumiesz.
- To mi
wyjaśnij z łaski swojej, bo jak na razie nie widzę innego powodu twojego
postępowania.
- To długa
historia.
- Nigdzie mi
się nie spieszy – powiedziałaś dobitnie. Nie żeby cię to interesowało, po
prostu… Niech się tłumaczy, dziwka jedna. Ciekawe, co ona w tej swojej rudej
głowie wymyśliła.
- Ugh… To
nie takie proste. Bo widzisz, w liceum byliśmy parą. Ja i Kris.
- Więc to,
że ci dokuczał, było kłamstwem, tak?
- Nie… Nie
do końca. Na samym początku on i jego koledzy robili mi różne psikusy, ale z
czasem tak się stało, że się zaprzyjaźniliśmy, a później zostaliśmy parą.
Jednak pod koniec ostatniej klasy byliśmy na imprezie i jakoś tak… wpadliśmy.
Okazało się, że jestem w ciąży. Gdy Kris się o tym dowiedział, wyprowadził się
do innego miasta, a ja zostałam sama. Moi rodzice nie żyli, mieszkałam tylko z
babcią. Kiedy urodziłam MinJi, pomagała mi w opiece nad nią. Niestety, rok temu
zmarła, a ja nie miałam pracy ani środków do życia, dlatego odebrali mi moją
córeczkę i umieścili w domu dziecka. Nie masz pojęcia, jak trudno jest znaleźć
pracę, gdy się skończyło tylko liceum. Z tego, co zarabiałam, ledwie starczało
mi na opłacenie mieszkania i jedzenie, więc o utrzymaniu małej nawet nie miałam
co myśleć. Dopiero teraz jakoś tak wszystko zaczęło się wyprostowywać, aż tu
nagle bam! Odnajduję Krisa! Wiesz, przez kilka ostatnich lat zdążyłam go
porządnie znienawidzić i z trudem przyszło mi udawanie, że wszystko jest w
porządku, kiedy o nim mówiłaś, kiedy go przyprowadzałaś… Ale z czasem
przekonałam się, że się zmienił. Bardzo żałował, że nas wtedy zostawił, mnie i
MinJi. Zrozumiałam, że tamta ucieczka to był odruch przestraszonego chłopca,
który chce uniknąć odpowiedzialności i że to się już nie powtórzy. Zabrałam go
parę razy do małej, żeby sprawdzić, jak się zachowa. MinJi bardzo go polubiła,
on ją zresztą również. Kiedy patrzyłam na ich dwoje bawiących się razem, nie
umiałam powstrzymać uśmiechu. I jakoś tak… nienawiść odeszła, a wróciło
uczucie, którym go darzyłam w liceum, tylko znacznie silniejsze. Wtedy, gdy nas
zobaczyłaś, próbowałam go przekonać, byśmy powiedzieli ci prawdę, ale on
upierał się, że nie zrozumiesz. Nie chciał cię zranić, nie chciał, byś go
znienawidziła. Ale stało się to, co się stało.
Między wami
zapadło długie milczenie. Nie wiedziałaś, co odpowiedzieć. To wszystko było tak
zagmatwane… Było ci wstyd, że tak potraktowałaś ------, nie znając całej
historii. Nigdy byś nie przypuszczała, że dziewczyna miała taką przeszłość. Z
jednej strony wciąż byłaś na nią zła, ale z drugiej czułaś się strasznie
głupio, bo wyszło, że to ty zachowywałaś się jak szmata.
- ------… Przepraszam. Nie wiedziałam… -
zaczęłaś, ale ruda ci przerwała.
- Nieważne,
było co było. Jak myślisz, czy mogłybyśmy… - w jej głosie wyraźnie było słychać
wahanie. Czekałaś z napięciem na to, co dalej powie. Twoja rozmówczyni wzięła
głęboki oddech.
- Czy
mogłybyśmy dalej się przyjaźnić? A jeśli nie, to przynajmniej utrzymywać
jakikolwiek kontakt. Polubiłam cię i bardzo bym nie chciała, by nasza znajomość
zakończyła się w ten sposób.
- Ja też bym
tego nie chciała, ale… nie jestem gotowa, by znów nazywać cię przyjaciółką.
Wybacz.
- Och… Ale
tu nie ma co wybaczać, rozumiem cię. Dzięki, że dałaś mi jeszcze jedną szansę.
Rozłączyłaś
się, czując niepokojącą wilgoć w kącikach oczu. Otarłaś je i położyłaś się do
łóżka. Nie miałaś już siły o tym myśleć, chciałaś po prostu zasnąć.
~*~*~*~
Czas mijał.
Ty i ------- się pogodziłyście, ale to już nie było to samo. Prawie pogodziłaś
się z tym, że Kris już nie jest twój, ale wciąż myśl o nim sprawiała, że
uśmiech znikał z twej twarzy, a serce twardniało, tak iż miałaś wrażenie, że
nosisz w piersi bryłę lodu. Wtedy jedynym lekarstwem był długi spacer. Często
przychodziłaś do parku i siadałaś na ławce, rozmyślając nad przeszłością i
snując plany na przyszłość. Nie miałaś pojęcia jak by mogły wyglądać kolejne
lata, brakowało ci jakiegokolwiek punktu zaczepienia.
Czasem
przychodził Jackson, wtedy siedzieliście razem w ciszy przez długie godziny,
nie czując potrzeby mówienia czegokolwiek. Któregoś razu złamałaś waszą
niepisaną umowę milczenia i zaczęłaś mu opowiadać o sobie, o swojej
przeszłości. Wpatrywałaś się w dal niewidzącym wzrokiem, mówiąc i mówiąc i nie
mogąc przestać. Wyrzucałaś z siebie słowa, które od dawna krążyły w twoim
umyśle, opowiadałaś o domu w Polsce, o tym, że twoi rodzice wyrzekli się
ciebie, gdy zamiast iść na studia prawnicze wyjechałaś z kraju, o tym, że przez
kilka miesięcy włóczyłaś się po świecie, by wreszcie osiąść w Seulu, o
tęsknocie, którą czułaś każdego dnia, o wszystkim, co ci przyszło do głowy,
starannie omijając temat Krisa. W pewnym momencie poczułaś coś miękkiego na
policzku. Spojrzałaś zaskoczona na swego towarzysza, a potem na chusteczkę,
którą trzymał w dłoni. Byłaś tak zatopiona we wspomnieniach, że nie zauważyłaś,
kiedy łzy pociekły ci z oczu.
- Komawo… -
szepnęłaś, a na twej twarzy wykwitł delikatny uśmiech, który blondyn niepewne odwzajemnił.
Patrzyliście tak na siebie, nie czując upływu czasu. Ty pierwsza przerwałaś tę
chwilę, spuszczając wzrok.
- Powinnam
wracać do domu… - mruknęłaś, bawiąc się kosmykiem włosów. Usłyszałaś cichy
szelest, kiedy chłopak wstał i wyciągnął do ciebie rękę.
- Odprowadzę
cię – powiedział, a ty ujęłaś jego dłoń i również się podniosłaś. Ruszyliście
przez zapadający zmrok wolnym krokiem. Po pewnym czasie puściłaś jego dłoń i
ułożyłaś ją w zgięciu jego łokcia. Bardziej wyczułaś niż zobaczyłaś, że Jackson
się uśmiecha, co sprawiło, że i tobie kąciki ust podjechały do góry. Oparłaś
skroń o jego ramię i przymknęłaś oczy, poddając się chwili. Wiejący wiatr
rozwiewał twoje długie włosy, ale nie czułaś chłodu. Kiedy się zatrzymaliście,
rozejrzałaś się dookoła, nie mogąc wyjść ze zdumienia, że droga minęła tak
szybko.
- To… Chyba
czas się pożegnać… - odsunęłaś się lekko od blondyna, posyłając mu nieśmiały
uśmiech.
- Dziękuję
ci, że mnie wysłuchałeś.
- Nie ma za
co. Polecam się na przyszłość – spojrzałaś w jego roziskrzone oczy i
zarumieniłaś się ledwo dostrzegalnie.
- To cześć…
- powiedziałaś i weszłaś po niskich schodkach. Zanim weszłaś, odwróciłaś się
jeszcze i pomachałaś mu na pożegnanie, po czym zniknęłaś za drzwiami. Oparłaś
się o nie i zsunęłaś na podłogę. Co się
ze mną dzieje?
Siedziałaś
tak dobrą chwilę, zanim ocknęłaś się z transu i powróciłaś do tak zwanego
„świata żywych”. Zrobiłaś sobie kolację, wzięłaś prysznic i położyłaś się do
łóżka, jednak nie mogłaś zasnąć. Cały czas myślałaś o tamtej chwili, przez co
twoje serce biło nienaturalnie szybko. Nie potrafiłaś, nawet nie chciałaś
pozbyć się z głowy jego uśmiechu, jego lśniących oczu, jego włosów potarganych
przez wiatr, opadających niesfornie na czoło… Wciąż czułaś ciepło, które od
niego biło, gdy cię odprowadzał.
Kiedy
wreszcie zasnęłaś, wciąż widziałaś jego twarz. Powiedział coś do ciebie, złapał
za rękę i pociągnął gdzieś przed siebie. Znaleźliście się w wesołym miasteczku.
Jackson karmił cię watą cukrową, a potem poszliście na diabelski młyn. Blondyn
co chwila spoglądał na ciebie i uśmiechał się tajemniczo. W pewnej chwili
ukląkł przed tobą i wyciągnął w twą stronę maleńkie pudełeczko. Zakryłaś usta
dłonią i spojrzałaś mu w oczy, ale nie były one takie, jak się spodziewałaś. Na
miejscu chłopaka klęczał Kris i uśmiechał się do ciebie z nadzieją. Znów
byliście w twoim mieszkaniu, znów siedziałaś przy stole ze świecami, znów
powiedziałaś „tak”… Nagle odkryłaś, że siedzisz w kinie, a tamta sytuacja jest
filmem. Spojrzałaś w prawo i zobaczyłaś obok siebie ------. Ale ona głupia… Gdyby wiedziała, postąpiłaby
inaczej, powiedziała ruda i wtuliła się w siedzącego obok niej Krisa.
Chciałaś coś powiedzieć, ale nie mogłaś otworzyć ust. Ze łzami w oczach
patrzyłaś na nich, czując, jak woje serce po raz kolejny zostaje sponiewierane
i zdeptane. Kochałaś go, a on cię okłamał i odszedł do innej. Odwróciłaś wzrok
i ujrzałaś, że z twej lewej strony siedzi Jackson, patrzący na ciebie z
pogardą. Idiotka. Chciał się po prostu
pocieszyć, a ty uwierzyłaś, że naprawdę mu zależy. Zatkałaś uszy dłońmi i
zacisnęłaś powieki, nie chcąc już nic widzieć i słyszeć, ale w głowie wciąż
tłukły ci się te słowa, które zmieniły się w żmije i otoczyły cię, zbliżając
się coraz bardziej i bardziej…
Obudziłaś
się z krzykiem. Złapałaś się za serce, oddychając ciężko. To był tylko sen… Tylko sen, nic więcej…
Zerknęłaś na
elektroniczny zegarek stojący na szafce nocnej. 4:31. Westchnęłaś ciężko i
bezwładnie opadłaś na posłanie. Wątpiłaś, czy uda ci się ponownie zasnąć. Przed
oczami zamajaczyły ci fragmenty snu, czy raczej koszmaru. Ale ona głupia… Gdyby wiedziała… Idiotka. Chciał się po prostu
pocieszyć, a ty uwierzyłaś, że naprawdę mu zależy… To były twoje własne
myśli, którymi zadręczałaś się od chwili, gdy dowiedziałaś się prawdy. Co nie
zmieniało faktu, że bardzo cię raniły. Z twych oczu znów pociekły słone krople,
których nie miałaś siły wycierać. Nie miałaś już sił, by uciekać przed tym, co
się zdarzyło. Musiałaś wreszcie stawić temu czoła, przestać udawać, że wszystko
w porządku, przyznać, że wtedy twój świat legł w gruzach i zacząć go wreszcie odbudowywać.
Zrozumiałaś, że nie możesz wiecznie żyć na zgliszczach, okłamując się, że to
jest to samo, że nic się nie zmieniło. Wszystko się zmieniło. I przyszedł czas,
by to zaakceptować.
~*~*~*~
Dźwięk
przychodzącej wiadomości wyrwał cię ze snu. Przetarłaś oczy zdezorientowana i
jeszcze na wpół śpiąc sięgnęłaś po telefon. Kiedy twój wzrok padł na nadawcę,
natychmiast się rozbudziłaś.
Od: Jackson
Hej, co tam u ciebie?
Dobrze spałaś?
Od: ______
Nie za bardzo, ale
jakoś przeżyję :) A ty?
Usiadłaś na
łóżku i opatuliłaś się kołdrą. Odpowiedź przyszła niemal natychmiast.
Od: Jackson
Całkiem nieźle. Masz
dzisiaj czas?
Może byśmy gdzieś
wyskoczyli?
Zachichotałaś
jak nastolatka. Akurat miałaś wolne, a nic nie planowałaś, więc nie było
żadnych przeszkód. W sumie, czemu nie?
Od: ______
Oczywiście ;p A o
której? I gdzie?
Przeciągnęłaś
się leniwie i z niechęcią wyplątałaś się z ciepłej pościeli. Podeszłaś do
szafy, zastanawiając się, w co się ubrać. Wybrałaś kilka(naście) wariantów i
rzuciłaś je na podłogę, sadowiąc się
między nimi.
Od: Jackson
Nie wiem… Trzynasta
koło parku ci pasuje?
Od: ______
Ok ;)
Odpisałaś
prawie bez zastanowienia i spojrzałaś na zegarek. Ku twemu przerażeniu
stwierdziłaś, że jest 11:48. Zerwałaś się na równe nogi, wzięłaś jeden z
wyjętych kompletów i rzuciłaś się do łazienki, przy czym o mało się nie zabiłaś
o buty, które poprzedniego dnia rzuciłaś gdzie bądź. Wzięłaś szybki prysznic,
zrobiłaś delikatny makijaż, ułożyłaś włosy jakoś sensownie i wparowałaś do
kuchni, gdzie zrobiłaś sobie kawę i śniadanie, które zjadłaś w ekspresowym
tempie. Wszystkie te czynności zajęły ci niecałą godzinę, czyli dokładnie tyle,
ile potrzebowałaś, by zdążyć. Założyłaś lekki płaszczyk, bo mimo iż była już
wiosna, nadal było dość chłodno i ruszyłaś szybkim krokiem w stronę parku.
Punktualnie o czasie zjawiłaś się na miejscu. Jackson już na ciebie czekał.
- Hej, to
gdzie idziemy? – rzuciłaś na powitanie z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Niedaleko
stąd jest wesołe miasteczko. Pomyślałem, że potrzebujesz trochę rozrywki -
blondyn odwzajemnił uśmiech i złapał cię za rękę, prowadząc w bliżej
nieokreślonym kierunku. Zmarszczyłaś lekko brwi, ale zaraz się uspokoiłaś. Przecież sny to tylko wytwór wyobraźni. Nie
spełniają się.
Wesołe
miasteczko było ogromne i przytłaczało wielością kolorów. Było to dla ciebie o
tyle niezwykłe, że nigdy nie byłaś w podobnym miejscu.
- O, patrz!
Wata cukrowa! – twój towarzysz zniknął w tłumie ludzi, by po chwili pojawić się
z ogromną, różową watą cukrową.
- Ja chyba
podziękuję… - mruknęłaś z przepraszającym uśmiechem.
- Ale czemu?
Nie lubisz waty cukrowej?
- Lubię,
ale…
- Nie ma
żadnych ale – chłopak ci przerwał i oderwał wielki kawał różowego puchu.
Cofnęłaś się o krok.
- O nie, nie
ma mowy. Będę się potem cała lepić – jęknęłaś, gdy Jackson ruszył w twoją
stronę z figlarnym uśmieszkiem na twarzy. Nadal się wycofywałaś, ale z każdą
chwilą coraz trudniej było ci powstrzymać narastający chichot. Ta sytuacja była
tak absurdalna, że w końcu nie wytrzymałaś i parsknęłaś śmiechem.
- ______,
powiedz „a”… – zaśmiałaś się jeszcze głośniej i zaczęłaś uciekać, wymijając
ludzi i różne wesołomiasteczkowe atrakcje, a za sobą słyszałaś śmiech blondyna.
Po kilku minutach zostałaś zapędzona w ślepy zaułek i „zmuszona” do zjedzenia
lepkiej słodyczy. Oczywiście nie poddałaś się bez walki i w wyniku tego oboje
mieliście uklejone buzie. Wciąż chichocząc podeszliście do stojącego nieopodal
baseniku, w którym pływały dzieci w wielkich przezroczystych kulach i zmyliście
z twarzy resztki różowej waty.
- To co,
teraz diabelski młyn? – na to pytanie uśmiech zamarł ci na ustach. Chłopak
zmarszczył brwi.
- Coś nie
tak? Masz lęk wysokości?
- Nie, nie,
wszystko w porządku. Ja po prostu… - urwałaś, nie wiedząc, jak zacząć. Usiadłaś
na stojącej nieopodal ławeczce, a Jackson podążył za tobą. Wbiłaś wzrok w swoje
paznokcie, besztając się w myślach za głupotę i przesądność.
- To powiesz
mi, czy nie? – łagodny głos twego towarzysza wyrwał cię z zamyślenia.
- Co? A,
tak. Bo ja miałam dzisiaj taki sen. Na początku było fajnie i w ogóle, byliśmy
w wesołym miasteczku, ale później zaczęły się dziać różne rzeczy… niezbyt
przyjemne. I strasznie dziwne jest to, że dzisiaj dzieje się wszystko dokładnie
jak w tym śnie. I choć wiem, że to niemożliwe, by ten sen stał się
rzeczywistością, jakoś tak… Boję się… odrobinkę…
Zerknęłaś z
ukosa na blondyna, który przyglądał ci się z namysłem.
- Czyli… w
tym śnie poszliśmy na diabelski młyn i stało się coś złego? Ja zrobiłem coś
złego?
- Nie, nie,
to nie tak. Kiedy byliśmy już na górze zmieniłeś się w kogoś innego i… to
głupie, wiem, ale już się sprawdziło tyle, że sama nie wiem…
- Nie martw
się, nie zamierzam się w nikogo zamieniać, ale jeśli chcesz, możemy pójść gdzie
indziej. Mają tu tyle rzeczy, że jest w czym wybierać – chłopak uśmiechnął się
ciepło do ciebie i wstał, wyciągając do ciebie dłoń. Posłałaś mu pełne
wdzięczności spojrzenie i pozwoliłaś poprowadzić się na karuzelę, potem do domu
strachów i na wiele innych atrakcji.
Słońce zaczynało
chylić się ku zachodowi, gdy roześmiani wyszliście poza teren miasteczka.
- Dawno się
tak wspaniale nie bawiłam. Komawo, że uratowałeś mnie od kolejnego zwykłego,
nudnego dnia spędzonego na opierdzielaniu się przed telewizorem. Dzięki tobie
może uda mi się jakoś utrzymać linię – zaśmialiście się oboje.
- Nie no,
nie jest aż tak źle. Przynajmniej nie jesteś patykiem, jak co poniektóre
dziewczyny w wytwórni…
- Hej, masz
coś do mojego tłuszczyku? Co prawda nie mam go jeszcze zbyt wiele, ale ostatnio
usilnie pracuję, by go zdobyć – odparłaś, co wywołało u was kolejną salwę
śmiechu.
- W takim
razie muszę cię wyciągać częściej, bo jeszcze się nam roztyjesz i guzik z
trzymania linii. Od teraz będzie to moje osobiste postanowienie.
- Hmmm…
Zgoda. O ile nie będę musiała sama o tym myśleć, na pewno pójdzie dobrze.
Usiedliście
na „waszej” ławeczce w parku, wciąż głupio chichocząc.
- Poważnie,
to pierwszy dzień od dawna, kiedy jest mi tak wesoło. Chyba od… a może nawet
jeszcze wcześniej…
- Widzisz?
Mam na ciebie dobroczynny wpływ. Jak to mówią, śmiech to zdrowie, więc dla
twojego własnego dobra powinnaś się trzymać blisko mnie – powiedział, udając
powagę. Tylko jego oczy iskrzyły się radośnie.
- Dobrze,
postaram się - zaśmiałaś się cicho i przysiadłaś się bliżej.
- Tak może
być? A może jeszcze bardziej? – przysuwałaś się do niego, ciągle chichocząc, aż
w końcu usiadłaś mu na kolanach.
- Czy to
panu wystarczy?
- W
zupełności.
W jego
głosie zadźwięczała nowa nuta. Spojrzałaś mu w oczy i dostrzegłaś w nich ciepło
pomieszane z… czymś jeszcze. Wpatrywałaś się w niego jak urzeczona, próbując
odgadnąć, co to jest. Niespodziewanie poczułaś jego usta na swoich, co
sprawiło, że zamarłaś w bezruchu. Chłopak odsunął się speszony, unikając twego
wzroku.
- Mianhe,
ja…
Zaskoczyłaś
go, chwytając go za podbródek i wpijając się zachłannie w jego wargi. Blondyn natychmiast
odwzajemnił pocałunek, przyciągając cię do siebie. Zamknęłaś oczy, napawając
się jego smakiem, zapachem, ciepłem…
- Chciałem
to zrobić od pierwszej chwili – szepnął, gdy już się od siebie oderwaliście.
- Faceci… -
mruknęłaś, co wywołało uśmiech na waszych ustach. Pocałowałaś go delikatnie
jeszcze raz, chcąc, by ta chwila trwała wiecznie. Było ci tak dobrze, czułaś
się tak lekko i swobodnie jak przy nikim wcześniej, nawet przy Krisie.
- Dziękuję
ci - wyszeptałaś
- Ale za co?
– zapytał Jackson równie cichym głosem.
- Podarowałeś mi najpiękniejszy
dzień w życiu – odparłaś i wtuliłaś się w niego, czując się w jego ramionach
tak bezpiecznie, jak nigdy.
Ten scenariusz wydaje mi się zbyt… zwykły.
Zaczęłam go już dawno temu i nie bardzo wiedziałam, co z nim zrobić. Dopiero
niedawno przyszła wena i pozwoliła mi go dokończyć.
Mam nadzieję, że się podobało ;3
Cudne^^
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł na scenariusz i pasuje do Jacksona to opowiadanko. Weny życzę w dalszym pisaniu opowiadań i zapraszam do mnie:
http://my-dream-is-love.blogspot.com/?m=1
Scenariusz jest bardzo dobry 😁 zresztą jak zawsze <3
OdpowiedzUsuńMam do ciebie prośbę: Czy mogę tu zamówić scenariusz ? Z Rap Monsterem z BTS :) będę bardzo wdzięczna jeśli się zgodzisz :D
Pozdrawiam i czekam na odpowiedź
Marysia 😁
Jasne :) Dzięki za miłe słowa i również pozdrawiam~
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie! Masz talent <3
OdpowiedzUsuńMam prośbę czy mogłabym prosić scenariusz - Bobby (ikon), żeby główna bohaterka była dla niego nooną?
Okej :) Co prawda ferie się już dla mnie skończyły, ale na pewno uda mi się znaleźć trochę czasu ;3
Usuń