Uwaga

Proszę o pisanie w komentarzach, przy zamówieniach imię autorki, która ma dane zamówienie zrealizować :3
Hesperiata, czy Neko ^^

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Jackson (Got7) Najlepszy dzień w życiu


Miał być Luhan, ale nastąpiła mała zmiana planów. Dostałam rozkaz odgórny, żeby najpierw wstawić ten scenariusz, a że nie mam nic do gadania, to wstawiam XD ;3
Miłego czytania <3


- No cóż, to chyba wszystko. Mam nadzieję, że spodoba ci się u nas – powiedziałaś do rudowłosej dziewczyny, która kiwnęła głową z nieśmiałym uśmiechem i wyszła. Odetchnęłaś z ulgą i opadłaś ciężko na obrotowe krzesło, okręcając się na nim kilkakrotnie. Pracowałaś w niewielkiej rozgłośni radiowej i mimo młodego wieku byłaś już zastępcą prezesa. To znaczy, on był prezesem tylko z nazwy. Interesowały go tylko zyski, a faktyczną władzę sprawowałaś ty. Miałaś wiele pracy, ale lubiłaś to.
Założyłaś słuchawki na uszy i poczekałaś, aż chłopak za szybą da ci znak, a wtedy oddałaś się temu, co kochałaś najbardziej. Nawet nie zauważyłaś, kiedy minęło kilka godzin i wskazówki zegara przesunęły się na godzinę 18.
- No cóż, to koniec na dzisiaj. Trzymajcie się ciepło i do usłyszenia jutro – powiedziałaś i z westchnieniem ustąpiłaś miejsca didżejowi, który miał dzisiaj nocną zmianę.
Chłodne wieczorne powietrze uderzyło cię w twarz, wywołując delikatny uśmiech na twych ustach. Ruszyłaś szybkim krokiem do mieszkania, które dzieliłaś ze swoim chłopakiem. Kris od samego rana był dziwnie radosny i uśmiechał się tajemniczo, gdy pytałaś o powód, więc byłaś pewna, że coś się szykuje i nie mogłaś się doczekać, by się dowiedzieć, co. Jednak to, co zastałaś, przeszło twoje najśmielsze oczekiwania. Stół był nakryty dla dwóch osób, zastawiony przepysznie wyglądającymi potrawami, nad którymi migotały nieśmiało płomyki dwóch wysokich świec. Przy jednym z krzeseł stał Kris, który na twój widok uśmiechnął się ciepło. Powiesiłaś na wieszaku jesienną kurtkę i powoli podeszłaś do chłopaka, całując go na powitanie.
- Sam to przygotowałeś? – zapytałaś. Azjata tylko uśmiechnął się tajemniczo i odsunął krzesło, dając ci wyraźny znak, byś usiadła. Kolacja przebiegła wam we wspaniałej atmosferze. Kris był tego wieczoru nadzwyczaj miły i usłużny, sprawiając, że czułaś się jak królowa. Po skończonym posiłku chłopak uklęknął przed tobą i wyciągnął w twą stronę niewielkie pudełeczko.
- ______, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Byłaś w zbyt wielkim szoku, by odpowiedzieć od razu, ale z każdą chwilą twój uśmiech stawał się coraz szerszy.
- Tak… tak, tak, tak! – wykrzyknęłaś, gdy tylko odzyskałaś głos i rzuciłaś się mu na szyję. Ten dzień mogłaś zaliczyć jako jeden z najszczęśliwszych w twoim życiu.

Kilka następnych tygodni minęło jak sen – nawet nie zauważyłaś, kiedy. Z dumą nosiłaś brylantowy pierścionek od Krisa, czując jego rozkoszny ciężar na palcu. W pracy również ci się powodziło. Dostałaś ostatnio podwyżkę i miałaś wrażenie, że już nic nie jest w stanie popsuć twojego humoru. Coraz lepiej dogadywałaś się też z tą nową pracownicą w radiu. ------ była cicha i spokojna i mimo jej początkowej nieśmiałości szybko się zaprzyjaźniłyście. Miałyście podobne zainteresowania i gusty, poza tym świetnie się rozumiałyście. Często po pracy spędzałyście razem czas, plotkując, chodząc po sklepach i robiąc inne „babskie” rzeczy. Czasem przyprowadzałaś ze sobą Krisa, ale wtedy między chłopakiem a przyjaciółką panowało pewne napięcie wymieszane z niechęcią. Któregoś razu zapytałaś ------, dlaczego tak bardzo nie lubi twojego narzeczonego. Siedziałyście wtedy w kawiarni i odpoczywałyście po skończonych zakupach. Rudowłosa wbiła wzrok w swoje dłonie, zagryzając nerwowo wargi.
- Wiesz… W liceum chodziłam z Krisem do jednej klasy. Był wtedy niezłym łobuzem i razem ze swoją bandą często mi dokuczali.
- Ale ------, minęło już kilka lat. On się zmienił – przekonywałaś przyjaciółkę, która westchnęła cicho.
- Wiem, po prostu… nie mam pojęcia, czego mogę się po nim spodziewać. Zawsze mam wrażenie, że zaraz zrobi coś… niestosownego.
- Nie martw się. Już nie będę go przyprowadzać, jeśli to cię pocieszy – uścisnęłaś dłonie dziewczyny, która uśmiechnęła się do ciebie z wdzięcznością.

~*~*~*~

Powoli zaczynaliście przygotowania do ślubu. Jeszcze nie mieliście ustalonej dokładnej daty, ale planowaliście się pobrać na wiosnę, czyli za około pół roku. Niestety, ostatnio mieliście dla siebie z Krisem mało czasu. Ty prawie cały wolny czas poświęcałaś na to, by dzień, który miał stać się najważniejszy w waszym życiu, był idealny, natomiast twój narzeczony miał szansę na awans w pracy, więc spędzał tam znacznie więcej czasu niż dotychczas. Oddaliliście się nieco od siebie, ale nie martwiłaś się tym zbytnio. Byłaś przekonana, że to tylko chwilowe, wiedziałaś, że Krisowi bardzo zależało na tym awansie i sądziłaś, że gdy go dostanie, wszystko wróci do normy. Jednak powoli zaczynało cię to irytować. Kiedy kolejny raz dostałaś telefon od chłopaka, że musi zostać dłużej w pracy i wróci bardzo późno, z trudem powstrzymałaś się, by na niego nie nakrzyczeć. Wzburzona chodziłaś po pokoju, próbując się uspokoić. W końcu zrezygnowana wyszłaś z domu i skierowałaś się do centrum handlowego, zdecydowana wydać wszystkie pieniądze, jakie ci zostały. Miałaś dzisiaj wolne, a jutro miałaś dostać wypłatę, więc nie musiałaś się martwić.
Trzy godziny minęły ci na wybieraniu, przebieraniu, przymierzaniu i kupowaniu. Zakupy pochłonęły cię tak bardzo, że straciłaś poczucie czasu. Wychodziłaś właśnie z butiku, gdy zobaczyłaś chłopaków z Got7 wychodzących ze sklepu naprzeciwko. Zamrugałaś dwukrotnie oczami i uśmiechnęłaś się radośnie. Nie byłaś ich jakąś wielką fanką, za to ------ tak. Pomyślałaś, że zrobisz przyjaciółce niespodziankę i dasz jej bluzkę z autografami chłopaków, zwłaszcza że zbliżały się jej urodziny. Zawróciłaś i kupiłaś pierwszą lepszą białą koszulkę w jej rozmiarze, po czym szybkim krokiem ruszyłaś w stronę oddalających się członków zespołu.
- Przepraszam, czy mogłabym was o coś poprosić? – słysząc twoje pytanie chłopaki odwrócili się i popatrzyli na ciebie wyczekująco.
- Moja przyjaciółka ma niedługo urodziny i chciałabym dać jej coś wyjątkowego. Jest waszą fanką i jestem pewna, że ucieszyłaby się, gdyby dostała koszulkę z waszymi autografami .
- Jasne, czemu nie? – odparł jeden z nich po chwili wahania, chyba Mark, ale nie byłaś pewna. Uśmiechnęłaś się z wdzięcznością i zadowolona patrzyłaś, jak artyści podpisują się na białej koszulce.
- Jestem wam bardzo wdzięczna. ------ oszaleje z radości – zaśmiałaś się cicho i pomachałaś do nich na pożegnanie. Odwróciłaś się i … nie mogłaś uwierzyć własnym oczom. Kilkanaście metrów dalej przechodzili Kris i ------, przytulający się czule. Upuściłaś to, co miałaś w rękach i gniewnym krokiem podeszłaś do „pary”. Zbliżając się, usłyszałaś strzępy ich rozmowy.
- Jesteś pewien? Może powinniśmy…
- Daj spokój, miśku. Ona jest…
Ogarnęła cię wściekłość. Złapałaś go za ramię, odwracając do siebie i z całej siły uderzyłaś w twarz.
- No? Co ja? Jaka jestem? Głupia? Naiwna? No powiedz! – prawie krzyczałaś na podnoszącego się z ziemi chłopaka, trzymającego się za zaczerwieniony policzek.
- ______, posłuchaj, to nie tak. Ja ci wszystko wyjaśnię… - próbował się tłumaczyć, ale obrzuciłaś go morderczym wzrokiem.
- Nic nie będziesz mi tłumaczył. To koniec. Za dwie godziny wrócę do domu. Jeśli twoje rzeczy wciąż tam będą, wylądują w śmietniku – powiedziałaś zimno i wcisnęłaś mu w dłoń pierścionek zaręczynowy, po czym zwróciłaś się do dziewczyny stojącej obok twojego już byłego narzeczonego.
- Wiesz, nie myślałam, że jesteś taką suką. Najpierw udajesz przyjaciółkę, by potem odbić chłopaka? Gardzę tobą. Aha, i jeszcze jedno. Zwalniam cię – rzuciłaś przez ramię, odchodząc szybkim krokiem. Nie chciałaś, by dwie jeszcze niedawno najważniejsze, a teraz najbardziej znienawidzone przez ciebie osoby zobaczyły łzy, które nieproszone zaczęły spływać po twych policzkach. Minęłaś chłopaków z Got7, którzy stali jak sparaliżowani, obserwując ze współczuciem i nutką fascynacji tę scenę, i skierowałaś się do wyjścia z centrum handlowego. Usłyszałaś za sobą czyjeś kroki, więc przyspieszyłaś, prawie biegnąc. Chciałaś być teraz sama.
- Hej, zaczekaj! – usłyszałaś czyjś głos. Otarłaś szybko policzki i odwróciłaś się zniecierpliwiona. Po chwili podbiegł do ciebie blondyn z Got7 – w tym momencie byłaś zbyt zdenerwowana, by przypomnieć sobie jego imię – i podał ci kilka pakunków.
- Zapomniałaś o zakupach – powiedział.
- Dzięki – mruknęłaś i wzięłaś od niego rzeczy.
- Poradzisz sobie? Może cię odprowadzić? – zapytał z troską chłopak, ale pokręciłaś głową.
- Nie, teraz chcę być sama. Poza tym nie mogę od razu wrócić do domu, najpierw ten skurwiel musi zabrać swoje rzeczy.
Na myśl o twoim byłym twoje oczy znów wypełniły się łzami. Odetchnęłaś głęboko, starając się uspokoić.
- Przepraszam, nie powinnam się rozklejać – powiedziałaś łamiącym się głosem, ale blondyn pokręcił głową.
- Nie przepraszaj, to normalne, że płaczesz. Jeśli chcesz, mogę tam pójść i go pobić – zaproponował, a ta wizja wywołała u ciebie histeryczny śmiech.
- Cóż… to bardzo kuszące, ale nie. Jeszcze wywołałbyś jakiś skandal i po co ci to? Wytwórnia by ci robiła problemy i tak dalej… - odparłaś, wycierając mokre policzki. Chłopak wzruszył ramionami i wsadził ręce do kieszeni.
- Jak chcesz. Ja na twoim miejscu skorzystałbym z okazji, ale to nie moja sprawa – zrobił ruch jakby chciał odejść, ale przytrzymałaś go za ramię.
- Dziękuję – powiedziałaś, a on uśmiechnął się lekko.
- Drobiazg. Jak będziesz czegoś potrzebowała to dzwoń – mruknął i poszedł. Patrzyłaś za nim chwilę, po czym wyszłaś na zewnątrz i skierowałaś swe kroki do najbliższego parku. Przechadzając się jedną z alejek uświadomiłaś sobie, że nie wzięłaś od niego numeru. Usiadłaś ciężko na ławce, nie mogąc uwierzyć w swoją głupotę. Przetarłaś ze zmęczeniem twarz dłonią i wyciągnęłaś telefon, chcąc sprawdzić która godzina, ale ku twemu niezadowoleniu okazało się, że bateria padła. Byłaś w stanie takiego rozstroju psychicznego, że nawet ta drobna rzecz doprowadziła cię do łez. Zastanawiałaś się, kiedy wyczerpie się limit nieprzyjemnych rzeczy na ten dzień, o ile coś takiego w ogóle istnieje.
Siedziałabyś tak pewnie do wieczora, gdyby nie to, że w pewnym momencie zaczęło padać. W pierwszej chwili było ci wszystko jedno, ale potem uznałaś, że szkoda ci nowych ubrań i z westchnieniem powlokłaś się do domu.
Weszłaś do mieszkania i w oczy zakłuła cię pustka w miejscach, gdzie znajdowały się rzeczy Krisa i wasze wspólne zdjęcia. Zacisnęłaś usta i poszłaś do sypialni, podłączając od razu telefon do ładowarki. Na łóżku znalazłaś niewielką karteczkę zapełnioną charakterem pisma, które tak dobrze znałaś. Wzięłaś ją ostrożnie w dłonie, jakby była wężem, który może ukąsić w każdej chwili.
______
Przepraszam cię i bardzo żałuję, że tak się stało.
Proszę, nie wiń ------. To była tylko i wyłącznie moja wina.
Nie oczekuję, że mi wybaczysz.
Mam tylko nadzieję, że kiedyś pozwolisz mi się wytłumaczyć.
Kris

Wciągnęłaś z sykiem powietrze, czując jak gniew, ból, żal i smutek wracają z nową siłą. Podarłaś wiadomość na drobne kawałeczki. Nie chciałaś mieć z nim już nic wspólnego. W myślach mordowałaś go na wszelkie możliwe sposoby.
Zaczęłaś wyjmować ubrania z pakunków i wkładać je do szafy, ale uświadomiłaś sobie, że dzięki temu, iż twój eks-narzeczony zabrał swoje rzeczy, masz dwukrotnie więcej miejsca. Uznałaś, że w takim razie możesz wreszcie poukładać to jakoś sensowniej. Wywaliłaś więc wszystko z szafy i zabrałaś się za składanie ubrań, które wcześniej wrzucałaś jak bądź, byle tylko nie leżały na podłodze. Po około dwóch godzinach byłaś już całkowicie spokojna, nawet podśpiewywałaś sobie coś tam pod nosem. Wkładając ostatnią partię bluzek na półkę zauważyłaś mały skrawek papieru złożony na czworo. Podniosłaś go i rozłożyłaś, a gdy przeczytałaś zawartość, na twych ustach wykwitł mały półuśmiech. Był to numer telefonu i imię „Jackson” – skojarzyłaś, że to od tego blondyna, który przyniósł ci zakupy. Odgarnęłaś zbłąkany kosmyk włosów, który zsunął ci się na twarz i opadłaś na łóżko. Ściągnęłaś ciuchy, położyłaś się i wbiłaś wzrok w sufit. Twoją ostatnią myślą przed zaśnięciem było to, że to będzie pierwsza noc od bardzo dawna, którą spędzisz sama.

~*~*~*~

- Co zrobiłaś?!
Popatrzyłaś z niepokojem na szefa. Pierwszy raz widziałaś go w takim stanie i nie bardzo wiedziałaś jak się zachować. Mężczyzna chodził po pomieszczeniu zdenerwowany w tę i spowrotem, co chwilę zerkając na ciebie gniewnie. Stałaś cichutko ze spuszczoną głową, bojąc się nawet odezwać.
- Trzeba odróżniać pracę od życia prywatnego! Nie możesz zwalniać kogoś ot tak, bo odbił ci chłopaka! Równie dobrze ja mógłbym zwolnić ciebie, tylko dlatego, że mnie zdenerwowałaś!
Zacisnęłaś mocno usta i powieki, starając się nie rozpłakać. W środku buntowałaś się przeciw jego słowom i oburzałaś się na jego zachowanie, ale jakaś część ciebie wiedziała, że mężczyzna ma rację.
Ze strony twego przełożonego dobiegło cię ciche westchnienie i już spokojniej ciągnął dalej.
- Na twoje szczęście umiem odróżnić świat biznesu od prywatności i cię nie wyleję. Na przyszłość jednak postaraj się nie podejmować takich decyzji pod wpływem emocji. Mam gdzieś, co ona ci zrobiła, masz ją przeprosić i poinformować, że zostaje przyjęta powrotem. Czy wyrażam się jasno?
Zdobyłaś się tylko na krótkie skinienie głową i opuściłaś pomieszczenie, z ulgą zamykając za sobą drzwi.
Tak jak przypuszczałaś, nie był zadowolony i choć wyglądało to gorzej, niż się spodziewałaś, konsekwencje były mniejsze, niż założyłaś. Pozostawało tylko zadzwonić do ------. Nie miałaś najmniejszej ochoty tego robić, ale wiedziałaś, że nie masz wyboru.
Wyszłaś z budynku i skierowałaś swe kroki do pobliskiego parku. Spacerując mijałaś wielu ludzi. Matkę z dwójką dzieci bawiących się na świeżo spadniętym śniegu, parę staruszków trzymających się pod rękę, grupkę rozchichotanych nastolatek, zerkających „ukradkiem” na blondyna siedzącego na ławce nieopodal… Zamrugałaś z zaskoczeniem oczami, rozpoznając w nim Jacksona. Jeszcze cię nie zauważył, dzięki czemu mogłaś mu się lepiej przyjrzeć. Wyglądał na trochę zmartwionego, wpatrywał się w dal niewidzącym wzrokiem, jakby na coś czekał. W pewnej chwili, jakby wyczuwając twoje spojrzenie, odwrócił się w twoją stronę. Jego usta wykrzywiły się w kpiącym uśmiechu, gdy wstał i kilkoma leniwymi krokami pokonał dzielącą was odległość.
- Cześć. Nie spodziewałem się, że cię tu spotkam. Śledzisz mnie? – jego słowa wywołały na twojej twarzy delikatny uśmiech.
 - Nie. Pracuję niedaleko stąd i wyszłam się przejść – odparłaś, splatając dłonie za plecami. Ruszyliście wolnym krokiem przed siebie.
- Wychodzić w godzinach pracy? Nieładnie, nieładnie… - Jackson pogroził ci żartobliwie palcem.
- A w ogóle jak się czujesz? Wczoraj byłaś dość… wzburzona – zainteresował się blondyn, z ledwo wyczuwalną troską w głosie. Wzruszyłaś obojętnie ramionami.
- W porządku. Nie mogę powiedzieć, że dobrze, bo to nieprawda, ale i tak jest lepiej niż myślałam. Wydawało mi się, że będę bardziej żałować, ale czuję tylko pustkę. Jakby coś się we mnie wypaliło.
Nie wiedziałaś, czemu mu o tym mówisz, przecież prawie go nie znałaś, ale było w nim coś takiego, że czułaś się swobodnie. A może po prostu potrzebowałaś z kimś o tym porozmawiać, a to, że on nic o tobie nie wiedział, dawało ci pewne poczucie oderwania od okrutnej rzeczywistości, która tak bardzo cię raniła.
- A jednak wyglądasz na zdenerwowaną… - usłyszałaś.
- Nieprawda – zaprzeczyłaś, ale dostrzegając w jego oczach powątpiewanie, westchnęłaś cicho.
- No dobra, jestem, ale chodzi o coś innego. Szef kazał mi zadzwonić do tej ździry i przeprosić za to, że ją wylałam i przyjąć spowrotem do pracy – kopnęłaś sfrustrowana w niewielką kupkę liści. W twoich oczach na krótką chwilę zalśniły łzy upokorzenia. Jeszcze czego, żebyś ty do niej dzwoniła i ty ją przepraszała za to, co się stało. Przecież to jej wina! Zasłużyła sobie na to! Mogła się trzymać od niego z daleka!
- Wiesz… - zaczął niepewnie Jackson – myślę, że on ma rację. Nie powinno się zwalniać kogoś z przyczyn prywatnych.
- No przecież wiem! – warknęłaś i zmierzyłaś blondyna wściekłym spojrzeniem.
- Chodzi o to, że kazał ci ją przeprosić?
Na twej twarzy odmalowało się zaskoczenie.
- Tak… - mruknęłaś, odwracając wzrok.
- I wiesz co jest najgorsze? Myślałam, że jest moją przyjaciółką. Nienawidzę jej. Jej i Krisa. Dwie największe pierdolone szmaty, jakie w życiu spotkałam.
Odetchnęłaś głęboko, starając się uspokoić. Niespodziewanie poczułaś na swoim ramieniu kojący dotyk. Przymknęłaś oczy i odchyliłaś twarz do tyłu, powoli się wyciszając.
- Wszystko się ułoży, zobaczysz – usłyszałaś jego cichy głos – Musisz tylko się nie poddawać i iść naprzód.
- Dziękuję… - szepnęłaś po chwili, odsuwając się nieznacznie. Dłoń chłopaka zsunęła się delikatnie i złapała twoją. Spojrzałaś najpierw na nie, potem na niego, nie bardzo wiedząc, co o tym myśleć.
- Chyba… powinnam już iść. Muszę jeszcze zadzwonić i… - urwałaś, wysuwając dłoń z delikatnego uścisku. Jackson jakby ocknął się z transu i cofnął się o krok z nieco wymuszonym uśmiechem.
- Oczywiście. Powinnaś. Jak coś, to masz mój numer. To cześć – powiedział, po czym odwrócił się i odszedł. Z mieszanymi uczuciami odprowadziłaś go wzrokiem, w głębi duszy czując przekorne pragnienie, by się odwrócił, czego się jednak nie doczekałaś. Westchnęłaś cicho i ruszyłaś do domu.

~*~*~*~

Odwlekałaś to do ostatniej chwili, chociaż wiedziałaś, że to nic nie da. W końcu, kiedy już się ściemniło, z niechęcią wykręciłaś numer ------. Ruda odebrała po trzecim sygnale.
- Yeoboseyo?
Wzięłaś głęboki oddech, by opanować głos i zaczęłaś.
- Hej. Dzwonię, żeby ci powiedzieć… przeprosić cię za to, co zrobiłam i poinformować cię, że nadal pracujesz – wyrzuciłaś z siebie bezbarwnym głosem, jak maszyna.
- Poważnie? Jejku, jak ja się cieszę! Dziękuję ______! Naprawdę – powiedziała, na co prychnęłaś cicho.
-  I nie musisz mnie przepraszać. Wiem, że to, co zrobiliśmy, zraniło cię. To ja powinnam przeprosić. I przepraszam cię z całego serca.
- Twoje przeprosiny niczego nie zmienią. I tak uważam, ze jesteś fałszywą, podstępną szmatą, która odbija chłopaków przyjaciółkom – parsknęłaś gniewnie.
- ______, to nieprawda…
- Zarzucasz mi, że to, co widziałam na własne oczy, było wytworem mojej wyobraźni?
- Nie, ja po prostu… To nie tak, jak myślisz.
- Aha, i frytki do tego. Takie bzdury to ty możesz wciskać temu debilowi, a nie mnie!
------ westchnęła ciężko.
- Nic nie rozumiesz.
- To mi wyjaśnij z łaski swojej, bo jak na razie nie widzę innego powodu twojego postępowania.
- To długa historia.
- Nigdzie mi się nie spieszy – powiedziałaś dobitnie. Nie żeby cię to interesowało, po prostu… Niech się tłumaczy, dziwka jedna. Ciekawe, co ona w tej swojej rudej głowie wymyśliła.
- Ugh… To nie takie proste. Bo widzisz, w liceum byliśmy parą. Ja i Kris.
- Więc to, że ci dokuczał, było kłamstwem, tak?
- Nie… Nie do końca. Na samym początku on i jego koledzy robili mi różne psikusy, ale z czasem tak się stało, że się zaprzyjaźniliśmy, a później zostaliśmy parą. Jednak pod koniec ostatniej klasy byliśmy na imprezie i jakoś tak… wpadliśmy. Okazało się, że jestem w ciąży. Gdy Kris się o tym dowiedział, wyprowadził się do innego miasta, a ja zostałam sama. Moi rodzice nie żyli, mieszkałam tylko z babcią. Kiedy urodziłam MinJi, pomagała mi w opiece nad nią. Niestety, rok temu zmarła, a ja nie miałam pracy ani środków do życia, dlatego odebrali mi moją córeczkę i umieścili w domu dziecka. Nie masz pojęcia, jak trudno jest znaleźć pracę, gdy się skończyło tylko liceum. Z tego, co zarabiałam, ledwie starczało mi na opłacenie mieszkania i jedzenie, więc o utrzymaniu małej nawet nie miałam co myśleć. Dopiero teraz jakoś tak wszystko zaczęło się wyprostowywać, aż tu nagle bam! Odnajduję Krisa! Wiesz, przez kilka ostatnich lat zdążyłam go porządnie znienawidzić i z trudem przyszło mi udawanie, że wszystko jest w porządku, kiedy o nim mówiłaś, kiedy go przyprowadzałaś… Ale z czasem przekonałam się, że się zmienił. Bardzo żałował, że nas wtedy zostawił, mnie i MinJi. Zrozumiałam, że tamta ucieczka to był odruch przestraszonego chłopca, który chce uniknąć odpowiedzialności i że to się już nie powtórzy. Zabrałam go parę razy do małej, żeby sprawdzić, jak się zachowa. MinJi bardzo go polubiła, on ją zresztą również. Kiedy patrzyłam na ich dwoje bawiących się razem, nie umiałam powstrzymać uśmiechu. I jakoś tak… nienawiść odeszła, a wróciło uczucie, którym go darzyłam w liceum, tylko znacznie silniejsze. Wtedy, gdy nas zobaczyłaś, próbowałam go przekonać, byśmy powiedzieli ci prawdę, ale on upierał się, że nie zrozumiesz. Nie chciał cię zranić, nie chciał, byś go znienawidziła. Ale stało się to, co się stało.
Między wami zapadło długie milczenie. Nie wiedziałaś, co odpowiedzieć. To wszystko było tak zagmatwane… Było ci wstyd, że tak potraktowałaś ------, nie znając całej historii. Nigdy byś nie przypuszczała, że dziewczyna miała taką przeszłość. Z jednej strony wciąż byłaś na nią zła, ale z drugiej czułaś się strasznie głupio, bo wyszło, że to ty zachowywałaś się jak szmata.
-  ------… Przepraszam. Nie wiedziałam… - zaczęłaś, ale ruda ci przerwała.
- Nieważne, było co było. Jak myślisz, czy mogłybyśmy… - w jej głosie wyraźnie było słychać wahanie. Czekałaś z napięciem na to, co dalej powie. Twoja rozmówczyni wzięła głęboki oddech.
- Czy mogłybyśmy dalej się przyjaźnić? A jeśli nie, to przynajmniej utrzymywać jakikolwiek kontakt. Polubiłam cię i bardzo bym nie chciała, by nasza znajomość zakończyła się w ten sposób.
- Ja też bym tego nie chciała, ale… nie jestem gotowa, by znów nazywać cię przyjaciółką. Wybacz.
- Och… Ale tu nie ma co wybaczać, rozumiem cię. Dzięki, że dałaś mi jeszcze jedną szansę.
Rozłączyłaś się, czując niepokojącą wilgoć w kącikach oczu. Otarłaś je i położyłaś się do łóżka. Nie miałaś już siły o tym myśleć, chciałaś po prostu zasnąć.

~*~*~*~

Czas mijał. Ty i ------- się pogodziłyście, ale to już nie było to samo. Prawie pogodziłaś się z tym, że Kris już nie jest twój, ale wciąż myśl o nim sprawiała, że uśmiech znikał z twej twarzy, a serce twardniało, tak iż miałaś wrażenie, że nosisz w piersi bryłę lodu. Wtedy jedynym lekarstwem był długi spacer. Często przychodziłaś do parku i siadałaś na ławce, rozmyślając nad przeszłością i snując plany na przyszłość. Nie miałaś pojęcia jak by mogły wyglądać kolejne lata, brakowało ci jakiegokolwiek punktu zaczepienia.
Czasem przychodził Jackson, wtedy siedzieliście razem w ciszy przez długie godziny, nie czując potrzeby mówienia czegokolwiek. Któregoś razu złamałaś waszą niepisaną umowę milczenia i zaczęłaś mu opowiadać o sobie, o swojej przeszłości. Wpatrywałaś się w dal niewidzącym wzrokiem, mówiąc i mówiąc i nie mogąc przestać. Wyrzucałaś z siebie słowa, które od dawna krążyły w twoim umyśle, opowiadałaś o domu w Polsce, o tym, że twoi rodzice wyrzekli się ciebie, gdy zamiast iść na studia prawnicze wyjechałaś z kraju, o tym, że przez kilka miesięcy włóczyłaś się po świecie, by wreszcie osiąść w Seulu, o tęsknocie, którą czułaś każdego dnia, o wszystkim, co ci przyszło do głowy, starannie omijając temat Krisa. W pewnym momencie poczułaś coś miękkiego na policzku. Spojrzałaś zaskoczona na swego towarzysza, a potem na chusteczkę, którą trzymał w dłoni. Byłaś tak zatopiona we wspomnieniach, że nie zauważyłaś, kiedy łzy pociekły ci z oczu.
- Komawo… - szepnęłaś, a na twej twarzy wykwitł delikatny uśmiech, który blondyn niepewne odwzajemnił. Patrzyliście tak na siebie, nie czując upływu czasu. Ty pierwsza przerwałaś tę chwilę, spuszczając wzrok.
- Powinnam wracać do domu… - mruknęłaś, bawiąc się kosmykiem włosów. Usłyszałaś cichy szelest, kiedy chłopak wstał i wyciągnął do ciebie rękę.
- Odprowadzę cię – powiedział, a ty ujęłaś jego dłoń i również się podniosłaś. Ruszyliście przez zapadający zmrok wolnym krokiem. Po pewnym czasie puściłaś jego dłoń i ułożyłaś ją w zgięciu jego łokcia. Bardziej wyczułaś niż zobaczyłaś, że Jackson się uśmiecha, co sprawiło, że i tobie kąciki ust podjechały do góry. Oparłaś skroń o jego ramię i przymknęłaś oczy, poddając się chwili. Wiejący wiatr rozwiewał twoje długie włosy, ale nie czułaś chłodu. Kiedy się zatrzymaliście, rozejrzałaś się dookoła, nie mogąc wyjść ze zdumienia, że droga minęła tak szybko.
- To… Chyba czas się pożegnać… - odsunęłaś się lekko od blondyna, posyłając mu nieśmiały uśmiech.
- Dziękuję ci, że mnie wysłuchałeś.
- Nie ma za co. Polecam się na przyszłość – spojrzałaś w jego roziskrzone oczy i zarumieniłaś się ledwo dostrzegalnie.
- To cześć… - powiedziałaś i weszłaś po niskich schodkach. Zanim weszłaś, odwróciłaś się jeszcze i pomachałaś mu na pożegnanie, po czym zniknęłaś za drzwiami. Oparłaś się o nie i zsunęłaś na podłogę. Co się ze mną dzieje?
Siedziałaś tak dobrą chwilę, zanim ocknęłaś się z transu i powróciłaś do tak zwanego „świata żywych”. Zrobiłaś sobie kolację, wzięłaś prysznic i położyłaś się do łóżka, jednak nie mogłaś zasnąć. Cały czas myślałaś o tamtej chwili, przez co twoje serce biło nienaturalnie szybko. Nie potrafiłaś, nawet nie chciałaś pozbyć się z głowy jego uśmiechu, jego lśniących oczu, jego włosów potarganych przez wiatr, opadających niesfornie na czoło… Wciąż czułaś ciepło, które od niego biło, gdy cię odprowadzał.

Kiedy wreszcie zasnęłaś, wciąż widziałaś jego twarz. Powiedział coś do ciebie, złapał za rękę i pociągnął gdzieś przed siebie. Znaleźliście się w wesołym miasteczku. Jackson karmił cię watą cukrową, a potem poszliście na diabelski młyn. Blondyn co chwila spoglądał na ciebie i uśmiechał się tajemniczo. W pewnej chwili ukląkł przed tobą i wyciągnął w twą stronę maleńkie pudełeczko. Zakryłaś usta dłonią i spojrzałaś mu w oczy, ale nie były one takie, jak się spodziewałaś. Na miejscu chłopaka klęczał Kris i uśmiechał się do ciebie z nadzieją. Znów byliście w twoim mieszkaniu, znów siedziałaś przy stole ze świecami, znów powiedziałaś „tak”… Nagle odkryłaś, że siedzisz w kinie, a tamta sytuacja jest filmem. Spojrzałaś w prawo i zobaczyłaś obok siebie ------. Ale ona głupia… Gdyby wiedziała, postąpiłaby inaczej, powiedziała ruda i wtuliła się w siedzącego obok niej Krisa. Chciałaś coś powiedzieć, ale nie mogłaś otworzyć ust. Ze łzami w oczach patrzyłaś na nich, czując, jak woje serce po raz kolejny zostaje sponiewierane i zdeptane. Kochałaś go, a on cię okłamał i odszedł do innej. Odwróciłaś wzrok i ujrzałaś, że z twej lewej strony siedzi Jackson, patrzący na ciebie z pogardą. Idiotka. Chciał się po prostu pocieszyć, a ty uwierzyłaś, że naprawdę mu zależy. Zatkałaś uszy dłońmi i zacisnęłaś powieki, nie chcąc już nic widzieć i słyszeć, ale w głowie wciąż tłukły ci się te słowa, które zmieniły się w żmije i otoczyły cię, zbliżając się coraz bardziej i bardziej…

Obudziłaś się z krzykiem. Złapałaś się za serce, oddychając ciężko. To był tylko sen… Tylko sen, nic więcej…
Zerknęłaś na elektroniczny zegarek stojący na szafce nocnej. 4:31. Westchnęłaś ciężko i bezwładnie opadłaś na posłanie. Wątpiłaś, czy uda ci się ponownie zasnąć. Przed oczami zamajaczyły ci fragmenty snu, czy raczej koszmaru. Ale ona głupia… Gdyby wiedziała… Idiotka. Chciał się po prostu pocieszyć, a ty uwierzyłaś, że naprawdę mu zależy… To były twoje własne myśli, którymi zadręczałaś się od chwili, gdy dowiedziałaś się prawdy. Co nie zmieniało faktu, że bardzo cię raniły. Z twych oczu znów pociekły słone krople, których nie miałaś siły wycierać. Nie miałaś już sił, by uciekać przed tym, co się zdarzyło. Musiałaś wreszcie stawić temu czoła, przestać udawać, że wszystko w porządku, przyznać, że wtedy twój świat legł w gruzach i zacząć go wreszcie odbudowywać. Zrozumiałaś, że nie możesz wiecznie żyć na zgliszczach, okłamując się, że to jest to samo, że nic się nie zmieniło. Wszystko się zmieniło. I przyszedł czas, by to zaakceptować.

~*~*~*~

Dźwięk przychodzącej wiadomości wyrwał cię ze snu. Przetarłaś oczy zdezorientowana i jeszcze na wpół śpiąc sięgnęłaś po telefon. Kiedy twój wzrok padł na nadawcę, natychmiast się rozbudziłaś.

Od: Jackson
Hej, co tam u ciebie? Dobrze spałaś?

Od: ______
Nie za bardzo, ale jakoś przeżyję :) A ty?

Usiadłaś na łóżku i opatuliłaś się kołdrą. Odpowiedź przyszła niemal natychmiast.
Od: Jackson
Całkiem nieźle. Masz dzisiaj czas?
Może byśmy gdzieś wyskoczyli?

Zachichotałaś jak nastolatka. Akurat miałaś wolne, a nic nie planowałaś, więc nie było żadnych przeszkód. W sumie, czemu nie?
Od: ______
Oczywiście ;p A o której? I gdzie?

Przeciągnęłaś się leniwie i z niechęcią wyplątałaś się z ciepłej pościeli. Podeszłaś do szafy, zastanawiając się, w co się ubrać. Wybrałaś kilka(naście) wariantów i rzuciłaś je na podłogę,  sadowiąc się między nimi.
Od: Jackson
Nie wiem… Trzynasta koło parku ci pasuje?

Od: ______
Ok ;)

Odpisałaś prawie bez zastanowienia i spojrzałaś na zegarek. Ku twemu przerażeniu stwierdziłaś, że jest 11:48. Zerwałaś się na równe nogi, wzięłaś jeden z wyjętych kompletów i rzuciłaś się do łazienki, przy czym o mało się nie zabiłaś o buty, które poprzedniego dnia rzuciłaś gdzie bądź. Wzięłaś szybki prysznic, zrobiłaś delikatny makijaż, ułożyłaś włosy jakoś sensownie i wparowałaś do kuchni, gdzie zrobiłaś sobie kawę i śniadanie, które zjadłaś w ekspresowym tempie. Wszystkie te czynności zajęły ci niecałą godzinę, czyli dokładnie tyle, ile potrzebowałaś, by zdążyć. Założyłaś lekki płaszczyk, bo mimo iż była już wiosna, nadal było dość chłodno i ruszyłaś szybkim krokiem w stronę parku. Punktualnie o czasie zjawiłaś się na miejscu. Jackson już na ciebie czekał.
- Hej, to gdzie idziemy? – rzuciłaś na powitanie z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Niedaleko stąd jest wesołe miasteczko. Pomyślałem, że potrzebujesz trochę rozrywki - blondyn odwzajemnił uśmiech i złapał cię za rękę, prowadząc w bliżej nieokreślonym kierunku. Zmarszczyłaś lekko brwi, ale zaraz się uspokoiłaś. Przecież sny to tylko wytwór wyobraźni. Nie spełniają się.
Wesołe miasteczko było ogromne i przytłaczało wielością kolorów. Było to dla ciebie o tyle niezwykłe, że nigdy nie byłaś w podobnym miejscu.
- O, patrz! Wata cukrowa! – twój towarzysz zniknął w tłumie ludzi, by po chwili pojawić się z ogromną, różową watą cukrową.
- Ja chyba podziękuję… - mruknęłaś z przepraszającym uśmiechem.
- Ale czemu? Nie lubisz waty cukrowej?
- Lubię, ale…
- Nie ma żadnych ale – chłopak ci przerwał i oderwał wielki kawał różowego puchu. Cofnęłaś się o krok.
- O nie, nie ma mowy. Będę się potem cała lepić – jęknęłaś, gdy Jackson ruszył w twoją stronę z figlarnym uśmieszkiem na twarzy. Nadal się wycofywałaś, ale z każdą chwilą coraz trudniej było ci powstrzymać narastający chichot. Ta sytuacja była tak absurdalna, że w końcu nie wytrzymałaś i parsknęłaś śmiechem.
- ______, powiedz „a”… – zaśmiałaś się jeszcze głośniej i zaczęłaś uciekać, wymijając ludzi i różne wesołomiasteczkowe atrakcje, a za sobą słyszałaś śmiech blondyna. Po kilku minutach zostałaś zapędzona w ślepy zaułek i „zmuszona” do zjedzenia lepkiej słodyczy. Oczywiście nie poddałaś się bez walki i w wyniku tego oboje mieliście uklejone buzie. Wciąż chichocząc podeszliście do stojącego nieopodal baseniku, w którym pływały dzieci w wielkich przezroczystych kulach i zmyliście z twarzy resztki różowej waty.
- To co, teraz diabelski młyn? – na to pytanie uśmiech zamarł ci na ustach. Chłopak zmarszczył brwi.
- Coś nie tak? Masz lęk wysokości?
- Nie, nie, wszystko w porządku. Ja po prostu… - urwałaś, nie wiedząc, jak zacząć. Usiadłaś na stojącej nieopodal ławeczce, a Jackson podążył za tobą. Wbiłaś wzrok w swoje paznokcie, besztając się w myślach za głupotę i przesądność.
- To powiesz mi, czy nie? – łagodny głos twego towarzysza wyrwał cię z zamyślenia.
- Co? A, tak. Bo ja miałam dzisiaj taki sen. Na początku było fajnie i w ogóle, byliśmy w wesołym miasteczku, ale później zaczęły się dziać różne rzeczy… niezbyt przyjemne. I strasznie dziwne jest to, że dzisiaj dzieje się wszystko dokładnie jak w tym śnie. I choć wiem, że to niemożliwe, by ten sen stał się rzeczywistością, jakoś tak… Boję się… odrobinkę…
Zerknęłaś z ukosa na blondyna, który przyglądał ci się z namysłem.
- Czyli… w tym śnie poszliśmy na diabelski młyn i stało się coś złego? Ja zrobiłem coś złego?
- Nie, nie, to nie tak. Kiedy byliśmy już na górze zmieniłeś się w kogoś innego i… to głupie, wiem, ale już się sprawdziło tyle, że sama nie wiem…
- Nie martw się, nie zamierzam się w nikogo zamieniać, ale jeśli chcesz, możemy pójść gdzie indziej. Mają tu tyle rzeczy, że jest w czym wybierać – chłopak uśmiechnął się ciepło do ciebie i wstał, wyciągając do ciebie dłoń. Posłałaś mu pełne wdzięczności spojrzenie i pozwoliłaś poprowadzić się na karuzelę, potem do domu strachów i na wiele innych atrakcji.

Słońce zaczynało chylić się ku zachodowi, gdy roześmiani wyszliście poza teren miasteczka.
- Dawno się tak wspaniale nie bawiłam. Komawo, że uratowałeś mnie od kolejnego zwykłego, nudnego dnia spędzonego na opierdzielaniu się przed telewizorem. Dzięki tobie może uda mi się jakoś utrzymać linię – zaśmialiście się oboje.
- Nie no, nie jest aż tak źle. Przynajmniej nie jesteś patykiem, jak co poniektóre dziewczyny w wytwórni…
- Hej, masz coś do mojego tłuszczyku? Co prawda nie mam go jeszcze zbyt wiele, ale ostatnio usilnie pracuję, by go zdobyć – odparłaś, co wywołało u was kolejną salwę śmiechu.
- W takim razie muszę cię wyciągać częściej, bo jeszcze się nam roztyjesz i guzik z trzymania linii. Od teraz będzie to moje osobiste postanowienie.
- Hmmm… Zgoda. O ile nie będę musiała sama o tym myśleć, na pewno pójdzie dobrze.
Usiedliście na „waszej” ławeczce w parku, wciąż głupio chichocząc.
- Poważnie, to pierwszy dzień od dawna, kiedy jest mi tak wesoło. Chyba od… a może nawet jeszcze wcześniej…
- Widzisz? Mam na ciebie dobroczynny wpływ. Jak to mówią, śmiech to zdrowie, więc dla twojego własnego dobra powinnaś się trzymać blisko mnie – powiedział, udając powagę. Tylko jego oczy iskrzyły się radośnie.
- Dobrze, postaram się - zaśmiałaś się cicho i przysiadłaś się bliżej.
- Tak może być? A może jeszcze bardziej? – przysuwałaś się do niego, ciągle chichocząc, aż w końcu usiadłaś mu na kolanach.
- Czy to panu wystarczy?
- W zupełności.
W jego głosie zadźwięczała nowa nuta. Spojrzałaś mu w oczy i dostrzegłaś w nich ciepło pomieszane z… czymś jeszcze. Wpatrywałaś się w niego jak urzeczona, próbując odgadnąć, co to jest. Niespodziewanie poczułaś jego usta na swoich, co sprawiło, że zamarłaś w bezruchu. Chłopak odsunął się speszony, unikając twego wzroku.
- Mianhe, ja…
Zaskoczyłaś go, chwytając go za podbródek i wpijając się zachłannie w jego wargi. Blondyn natychmiast odwzajemnił pocałunek, przyciągając cię do siebie. Zamknęłaś oczy, napawając się jego smakiem, zapachem, ciepłem…
- Chciałem to zrobić od pierwszej chwili – szepnął, gdy już się od siebie oderwaliście.
- Faceci… - mruknęłaś, co wywołało uśmiech na waszych ustach. Pocałowałaś go delikatnie jeszcze raz, chcąc, by ta chwila trwała wiecznie. Było ci tak dobrze, czułaś się tak lekko i swobodnie jak przy nikim wcześniej, nawet przy Krisie.
- Dziękuję ci - wyszeptałaś
- Ale za co? – zapytał Jackson równie cichym głosem.
- Podarowałeś mi najpiękniejszy dzień w życiu – odparłaś i wtuliłaś się w niego, czując się w jego ramionach tak bezpiecznie, jak nigdy.


Ten scenariusz wydaje mi się zbyt… zwykły. Zaczęłam go już dawno temu i nie bardzo wiedziałam, co z nim zrobić. Dopiero niedawno przyszła wena i pozwoliła mi go dokończyć.
Mam nadzieję, że się podobało ;3


5 komentarzy:

  1. Cudne^^
    Świetny pomysł na scenariusz i pasuje do Jacksona to opowiadanko. Weny życzę w dalszym pisaniu opowiadań i zapraszam do mnie:
    http://my-dream-is-love.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  2. Scenariusz jest bardzo dobry 😁 zresztą jak zawsze <3
    Mam do ciebie prośbę: Czy mogę tu zamówić scenariusz ? Z Rap Monsterem z BTS :) będę bardzo wdzięczna jeśli się zgodzisz :D
    Pozdrawiam i czekam na odpowiedź
    Marysia 😁

    OdpowiedzUsuń
  3. Jasne :) Dzięki za miłe słowa i również pozdrawiam~

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne opowiadanie! Masz talent <3
    Mam prośbę czy mogłabym prosić scenariusz - Bobby (ikon), żeby główna bohaterka była dla niego nooną?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okej :) Co prawda ferie się już dla mnie skończyły, ale na pewno uda mi się znaleźć trochę czasu ;3

      Usuń