Witajcie ponownie. I tym
razem nie będę się tutaj rozpisywać, bo nie mam pomysłu, dlatego życzę wam po
prostu miłego czytania ;3
Autorka: Neko
*W poprzedniej części*
Z każdym słowem oczy
______ stawały się coraz większe, a ona cofała się powoli.
- Ale… Ale… -
westchnęła zrezygnowana. – Dobrze wiesz,
czym to grozi.
- Wiem – odparł
Amerykanin, po czym dodał kilka słów po arabsku. Członkowie zespołu ani _._._._
nie zrozumieli ani słowa, ale wydawało się, że ______ tak, bo wyglądała, jakby
pogodziła się z tym, chociaż nadal w jej oczach błyszczał niepokój.
- Pójdę ogarnąć trochę
w pokoju – mruknęła i zniknęła za drzwiami.
~*~*~*~
- Nie martw
się, poradzisz sobie. To w końcu twoi przyjaciele – powiedział szef po arabsku,
a ty poddałaś się. Nie miałaś za bardzo wyboru.
- Pójdę
ogarnąć trochę w pokoju – mruknęłaś pod nosem i weszłaś do sypialni, gdzie na
podłodze leżały rozwalone ubrania, buty, książki… Pozbierałaś to szybko,
zaścieliłaś łóżko, a na wierzchu położyłaś pluszowego białego tygrysa.
Uśmiechnęłaś się do niego niewyraźnie.
- No cóż,
miśku, teraz marzenie już przestało być marzeniem – szepnęłaś i wróciłaś
spowrotem do sali treningowej. W tym momencie drzwi otworzyły się i przez nie
weszli twoi przyjaciele. _._._._ .
Zico. Taeil. B-bomb. P.O. U-kwon. Jaehyo. Kyung. Ludzie, za którymi tęskniłaś
przez te dwa lata rozłąki.
Osoby, które tak bardzo chciałaś chronić, że nie
ufałaś samej sobie. A teraz stali tam i patrzyli na ciebie, uśmiechając się
ciepło, mając łzy w oczach. Wtedy coś w tobie pękło. Podbiegłaś do nich i
przytuliłaś mocno każdego po kolei, a po twych policzkach płynęły słone krople.
Nic się nie zmienili.
- Tak bardzo
tęskniłam… - wyszeptałaś, cofając się o krok i obejmując ich wszystkich
spojrzeniem.
- My też –
odpowiedział Taeil, a B-bomb dodał:
-
Wyładniałaś przez te dwa lata.
Zarumieniłaś się lekko, spuszczając wzrok.
- Tak jakby… -
mruknęłaś, ocierając łzy.
- O, jaka skromna…
Co się z tobą działo? – rzucił Zico.
- Długo by
opowiadać…
- Ej, ______!
Obiecałaś! – krzyknął P.O
- No dobra.
Chodźcie do pokoju, zaraz ktoś przyniesie nam coś do jedzenia.
Poprowadziłaś ich do swojej sypialni. _._._._ usiadła na krześle przy
biurku, a reszta zajęła miejsca na łóżku. Rozłożyłaś się na dywanie, tak jak
zawsze, kiedy miałaś dużo do opowiedzenia.
- Od czego by tu zacząć…
- Och, daj spokój, wiemy, że jesteś agentką. Nie musisz niczego ukrywać –
odezwał się Kyung. Uśmiechnęłaś się lekko do siebie. Nie masz pojęcia, ile mam do ukrycia, pomyślałaś.
- W takim razie wiecie, dlaczego tak tajemniczo zniknęłam. Zdążyłam wam
tylko zostawić ten krótki liścik, by nie odjechać bez słowa. Przyjechałam tutaj
i przeszłam szkolenie. Co jakiś czas wyjeżdżałam na swego rodzaju „misje”,
nauczyłam się kilku języków, oprócz tego wielu przydatnych rzeczy…
- Jakich? – wyrwało się U-kwonowi. Rzuciłaś mu przeciągłe spojrzenie.
- Sorki – mruknął, a ty wróciłaś do opowiadania.
- Wielu przydatnych rzeczy, na przykład walki różnymi rodzajami broni,
strzelania z różnego rodzaju pistoletów, strzelb, karabinów, co swoją drogą nie
jest zbyt trudne, przewidywania ludzkich zachowań, odgadywania ich emocji,
umiem też przetrwać samodzielnie w każdym środowisku. Jeszcze jakieś pytania?
- Czemu nie chciałaś się z nami spotkać? – usłyszałaś cichy głos _._._._.
Spojrzałaś na przyjaciółkę bezradnie.
- To nie tak, że nie chciałam, ja… ja po prostu bałam się waszej reakcji
i tego, że mogłabym wam przypadkiem zrobić krzywdę – powiedziałaś równie cicho,
wbijając wzrok w swoje dłonie.
- A teraz się nie boisz? – spojrzałaś B-bombowi w oczy.
- Bambi, nie masz pojęcia jak bardzo. Ale raczej nie mam wyboru, co? –
uśmiechnęłaś się lekko.
- Głupoty gadasz. Ja tam nie wierzę, że mogłabyś zrobić nam krzywdę –
powiedział Taeil, posyłając ci ciepłe spojrzenie. Popatrzyłaś na niego z
wdzięcznością.
- A wtedy, kiedy B-bomb spotkał cię w galerii? – zapytał P.O.
- Wtedy jeszcze nie ukończyłam szkolenia. Byłam tylko na… jakby to
powiedzieć… na krótkim urlopie. Zupełnie nie przewidziałam możliwości spotkania
któregoś z was. Głupie, prawda? – zachichotałaś, a przyjaciele ci zawtórowali.
- Cała ______, zapomnieć, że można spotkać nas w mieście, w którym
mieszkamy – powiedział wesoło Jaehyo.
W tym momencie do pokoju weszła JiYong z tacą, na której niosła picie i
przekąski.
- Ciastka! – krzyknął Zico i rzucił się na nie, gdy tylko agentka
postawiła poczęstunek na szafce.
- Czekolada! – krzyknęłyście obie z _._._._. Popatrzyłyście się na
siebie i wybuchnęłyście śmiechem.
Chłopaki i _._._._ zostali na noc w kwaterze, a następnego ranka Henry
odwiózł was do Seulu. Okazało się, że _._._._ sprzedała wasze dawne mieszkanie
i przeprowadziła się do dormu Block B, żeby było taniej. Kiedy mieszkałyście
tam we dwie, dużo łatwiej było je utrzymać, ale po twoim zniknięciu przestało
być to takie proste.
W takim wypadku ty również wprowadziłaś się do ich dormu. Był on na tyle
duży, że jedna osoba w tę czy w drugą stronę nie robiła wielkiej różnicy. Ale
jedno się zmieniło. W mieszkaniu dużo częściej rozbrzmiewał śmiech lokatorów,
wszystko wydawało się być tak, jak przed twoim zniknięciem.
Jednak dla ciebie było inaczej. Wciąż musiałaś sobie przypominać o tym,
by się kontrolować. Kilka razy się zapomniałaś i chłopaki albo _._._._ patrzyli
na ciebie dziwnie, bo na przykład wzięłaś bardzo dużą ilość ciężkich zakupów i
wyglądałaś, jakby wcale tyle nie ważyły, albo trafiłaś piłką do kosza z
odległości dwudziestu metrów.
Do tego doszło jeszcze jedno zmartwienie. Kilka tygodni po twoim
powrocie dorm napadł jakiś człowiek. Na szczęście chłopaki byli w wytwórni, a _._._._
wyszła na zakupy, więc bez większych problemów sobie z nim poradziłaś, ale jego
zapach miał w sobie coś dziwnego. Zgłosiłaś to szefowi, ale on nie przejął się
tym zbytnio. Przysłał Henry’ego po ciało i kazał ci uważać, by „cywile” się nie
dowiedzieli.
Niestety, niedługo potem, w nocy, przyszedł kolejny. Na szczęście nie
spałaś, tylko czytałaś książkę i zdążyłaś go obezwładnić, zanim zrobił
cokolwiek, ale hałas obudził resztę. Wypchnęłaś ciało za drzwi i wymyśliłaś
jakąś historyjkę, że się przewróciłaś na schodach. Nie bardzo ci uwierzyli, ale
było późno i woleli iść spać, niż się z tobą kłócić.
Mniej więcej co tydzień lub dwa dochodziło do ataków na dorm, które
coraz trudniej było ci ukrywać. Po pewnym czasie zaczęli pojawiać się w
większej liczbie. Atakowali po dwóch, po trzech, czasem po pięciu i byli coraz
lepiej wyszkoleni. Mimo że w czasie, kiedy przyjaciele myśleli, że śpisz,
wymykałaś się poza miasto i trenowałaś, z coraz większym trudem udawało ci się,
a czasem nie udawało ci się wychodzić z tych potyczek bez obrażeń.
Choć dzięki szybszemu metabolizmowi twoje rany goiły się szybciej, nie
zostały niezauważone przez twych współlokatorów.
- ______, co ci się stało? – usłyszałaś zmartwiony głos B-bomba, kiedy
zeszłaś do kuchni z brzydkim zadrapaniem na policzku.
- Nic takiego – mruknęłaś i unikając jego wzroku sięgnęłaś po kanapkę.
Tancerz przyparł cię do ściany, opierając ręce po obu stronach twojej głowy.
- ______, martwię się o ciebie. Wszyscy się martwimy. Powiedz, co się
dzieje?
Westchnęłaś i wywinęłaś mu się, zabierając się z jedzenie.
- Nie mogę – odparłaś między kęsami.
- Ale…
- Bambi, cicho bądź. Taką po prostu mam pracę – ucięłaś. Nie było to
kłamstwo, w każdym razie nie do końca, a mimo to bruneta nie zadowoliła ta
odpowiedź. Stał tam z założonymi rękami, nie spuszczając z ciebie wzroku.
Westchnęłaś ciężko i wyszłaś z pomieszczenia, zabierając ze sobą jeszcze jedną
kanapkę. Od czasu czwartego procesu potrzebowałaś wręcz niemożliwie dużo
jedzenia, więc żeby nie naciągać chłopaków na koszty, wychodziłaś codziennie
zjeść coś na mieście. Ubrałaś się w coś nadającego się do wyjścia i zeszłaś na
dół. Na korytarzu spotkałaś Zico.
- Wybierasz się gdzieś? – zapytał z łobuzerskim uśmiechem. Odwzajemniłaś
uśmiech i odpowiedziałaś:
- Nie tam, gdzie myślisz.
- A skąd wiesz, o czym myślę? – roześmiałaś się cicho.
- Nie wiem, ale mam pewne podejrzenia. Idę na miasto coś zjeść. Idziesz
ze mną? – zapytałaś, a chłopak przytaknął z uśmiechem. Przez całą drogę
uśmiechałaś się jak głupia. Dawno już nie miałaś okazji, by spędzić z Jiho
trochę czasu we dwoje. Zawsze miałaś do niego słabość, na początku, bo był
twoim biasem, a potem tak po prostu. Bawiła cię jego obsesja na punkcie Hello
Kitty, rozczulał fakt, że rysował lewą ręką, a pisał prawą, a jego wygłupy i
kawały, które robił innym sprawiały, że nie umiałaś się nie uśmiechać.
- Co się tak szczerzysz? – zapytał lider.
- A co, nie mogę? – odparłaś zaczepnie, rzucając chłopakowi figlarne
spojrzenie.
- A proszę ja cię bardzo, wysusz sobie zęby na proch, zobaczymy, kto się
wtedy będzie śmiał – powiedział Zico, a ty roześmiałaś się wesoło.
Weszliście do jakiejś pizzerii. Zamówiłaś dużą pizzę z dodatkami. Już
niedługo pochłanialiście we dwoje ten niezdrowy, ale bardzo smaczny posiłek. Jiho
patrzył na ciebie z niedowierzaniem, gdy zjadałaś piąty kawałek. On wymiękł po
trzecim i nie mógł uwierzyć własnym oczom, kiedy ty wciskałaś w siebie kolejne porcje.
Uparł się, że on zapłaci, a ty skwitowałaś to krótkim „jak chcesz” i
zaprowadziłaś go do włoskiej knajpki, gdzie poprosiłaś o spaghetti. Lider
zamówił tylko szklankę coli i z mieszanymi uczuciami przyglądał się, jak
makaron znika z twojego talerza. Tym razem nie protestował, gdy chciałaś
zapłacić. Wyszliście na zewnątrz, a lekki wiatr przyniósł zapach jakiegoś
dobrego dania.
- Chodźmy na kimchi! – zawołałaś i pociągnęłaś blondyna za rękę.
- ______, ile można jeść? – jęknął Zico, a ty zaśmiałaś się tylko.
- ______, to nie jest zabawne… - powiedział.
- Ja nie żartuję, naprawdę mam ochotę na kimchi – odparłaś równie
poważnie, co on, ale nie mogłaś powstrzymać uśmiechu, widząc jego sceptyczną
minę.
- Och, daj spokój. Chodźmy na to kimchi – mruknęłaś, a chłopak z
westchnieniem poszedł za tobą.
- Ale to już ostatnie miejsce z jedzeniem – zaznaczył, a ty niechętnie
pokiwałaś głową. Miałaś ochotę jeszcze się z nim podroczyć, ale nie chciałaś go
przestraszyć .
Potem poszliście na zakupy. Byliście w swoim żywiole. Oblecieliście
wszystkie sklepy w galerii i do dormu wracaliście z mnóstwem reklamówek.
Właśnie zaczął padać śnieg.
- Ach, jak przyjemnie… - rozmarzyłaś się, zamykając oczy. Usłyszałaś, że
Jiho się śmieje, ale nie zwróciłaś na to uwagi. Liczyła się tylko ta chwila.
Niespodziewanie poczułaś na policzku czyjąś dłoń.
- Co ci się stało?
Parsknęłaś z niedowierzaniem, otwierając oczy.
- Nie mów, że dopiero teraz to zauważyłeś. Już rano, kiedy zeszłam do
kuchni, Bambi naskoczył na mnie z tym samym pytaniem.
- Nie, widziałem, ale… - zaczął lider i nie dokończył.
- Ale co? – drążyłaś. Zico spuścił głowę, szurając stopą w świeżym
śniegu.
- Pomyślałem, że pewnie nie masz ochoty o tym rozmawiać. Jeszcze byś się
na mnie obraziła i nie zabrała ze sobą – mrugnął do ciebie, odzyskując dawną
śmiałość. Zachichotałaś.
- Masz rację, nie chcę o tym rozmawiać. Ale…
Urwałaś i rzuciłaś się na chłopaka, przewracając go na chodnik. W
miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się głowa Jiho, przeleciał ze
świstem nóż. Poderwałaś się na nogi i z ukrytej kieszeni w płaszczu wyciągnęłaś
dwa długie, indyjskie sztylety, po czym pobiegłaś w stronę napastnika.
Mężczyzna zamierzył się drugim nożem, ale kilka metrów przed nim przeturlałaś
się po ziemi i cięłaś od dołu, celując w brzuch. Ostrza zderzyły się z brzękiem
i wtedy drugim sztyletem rozharatałaś mu gardło. Nie krzyknął – miał przecięte
struny głosowe.
Odwróciłaś się i zobaczyłaś, że Zico, już na nogach, patrzy na ciebie
przerażony, a za nim skradała się ubrana na czarno kobieta.
- Co tak stoisz?! Uciekaj! – krzyknęłaś i popędziłaś powrotem do niego.
Chłopak nie czekał dłużej, pobiegł w stronę dormu, a ty skoczyłaś na ciemną
postać za nim. Potoczyłyście się po chodniku, siłując się ze sobą. Nieznajoma
przygwoździła cię do podłoża, zbliżając nóż do twego gardła, ale ty tylko
warknęłaś i mocnym kopnięciem posłałaś ją w powietrze. Momentalnie znalazłaś
się nad nią i uderzyłaś rękojeścią w jej skroń. Kobieta znieruchomiała,
nieprzytomna, a ty poderwałaś się, szukając kolejnych przeciwników.
Nagle do twych uszu dotarł głuchy charkot. Niewiele myśląc, pobiegłaś w
tamtą stronę i na ten widok krew zawrzała ci w żyłach. Napastnik przytrzymywał
blondyna za szyję kilka centymetrów nad ziemią, przyciskając go do ściany. Nie
zważając na ostrzeżenia szefa, by nie zdradzać się ze swymi umiejętnościami,
jednym skokiem pokonałaś dzielące was sześć metrów i powaliłaś mężczyznę na
ziemię. Jiho upadł na chodnik, kaszląc i łapiąc z trudem powietrze.
Nieznajomy wyszczerzył zęby i przetoczył się tak, że teraz ty znalazłaś
się na dole. Jego dłonie odnalazły drogę do twego gardła i zacisnęły się na
nim. Zaskoczona stwierdziłaś, że ma pazury – nie paznokcie, tylko pazury, tępe
jak u psa. Szarpnęłaś się i zdołałaś dosięgnąć zębami jednej z jego rąk. Twoje
nieco wydłużone kły zatopiły się w ciele. Zacisnęłaś szczęki i z satysfakcją
usłyszałaś trzask pękającej kości. Napastnik zawył z bólu, a ty zepchnęłaś go z
siebie i zamierzyłaś się na niego dłonią, która przestawała już być ludzką
dłonią i powoli pokrywała się futrem, a z palców wyrastały tygrysie
pazury…
Powstrzymał cię przerażony głos blondyna, wykrzykującego twoje imię.
Zerknęłaś na niego i w jego pełnych strachu oczach ujrzałaś swe odbicie –
zakrwawiona, z wyszczerzonymi kłami, z pazurzastą łapą…
Mężczyzna wykorzystał chwilę twojej nieuwagi i znów przygwoździł cię do
ziemi. Kopnięciem zrzuciłaś go z siebie, robiąc przewrót w tył i uderzeniem
pięści ogłuszyłaś go, po czym zamknęłaś oczy i skoncentrowałaś się na
zachowaniu ludzkiej postaci. Całe twoje ciało spięło się w bolesnej walce,
kości chrzęściły cicho, ale po długiej, ciągnącej się w nieskończoność chwili
udało ci się. Opadłaś zmęczona na chodnik, podpierając się dłońmi, całkowicie ludzkimi
dłońmi. Powoli sięgnęłaś do kieszeni i zadzwoniłaś po Henry’ego. Podałaś ulicę
i liczbę napastników, a on już po kilku minutach zjawił się i pomógł ci
wszystko uprzątnąć. Cudem tylko nikt niepowołany nie zobaczył ciał ani walki.
Agent pomógł wam pozbierać porozrzucane zakupy i odwiózł was do domu.
Podczas jazdy nie patrzyłaś na Zico, który odsunął się od ciebie tak daleko,
jak pozwalała mu ograniczona przestrzeń w samochodzie.
Na miejscu złapałaś swoje zakupy i bez słowa weszłaś do dormu.
Słyszałaś, że Jiho z trudem gramoli się za tobą.
- O, cześć. Już jesteście? – powitał was wesoły głos Taeila, ale
wyminęłaś go bez słowa i poszłaś do pokoju. Zabrałaś czyste ubranie i weszłaś
do łazienki, zmyć krew z twarzy i rąk. Przebierając się, słyszałaś, jak lider
opowiada pozostałym o tamtym zdarzeniu. Pominął najkrwawsze szczegóły i twoją
prawie przemianę, za co byłaś mu bardzo wdzięczna.
Zaprałaś zakrwawione ubrania i rozwiesiłaś na suszarce, po czym osunęłaś
się po wykafelkowanej ścianie i rozpłakałaś się. Tak niewiele brakowało, by
jedna z najważniejszych dla ciebie osób straciła życie. Tak niewiele…
Usłyszałaś głośne walenie w drzwi od łazienki.
- ______, otwieraj! – krzyknął B-bomb, ale go nie posłuchałaś. Nie
miałaś siły. W końcu zirytowany chłopak wyważył drzwi i przystanął, widząc w
jakim jesteś stanie. Kucnął przy tobie i cię przytulił, a ty przycisnęłaś twarz
do jego piersi.
- Już dobrze… Już jesteś bezpieczna… - szeptał ci uspokajająco do ucha,
głaszcząc cię po głowie.
Wieczorem zeszłaś na kolacje tylko dlatego, by B-bomb dal ci spokój.
Jadłaś posiłek w milczeniu, nie patrząc nikomu w oczy. W pewnym momencie
usłyszałaś ciche chrząknięcie.
- Ymm… no więc tak… Chcieliśmy ci podziękować. Dzięki tobie nadal możemy
cieszyć się irytującym towarzystwem naszego lidera, a choć jego maniery są dość
wątpliwej jakości, nie wiem, co byśmy bez niego zrobili – powiedział Jaehyo.
Uśmiechnęłaś się lekko, nadal nie podnosząc wzroku.
- Nie ma za co. Zrobiłam to, co do mnie należało – mruknęłaś cicho.
- Nieważne. Zico, idź jej podziękuj… - odezwał się Taeil, ale Jiho
gwałtownie pokręcił głową, wycofując się w najdalszy kąt pokoju.
- Nie musi. Nie dziwię się, że się mnie boi. Sama bym się bała na jego
miejscu – wyszeptałaś i wyszłaś z pokoju. Usłyszałaś jeszcze, jak chłopaki
objeżdżają lidera o jego zachowanie, po czym zamknęłaś za sobą drzwi do pokoju
i rzuciłaś się na łóżko. Zatkałaś uszy dłońmi, nie chcąc nic słyszeć.
Po pewnym czasie usłyszałaś, jak drzwi otwierają się i zamykają.
Uniosłaś głowę i zerknęłaś na _._._._, która usiadła obok ciebie. Widać było,
że coś ją gryzie.
- Coś się stało? – zapytałaś, a przyjaciółka westchnęła.
- No niby tak, ale nie będę cię teraz zarzucać moimi problemami…
- Daj spokój, powiedz, co się dzieje – zażądałaś, siadając prosto.
Blondynka spuściła wzrok na swoje dłonie.
- Bo… Jaehyo wcale mnie nie zauważa…
Z trudem powstrzymałaś wzbierający w gardle chichot. Oczywiście
widziałaś, że _._._._ zawsze trzymała
się blisko visuala, starała się spędzać z nim jak najwięcej czasu, najbardziej
chwaliła jego
i tak dalej, ale na bruneta to najwyraźniej nie działało. Chociaż…
czasami przyłapywałaś go na spoglądaniu na blondynkę, kiedy nikt nie patrzył.
Szybko przeanalizowałaś sytuację i wstałaś.
- Co dokładnie czujesz do niego? – zapytałaś. Przyjaciółka spojrzała na
ciebie niepewnie.
- No… Kocham go, tak jak was wszystkich, ale chyba jest w tym coś
więcej… sama już nie wiem, czy to dlatego, że jest moim biasem, przyjacielem, czy po prostu…
- urwała, a ty pokiwałaś głową.
- Poczekaj tu – powiedziałaś i wyszłaś. Znalazłaś Jaehyo w jego pokoju.
- Możemy pogadać? – gdy brunet kiwnął głową, usiadłaś na łóżku
naprzeciwko niego. Zastanawiałaś się, jak to ubrać w słowa, ale w końcu
zdecydowałaś walić prosto z mostu.
- Co jest między tobą a _._._._?
Visual zamrugał dwukrotnie i spuścił wzrok rumieniąc się lekko.
- Wydaje się, że chyba nic – mruknął. Sformułowałaś więc swoje pytanie
inaczej.
- Co do niej czujesz?
Chłopak pokręcił lekko głową, unikając twojego wzroku.
- Jaehyo, ja pytam poważnie. Odpowiedz.
Brunet odetchnął.
- Ja… lubię ją – wymruczał tak cicho, że tylko dzięki wyostrzonemu słuchowi
udało ci się go zrozumieć.
- Tylko lubisz? – drążyłaś, a visual spojrzał na ciebie z irytacją.
- Trochę więcej niż lubię, pasuje? Dlaczego zadajesz takie krępujące
pytania?
- Chodź ze mną – powiedziałaś, ignorując jego pytanie i niemal
wyciągnęłaś go siłą z pokoju.
- Gdzie idziemy? – zapytał, a wtedy wepchnęłaś go do sypialni, którą
dzieliłaś z _._._._ i zamknęłaś drzwi na klucz.
- A teraz nie wyjdziecie, dopóki sobie wszystkiego nie wyjaśnicie –
zawołałaś i zeszłaś do salonu, uśmiechając się do siebie.
~*~*~*~
Następnego dnia przy śniadaniu Jaehyo i _._._._ wyglądali, jakby nie
mogli się od siebie odkleić. Chłopak siedział na krześle, a dziewczyna
usadowiła się na jego kolanach. Zajadałaś z apetytem kanapki, co chwila
zerkając na nich z uśmiechem.
W korytarzu mignęła ci sylwetka lidera. Visual również go zauważył, bo
zawołał za nim.
- Zico, a ty nie jesz śniadania?
- Nie! – odkrzyknął blondyn, ale zaraz cofnął się i zajrzał do jadalni.
- Czy coś mnie ominęło? – zapytał, patrząc ze zdziwieniem na mizdrzącą
się parę. Zachichotałaś, przyglądając się temu z rozbawieniem.
- To wszystko dzięki ______ - odezwała się twoja przyjaciółka, tuląc się
do bruneta. Jiho spojrzał na ciebie zaskoczony, a w tym momencie do
pomieszczenia wtoczyła się reszta członków zespołu.
- No nareszcie! Już myślałem, że nigdy się nie zejdą – powiedział
B-bomb, sięgając nad twoim ramieniem po kanapkę, a pozostali mruknęli z
aprobatą.
Po posiłku wybraliście się wszyscy na zakupy. Zakochani szli pod rękę,
mówiąc sobie czułe słówka, nie widząc świata poza sobą. Kilka godzin
chodziliście po centrum handlowym, podczas których musiałaś się powstrzymywać
przed szczerzeniem się na okrągło z tej prostej przyczyny, że Zico znowu zaczął
się do ciebie odzywać.
W drodze powrotnej wstąpiłaś na chwilę do pizzerii, by zamówić dwie
pizze na wynos. Czekałaś w gorącym wnętrzu budynku, gdy usłyszałaś stłumiony
krzyk. Wybiegłaś na zewnątrz i… nic nie zobaczyłaś. Na śniegu widoczne były
ślady szamotaniny, ale po napastnikach ani twoich przyjaciołach nie było nawet
śladu. Puściłaś się biegiem za znajomym zapachem, który niestety szybko zniknął
wśród innych. Przystanęłaś niezdecydowana, po czym zawróciłaś pod pizzerię. W
tym momencie zadzwonił twój telefon.
- ______, zaraz przyjedzie po
ciebie Henry. Musisz natychmiast wracać do kwatery – usłyszałaś nieznoszący
sprzeciwu głos szefa.
- Ale… - zaprotestowałaś, ale Amerykanin nie dał ci dojść do słowa.
- Wiem o porwaniu twoich przyjaciół. Wiem kto to zrobił, ale musisz mi
pomóc ustalić, gdzie są. Czekam na ciebie w biurze.
Rozłączył się, nie czekając na twoją odpowiedź. Kilka minut później
przyjechał Henry i odjechaliście z piskiem opon, nie zważając na ograniczenie
prędkości ani inne przepisy drogowe.
Półtorej godziny później siedziałaś w gabinecie szefa, dyskutując nad
możliwym miejscem pobytu twych przyjaciół. Okazało się, że porwała ich grupa
ludzi na usługach niejakiego Patrica. Był on agentem szóstego stopnia, ale
kilka lat temu zbuntował się i uciekł. Uważał, że powinno się wszystkich poddać
procesom, że nieuczciwe jest zatrzymywanie tego sekretu dla siebie. Zbudował
swoje laboratorium i sam próbował „ulepszać” ludzi. Z biegiem czasu ofiary jego
eksperymentów osiągnęły imponującą liczbę. Były to bezwolne marionetki,
wykonujące każde polecenie swego „ojca”, jak go nazywali. Patric jednocześnie
pałał głęboką nienawiścią do TJS i robił wszystko, by doprowadzić do jego
upadku, jednak nie odważył się powiadomić mediów o procesach, uważając, że nie
potrzebny rozgłos może tylko zaszkodzić.
Nagle wpadłaś na pomysł, by spróbować namierzyć ich telefony. Okazało
się to strzałem w dziesiątkę – po kilku minutach komputer wskazał miejsce. Była
to stara fabryka broni u podnóża Himalajów. Nie tracąc czasu popędziłaś na
lotnisko, zrzucając w pośpiechu ubrania i pakując je do szerokiej torby, w
której miałaś również broń i pomknęłaś w tamtym kierunku. Szef miał pozbierać
agentów, uzbroić ich i przylecieć później. Musiałaś najpierw stwierdzić, czy
Patric tam jest – jeśli nie, poradziłabyś sobie sama.
~*~*~*~
Fabryka od dawna była nieczynna. Wylądowałaś na dachu najwyższego z
budynków i wróciłaś do ludzkiej postaci. Ubrałaś się szybko i przymknęłaś oczy,
węsząc w powietrzu. Delikatny zapach prochu, zardzewiały metal, słaba woń
spalin i ledwo wyczuwalny zapach ludzi, do tego zbierało się na burzę.
Rozejrzałaś się szybko dookoła, na dachu jednego z budynków dostrzegając osiem
dziwnych struktur i kilka postaci. Przyjrzałaś się uważniej i zauważyłaś, że
dziwne „przedmioty” się poruszają. Byli to twoi przyjaciele przywiązani do
metalowych słupów. Upuściłaś torbę i pobiegłaś w tamtą stronę, przeskakując z
dachu na dach. Wtedy jedna z postaci, ubrana cała na czarno, zauważyła cię.
Wyciągnęła coś zza pleców, a ty z przerażeniem uświadomiłaś sobie, że to miecz.
Mężczyzna zamierzył się i rzucił bronią w Zico, który był najbliżej niego. Z
twego gardła wyrwał się krzyk i wtedy blondyn spojrzał na ciebie. Wirujące
ostrze było coraz bliżej, a ty przyspieszyłaś jeszcze i rozpaczliwym skokiem
rzuciłaś się między nie a lidera, zmieniając w locie postać.
Na
razie tyle. To była przedostatnia część, zakończenie wstawię gdzieś koło środy/piątku
;3 Do następnego <3
Aish, zaginęłam na wattpadzie, przez co dopiero nadrobiłam inne części ;; ale w końcu przeczytalam! Nie będę już wszystkiego osobno komentować, bo po prostu jestem na to zbyt leniwa i to trzeba zrozumieć xD
OdpowiedzUsuńTo. Opowiadanie. Jest. Zajebiste.
Na pewno będę do niego wracać jeszcze nie raz. Serio. Dawno nie czytałam czegoś tak dobrego.
Już nie mogę doczekać się kolejnej części! Tylko dlaczego ten koniec tak szybko? XD
Czekam na więcej z niecierpliwością!
Wiele weny i czasu!
Dzięki za miłe słowa ;3 Nigdy bym nie przypuszczała, że moja praca się komuś aż tak spodoba O.o
UsuńPozdrawiam i również życzę weny ;*
Boze ... Nawet nie wiesz jak sie cieszę ze dodalas kolejna czesc :3 Czy moge prosić o szybsza kontynuacje ? XD Nie no żartuje poczekam az będziesz miala wwne i sama cos napiszesz ^^ A co do tej części byka ona po prostu ZAJEBISTA XD
OdpowiedzUsuńDodam, dodam, tylko jeszcze nie wiem, czy dzisiaj, czy jutro. To zależy od wielu czynników, w większości niekontrolowanych przeze mnie xd
UsuńCieszę się, że się podoba, bo kiedy to napisałam, miałam mieszane uczucia. Jednak okazuje się, że twórca najbardziej krytycznie ocenia swoje prace :)
Pozdrawiam~
Ja bede czekać z wielką niecierpliwościa :3 Naprawdę jaszcze raz weny życzę ❤
Usuń