Uwaga

Proszę o pisanie w komentarzach, przy zamówieniach imię autorki, która ma dane zamówienie zrealizować :3
Hesperiata, czy Neko ^^

wtorek, 1 marca 2016

Taeyang (BigBang) Cz.1. Choćbyś się nie wiem jak starał, nigdy nie będę do końca oswojona

 Witam was dzisiaj tym oto… eee… tą opowieścią. Tak się jakoś zdarzyło, że mi się klepki w głowie poprzestawiały (pewnie dostałam solidne 'jebut' w głowę, tylko nie wiem kiedy i od kogo xp) i wyszło takie dziwne coś… dziwne jak dupa durszlaka ;) XDD
Mam nadzieję, że wam się spodoba <333



- Jesteś pewien, że to bezpieczne? – pani _____ spojrzała na męża zaniepokojona. Mężczyzna uspokoił ją łagodnym uśmiechem.
- Spokojnie, nic jej nie będzie – przeniósł wzrok na trzyletnią ciebie, bawiącą się wesoło z małym pieskiem nieopodal gęstej ściany lasu. W pewnym momencie zachwiałaś się i upadłaś na czworaka, ale już po chwili wstałaś i dalej biegałaś za zwierzątkiem, śmiejąc się do rozpuku.
- Podobno niedaleko stąd widziano tygrysy. Jesteś pewien, że nic nam nie grozi? – dopytywała się dalej twoja mama.
- Kochanie, wszystko będzie dobrze. Mają pod dostatkiem większej zwierzyny i raczej nie będzie im się chciało ganiać za takim małym szkrabem. Może i Indie są dzikie, ale bez przesady. Poza tym, mam strzelbę. Jak który tu podejdzie to będziemy mieli piękny futrzany dywanik przed kominkiem – odparł twój tata, mrugając wesoło do żony, która zachichotała cicho i weszła do domu.
- Popilnuj jej, za pół godziny będzie obiad.
Mężczyzna odprowadził ją wzrokiem i podszedł do córeczki, biorąc ją na ręce.
- Widzisz, ______? Mama poszła gotować obiad, a my zostaliśmy we dwoje. W co się teraz pobawimy?
- W chowanego! – zawołałaś, szczerząc ząbki w uśmiechu.
- Dobrze, to ja będę liczył – tata postawił cię na ziemi i oparł się o drzewo, głośno licząc do dziesięciu.
- Ale nie podglądaj! – krzyknęłaś i wbiegłaś za pobliski krzak. Piesek podbiegł do ciebie i ułożył się obok. Pokazałaś mu paluszkiem, żeby był cicho i sama przycisnęłaś piąstkę do ust, patrząc z rozbawieniem, jak mężczyzna chodzi dookoła i rozgląda się na wszystkie strony.
- Gdzie też ona mogła się schować… - powiedział pan _____ niby do siebie, podchodząc coraz bliżej twojej kryjówki.
- Aha! – zawołał, łapiąc cię w ramiona i obkręcając dookoła.
- Postaw, postaw, teraz ja! – zażądałaś i podbiegłaś do drzewa.
- Raz, dwa, trzy… dziesięć! – rozejrzałaś się i pobiegłaś za małe drzewko, za którym „ukrył się” tata.
- Mam cię, mam cię, teraz ty! – zaśmiałaś się perliście i nie czekając, aż twój ojciec zacznie liczyć, wbiegłaś między drzewa. Przystanęłaś i obejrzałaś się za siebie.
- Nie podglądaj! – krzyknęłaś i pobiegłaś dalej, ścigając się z pieskiem. Kilka razy potknęłaś się, ale zaraz wstawałaś i pędziłaś dalej za uciekającym zwierzątkiem.
- Piesku, zaczekaj – wysapałaś i zaśmiałaś się, gdy mały posłusznie wrócił do ciebie.
- Nieładnie tak uciekać – skarciłaś go, ale twoją uwagę przykuł dziwny dźwięk. Ruszyłaś w jego kierunku, marszcząc brewki. Rozgarnęłaś gałązki i westchnęłaś z zachwytu. Twoim oczom ukazał się spory strumień, w którym odbijały się promienie słońca.
- Patrz, piesku, tęcza! – zawołałaś i zbiegłaś po niewielkim zboczu dzielącym cię od zjawiska, które coraz bardziej się odsuwało. Zaczęłaś spacerować wzdłuż potoku, nie spuszczając wzroku z tęczy.
- Wiesz, tata mi mówił, że na końcu tęczy mieszka taki mały skrzat, który ma garnuszek złota i czterolistną koniczynkę. I kiedy się go odnajdzie, to zaproponuje garnuszek, ale wtedy trzeba powiedzieć, że chce się koniczynkę, i ten skrzat wtedy ją odda i się potem będzie miało zawsze szczęście. A szczęście jest ważniejsze od złota, wiesz piesku? – mówiłaś, a zwierzak merdał tylko ogonem.
- Eh, szkoda, że nie umiesz mówić… - westchnęłaś. Przeszłaś jeszcze kilka kroków i usłyszałaś w oddali wołanie taty.
- Chyba powinniśmy już wracać – powiedziałaś, przystając przed skałą zasłaniającą ci widok na skręcający strumień i tęczę.
- Ale… jeszcze tylko ten zakręt i już wracam. Na pewno to tam jest koniec tęczy i skrzat, i… - urwałaś widząc leżącego tygrysa i trójkę młodych bawiących się nieopodal. Piesek zaczął warczeć i szczekać przeraźliwie, co zwróciło uwagę tygrysicy.
- Łał… - powiedziałaś, patrząc z zachwytem na gęste, pomarańczowe futro. Podeszłaś do zwierzęcia, które nie spuszczało z ciebie czujnego wzroku i powoli podsunęłaś rączkę do jego pyska. Nos wielkiego kota poruszył się lekko, gdy tygrys badał twój zapach. Po chwili opuścił łeb i pozwolił ci się pogłaskać.
- Widzisz? I nie trzeba być niegrzecznym, piesku. Nie wolno tak szczekać, to nieładnie - pogroziłaś mu paluszkiem, ale zwierzątko nawet nie zwróciło na ciebie uwagi, ujadając dalej. W końcu tygrysica zmęczona hałasem podniosła się i warknęła przeciągle, a pies podkulił ogon pod siebie i uciekł.
- Pani tygrysico, nie musiała pani tego robić. On nie chciał zrobić nic złego, po prostu jest jeszcze malutki i nie wie, co to znaczy być grzecznym. Muszę go uczyć, ale on jest krą… krną… no, nie słucha mnie i tyle – szczebiotałaś, wciąż gładząc miękkie futro zwierzęcia. Nagle usłyszeliście strzał, kula świsnęła tuż obok głowy tygrysicy. Wielki kot zerwał się na równe nogi, złapał cię za sukienkę na plecach i rzucił się w panice do ucieczki, a młode pobiegły za nim. Skuliłaś się przestraszona, zasłaniając dłońmi oczy przed gałązkami, gdy pędziliście w głuszę.
- Pani tygrysico, gdzie mnie pani zabiera? – jęknęłaś.
Po kilku minutach tygrys zatrzymał się i wczołgał do jamy pod ogromnym drzewem. Zwierzę położyło cię delikatnie na legowisku, a obok ciebie ułożyły się tygrysiątka. Tygrysia mama polizała każde z nich po pyszczku, nie wyłączając ciebie i wyszła na zewnątrz, odbiegając w stronę, z której przyszliście. Siedziałaś cicho, wtulona w miękkie futerka maluchów, nasłuchując. Nagle dobiegł do ciebie głośny ryk i ujadanie psa, które zmieniło się w donośny skowyt. Rozległ się huk wystrzałów i krzyki jakichś ludzi, które stopniowo się oddalały.
Jakiś czas później wróciła tygrysica, cała i zdrowa. Młode wybiegły z jamy i przywitały się z matką, ty również wyczołgałaś się na zewnątrz.
- Dziękuję, pani tygrysico. Obroniła nas pani przed złymi ludźmi, którzy chcieli nam zrobić krzywdę – powiedziałaś i przytuliłaś się ufnie do zwierzęcia.

~*~*~*~

- I co teraz zrobimy?
Pan _____ przeczesał włosy dłonią, krążąc niespokojnie.
- Nie wiem, nie wiem. Moją córkę porwał tygrys, a jedyny pies w promieniu kilku kilometrów został rozszarpany na kawałki. Ja się chyba zabiję…
Mężczyźni przyglądali mu się ze współczuciem.
- Może… może moglibyśmy podpalić las? Wykurzylibyśmy tygrysa i…
- Zwariowałeś? Tam jest moja córka! A co jeśli… - twój tata odetchnął głęboko, próbując się uspokoić.
- Zgłosimy to na policję. Oni zorganizują poszukiwania. Znajdziemy ją.

~*~*~*~

W nocy zostałaś obudzona przez jakieś hałasy. Tygrysica znów złapała cię za ubranie na plecach i popędziła w noc, a za nią jej dzieci. Biegliście długo i daleko, a ty popłakiwałaś z cicha od czasu do czasu, aż wreszcie zmęczona zasnęłaś.
Obudziłaś się w nieznanym miejscu. Usiadłaś i przetarłaś oczy piąstkami, ziewając szeroko. Znajdowaliście się nad wielkim jeziorem. Tygrysica wylegiwała się na kamieniu nieopodal, a młode harcowały na płyciźnie.
- Dzień dobry pani tygrysico – powiedziałaś, ziewając i podeszłaś do brzegu.
- Och, jestem cała brudna! – zawołałaś i zaczęłaś ochlapywać się wodą. Zdjęłaś też sukieneczkę i zanurzyłaś ją w wodzie, próbując choć trochę zmyć z niej brud. Nagle jedno z tygrysiątek skoczyło na nią, wciągając cię do wody. Parsknęłaś i ze śmiechem ochlapałaś zwierzaka. Już po chwili bawiłaś się z nimi wesoło. W pewnej chwili zatrzymałaś się, spoglądając na tygrysicę.
- Powinnam wracać do domu. Mama się pewnie martwi  – powiedziałaś, ale zwierzę nie zareagowało.
- Sądzisz, że mogę tu jeszcze zostać? To dobrze – uspokojona wróciłaś do zabawy.

~*~*~*~

Mijały dni i tygodnie, a twoi rodzice musieli pogodzić się z myślą, że już cię nie odzyskają. Poszukiwania zawiodły, a w zaroślach nieopodal jamy znaleziono tylko twoje buciki.
Powoli przyzwyczajałaś się do tygrysiego trybu życia. Bawiłaś się tak jak one, jadłaś to co one, spałaś tam gdzie one, nawet zaczęłaś chodzić tak jak one - stałaś się częścią tej niewielkiej rodziny. Uczyłaś się, jak się porozumiewają, na jakie dźwięki zwracać uwagę, co można jeść, a czego nie, kiedy najlepiej przychodzić do wodopoju, a brak siły i szybkości nadrabiałaś sprytem i inteligencją.
Po kilku miesiącach byłaś tygrysem w niemal każdym calu. Powoli zapominałaś o mamie i tacie, coraz rzadziej używałaś słów, częściej posługując się tygrysim „językiem”. Umiałaś już sama upolować sobie coś do jedzenia, ostrzyłaś „pazury” i choć rosłaś wolniej niż reszta twojego „rodzeństwa”, nie byłaś ani tak szybka, ani tak silna, tygrysicy to nie przeszkadzało. Opiekowała się tobą nawet wtedy, gdy reszta jej potomstwa odeszła w swoją stronę.
Jeszcze kilkukrotnie zmienialiście miejsce zamieszkania, kierując się coraz dalej na północny wschód. Kiedy ludzie was odkryli, zaraz urządzali polowania, ale jak dotąd udawało wam się umknąć.
Którejś nocy obudziły was dziwne hałasy. Zerwałaś się z legowiska i pobiegłaś za „matką” ile sił w nogach, niestety po kilkuset metrach napotkałyście ścianę ognia. Wycofałyście się, ale za waszymi plecami znalazł się szpaler ludzi z pochodniami i sieciami. Nie miałyście szans – zostałyście złapane.

~*~*~*~

- Proszę proszę, co my tu mamy… Tygrys i… dziecko? – mężczyzna wypluł źdźbło trawy i zafascynowany podszedł bliżej. Szarpnęłaś się i warknęłaś na niego ze złością, ale ten tylko się uśmiechnął.
- No, no… Chciałem do cyrku tygrysa, a dostałem coś znacznie cenniejszego… Ludzie będą płacić grube pieniądze, by zobaczyć dziecko dżungli… - zaśmiał się paskudnie, po czym rozkazał - Zabrać ich na wozy. Ciekawe czy treser poradzi sobie z takim wyzwaniem…
Wsiadł na konia i odjechał, a wy zostałyście wrzucone do drewnianego wozu cyrkowego. Wyplątałaś się z sieci i skoczyłaś w stronę drzwi, które zatrzasnęły się, pogrążając was w ciemnościach.

~*~*~*~

- I co ja mam z tobą zrobić? – westchnął treser, patrząc zamyślony na ciebie przytrzymywaną przez dwóch mężczyzn, a dookoła walały się kawałki krzesła.
- Ile ty możesz mieć? Dwanaście lat? Trzynaście? Skąd u ciebie tyle siły? – prychnęłaś, wyszczerzając zęby. Chińczyk zaczął przechadzać się dookoła ciebie, a ty wodziłaś za nim wzrokiem. Byłaś ubrana w coś na kształt kombinezonu bez rękawów i nogawek zrobionego z tygrysiej skóry. Już się nauczyłaś, żeby go nie ruszać – za każdym razem, kiedy próbowałaś go ściągnąć, obrywałaś batem – niezbyt mocno, ale jednak.
- Dobrze, spróbujmy jeszcze raz – treser gestem polecił mężczyznom się odsunąć. Gdy tylko przestałaś być przygniatana do ziemi, skoczyłaś w jego stronę, ale on świsnął batem. Cofnęłaś się, słysząc głośny trzask tuż obok ucha i spróbowałaś podejść z drugiej strony, co również skończyło się niepowodzeniem. Po kilkunastu nieudanych próbach zmęczona położyłaś się na ziemi, wciąż wodząc wzrokiem za mężczyzną z batem.
- Jak na początek całkiem nieźle. Szybko się uczysz – pochwalił cię – Spróbujmy teraz czegoś trudniejszego – na jego polecenie zostały wniesione dwa cyrkowe stołki. Popatrzyłaś na nie nieufnie, podeszłaś, obwąchałaś, szturchnęłaś i wycofałaś się na poprzednią pozycję.
- Nie wiesz, co się z tym robi? Na szczęście szef nie zabił jeszcze Zhuǎzi – mruknął. Na dany znak dwóch mężczyzn znów cię przytrzymało, a inny przyprowadził starego, wychudzonego tygrysa o wyliniałym futrze. Na znak tresera zwierzę wskoczyło ociężale na stołek, a następnie przeskoczyło na ten drugi. Przyglądałaś się temu, przekrzywiając głowę w jedną stronę i obserwowałaś uważnie, który znak lub słowo co oznaczało. Po kilku minutach tygrys został odprowadzony na bok, a ty puszczona. Potruchtałaś w stronę starego zwierzęcia, ale świst bata przeszkodził ci w osiągnięciu celu. Wydałaś z siebie niski gardłowy pomruk i niechętnie odwróciłaś się do tresera.

~*~*~*~

Kilka tygodni później cyrk zawitał do miasta. Tłumy Chińczyków zjeżdżały do cyrku, by na własne oczy ujrzeć gwóźdź programu, Hǔ er – dziecko wychowane przez tygrysy. Widząc tak wielki tłum ludzi spanikowałaś, ale wyjście z areny zostało zamknięte.
- Proszę jej wybaczyć nieśmiałość, to jej pierwszy występ – powiedział treser, a publiczność zaczęła skandować twoje nowe imię. Czułaś się osaczona, zewsząd było tyle hałasu, tyle zapachów, tyle ludzi…
Trzask bata trochę cię otrzeźwił. Zwróciłaś gwałtownie głowę w tamtą stronę, po czym powoli podeszłaś do stołka i wspięłaś się na niego. Na kolejny znak zareagowałaś warkotem, dopiero gdy bat strzelił tuż obok twojej głowy zaczęłaś wykonywać różne akrobacje. Zwolna przyzwyczajałaś się do nowej sytuacji, nawet zaczęła ci się ona podobać. Zachwyceni ludzie rzucali na arenę różne przysmaki, które zjadałaś, a czasem nawet chwytałaś w locie.
Niedługo potem zostałaś wyprowadzona na zewnątrz, a twoje miejsce na arenie zajęły inne zwierzęta i ludzie. Ułożyłaś się w swoim wagonie, a w głowie huczało ci od nadmiaru wrażeń. Twoja „matka” została zabita jakiś czas temu, tak samo jak Zhuǎzi – właściciel cyrku uznał, że są za stare.
Późno wieczorem, gdy widowisko się skończyło, a gwar ludzi już ucichł, treser przyniósł ci wielki kawał mięsa w nagrodę za dobrze wykonaną robotę, jednak kiedy spróbował cię pogłaskać, odskoczyłaś z cichym warknięciem. Mężczyzna westchnął i zostawił cię samą, z zadowoleniem obgryzającą podarunek.

~*~*~*~

Mijały lata. Z czasem dołączyły do ciebie dwa inne tygrysy i już nie występowałaś sama. Twój repertuar rozrósł się do znacznych rozmiarów, tak samo jak twój słownik. Na widowiskach nie towarzyszył ci już treser – sama decydowałaś, którą sztuczkę wykonacie. Byłaś już znana w całych Chinach - Hǔ er, dziecko tygrysa. Jakiś czas później wyjechaliście poza Chiny, zdobywając sławę również w innych krajach. Czasem przychodzili jacyś ludzie i próbowali cię zabrać, mówiąc coś o „prawach człowieka” i tym podobne, ale żadnemu nie pozwalałaś się zbliżyć. Kilka razy właściciel zwijał cyrk przed czasem i uciekaliście w inne miejsce.
Któregoś razu zawędrowaliście do kraju, który treser nazwał Koreą. Już po kilku występach zdobyłaś serca mieszkańców. Gdzie byście nie przyjechali, cyrk pękał w szwach. Zdarzali się też ludzie, którzy ostro krytykowali właściciela cyrku, ale wystarczyło, że warknęłaś, a dwa tygrysy okrążały delikwenta, który szybko opuszczał niebezpieczny teren.
Niedługo później zatrzymaliście się w ogromnym mieście. Bywałaś już wcześniej w miastach, ale to tak bardzo różniło się od pozostałych… Seul był czymś, co zachwycało i przerażało jednocześnie. Piękny i potężny, nieznany, a jednocześnie tak znajomy… Widok tego miejsca poruszył jakąś strunę w twoim sercu, sprawiając, że zatęskniłaś za czymś, o czego istnieniu nie miałaś pojęcia. W twym umyśle zaczęły pojawiać się urywki wspomnień, zakopanych pod latami życia jako tygrys, teraz nagle wyłowionych na wierzch. Twarze kobiety i mężczyzny, które mimo upływu lat nadal były wyraźne, i ciepło, które z sobą niosły rozbudziły w tobie pragnienie wolności, tej wolności, z której zrezygnowałaś na rzecz łatwego, przyjemnego i pustego życia. Zaczęłaś przechadzać się nerwowo po klatce w tę i spowrotem, obmyślając plan ucieczki, a twoi towarzysze niedoli obserwowali każdy twój ruch. Byłaś jedną z nich, a jednocześnie byłaś kimś więcej i one doskonale to wiedziały.
Podniosłaś się na dwie nogi i uchwyciłaś się krat, spoglądając tęsknie za mijanymi budynkami. Wdychałaś ciepłą woń miasta, gubiąc się wśród ilości poszczególnych zapachów, rozkoszując się delikatnym powiewem wiatru. Już niedługo. Tylko jeden, ostatni występ, a potem wolność. Nieskończona, niezmierzona i nieogarniona, moja i wasza, moi bracia…

~*~*~*~

W to widowisko włożyłaś całe swoje zaangażowanie, wiedząc że jeśli wypadniesz dobrze, będziesz miała spokój do następnego dnia i tym samym mnóstwo czasu na znalezienie odpowiedniej kryjówki. Nigdy, odkąd pamiętałaś, nie byłaś sama w mieście, ale po stosunku ludzi do ciebie i i twych „braci” wywnioskowałaś, że tygrysy nie są częstym widokiem. Będziecie musieli się ukrywać, by was nie złapano i nie odwieziono spowrotem do cyrku. Podczas drogi starałaś się zapamiętać jak najwięcej miejsc nadających się na kryjówkę, by być w miarę przygotowana.
Gdy wypuszczono was na arenę, zwyczajowo zrobiliście kilka okrążeń dookoła, a później się zaczęło. Skoki, przeskoki, piruety, salta, żywe piramidy, wszystko, co kiedykolwiek udało ci się wymyślić. Na koniec wykonaliście zbiorowy ryk – coś w rodzaju ukłonu u ludzi - a ty, patrząc na wiwatujący tłum pomyślałaś, że będzie ci tego trochę brakować. Jednak ta myśl zaraz została zagłuszona przez pragnienie wyrwania się z tej kolorowej klatki. Pamiętałaś to uczucie, gdy polegałaś tylko na sobie i nie bałaś się świstu bata, nie pytałaś nikogo o pozwolenie i robiłaś, co ci się żywnie podobało. Pragnęłaś poczuć je znowu.
Po występie, jak zwykle, zostaliście wynagrodzeni. Szybko uporaliście się ze smakołykiem i już byliście gotowi do wyjścia. Właśnie miałaś otworzyć klatkę, gdy usłyszałaś kroki tresera, który już po chwili znalazł się obok.
- Jestem z ciebie dumny, Hǔ er. Dzisiaj naprawdę się spisałaś.
- Dziękuję – powiedziałaś gardłowym głosem, leżąc obok braci i udając, że nic się nie stało.
- Dzięki tobie nasz cyrk zarobił dużo pieniędzy i zarobi jeszcze więcej – dodał mężczyzna, a ty przekrzywiłaś głowę.
- A po co ludziom pieniądze? – zapytałaś.
- Sam nie wiem. Żeby być bogatym, mieć duży dom, robić to, na co ma się ochotę…
- Ale pieniądze nie dają szczęścia – odparłaś, mierząc Chińczyka badawczym wzrokiem. Ten westchnął i pokręcił głową.
- Nie, nie dają. Ale sprawiają, że życie jest łatwiejsze, ciekawsze…
- Po co zbierać coś, co i tak cię nie uszczęśliwi? – rzuciłaś, układając głowę na skrzyżowanych rękach. Treser nic nie odpowiedział, odwrócił się na pięcie i odszedł, zostawiając was samych. Zerwałaś się z miejsca i podeszłaś do kraty, sprawdzając, czy nikogo nie ma w pobliżu, po czym otworzyłaś klatkę (była zamykana tylko na zasuwkę) i zeskoczyłaś na ziemię, a za tobą twoi bracia. Powęszyłaś w powietrzu i pobiegłaś w stronę, z której przyjechaliście. Przemykaliście cicho między budynkami, unikając otwartych przestrzeni. W pewnym momencie tuż obok was przeszła grupka dziwnie poubieranych młodych ludzi. Przylgnęłaś do ściany budynku, a dwa tygrysy zrobiły to samo. Podróżowanie w ten sposób przestało być bezpieczne, więc zaczęłaś szukać nowej drogi. Nagle wpadłaś na pomysł. Wdrapałaś się na stojący nieopodal kontener, z niego wskoczyłaś na pobliski mur, a z muru na dach. Wydałaś z siebie przeciągły pomruk, poganiając swych „braci” i potruchtałaś dalej.
Po kilku godzinach znaleźliście się na obrzeżach miasta, bezpieczniejszych i bardziej znajomych niż centrum. Wbiegliście do największego parku, wybraliście najgęstsze zarośla i ułożyliście się do snu.

~*~*~*~

Obudziło cię głośne szczekanie. Uniosłaś głowę i zawarczałaś, chcąc przegonić natrętnego zwierzaka, ale ten zaczął jeszcze głośniej ujadać. Twoi „bracia” przyglądali mu się czujnie przez prześwity między liśćmi, poruszały się tylko ich uszy i końcówki ogonów.
- Co tam masz, piesku? – usłyszałaś czyjś męski głos. Coś zaszeleściło i czyjaś ręka zaczęła odgarniać gałęzie, ale pacnęłaś ją, zanim jej właściciel zdążył was zobaczyć. Do twych uszu dobiegło ciche syknięcie i dłoń cofnęła się gwałtownie.
- Odejdź – wycharczałaś, obserwując nieufnie ciemną postać ledwo widoczną zza gęstych zarośli.
- Kto tam jest? – zapytał nieznajomy, tym razem po chińsku.
- Odejdź – powtórzyłaś z naciskiem, czując wzbierający w gardle złowieszczy pomruk.
- Dobra, dobra… - poddał się i wycofał. Przekrzywiłaś głowę, nasłuchując, czy naprawdę odszedł. Kiedy znalazł się wystarczająco daleko, wysunęłaś się spomiędzy krzaków i poprowadziłaś swych towarzyszy na poszukiwanie jakiegoś jedzenia.
Seul o poranku pachniał świeżością. Podążaliście po opustoszałych jeszcze ulicach, szukając czegokolwiek, co pachniałoby jadalnie. Waszą uwagę zwrócił sklep mięsny stojący nieopodal. Okrążyłaś go, szukając tylnego wejścia, ale nie znalazłaś takiego, za to dostrzegłaś okno znajdujące się tuż nad śmietnikiem. Wskoczyłaś na pojemnik, zaglądając do środka i aż ci ślinka pociekła na widok takiej ilości mięsa… Niewiele myśląc, rozbiłaś szybę i wskoczyłaś do pomieszczenia. Okienko było niewielkie i twoi bracia nie mieli jak się przecisnąć, ale ty wspaniałomyślnie wyrzuciłaś im po solidnym kawałku cielęciny. Już miałaś sama się zabrać za jedzenie, gdy usłyszałaś szczęk zamka. Szybko wypchnęłaś przez okno swój kawał mięsa i wygramoliłaś się na zewnątrz. Za sobą usłyszałaś krzyki właściciela sklepu. Złapałaś swą zdobycz i popędziłaś w jakieś bardziej ustronne miejsce, słysząc za sobą odgłosy łap dwóch tygrysów. Schowaliście się w jakimś brudnym, ciemnym zaułku i wcisnęliście pod stertę kartonów, gdzie w spokoju mogliście dokończyć posiłek. Gdy już się najedliście, ułożyliście się wygodniej, chcąc przeczekać, dopóki miasto znów się nie wyludni.

~*~*~*~

Długo po zmroku ulice wreszcie opustoszały. Podniosłaś się powoli i przeciągnęłaś z cichym westchnieniem. Nie rozumiałaś, dlaczego ludzie chodzą po mieście tyle czasu, ale miałaś zamiar się dowiedzieć.
Znów przechadzaliście się po dachach, przyglądając się z góry pojedynczym jednostkom, które wciąż były na zewnątrz. Śledziliście miejsca największego ruchu, upajając się zapachem nocnego powietrza i wolnością, niczym nie skrępowaną swobodą, możliwością robienia tego, na co ma się ochotę lub nie robienia niczego.
Kiedy znudziło się wam obserwowanie ludzi z góry, wróciliście do parku, zwijając po drodze coś do jedzenia i do świtu bawiliście się jak małe kociaki, siłując się i ganiając, aż wreszcie zmęczeni ułożyliście w „waszych” zaroślach. Samce szybko zasnęły, ale ty wciąż czuwałaś. Po jakimś czasie wstałaś i uspokajając tygrysy pomrukiem, wybiegłaś poza park. Skierowałaś się w stronę najbliższego domu i wspięłaś się ostrożnie na dach, sadowiąc się wygodnie w jego najwyższym punkcie. Z pewną nostalgią oglądałaś wschód słońca, tak różny od tych, które widziałaś do tej pory. W kącikach oczu zebrały ci się łzy, pierwszy raz od… chyba od zawsze. Ciepłe krople spłynęły powoli po twych policzkach, zostawiając słone ślady. Pociągnęłaś nosem, wycierając twarz wierzchem dłoni i zeskoczyłaś zwinnie na trawę, podążając powoli w kierunku legowiska.
Byłaś już blisko, gdy usłyszałaś czyjeś kroki. Zrozumiałaś, że nie zdążysz tam dobiec i wdrapałaś się na najbliższe drzewo, kryjąc się wśród gęstych liści. To był ten sam pies, co poprzedniego dnia i tak samo, jak poprzednio, zaczął obszczekiwać zarośla. Usłyszałaś, że jeden z twych „braci” warknął nisko. Chłopak, który prowadził psa, kucnął przy waszym schronieniu, próbując dojrzeć coś przez gęste listowie.
- Jest tam kto? – zapytał po chińsku, ale odpowiedział mu tylko niezadowolony pomruk. Nieznajomy sięgnął dłonią do gałęzi, a wtedy spomiędzy mich wyskoczył tygrys, powalając go na ziemię. Drugi złapał za kark psa, chcąc go uciszyć, ale wydałaś z siebie gardłowy dźwięk, na który oba samce zamarły, strzygąc uszami i schowały się spowrotem w zaroślach. Mężczyzna oddychał spazmatycznie, bojąc się poruszyć. Nie wiedziałaś, co ci strzeliło do łba, by odpędzić „braci” od darmowego posiłku, ale poczułaś, że tak trzeba. Poruszyłaś się lekko, a gałęzie wokół ciebie zaszeleściły, co przyciągnęło uwagę nieznajomego, który podniósł się powoli i wziął na ręce wciąż trzęsącego się psa.
- Kto tam jest? – spytał drżącym głosem, podchodząc ostrożnie w kierunku drzewa, na którym siedziałaś.
- Odejdź – syknęłaś, ale to nie powstrzymało chłopaka.
- Kim jesteś? Czemu się chowasz? – drążył coraz pewniejszym głosem. Parsknęłaś ze złością.
- Nie twoja rzecz. Odejdź!
Czarnowłosy stał już przy pniu i spoglądał w górę, mrużąc oczy.
- Nie musisz się mnie bać. Już prędzej ty zrobisz mi krzywdę – próbował się uśmiechnąć, ale nie bardzo mu to wyszło. Przyjrzałaś się mu uważniej, czując, jak w twym wnętrzu wzbiera gorąca fala czegoś, czego nigdy wcześniej nie czułaś. Miałaś ochotę się na niego rzucić i… Potrząsnęłaś głową, próbując odgonić tę wizję.
- Odejdź! – powtórzyłaś z mniejszym przekonaniem. Nagle zaburczało ci w brzuchu, zaskakując was oboje.
- Jesteś głodna? – zapytał, uśmiechając się półgębkiem. Poruszyłaś się niespokojnie.
- Może. Odejdź – twój głos już nie brzmiał jak rozkaz, raczej jak prośba.
- Okej. Zaraz przyniosę ci coś do jedzenia – odparł tamten, odchodząc kilka kroków.
- Nie! – warknęłaś, schodząc niżej. Chłopak zatrzymał się.
- Nikt nie może nas zobaczyć. Odejdź i nie wracaj. Nie mogą… - urwałaś i wycofałaś się spowrotem na górę, w bezpieczne schronienie gałęzi, obserwując nieufnie przechodzącą kobietę. Kiedy zniknęła w oddali, zeskoczyłaś z drzewa i pomknęłaś do legowiska, wtulając się w ciepłe futra leżących tam kotów. Usłyszałaś, że czarnowłosy nieznajomy zbliża się do zarośli i powiedziałaś jedyne, co ci przyszło do głowy.
- Spierdalaj!
Było to słowo, które usłyszałaś dawno temu, gdy właściciel cyrku zdenerwował się na jednego z pracowników. Zapytałaś potem tresera o jego znaczenie, ale ten zabronił ci go więcej używać.
To właśnie słowo skutecznie zatrzymało chłopaka, który westchnął i odszedł, zostawiając was wreszcie w spokoju.

~*~*~*~

W nocy znów zrobiliście włamanie do mięsnego i kręciliście się po mieście, zrzucając doniczki na ludzi w dole. Niestety żaden nie oberwał, ale ich głupie miny strasznie cię bawiły.
Takie bezkarne buszowanie po mieście bardzo ci się spodobało. Zapuszczałaś się coraz dalej, wchodząc na coraz wyższe budynki, a tygrysy posłusznie podążały za tobą jak dwa cienie. Godzinę przed świtem uznałaś, że na dzisiaj wystarczy i poprowadziłaś swoje małe „stado” w drogę powrotną. Gdy dotarliście na miejsce, byłaś zmordowana, ale zadowolona. Ułożyłaś się w legowisku między „braćmi”, ale znajome już kroki nie pozwoliły ci zasnąć. Przejechałaś dłońmi po twarzy w geście podpatrzonym u tresera, kiedy miał już dość twoich wygłupów.
- Czemu tu ciągle przychodzisz? – warknęłaś.
- Sam nie wiem… Bo to najbliższy park, a muszę gdzieś wyjść z psem na spacer? – dobiegł cię wesoły głos czarnowłosego.
- To sobie idź i daj mi spokój. Chcę spać – mruknęłaś, układając się wygodniej.
- Tutaj? – odetchnęłaś głęboko, powstrzymując warknięcie.
- Poszedł mi stąd, ale już – powiedziałaś dobitnie.
- A jeśli nie, to…?
Wydałaś z siebie groźny pomruk, a samce dołączyły się do ciebie.
- Dobra, dobra… - burknął i już go nie było.

~*~*~*~

Stało się to już waszym stałym rytuałem. W nocy wychodziłaś z braćmi pohulać po mieście, a tuż po wschodzie słońca przychodził tamten i cię wkurzał. Dowiedziałaś się, że ma na imię Taeyang, jest Koreańczykiem (czego zdążyłaś się domyślić) i mieszka niedaleko stąd. Zaproponował nawet, że może cię przenocować, a gdy spytałaś, czy ma tam miejsce oprócz tego dla dwóch tygrysów, odszedł bez słowa. Czyli nie miał.
Tego dnia również przyszedł i po prostu usiadł przy waszej kryjówce, a jego pies wałęsał się gdzieś naokoło.
- Jak zdobywasz jedzenie dla tych dwóch? – zapytał od niechcenia. Jego głęboki głos ponownie wywołał w tobie falę gorąca, ale jak zawsze potrząsnęłaś głową, przeganiając ją precz.
- Niedaleko jest takie miejsce, gdzie zawsze jest dużo jedzenia – powiedziałaś wymijająco.
- Czy mówisz o sklepie mięsnym, którego właściciel skarży się, że od jakiegoś czasu znika mu towar? – wyczułaś, że chłopak się uśmiecha i sama również się uśmiechnęłaś.
- Może… - mruknęłaś.
- To trochę nieuczciwe. On całe życie pracował, by mieć to, co ma teraz, a wy go tak po prostu okradacie…
- A co mamy jeść? – prychnęłaś zirytowana – Ja po prostu dbam, by mym braciom niczego nie zabrakło. Skoro to ja ich stamtąd wyciągnęłam, ja muszę dopilnować, by mieli co jeść i pić, by mieli rozrywkę i świeże powietrze. Nie jestem jak wy, nie mam pieniędzy i ich nie potrzebuję. Radzę sobie bez nich, a po co mieć coś, co jest kompletnie nieprzydatne i nie daje szczęścia?
Taeyang westchnął cicho.
- Chodź ze mną.
- Gdzie? Po co? – spytałaś nieufnie.
- Przechowam was u mnie w domu. Nie będziecie więcej okradać uczciwego człowieka.
Przetrawiałaś chwilę jego słowa.
- Ale z braćmi? – chłopak potaknął. W końcu podniosłaś się i mruknęłaś na „braci”, wyczołgując się z legowiska. Czarnowłosy już na was czekał ze swoim psem-tchórzem na smyczy. Trochę się zdziwił, widząc cię na czworaka, ale nie skomentował tego.
- Musimy się pospieszyć – powiedział i ruszył żwawym krokiem przed siebie. Kilka minut później wszedł do niewielkiego ogródka, wbiegł po niskich schodkach i otworzył drzwi, poganiając was gestem. Wskoczyłaś szybko do środka, a za tobą dwa tygrysy. Na końcu wszedł pies i Taeyang, który zamknął drzwi.
- Pokój dla was jest na górze – poprowadził was do dużego pomieszczenia z dużym łóżkiem.
- Łazienka jest naprzeciwko, a jedzenie w lodówce, ewentualnie ramen na kuchence, jeśli lubicie. Ja muszę już iść, zostaniecie z Homie’em. Mam nadzieję, że ci „twoi bracia” go nie zeżrą. Ogólnie proszę was tylko, by dom nadal stał, kiedy wrócę, ok?
Wpatrywałaś się w niego uważnie, próbując zrozumieć to, co miał do powiedzenia.
- Jedzenie w lodówce, pies ma być żywy, dom ma stać – powtórzyłaś, a czarnowłosy skinął głową i wyszedł. Chwilę później rozległ się szczęk zamykanych drzwi i kroki cichnące w oddali. Przekrzywiłaś głowę i zaczęłaś buszować po pokoju. Było tu tyle rzeczy, których nigdy nie widziałaś, że ciekawość odegnała zmęczenie. Obwąchałaś łóżko i szafki, a potem dokładnie przyjrzałaś się białej framudze okna, zastanawiając się nad sensem istnienia wystającego z niej niedużego kawałka plastiku. Pociągnęłaś go lekko, a potem mocniej, ale nic się nie stało. Zaparłaś się i z całych sił szarpnęłaś tę rzecz, która została ci w dłoni. Przyglądałaś się jej przez chwilę, a potem odrzuciłaś, tracąc zainteresowanie i weszłaś do tajemniczego pomieszczenia, które Taeyang nazwał „łazienką”. Jeden z twoich „braci” siedział w wielkim podłużnym pojemniku, chłepcząc wodę, która lała się z metalowej rzeczy nad nim, a drugi pił z mniejszego pojemnika, przypominającego trochę wiadro. Nagle spadło mu na głowę płaskie, plastikowe coś przyczepione do „wiadra”, przez co tygrys cofnął się, wpadając na szafkę, z której wyleciały jakieś małe pojemniki. Przestraszony hałasem przeskoczył nad tobą i zbiegł na dół. Drugi kot pacnął łapą metalową rzecz, odcinając dopływ wody i pobiegł za nim, otrząsając się na korytarzu z nadmiaru wody na sierści. Podążyłaś za nimi i weszłaś do czegoś, co pewnie było kuchnią, bo unosił się tam przyjemny zapach jedzenia.
Jeden z kotów stał na tylnych łapach i pił coś z garnka - pewnie ten cały „ramen”. Drugi pchnął go, również chcąc spróbować, a wtedy garnek przewrócił się, a zawartość znalazła na podłodze, którą zwierzęta zaczęły zlizywać. Przez chwilę rozważałaś, czy do nich nie dołączyć, ale zrezygnowałaś i zajęłaś się dziwną metalową szafą obok. Pociągnęłaś lekko za wystający uchwyt, tym razem uważając, żeby go nie wyrwać i znalazłaś się w raju. Chłodnym raju pełnym jedzenia.
Najpierw zajęłaś się mięsem, które było owinięte jakąś dziwną folią. Smakowało inaczej niż to, do którego przywykłaś, ale też było w porządku. Następnym, co ci wpadło w ręce był karton. Chciałaś go otworzyć, ale nie wiedziałaś, jak się to robi. W końcu zdecydowałaś się go przegryźć, co sprawiło, że mleko pociekło ci po brodzie i skapywało na podłogę. Posmakowało ci, dlatego gdy już opróżniłaś jeden, zajęłaś się drugim kartonem. Twoi „bracia”, którzy skończyli już tamto coś, również otrzymali po jednym kartonie.
Pies czarnowłosego, Homie, po chwili wahania przyłączył się do waszej uczty. Wyjęłaś dla niego okrągłą puszkę z wizerunkiem indyka i pociągnęłaś za odstający koniec wieczka. Ze środka buchnął dziwny zapach czegoś, co kiedyś było mięsem, ale nie spodobał ci się zbytnio, więc bez żalu oddałaś go psu.
Zaciekawiła cię czerwona okrągła rzecz, schowana w plastikowej szufladzie. Pociągnęłaś za nią trochę za mocno, przez co szuflada i cała jej zawartość wylądowała na podłodze. Złapałaś ową czerwoną piłkę i nadgryzłaś, ale zaraz skrzywiłaś się i odrzuciłaś. Jeden z tygrysów zaczął obgryzać turlającą się po podłodze większą zieloną rzecz, którą drugi zaraz chciał mu zabrać. Wywiązała się krótka przepychanka, w wyniku której stół został przesunięty aż do ściany, a krzesła poprzewracane. Przestraszeni hałasem pobiegliście do drugiego, największego pokoju. Stała tam miękka kanapa, dwa fotele i stolik, kilka szafek i dziwna, płaska, czarna rzecz. Podeszłaś do niej, ale po drodze nadepnęłaś na coś podłużnego i czarnego. Na dużej rzeczy nagle pojawił się obraz i z jej środka zaczęły się wydobywać różne dźwięki. Przerażona wbiegłaś do pokoju na górze, układając się na łóżku. Po chwili dołączyły do ciebie pozostałe zwierzęta. Skuliliście się wszyscy blisko siebie i po krótkiej chwili zasnęliście.

~*~*~*~

Po południu Taeyang wrócił zmęczony do domu. Przetarł twarz, próbując wykrzesać z siebie choć trochę entuzjazmu i zajrzał do kuchni. Widok, który tam zastał, natychmiast go otrzeźwił. Lodówka była otwarta, szuflada z warzywami kąpała się w mleku, podobnie jak krzesła i garnek po ramenie, a gdzieś w kącie leżał niedojedzony pasztet. Z drugiego pokoju dobiegały dźwięki włączonego telewizora.
Krzyki i przekleństwa czarnowłosego wyrwały cię ze snu. Po chwili drzwi otwarły się z hukiem.
- Co wyście tu narobili?!
Skuliłaś się pod rozgniewanym wzrokiem Koreańczyka i spojrzałaś na wyrwany uchwyt od okna. Chłopak również spojrzał w tamtą stronę, wymamrotał kilka niezrozumiałych słów i poszedł do łazienki. Widząc kosmetyki walające się po podłodze, uderzył głową w ścianę, westchnął ciężko i zszedł na dół.
Powoli zwlekłaś się z łóżka i podążyłaś za nim, czując bliżej nieokreślone uczucie, coś jak niepokój i smutek jednocześnie. Nie rozumiałaś, czemu Taeyang tak się wściekł, przecież zrobiłaś wszystko, jak kazał: zjadłaś, utrzymałaś Homie’ego przy życiu i dom nadal stał…
- Co mi strzeliło do głowy, żeby wpuszczać do domu dwa dorosłe tygrysy i dziewczynę, która zachowuje się jak tygrys? – usłyszałaś. Zajrzałaś do dużego pokoju – czarnowłosy siedział na kanapie z twarzą ukrytą w dłoniach.
- Ja… przepraszam… - wyszeptałaś. Azjata westchnął i spojrzał na ciebie z ukosa.
- To nie wystarczy. Moja kuchnia wygląda, jakby przeszło przez nią tornado, połowa rzeczy nie nadaje się do jedzenia, okno jest zepsute… Dobrze, że nie porozbijaliście przypadkiem kosmetyków i że telewizor jest cały.
Spuściłaś głowę, czując łzy napływające ci do oczu. Nie chciałaś, żeby Taeyang był zły i smutny, nie chciałaś mu sprawiać kłopotu. W końcu zaufał wam, zabrał was do domu, chciał pomóc, a ty go zawiodłaś. Nie chciałaś, żeby cię ukarał, tak jak treser, kiedy robiłaś coś źle. Nie chciałaś wracać do czasów, kiedy albo byłaś posłuszna, albo bita.
- Ja… mogę to naprawić. Tylko pokaż mi, jak… - jęknęłaś żałośnie, zwijając się w kłębek. Chłopak wstał i ruszył powoli w twoją stronę, a ty zaczęłaś się wycofywać.
- Nie musisz mnie karać, wiem, że zrobiłam źle… Już nigdy się to nie powtórzy, obiecuję, tylko mnie nie bij… - słone krople pociekły ci po policzkach, gdy wtuliłaś się rozpaczliwie plecami w ścianę za sobą.
- Nie zamierzam cię bić – mruknął Koreańczyk, kucając obok ciebie.
- Nie? – zapytałaś zaskoczona. On pokręcił głową z cieniem uśmiechu na ustach. Wydałaś z siebie coś pomiędzy śmiechem a szlochem, ocierając twarz wierzchem dłoni. Taeyang pogłaskał cię delikatnie po głowie i wstał, zatrzymując się przy wejściu do kuchni. Ogarnęła cię fala ciepła, inna a jednocześnie podobna do tamtego dziwnego, palącego uczucia. Nie zastanawiając się nad tym, co robisz, podeszłaś do niego i przytuliłaś się do jego nogi. Wyczułaś, że się uśmiecha i znów poczułaś jego palce na włosach.
- No już, wszystko ok. Zabierajmy się lepiej za posprzątanie tego bałaganu.

~*~*~*~

Tego wieczoru Taeyang nauczył cię korzystać z lodówki i robić sobie kanapki, otwierać karton z mlekiem i nalewać je sobie do kubka. Pokazał ci też, jak korzystać z wanny i umywalki, objaśnił zasadę działania kibla i zademonstrował, jak się otwiera okno.
Tygrysy powoli oswajały się z nowym miejscem i nową osobą w „rodzinie” – Hommie’ego zaakceptowały już wcześniej – choć nadal nie pozwalały mu się dotknąć. Gdy zapytana o imiona powiedziałaś, że takowych nie posiadają, czarnowłosy nazwał je Eomni i Baltob. Spodobało ci się to, więc ty też zaczęłaś je tak nazywać. Eomni był nieco mniejszy od swego brata, miał za to długie i niezwykle białe kły, natomiast Baltob był bardziej masywny, a jego pazury były ogromne. Mimo swego wyglądu to właśnie Baltob był bardziej przyjacielski i pierwszy „zakolegował się” z Koreańczykiem.
Taeyang zajął się również twoją edukacją. Szybko nauczyłaś się podstaw koreańskiego, trochę gorzej było z czytaniem. Rozpoznawałaś pojedyncze znaki, ale często z trudem przychodziło ci poskładanie ich w całość, jednak nie zrażałaś się i spędzałaś każdą wolną chwilę na nauce.
Powoli zaznajamiałaś się ze sprzętami kuchennymi i ich przeznaczeniem. Uczyłaś się też sprzątania po sobie, jeśli nabrudziłaś, nie rzucania rzeczy gdzie popadnie i ogólnie utrzymywania względnej czystości w domu.
Któregoś dnia siedziałaś w swoim pokoju, ćwicząc pisanie, a czarnowłosy siedział obok ciebie, co jakiś czas wtrącając jakąś uwagę. Nagle zamilkł i oblał się rumieńcem. Przekrzywiłaś lekko głowę, zastanawiając się nad jego zachowaniem i podążyłaś za jego wzrokiem. Koło twojej nogi zebrała się czerwona kałuża.
- A, to? Nic się nie stało, tak się zdarza co jakiś czas. Za kilka dni przestanie – powiedziałaś, wracając do przerwanego zajęcia.
- A do tego czasu…? – westchnęłaś i spojrzałaś na niego z ukosa.
- Po prostu sobie leci – odparłaś. Chłopak zerwał się na równe nogi i zszedł na dół. Odprowadziłaś go wzrokiem i znów zajęłaś się pisaniem, jednak nie na długo. Po niedługim czasie do pokoju wpadł Taeyang, podniósł cię i poprowadził do łazienki, na końcu wpychając do wanny.
- Siedzisz tu i czekasz, aż do ciebie przyjdę – rzekł i wyszedł, zamykając drzwi. Wzruszyłaś ramionami i siedziałaś grzecznie, zastanawiając się, o co mu chodzi. Kilkanaście minut później ktoś zapukał do drzwi. Usłyszałaś, że azjata rozmawia z jakąś kobietą. W międzyczasie do łazienki wszedł Eomni i zaczął się załatwiać.
Nagle drzwi się otworzyły, ukazując młodą kobietę, która pisnęła przerażona.
- Taeyang, tu jest tygrys! – krzyknęła, a twój „brat” wyszczerzył na nią kły, spuścił wodę i odszedł dumnie, nie zwracając więcej uwagi na Koreankę.
- Spokojnie Dami, Eomni nic ci nie zrobi – dobiegł cię głos czarnowłosego – Zajmij się Hǔ er, zanim usyfi mi cały dom – dodał błagalnie, a kobieta zacisnęła usta i weszła do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi.
- Ty jesteś Hǔ er? – w odpowiedzi skinęłaś głową.
- Mam tu kilka ciuchów dla ciebie, bieliznę i podpaski. Zaraz…
- Co to są „podpaski”? – zapytałaś rozbrajająco. Azjatka pozwoliła sobie na mały półuśmiech.
- To są podpaski – pokazała ci opakowanie – Używa się ich wtedy, kiedy się dostanie okresu – wyjaśniła.
- A co to jest „okres”? – dopytywałaś się.
- Okres jest wtedy, gdy kobiecie, tak jak tobie dzisiaj, zaczyna lecieć krew – pokiwałaś głową, powtarzając w głowie te dwa słowa.
- Ściągaj to, co masz na sobie. Musisz się umyć, a ja pokażę ci, jak się tego używa.
Dami pokazała ci, jak zakładać podpaskę, powiedziała, co zrobić ze zużytą, a także wybrała dla ciebie  bieliznę i kilka ubrań. Nie było to łatwe zadanie, bo po latach chodzenia jak tygrys twoja sylwetka była bardzo umięśniona, a łopatki układały się pod lekkim skosem, co sprawiało, że stojąc na dwóch nogach byłaś nieco przygarbiona. Mimo to po nieco ponad godzinie stałaś dumnie przed lustrem, przyglądając się sobie w nowych dżinsach i koszulce.
- Komawo – powiedziałaś, uśmiechając się z zadowoleniem i opadłaś na czworaka z zamiarem wyjścia, ale Koreanka zatrzymała cię.
- Hǔ er, a mogłabyś stanąć na dwóch nogach? Dziwnie się czuję, kiedy chodzisz w ten sposób…
Rozważałaś to przez chwilę, ale w końcu spełniłaś prośbę kobiety i podniosłaś się do pionu. Nie był to dla ciebie żaden problem, tylko tyle, że musiałaś się przyzwyczaić do innego środka ciężkości.
Czekający na dole Taeyang na twój widok aż zakrztusił się herbatą.
- Wow… Dami, odwaliłaś kawał dobrej roboty – pochwalił, a Azjatka uśmiechnęła się z zadowoleniem.
- Zapomniałam tylko o butach, ale myślę, że póki co nie będą jej potrzebne – powiedziała, biorąc cię pod rękę. Popatrzyłaś na jej dłoń, potem na twarz i na twych ustach wykwitł krzywy uśmiech.
- Nie, nie będą – potwierdziłaś i poszłaś spowrotem do pokoju, by dokończyć ćwiczenie pisania. Oboje odprowadzili cię wzrokiem i przeszli do salonu.
- Zdajesz sobie sprawę, że jej szukają? Jeśli ją u ciebie znajdą, odstaniesz odsiadkę i z twojej kariery nici… - zaczęła kobieta. Czarnowłosy westchnął, rozwalając się na fotelu.
- No i co z tego? Nie mogę jej wyrzucić. Nie masz pojęcia, co oni jej robili. Nikt nie zasłużył na takie traktowanie, rozumiesz? Nikt. Nie mogą jej znaleźć…
Koreanka wbiła wzrok w swoje dłonie, rozważając to, co przed chwilą usłyszała.
- Będzie jej trudno przystosować się do nowego życia – powiedziała w końcu, a Taeyang uśmiechnął się lekko.
- Zdziwisz się. Jest pojętna i szybko się uczy, ma dobrą pamięć, a do jest tego strasznie ciekawska. Gdybyś wiedziała, co zastałem w kuchni po powrocie z treningu… Oczywiście później pomogła mi to posprzątać i obiecała, że to się nie powtórzy, ale poważnie, ciekawi ją wszystko. Wszystko, czego nie miała okazji poznać wcześniej i… - w tym momencie po pokoju wszedł Homie, a za nim dwa tygrysy. Piesek wskoczył w ramiona Dami, Baltob położył na podłodze, przywierając bokiem do nóg Koreańczyka, a Eomni usadowił się na jego kolanach. Chłopak skrzywił się lekko – w końcu zwierzak nie był piórkiem – i zaczął gładzić go po miękkim futrze na karku.
- Lubią cię – zachichotała jego towarzyszka, a czarnowłosy uśmiechnął się kwaśno.
- Ciężko żeby nie, w końcu daję im jedzenie.
Nagle rozległo się głuche łupnięcie i stłumione przekleństwo. Próbowałaś zbiec po schodach na dwóch nogach, ale potknęłaś się i upadłaś jak długa na podłogę. Taeyang spróbował zepchnąć z siebie kota, a gdy mu się nie udało, parsknął sfrustrowany.
- Jesteś cała? – zawołał z ledwo wyczuwalną troską w głosie.
- Przeżyję – mruknęłaś i niezrażona podeszłaś do chłopaka, z dumą podając mu zeszyt. Azjata zacmokał z aprobatą i oddał ci go z lekkim uśmiechem.
- Coraz lepiej. Jeszcze trochę i będziesz pisać lepiej ode mnie – powiedział, a ty pokraśniałaś z zadowolenia i w podskokach pobiegłaś na górę.
Dami popatrzyła za tobą, kręcąc głową.
- Jak dziecko… - powiedziała cicho, z trudem powstrzymując śmiech.
- To „dziecko” w wieku pięciu lat potrafiło samo upolować sobie coś do jedzenia – rzucił sarkastycznie gospodarz, a na widok zszokowanej miny kobiety uśmiechnął się niewinnie.

~*~*~*~

Nie wychodziłaś na miasto tak często jak dawniej, ale czasem wymykałaś się z „braćmi”, kiedy Taeyang spał. Seul nocą był naprawdę przepiękny i nie umiałaś z niego zrezygnować. Tylko dzięki tym nocnym eskapadom wciąż czułaś się wolna. Uwielbiałaś poznawać miasto na własną rękę tylko w towarzystwie tygrysów, kiedy nie musiałaś przejmować się nikim i niczym. Świat wtedy wydawał się leżeć u twych stóp.
Nic nie mówiłaś o tym czarnowłosemu, ale czułaś, że się czegoś domyśla. Mimo to nigdy nie odezwał nawet słowem, kiedy w dzień po „wycieczce” chodziłaś niewyspana. Za to często rozmawialiście na inne tematy. Czasem opowiadałaś mu jakiś epizod ze swego życia, ale częściej zadawałaś pytania odnośnie ciekawiących cię rzeczy i ze skupieniem wysłuchiwałaś jego odpowiedzi. Zwykle działo się to podczas posiłku lub wtedy, gdy chłopak wieczorem oglądał telewizję, a czasami po prostu przysiadałaś się do niego i wgapiałaś bezmyślnie w ekran. Dzięki temu dowiedziałaś się, że właściciel twojego byłego cyrku obiecał całkiem sporą nagrodę za odnalezienie ciebie i twych towarzyszy i że ceny mięsa spadają, a o Kevinie zapomniała mama i zostawiła go w domu. Oglądaliście też film o jakimś Matrixie, ale nie za bardzo rozumiałaś, o co w nim chodzi, aż w końcu Koreańczyk zmęczony twoimi pytaniami wygonił cię do pokoju.
Czasem przychodzili do niego znajomi i wtedy Taeyang kazał ci siedzieć w pokoju razem z Eomnim i Baltobem, być cicho i nie wychodzić, dopóki cię nie zawoła. Zazwyczaj dawał ci książki, byś się nie nudziła, dzięki czemu ćwiczyłaś swoją umiejętność czytania. Po którejś takiej wizycie zeszłaś na dół ze stosikiem książek w rękach. Czarnowłosy siedział w salonie, popijając z kieliszka jakiś czerwony płyn o intrygującym zapachu.
- Co to? – spytałaś zaciekawiona. Chłopak odstawił naczynie na stolik i przeciągnął się leniwie.
- Wino. Chcesz spróbować? – zaproponował z błyskiem w oku. Z lekkim wahaniem skinęłaś głową i podeszłaś bliżej, odkładając książki na fotel. Azjata podał ci kieliszek, a ty pociągnęłaś ostrożny łyk, nie spuszczając z niego wzroku. Napój był słodko-gorzki i sprawił, że przyjemne ciepło rozlało się po twym ciele.
- Fajne to wino – stwierdziłaś, oddając prawie puste naczynie Koreańczykowi - I ma bardzo ładny zapach – dodałaś po chwili. Taeyang uśmiechnął się kącikiem ust i poczochrał ci włosy.
- Tylko nie dawaj tego braciom. Zaszkodziłoby im – mruknął i przeczesał dłonią swoją grzywę, jakby zastanawiając się nad czymś.
- Hǔ er, chciałabyś jechać jutro ze mną na zakupy? – zapytał w końcu. Uradowana klasnęłaś w dłonie i kiwnęłaś głową z szerokim uśmiechem.
- Dobra, powiem tylko Dami, żeby skombinowała ci jakieś buty. Czas, żebyś zaczęła wychodzić do ludzi i poznała Seul z innej strony – powiedział, rzucając ci znaczące spojrzenie. Zarumieniłaś się lekko, ale nie spuściłaś wzroku. Patrzyliście sobie w oczy, aż policzki chłopaka nabrały nieco cieplejszego odcienia. Czarnowłosy podniósł się z westchnieniem i wyminął cię, zostawiając z mętlikiem w głowie i zmarszczonymi brwiami.

~*~*~*~

Kolejny dzień był dla ciebie bardzo ekscytujący. Już wcześnie rano byłaś na nogach i latałaś po całym domu, nie mogąc usiedzieć w miejscu. Z niecierpliwością czekałaś na wizytę Dami, a gdy się wreszcie zjawiła, rzuciłaś się jej na szyję.
- Ho, ho, dziewczyno, ale ty masz siłę! Prawie mnie przewróciłaś – zaśmiała się kobieta, odwzajemniając twój uścisk. Podekscytowana przestępowałaś z nogi na nogę, zerkając co chwilę błyszczącymi oczami na sporą reklamówkę w ręku Koreanki, która złapała cię pod ramię i pociągnęła na górę, zamykając was w pokoju.
Pół godziny później zbiegłaś w podskokach na dół z szerokim uśmiechem na twarzy, bo oprócz butów dostałaś też ładną skórzaną kurteczkę. Taeyang zlustrował cię wzrokiem i kiwnął głową z aprobatą.
- To co, idziemy? – potaknęłaś z radością i wybiegłaś na zewnątrz, robiąc piruety i inne rzeczy wyrażające twoją wielką radość.
- A tygrysy? – zapytała z powątpiewaniem Dami.
- Zostaną. Nie rozwalą domu, prawda Hǔ er? – poczułaś na sobie wzrok czarnowłosego. Westchnęłaś i pobiegłaś spowrotem do swojego pokoju. Kucnęłaś na łóżku przed leżącymi „braćmi” i wydałaś z siebie serię pomruków, po czym dołączyłaś do dwojga azjatów. Oboje wsiedli już do metalowej puszki, zwanej chyba samochodem. Skrzywiłaś się lekko, ale bez słowa protestu wgramoliłaś się do środka.
Po kilku minutach jazdy, podczas której z zainteresowaniem oglądałaś mijających was przechodniów i inne auta, zatrzymaliście się pod dużym budynkiem z dużym czerwonym napisem. Zmrużyłaś oczy, próbując odcyfrować, co tam jest napisane. Tesco, pomyślałaś, zadowolona, że ci się udało.
W środku panował spory hałas. Rozglądałaś się ciekawie dookoła, otoczona przez ogrom dźwięków, kolorów i zapachów. Podążałaś za towarzyszami, chłonąc całą sobą bodźce z nowego otoczenia.
Nagle twoją uwagę przykuł pewien zapach. Niewiele myśląc, złapałaś Dami za ramię i pociągnęłaś w kierunku, z którego dobiegała smakowita woń. Po chwili przystanęłaś oczarowana, ogarniając wzrokiem ogrom rodzajów kiełbas, parówek, szynek…
- Hǔ er… - kobieta szturchnęła cię w żebra, wyrywając cię z krainy marzeń. Spojrzałaś na nią mało przytomnym wzrokiem, bezwiednie muskając plastikowe opakowania. Musiałaś wyglądać naprawdę żałośnie, bo Koreanka westchnęła i wzięła kilka paczek kiełbasy, skierowała się spowrotem w stronę Taeyanga. Uśmiechnęłaś się radośnie i złapałaś jeszcze kilka, w podskokach zmierzając za azjatką. Czarnowłosy westchnął tylko cicho i włożył do wózka kilka sporych kawałków boczku. Oprócz mięsa
wzięliście jeszcze jakieś warzywa, owoce, składniki do ramenu i coś, co chłopak nazwał czekoladą, po czym podążyliście do kasy. Z uwagą przyglądałaś się procesowi kupowania, jak to nazwałaś w myślach, zapamiętując, co się po kolei robi. Wreszcie opuściliście sklep i załadowaliście się do wozu.
- To gdzie teraz jedziemy? – zapytałaś, uderzając dłońmi o kolana. Pozostali spojrzeli po sobie.
- W sumie… Możemy iść do wesołego miasteczka – zaczął Koreańczyk, a ty zaraz przyklasnęłaś.
- Tak, tak, do wesołego miasteczka!
- Mnie pasuje – powiedziała Dami i odpaliła silnik.
- Ummm… Taeyang… - odezwałaś się po chwili ciszy.
- Taaa?
- Co to jest wesołe miasteczko?

~*~*~*~

Po dwóch godzinach znoszenia twoich wybryków w wesołym miasteczku czarnowłosy uznał, że ma na dzisiaj dość, a kiedy zaczęłaś marudzić, szybko spacyfikował cię, mówiąc, że dostaniesz szlaban na kiełbasę. Spojrzałaś na niego wilkiem i z urażoną miną i założonymi rękami, ale bez sprzeciwów pozwoliłaś się odwieźć do domu. Na miejscu, wciąż obrażona, pożegnałaś się z Dami i poszłaś do swojego pokoju, głośno tupiąc na schodach.
Chłopak westchnął ciężko i zaczął wyładowywać zakupy z samochodu.
- Męczące, nie? – mruknęła kobieta, pomagając Koreańczykowi, który wydał z siebie twierdzący dźwięk.
- Nic dziwnego. Niecodziennie trzeba wychowywać kogoś takiego jak ona – uśmiechnęła się azjatka.
- Może – Taeyang najwyraźniej nie miał ochoty na rozmowę.
- Ale warto przynajmniej?
Czarnowłosy rzucił jej przeciągłe spojrzenie.
- Dobra, już sobie idę… - burknęła Dami, ale w progu odwróciła się jeszcze.
- A, byłabym zapomniała. Braciszek pytał, czy masz dzisiaj czas, chciał omówić z tobą kilka spraw.
Z kuchni dobiegło głuche łupnięcie – chłopak w geście rozpaczy uderzył głową w stół.
- Powiedz mu, że za godzinę będę – warknął i szybkim krokiem wszedł po schodach, trzaskając drzwiami od swojego pokoju.

~*~*~*~

Dwóch Koreańczyków weszło do domu w świetnych humorach, ale to, co tam zastali… Krzesło z kuchni leżało przewrócone na korytarzu, a obok niego walały się skorupy rozbitej doniczki. Cała podłoga była pokryta ziemią, a to, co zostało z kwiatka, zwisało smętnie z poręczy schodów. Słysząc głośne czknięcie, brzęk rozbijanego szkła i stłumione „kurwa” azjaci z niepokojem zajrzeli do salonu. Obok telewizora leżał Baltob, obgryzający kawałek mięsa, Homie siedział na fotelu, pałaszując pęto kiełbasy, Eomni rozwalił się na podłodze przed stolikiem, bawiąc się zwisającą z niego sznurówką od butów leżących na meblu, a ty półleżałaś na kanapie, ubrana znów w tygrysią skórę, pociągając solidny łyk z butelki, którą trzymałaś w ręce. Okruchy czegoś, co kiedyś było kieliszkiem, leżały pod stolikiem, a szczątki drugiej butelki rozprysły się przy otwartym barku.
- Co się tu wyrabia?! Hǔ er, co ty… Odstaw tą butelkę! – Taeyang rzucił się w twoją stronę, ale odwróciłaś się do niego tyłem.
- Nie, zosstaw! – hik! - To jess – hik! - moje! – warknęłaś, a twoi „bracia” porzucili swoje zajęcia i zaczęli się zbliżać, wydając z siebie groźny pomruk. G-dragon zaczął się wycofywać, zerkając z niepokojem na tygrysy.
- Tae… - zaczął, a czarnowłosy wyrwał ci butelkę i zrobił kilka kroków w kierunku kotów.
- Poszły mi stąd, ale już! Wynocha na górę! – wrzasnął, a zwierzęta położyły uszy po sobie i posłusznie zniknęły w swoim pokoju.
- Hǔ er, co to ma znaczyć? Nie pozwoliłem ci tego brać – warknął chłopak.
- Ale – hik! – nie ssabroniłeśś – hik! – odparowałaś, próbując opanować czkawkę.
- Czy jej rodzice wiedzą? – zapytał cicho G-dragon, ale i tak to usłyszałaś.
- Mama nie ższyje – hik! – On ją zsss… - hik! – zssabił! O tu, o, widzziszsz? – hik! – to jess jej futro – hik! – I on ją zssabił – hik! – i kazał mi to nośsić, bo jak nie – hik! – to batem! – hik! – i batem! I tak – hik! - mnie bił… - w tym momencie zostałaś bezceremonialnie podniesiona do pionu i poprowadzona na górę.
- I on ją zssabił! – hik! – powiedziałaś na odchodne, machając ręką w stronę Koreańczyka, zanim zostałaś wepchnięta do pokoju i rzucona na łóżko.
- Siedź tu i się nie ruszaj, słyszysz? Masz tu siedzieć. Ja zaraz przyjdę – powiedział Taeyang i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Przewróciłaś oczami i zwymiotowałaś na podłogę. Kiedy twoim ciałem przestały wstrząsać torsje, odwróciłaś się na plecy i zasnęłaś.

Czarnowłosy z westchnieniem ulgi zszedł na dół.
- Sorry za ten bałagan – mruknął, widząc jak GD zbiera z podłogi szklane skorupy i zabrał się za ustawianie poprzewracanych krzeseł.
- Czy z nią na pewno jest wszystko w porządku? – zapytał od niechcenia gość. Taeyang parsknął z rozbawieniem.
- O ile dla ciebie normalne jest, kiedy przez jakieś dziesięć lat jesteś wychowywany w dziczy przez tygrysicę, a później przez kolejne pięć siedzisz w cyrku jako główna atrakcja, to tak, wszystko z nią w porządku.
- Czekaj, to ona jest tą… - G-dragon otworzył szeroko oczy, a czarnowłosy pokiwał głową. Chłopak gwizdnął z podziwem.
- Stary, jak ci się udało ją stamtąd zwinąć?
- Nie ukradłem jej, sama uciekła. Ja tylko… przygarnąłem ją pod swój dach, kiedy się okazało, że z pobliskiego mięsnego regularnie znika spora część towaru.
- Oj Taeyang… ty to się kiedyś wykończysz - azjaci wymienili uśmiechy i zaczęli doprowadzać do porządku resztę domu.


Myślę, że tyle wystarczy na jeden raz. Druga część pojawi się już w najbliższej przyszłości. Szczerze, to zaczynając to pisać, nie myślałam, że aż tyle tego wyjdzie i że będę musiała podzielić to na dwie części, ale jest co jest ;3

2 komentarze:

  1. Omona! TO BYŁO ZACZEPIASTE *dałabym inne słowo, ale nie wypada* Pragnę tego więcej! Matko! Taeyang! Dawno nie czytałam takiego boskiego scenariusza z nim (w sumie, to ten jest najlepszy, jaki do tej pory przeczytałam i zdecydowanie nim pozostanie) Chcę więcej, więcej, więcej!
    Przyznam, że na początku historia ta przypominała mi trochę tę z piosenki "Circus Monster" Megurine Luki *swoją drogą, sama miałam zamiar napisać coś na jej podstawie* ale potem całkowicie zmieniłam zdanie. To w ogóle nie jest podobne.
    Podziwiam cię za tak oryginalny pomysł, serio. Dawno nie czytałam czegoś tak wyszukanego.
    Też chcę tak pisać *^* Też chcę mieć tak oryginalne pomysły *^* Zazdroszczę ci talentu .3.
    No i uśmiałam się na tym scenariuszu. Szczególnie w momencie rozwalania mieszkania xD Nawet końcówka była troszku śmiechowa xD Kocham cię! Na pewno będę do tej pracy wracać częściej, aby poprawić sobie humor *co swoją drogą w tym momencie też zrobiłam* Dziękuję za napisanie czegoś tak wspaniałego i pokazanie tego światu! <3
    Wiele weny Kotek! ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A już myślałam, że ten dzień nie może już być lepszy... Dzięki za miłe słowa i... kurczę, nie wiem co powiedzieć xd Nie słyszałam o tej piosence, a do napisania tego zainspirował mnie film, który oglądałam dawno, dawnooo temu pt. "Dwaj bracia". To jest o dwóch tygrysach, które w dzieciństwie zostały rozdzielone - jeden znalazł się w cyrku, a drugi trafił do jakiejś bogatej rodziny i... A co ja będę mówić, obejrzyjcie, polecam , 12/10 ;3
      Szczerze to nie uważam tego za jakieś dzieło sztuki. Sama się śmiałam przy pisaniu tego (a trochę mi to zajęło xd) i to ogólnie miało być takie trochę śmiechowe, ale bałam się, że mi nie wyszło, bo ja mam takie dziwne poczucie humoru ;p
      Dzięki za komentarz i również życzę weny ;*
      Pozdrawiam~

      Usuń