Uwaga

Proszę o pisanie w komentarzach, przy zamówieniach imię autorki, która ma dane zamówienie zrealizować :3
Hesperiata, czy Neko ^^

wtorek, 5 kwietnia 2016

Kevin (U-kiss) cz1 Niby przeciwieństwa, a jednak…

Oto jest. Wiem, że temat wampirów i wilkołaków jest trochę oklepany, poza tym dość często spotyka się wykorzystanie tej „zimnokrwistej” tematyki w stosunku do U-kiss, ale zapewniam, że nie wzorowałam się na żadnym z istniejących już opowiadań/scenariuszy/tym podobnych shitów xd
Mam nadzieję, że nie będzie tak źle ;)


~Dla Miki. Mam nadzieję, że ci się spodoba ;* ~

Wracałaś właśnie z polowania, którego owocem był ogromny dzik przewieszony przez twoje ramię oraz kilka sztuk dzikiego ptactwa i dwie sarny, niesione przez pozostałych łowców. Z lekkim trudem przecisnęłaś siebie i zwierzynę przez wejście do nory, a po kilku metrach z ulgą wyprostowałaś plecy. Dalej podziemny korytarz rozszerzał się, przekształcając się w spore pomieszczenie – salę wspólną. Już po chwili powitały cię pochwały i gratulacje pozostałych członków watahy, które przyjęłaś z lekkim uśmiechem. Byłaś jedną z najlepszych, jeśli nie najlepszą Łowczynią w watasze i zdążyłaś już przywyknąć do takich sytuacji, jednak zawsze sprawiały, że czułaś się doceniona, zupełnie jakby to był pierwszy raz.
Niespodziewanie do twych nozdrzy wdarł się słodkawy zapach stęchłej krwi. Rozejrzałaś się  błyskawicznie dookoła i w przeciwległym krańcu pomieszczenia dostrzegłaś siedem nieruchomych postaci o bladej cerze, zbyt bladej jak na człowieka, i azjatyckich rysach twarzy, dobitnie świadczących o tym, z którego klanu pochodzą.
Z cichym warknięciem rzuciłaś zdobycz na pobliski stół i gniewnym krokiem podeszłaś do wampirów, za plecami czując wspierającą cię obecność pobratymców.
- Czego tu szukacie? – twój głos odbił się echem w sali, w której nagle zrobiło się cicho jak w grobie.
- Przyszliśmy do waszego śmierdzącego gniazda z uprzejmym pytaniem od Lorda, czy wasz wódz zapomniał o warunkach pokoju, czy jego psy po prostu są zbyt głupie, by nie wchodzić tam gdzie nie potrzeba… – donośny głos tego z nich, który najwyraźniej był przywódcą grupki posłów, wręcz ociekał pogardą i poczuciem wyższości, wyprowadzając cię z równowagi. Wśród wilkołaków rozległ się gniewny pomruk. Wyszczerzyłaś wydłużone kły i położyłaś po sobie wilcze już uszy, z trudem opanowując żądzę mordu.
- Uważaj na słowa, żywiący się krwią. Nierozsądnie jest mówić w ten sposób o kimś, kto ma nad tobą przewagę liczebną – wysyczałaś, rzucając mu pełne furii spojrzenie lśniących miodowozłotych oczu. Krwiopijca uśmiechnął się arogancko, a na dany przez niego znak jego towarzysze rozstąpili się, ukazując związaną i trzęsącą się ze strachu dziewczynę, w której rozpoznałaś swoją przyrodnią siostrę, Gwail. Trzynastolatka spojrzała na ciebie przepraszająco oczami mokrymi od łez, sprawiając, że cała złość zeszła na drugi plan, a zastąpił ją lęk i troska o małą.
- Wypuśćcie ją – warknęłaś przez zaciśnięte zęby, kalecząc sobie wnętrze dłoni pazurami. Tamten tylko strzepnął niewidzialny pyłek z ramienia, udając, że cię tam nie ma. Powiodłaś wzrokiem po beznamiętnych twarzach jego towarzyszy, których oczy wyrażały obojętność, pogardę, rozbawienie… Tylko w źrenicach jednego z nich, blondyna, przez moment zalśniło coś na kształt współczucia, ale znikło tak szybko, że nie byłaś pewna, czy ci się nie przywidziało. Miałaś ochotę zawyć z bezsilnej wściekłości. Nie mogłaś zrobić dosłownie nic, a gdybyś tylko spróbowała, młoda w ułamku sekundy leżałaby martwa na ziemi. Poczułaś, jak czyjeś dłonie odciągają cię do tyłu. Przez chwilę się opierałaś, ale w końcu znalazłaś się pomiędzy pobratymcami. Czułaś bijące od nich emocje, niczym nie różniące się od twoich.
- ______, opanuj się. Alfa zaraz przyjdzie i zaprowadzi porządek – usłyszałaś szept jednej z Łowczyń. Przymknęłaś oczy i odetchnęłaś głęboko, rozluźniając mięśnie, a twoje ciało powróciło do ludzkiej postaci. Ranki na dłoniach zaczęły pulsować, co znaczyło, że rozpoczął się proces gojenia i za góra półtorej godziny nie będzie po nich śladu.
Kilka chwil później w jednym z wielu korytarzy prowadzących do części mieszkalnych pojawił się Achim – Alfa, a za nim jego dwaj synowie, JangJa i YeonsoHan. Wilkołaki skłoniły lekko głowy, okazując szacunek swemu przywódcy i na powrót wbiły wzrok w bladoskórych posłów.
- Achimie – krwiopijca skłonił się sztywno, z ledwo skrywaną niechęcią.
- Wampirze – Alfa skinął krótko w odpowiedzi.
- Me imię Soohyun. Lord Maneul przysyła pozdrowienia i ten oto „podarunek” – tu wampir wypchnął przed siebie zapłakaną Gwail.
- Prosi też, by takie przypadki nie miały miejsca w przyszłości, w przeciwnym razie będziemy zmuszeni zerwać ten i tak chwiejny pokój między naszymi klanami – dodał, unosząc kpiąco kąciki ust. Achim rozerwał pęta i przyciągnął do siebie trzynastolatkę, która wtuliła się w niego rozpaczliwie.
- To się więcej nie powtórzy. Możesz być pewien – odparł Alfa, spoglądając Soohyunowi twardo w oczy, jednak jego twarz wyrażała wyłącznie obojętność.
- Doskonale – syknął tamten i zniknął, a za nim pozostała szóstka. Wilkołaki z ulgą wypuściły powietrze z płuc.
- Jak to się stało? – Achim zwrócił się do dziewczynki.
- To był wypadek… Ja… bawiłam się niedaleko… goniłam zająca… i on przeskoczył strumyk, a ja za nim… i… i… i… - mała znowu wybuchnęła płaczem. Wilkołak westchnął cicho.
- ______, zabierz siostrę – polecił. Podeszłaś szybko i delikatnie odciągnęłaś Gwail od Alfy, szepcząc jej do ucha uspokajające słowa. Byłaś na nią trochę zła za jej bezmyślność, ale w gruncie rzeczy czułaś ogromną ulgę, że skończyło się tylko na strachu. W końcu wampiry mogły „dla przykładu” zrobić jej krzywdę, zabić, a nawet zerwać ten cały pokój, panujący od zaledwie niecałej dekady. I tak „pokój” to naciągane określenie, lepsze byłoby słowo „rozejm”, ale krwiopijcy lubowali się używaniu skomplikowanych i wyszukanych słów.
Zaprowadziłaś przyrodnią siostrę do waszego pokoju, gdzie usiadłaś na łóżku i pozwoliłaś jej wypłakać się w ramię. Wiedziałaś, że tego potrzebowała. Po śmierci waszej matki byłaś jedyną bliską jej osobą, praktycznie to ty ją wychowywałaś. Byłaś też, oprócz niej, jedynym półwilkołakiem w watasze. Życie mieszańca nie było usłane różami, wiedziałaś o tym doskonale, ale ty miałaś o tyle dobrze, że twym ojcem był Alfa waszej watahy, a jej nic nie chroniło. Wasza matka była partnerką Achima po śmierci jego wilkołaczej żony, ale kilka lat po urodzeniu ciebie została zgwałcona przez samotnego wilka i umarła przy narodzinach małej. Opiekowałaś się nią więc od szczeniaka, zawsze byłaś przy niej, a Gwail wiedziała, że może na ciebie liczyć w każdej sytuacji.
- W porządku? – spytałaś, a dziewczynka tylko pociągnęła nosem i kiwnęła leciutko głową.
- Dobrze. Tylko następnym razem bardziej zwracaj uwagę na to, gdzie biegasz, okej? – młoda znów pokiwała głową.
- Ja tylko… już prawie go miałam. I pomyślałam, że… że nic się nie stanie, jeśli na sekundkę tam pójdę, że nikt tego nie zauważy… ______, wszyscy z mojej grupy już umieją upolować zająca, tylko mnie się to jeszcze nie udało i nie chciałam, by się ze mnie śmiali – trzynastolatce znów zalśniły oczy, a bródka zaczęła drżeć niebezpiecznie. Pogładziłaś ją uspokajająco po głowie.
- Nikt się nie będzie z ciebie śmiał. Przecież połowa z nich jeszcze miesiąc temu nie umiała się przemieniać, a ty umiałaś pierwsza, prawda? – wilkołaki zaczynały się przemieniać w okresie dojrzewania, który następował u nich około rok później niż u ludzi. Tak więc Gwail przeszła pierwszą przemianę w wieku dwunastu lat, a jej wilkołaczy rówieśnicy dopiero w tym roku.
- Ale… po dzisiejszym to na pewno będą… - dziewczynka wciąż miała nietęgą minkę.
- Och, daj spokój. Pamiętasz, jak się ze mnie śmiali, kiedy byłam w twoim wieku? I co, i teraz jestem najlepszą Łowczynią w watasze. Zobaczysz, za kilka lat ty również będziesz w czymś najlepsza, a im będzie głupio – pocieszyłaś siostrę, której buźka od razu się rozpromieniła.
- ______, a kto ci tak najbardziej dokuczał? Ale najbardziej najbardziej? – zapytała z ciekawością mała. Ułożyłaś się wygodnie na łóżku i zastanowiłaś się chwilę, nawijając na palec kosmyk kruczoczarnych falowanych włosów.
- Pamiętasz Hangmuna? Tego wysokiego, chudego wilkołaka o ogromnych wyłupiastych oczach. Wydaje mi się, że to on był najgorszy. Pamiętam, jak raz mnie podpuścił, że ludzie trzymają w domach ogromne potwory strzegące ich skarbów i że tylko najsilniejsi potrafią go zabić.
- I co zrobiłaś? – zapytała Gwail, opierając policzek na dłoni.
- Oczywiście następnej nocy zakradłam się do najbliższego domu, ale zamiast potwora zastałam tam tylko małą, irytującą, szczekającą kulkę futra i człowieka ze strzelbą. Po powrocie ojciec nieźle złoił mi skórę za moją głupotę – zachichotałaś na wspomnienie wkurzonej miny Achima. I choć boleśnie zapłaciłaś za łatwowierność, taki widok był wart obejrzenia – twarz wilkołaka stawała się wtedy czerwona i nadęta, by po chwili zblednąć, a za kilka sekund znów nabrać kolorów.
Nagle wpadłaś na pewien pomysł.
- Gwail, a co ty na to, żebyśmy się wybrały na małe polowanie? Tylko ty i ja. Pokażę ci też kilka niezłych sztuczek – zaproponowałaś, a trzynastolatce oczy zaświeciły z podekscytowania.
- Chodźmy! – zawołała i już jej nie było. Zaśmiałaś się i pobiegłaś za nią, zmieniając po drodze postać.

~*~*~*~

Dwie godziny później twoja przyrodnia siostra miała na koncie dwa zające i kuropatwę, a teraz uganiała się za dwiema młodymi sarenkami, które odłączyły się od stada. Przyglądałaś się temu z pewnej odległości, warcząc ostrzegawczo, gdy młoda wadera zbytnio zbliżyła się do strumyka. Pech chciał, że najlepsze tereny łowieckie znajdowały się tak blisko granicy terytoriów.
W pewnym momencie poczułaś charakterystyczny, choć nieco przytłumiony wampirzy odór. Zjeżyłaś sierść na karku i odsłoniłaś kły, odwracając łeb w stronę bladej postaci ukrytej w cieniu po drugiej stronie. Był to jeden z posłów, blondyn, opierający się niedbale o drzewo nad brzegiem potoku. Warknęłaś przeciągle, ale krwiopijca nic sobie z tego nie robił. Uniósł tylko lekko kącik ust i dalej wodził wzrokiem za polującą Gwail.
~Nie ufacie nam? ~ nawet telepatycznie twój głos brzmiał jak głuchy warkot. Azjata nie zaszczycił cię nawet przelotnym spojrzeniem, ale byłaś pewna, że usłyszał.
~Alfa powiedział, że to się więcej nie powtórzy. Kwestionujesz jego słowo? ~ spróbowałaś jeszcze raz, ale ponownie odpowiedziało ci obojętne milczenie.
~Arogancki dupek ~ mruknęłaś do siebie, ostentacyjnie odwracając się do niego tyłem.
- Kevin, dla twojej informacji – z niedowierzaniem zerknęłaś za siebie, nie wierząc w to, co usłyszałaś. Gdybyś była w ludzkiej postaci, na pewno opadłaby ci szczęka.
~Że co proszę? ~ spytałaś, ale wampir znów cię zignorował. Pokręciłaś łbem, wzdychając w myślach i ułożyłaś się wygodniej na trawie. Kilka minut później zadowolona Gwail przytargała do ciebie zakrwawione truchło sarenki. Polizałaś ją po jasnym pyszczku, czyszcząc go z resztek rubinowej cieczy.
~Doskonale! Jestem pewna, że żaden z wilkołaków z twojej grupy nie złapał jeszcze sarny ~ pochwaliłaś, a wadera zamachała z dumą puszystym ogonem. Po chwili dostrzegła postać po drugiej stronie granicy.
~Co on tu robi? Przecież Achim powiedział…~ zaczęła, jeżąc brązowawe futerko na karku. Ponownie ją polizałaś, nie podnosząc się z ziemi.
~Też mu to mówiłam, ale najwyraźniej w jego zimnej, aroganckiej dupie jest wystarczająco dużo miejsca, by pomieścić nas obie ~ blondyn prychnął cicho, słysząc wasz mentalny śmiech.
- Powiedział wilkołak, który nie umie upilnować swojego szczeniaka – odgryzł się, patrząc na was z lekką urazą. Wyszczerzyłaś zęby, wydając z siebie groźny pomruk.
~Odwal się od mojej siostry, pijawo ~ powiedziałaś, unosząc się nieco na łapach.
- To odwal się od mojej dupy, suko – odparł Kevin, obrzucając cię wyzywającym spojrzeniem.
~Nie wiedziałam, że wampiry znają takie krótkie i mało wyrafinowane określenia ~ parsknęłaś pogardliwie, mierząc go deczko wkurzonym spojrzeniem.
- Jeśli mają zadawać się z psami, muszą mówić tak, by obelga została zrozumiana. Bo co to za zabawa obrażać zwierzę w języku, który jest dla niego za trudny? – chłopak zaśmiał się złośliwie, widząc twoją rosnącą złość.
~Uważaj na słowa ~ wycharczałaś, słysząc dobiegający od strony młodej wściekły warkot. Wampir zignorował cię, wpatrując się w niebo nad twoją głową. Spojrzałaś do góry i ujrzałaś przelatującego ptaka, przy którym pojawił się blondyn, by zaraz zniknąć ze swoją zdobyczą. Kłapnęłaś zębami, gotując się z wściekłości. Teleportacja – najbardziej wkurwiająca zdolność krwiopijców. Mogły się pojawiać w dowolnym miejscu, które kiedykolwiek widziały lub im opisano.
~Chcesz zginąć? ~ warknęłaś, wbijając gniewny wzrok w bladą postać, jak gdyby nigdy nic posilającą się złapanym właśnie ptakiem.
- Teoretycznie nie przekroczyłem granicy waszego terytorium – zauważył azjata, wyrzucając bezkrwiste truchło do wody. Niestety miał rację – nie dotknął stopą ziemi należącej do waszej watahy. Z wielkim trudem odwróciłaś się od niego, nie chcąc stracić nad sobą panowania i potruchtałaś w stronę domu. Gwail ociągała się chwilę, po czym pobiegła za tobą, co chwilę zerkając groźnie na wampira, który patrzył za wami z triumfalnym uśmieszkiem na zakrwawionych ustach.

~*~*~*~

Podobna sytuacja powtarzała się za każdym razem, gdy przechodziłaś w pobliżu granicy, zupełnie jakby krwiopijca cię śledził. Miałaś już tego po dziurki w nosie i zastanawiałaś się, ile jeszcze czasu minie, zanim wampir się od ciebie odpierdzieli. Wkurzało cię to, że blondyn zawsze na wszystko miał odpowiedź, niekoniecznie miłą i zwykle z jakimś złośliwym podtekstem. Doszło nawet do tego, że jego twarz wykrzywiona w pełnej złośliwości i pogardy imitacji uśmiechu śniła ci się po nocach, sprawiając, że rano wstawałaś wściekła i niewyspana.
Mimo ewidentnej wrogości między wami jakaś część ciebie cieszyła się z tych spotkań. Po jakimś czasie przyłapałaś się na tym, że specjalnie wybierasz takie zadania, by choć przez krótki czas znaleźć się niedaleko granicy. Nie rozumiałaś, jak to możliwe, że te sprzeczki, które każdorazowo wytrącały cię z równowagi, mogą dostarczać ci rozrywki? Przecież to nielogiczne! Ale i tak nie umiałaś powstrzymać krzywego uśmiechu na myśl o spotkaniu z „Panem Irytującym”.
Wszystko było we względnym porządku, do czasu, aż któregoś razu postanowiłaś dać Gwail kolejną lekcję polowania. Kevin znajdował się w tym samym miejscu, co zawsze i o ile mogłaś coś wywnioskować z jego wyrazu twarzy, to był w względnie dobrym nastroju. Postanowiłaś zignorować jego obecność i poleciłaś siostrze zająć się tropieniem, a sama ułożyłaś się wygodnie wśród traw w ten sposób, by nie widzieć obserwującej was postaci.
- Wygląda na to, że twoja jakże pojętna uczennica ma problem z koordynacją – zauważył blondyn z nutką złośliwości w głosie.
~To nie twoja sprawa ~ mruknęłaś, z lekkim zażenowaniem obserwując, jak przyrodnia siostra podnosi się z ziemi po potknięciu i biegnie dalej z nosem przy ziemi.
- Może i nie, ale to zabawne patrzeć, jak wilk wywija orła na równym terenie – powiedział tonem, który strasznie działał ci na nerwy.
~Zabawne to jest słuchanie twoich niemądrych mądrości, kiedy udajesz, że wiesz cokolwiek na temat wilkołaków ~ odgryzłaś się, spoglądając na niego lśniącym złocistym okiem. Wampir wyszczerzył się w nędznej parodii uśmiechu, wywołując u ciebie chichot.
- Wiesz, ta twoja mała suczka całkiem smakowicie wygląda – wymruczał, sprawiając, że czarna sierść zjeżyła się na twym karku.
~Wara ci od niej! ~ warknęłaś, odsłaniając kły.
- No ale popatrz, ona bardziej wygląda na ofiarę niż łowcę, nie mam racji? – krwiopijca zaczął oglądać swoje paznokcie, kompletnie cię ignorując. Zerknęłaś w kierunku Gwail i wzniosłaś oczy ku niebu, bo trzynastolatka pędziła właśnie w twoją stronę, uciekając przed stadkiem dzików.
~______! ~ zawołała, patrząc na ciebie błagalnie. Westchnęłaś cierpiętniczo, jeżąc maksymalnie sierść, by wydawać się jeszcze większą, niż w rzeczywistości i z groźnym pomrukiem rzuciłaś się na najbliższego zwierzaka, wgryzając się w jego kark. Pozostałe świniaki zahamowały gwałtownie, potykając się o własne nogi i konającego pobratymca. Zaskowyczałaś krótko, kiedy jeden z nich nastąpił ci na łapę i już po chwili wypatroszony dzik leżał na trawie obok tego pierwszego. Reszta, kiedy poczuła zapach świeżej krwi, odwróciła się i czym prędzej odbiegła w stronę lasu.
~Co ci strzeliło do głowy?! Mówiłam, żebyś trzymała się z daleka od dzików ~ ofuknęłaś siostrę, która skuliła się, chowając ogon między nogami.
~Ja… przepraszam… ~ mruknęła cicho.
- Przepraszaj, przepraszaj, masz za co! Przez ciebie twoja siostra… Nie no, nie mogę! – Kevin nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem.
~Zamknij się, dupku! ~ warknęłaś.
- Bo co? Rozprujesz mnie tak jak tamto biedne zwierzę, które zawiniło tylko tym, że goniło tę ofiarę losu? – oczy wampira poczerwieniały, gdy wbił w ciebie pogardliwy wzrok.
~Nie nazywaj jej tak ~ twoje oczy rozbłysły wewnętrznym ogniem, gdy odpowiedziałaś mu tym samym.
- A jak? Niezdarny zajączek? Strachliwa fajtłapa? – szydził krwiopijca, nie zaszczycając małej nawet spojrzeniem. Z twej piersi wyrwał się wściekły bulgot i już spinałaś się do skoku, gdy twą uwagę odwrócił cichy szloch. Gwail ze łzami w pięknych wilczych oczach cofała się z podkulonym ogonem, a z jej gardła wydobywało się ciche pokasływanie.
~Siostrzyczko… ~ postąpiłaś krok w jej stronę, ale wadera odwróciła się i uciekła ile sił w łapach. Wzięłaś głęboki oddech, z trudem opierając się chęci rozszarpania blondyna na drobne kawałeczki.
~Przegiąłeś. Módl się, żeby Achim nie uznał za stosowne rozpierdolenia wszystkiego w cholerę ~ warknęłaś, nie patrząc na azjatę i pobiegłaś za siostrą.

~*~*~*~

Achim zareagował gwałtowniej niż się spodziewałaś. Gdy tylko jako tako się uspokoił, wysłał gońca do wampirzego Lorda z „prośbą o spotkanie”. Dziwnym trafem padło na ciebie, dlatego teraz, wciąż wściekła, pędziłaś jak na skrzydłach w kierunku granicy. Kevin czekał już po drugiej stronie strumyka, oparty o to samo drzewo, co wcześniej.
- Co tam zwierzaku, znudziło ci się życie? – zagadnął z kpiącym uśmieszkiem, nie sięgającym jednak oczu, w których pod pozorną obojętnością kryło się coś na kształt niepokoju i… poczucia winy? Prychnęłaś pogardliwie i lekko przeskoczyłaś potok, lądując tuż obok zaskoczonego wampira, po czym zmieniłaś się w człowieka i wcisnęłaś mu w ręce torbę z listem od Alfy.
- Przekaż to waszemu Lordowi. Tylko bez żadnych przekrętów. Nie sądzę, by był zachwycony, gdybyś to zgubił – burknęłaś, pukając go palcem w pierś i już po chwili mknęłaś między drzewami spowrotem do domu, zostawiając za sobą oniemiałego krwiopijcę. Zaśmiałaś się złośliwie na wspomnienie jego miny. Pierwszy raz widziałaś, żeby te zimne i nieczułe istoty potrafiły wykazać się taką ekspresją. Odczuwałaś złośliwą satysfakcję z tego powodu, przesłaniającą nawet złość i urazę do owego osobnika. Co za kretyn. Oj wampirku, następnym razem to ja się będę z ciebie nabijać…

~*~*~*~

Szliście w zwartej grupie, dumnie stąpając po miękkiej trawie – Alfa i jego świta, siódemka najlepszych Łowców watahy. Z naprzeciwka nadchodził wampirzy orszak złożony z Lorda i siedmiu krwiopijców, kryjących się wśród długich cieni zalegających na łące, wśród których dostrzegłaś również pewnego irytującego blondyna. Znajdowaliście się na ziemi niczyjej, przeznaczonej właśnie do takich spotkań, a w oddali można było dostrzec zabudowania świadczące o obecności ludzi.
Zatrzymaliście się w odległości około dziesięciu metrów od siebie, mierząc się nawzajem chłodnym i nieufnym wzrokiem.
- Doszły mnie słuchy, że twoi ludzie celowo prowokują moje wilki, by te przekroczyły granice – odezwał się Alfa, mierząc wzrokiem wampirzego Lorda. Tamten tylko strzepnął wyimaginowany pyłek z ramienia i przygładził fałdy purpurowoczerwonego płaszcza.
- To jedynie pomówienia – odparł, krzyżując wzrok z wilkołakiem.
- Wątpię, by moja Łowczyni kłamała – Achim obstawał przy swoim. Oczy w kolorze zaschniętej krwi otaksowały cię uważnym spojrzeniem, sprawiając, że zadrżałaś, jednak nie spuściłaś wzroku.
- W istocie. Zatem sprawa ta wymaga wnikliwej analizy – Maneul skłonił się ledwo dostrzegalnie i zamaszystym gestem wskazał na spory czerwony namiot o krawędziach obszytych złotogłowiem, po czym razem z Alfą zniknęli w jego wnętrzu.
Obie grupy zmierzyły się nieufnym, żeby nie powiedzieć wrogim spojrzeniem. Oni sztywno wyprostowani, wy lekko pochyleni, w niewielkim rozkroku. Po długiej, ciągnącej się w nieskończoność chwili zaczęliście pojedynczo odchodzić w swoją stronę – wampiry do czarnego namiotu rozstawionego nieopodal, a wilkołaki w kierunku dużego stosu suchych gałęzi, których użyli do rozpalenia ogniska. Po chwili płomień wesoło trzaskał, rozświetlając półmrok zalegający dookoła. Zapatrzyłaś się na znikającą za horyzontem tarczą słońca, jednym uchem słuchając rozmów pozostałych Łowców.
- …ciekawe co z tego wyjdzie. Może pijawy wreszcie zaczną pilnować swoich tyłków zamiast ciągle nas wkur… ekhm… wyprowadzać z równowagi.
- Chyba śnisz! To jedyna niezwiązana z jedzeniem rozrywka w ich parszywym życiu, także ten… raczej nie odpuszczą.
- Aghrrr… Dlaczego mam wrażenie, że tylko nam zależy na tym rozejmie? Równe dobrze moglibyśmy ich wszystkich wyrżnąć i byłoby po sprawie…
- Stul pysk, kretynie! Mało naszych już zginęło w tej bezsensownej wojnie? Irytujące czy nie, lepsze to niż ciągły strach o rodzinę.
Wśród wilkołaków zaległa cisza, przerywana tylko trzaskaniem płomieni. Pokręciłaś głową i odeszłaś od ogniska. Już po chwili w wilczej postaci skierowałaś się w stronę lasu. Biegłaś szybko, choć nigdzie się nie spieszyłaś. Wymijałaś zwinnie drzewa pojawiające się na tej drodze, upajając się widokiem, zapachem i smakiem bezksiężycowej nocy.
Nagle twą uwagę przykuł znajomy zapach. Podążyłaś za nim, ciekawa, co też on może robić tak daleko od tego ichniego namiotu. Wybiegłaś na niewielką polankę, gdzie twoim oczom ukazał się Kevin siedzący na pniu zwalonego drzewa, patrzący w gwiazdy. Podeszłaś ostrożnie bliżej, a trawa szeleściła cicho pod twoimi łapami. Przemknęło ci przez głowę, że teraz łatwo byłoby go zabić, ale zaraz odepchnęłaś tę myśl. Achim nie podziękowałby ci za wywołanie wojny. Wskoczyłaś na drugi koniec pnia i usiadłaś tak daleko od wampira, jak tylko się dało, po czym uniosłaś pysk, przyglądając się iskrzącym się punktom na niebie.
- Podobno każdy człowiek ma swoją gwiazdę. Kiedy się rodzi, jego gwiazda kształtuje się z gwiezdnego pyłu, a kiedy umiera, wybucha lub spada na ziemię – odezwał się tamten po dłuższej chwili. Zerknęłaś na niego jednym złotym okiem, nieco zaskoczona, że nie rzucił jakiejś złośliwej uwagi pod twoim adresem. Azjata opierał brodę na kolanie, wpatrując się w przestrzeń, a na jego twarzy malowały się sprzeczne emocje. Przybrałaś ludzką postać i usiadłaś w ten sam sposób, ignorując głos nawołujący cię do zniszczenia tego kruchego spokoju między wami.
- Ciekawe, czy ja też mam swoją gwiazdę – szepnęłaś, składając ręce na kostce.
- Wątpię. Psy to nie ludzie – zmrużyłaś oczy, unosząc odrobinkę górną wargę, jednak zanim zdążyłaś wymyślić coś obraźliwego, bladoskóry westchnął z lekkim smutkiem.
- Wybacz. Nie chciałem tego powiedzieć – mruknął, uciekając wzrokiem przed twoim zaciekawionym spojrzeniem. Jego zachowanie zdecydowanie zaczęło cię intrygować.
- Co ci się stało? Uderzyłeś się w głowę? – zapytałaś półżartem, ale odpowiedziało ci tylko milczenie. Zaległa między wami dość niezręczna cisza.
- Czy to nie dziwne? Pierwszy raz od… w sumie od zawsze mam ochotę z tobą normalnie pogadać. I nawet nie przeszkadza mi aż tak bardzo, że jesteś wilkołakiem. Głupie, nie? – zaśmiał się chłopak. Przez dłuższy czas biłaś się z myślami, ale w końcu postanowiłaś wyprowadzić blondyna z błędu.
- Nie jestem do końca taka, jak… Jestem tylko w połowie wilkołakiem – wydusiłaś w końcu, odwracając twarz, jakby było to coś wstydliwego, bo w pewnym sensie było.
- Serio?! – pokiwałaś głową, zastanawiając się, czemu właściwie powiedziałaś o tym temu irytującemu osobnikowi. Prawdopodobnie dałaś mu tylko kolejny powód do nabijania się z ciebie…
- Ja też jestem półkrwi – zaskoczona uniosłaś wzrok i wasze spojrzenia się spotkały.
- Jaja sobie ze mnie robisz – powiedziałaś z niedowierzaniem, ale Kevin pokręcił głową. Jego oczy lśniły z podekscytowania.
- Nie wierzysz mi? W takim razie zawrzyjmy układ, że od dzisiaj będziemy mówić tylko prawdę – wyciągnął do ciebie rękę, na którą spojrzałaś, jakby była jadowitym wężem.
- Na pewno wszystko z tobą w porządku? – zapytałaś z powątpiewaniem, na co tamten parsknął z irytacją.
- Dobra, tylko dzisiaj, pasuje? Ja tu próbuję być miły, a ty…
- No dobra, niech ci będzie – przerwałaś mu, ujmując jego dłoń i szarpnięciem zrzucając go na ziemię. Półwampir syknął cicho i sekundę potem znalazł się tuż obok ciebie, sprawiając, że cicho pisnęłaś.
- Nadal masz ochotę na żarty? – rzucił, a gdy nie zareagowałaś, z ciężkim westchnieniem odsunął się kilka metrów.
- To może powiesz mi, jak to możliwe, że wampir spiknął się z człowiekiem? Wydawało mi się, że wy ich po prostu zjadacie… - odezwałaś się po dłuższej ciszy. Kevin usadowił się wygodniej i po chwili zaczął mówić cichym, trochę smutnym głosem.
- Wśród wampirów to wielka hańba, złączyć się ze śmiertelnikiem. Zwykle karą za to jest śmierć, ale moja matka jest córką Lorda i tylko temu zawdzięczamy życie. Natomiast ojcu niestety się nie poszczęściło…
Twoje oczy zrobiły się okrągłe jak spodki. Wiedza, którą posiadałaś na temat wampirów sprowadzała się do tego, że żywią się krwią, są wrażliwe na słońce, żyją ponad dwukrotnie dłużej niż ludzie i są strasznie irytujące. Nic poza tym. Przysunęłaś się trochę bliżej, uznając, że teraz twoja kolej, by coś opowiedzieć.
- U nas to nie ma aż takiego znaczenia, po prostu nie zdarza się to zbyt często. Moja matka była partnerką Achima. Umarła trzynaście lat temu, przy narodzinach Gwail…
- Tej małej wilczycy? – wtrącił blondyn, również się przysuwając, a ty potwierdziłaś skinieniem głowy.
- Opiekuję się nią od szczeniaka. Jest najbliższą mi osobą i strasznie mnie irytuje, jeśli ktoś sprawia jej przykrość bez widocznego powodu… - tu zerknęłaś z ukosa na azjatę, na którego twarzy odmalował się cień skruchy.
- Postaram się więcej tego nie robić – uśmiechnął się nieśmiało. Uniosłaś lekko kąciki ust, przyglądając mu się uważniej. Jak na wilkołacze standardy nie był jakimś super ciachem, ale po dłuższej chwili w jego postawie, oczach, kształcie ust zauważało się coś takiego, co przykuwało uwagę.
- Jeśli wolno spytać… Czym się różnisz od przeciętnego wilkołaka? – pytający głos Kevina sprowadził cię na ziemię.
- Huh? Dobra… Więc… Jako wilk jestem drobniejsza i zwinniejsza, choć nie tak silna. Łatwiej też jest mi się opanować i oprzeć się wilczym instynktom... Umm… Częściej dostrzegam nietypowe dla wilkołaków rozwiązania… iii… to chyba tyle – wzruszyłaś ramionami – A ty? – spojrzałaś na chłopaka z ciekawością.
- Nooo… Słońce mi trochę mniej szkodzi, nie ciągnie mnie też aż tak bardzo do siłowych rozwiązań i mogę się około dwukrotnie dłużej obyć bez krwi i pozostać przy zmysłach, a to dzięki temu, że mój organizm sam wytwarza czerwone krwinki.
- Krwinki? A co one mają do rzeczy? – zapytałaś, nie bardzo rozumiejąc. Azjata uśmiechnął się lekko.
- Wiesz, dlaczego wampiry piją krew? – odpowiedział pytaniem na pytanie. W sumie to nigdy się nad tym nie zastanawiałaś.
- Eee… żeby zjeść? – strzeliłaś, ale rozbawiony półwampir pokręcił głową.
- Pijemy krew żeby przeżyć. Wampir nie potrzebuje krwi do jedzenia. W ogóle nie potrzebuje jedzenia. Krew jest mu potrzebna do oddychania. Widzisz, ciało przeciętnego wampira nie wytwarza czerwonych krwinek, które przenoszą tlen i są niezbędne do życia, dlatego pobiera je z innych organizmów, na przykład zwierząt lub ludzi. W krwioobiegu przeciętnego człowieka znajduje się około pięć litrów krwi. Taka ilość wystarcza wampirowi na niecałe dwa tygodnie. A mnie… cóż, prawie na miesiąc, bo dzięki ludzkim genom mój organizm częściowo sam się zaopatrza w krew. Teoretycznie byłbym w stanie przeżyć, jedząc tylko ludzkie jedzenie, ale prawdopodobnie mój mózg zostałby w nieodwracalnie uszkodzony.
- A po co ludzkie jedzenie? Myślałam, że żywicie się tylko krwią… - wtrąciłaś, wywołując u towarzysza cichy śmiech.
- Teoretycznie możemy, bo krew zawiera wszystkie związki potrzebne do prawidłowego funkcjonowania, ale ja tam lubię smak zwykłych potraw. Trudno by mi było obyć się na przykład bez pizzy…
Zaśmiałaś się razem z nim, czując rosnącą sympatię do Kevina. Szczegół, że nie wiedziałaś, co to pizza, ale bawiło cię, że jakiś wampir, nawet jeśli tylko w połowie, jest aż tak przywiązany do jedzenia.
- A co byś zrobił, gdyby wybuchła wojna? – zmieniłaś temat, przypominając sobie o wcale nie nieprawdopodobnej wersji przyszłości. Półwampir również spoważniał, spuszczając wzrok.
- Pewnie byśmy się powyrzynali nawzajem i niedobitki naszych klanów albo zawarłyby pokój, albo biłyby się do ostatniego członka rasy i odeszły w zapomnienie…
- Ja nie pytam o to, co by się stało, tylko o to, co TY byś zrobił – przerwałaś mu. Chłopak westchnął cicho, bawiąc się palcami.
- Nie wiem… Najprawdopodobniej walczyłbym razem z resztą mojego klanu. A czemu pytasz?
- Wiesz… przez twój dzisiejszy wybryk bardzo możliwe, że nie obędzie się bez nawet krótkiej wojny. Achim oczywiście dołoży wszelkich starań, by jednak tego uniknąć i mam nadzieję, że wasz Lord nie ma ochoty na wzajemne mordowanie się…
- Wierz mi, nikt nie pragnie spokoju tak bardzo jak on, zwłaszcza teraz, gdy ród… Ech, pewnie nasza polityka mało cię obchodzi… - azjata pokręcił głową zrezygnowany, wpatrując się w odległy punkt. Przysunęłaś się odrobinę, odnosząc wrażenie, że Kevin czuje się bardo samotny, co z niewiadomego powodu poruszyło w tobie jakąś strunę.
- Jak chcesz, to możesz mi opowiedzieć. Zawsze mnie ciekawiło, jak wygląda wasze życie – to nie do końca była prawda, bo zaczęło cię to zastanawiać dopiero niedawno, ale uznałaś, że delikatne nagięcie faktów w niczym nie zaszkodzi. Półwampir zerknął na ciebie z powątpiewaniem wymieszanym z iskrą nadziei, a kiedy ponagliłaś go gestem, najpierw z wahaniem, a potem coraz pewniej zaczął ci opowiadać o wampirzej hierarchii, polityce i zwyczajach.

~*~*~*~

Nawet nie zauważyłaś, kiedy gwiazdy przygasły, a niebo na wschodzie zaczęło się rozjaśniać. Przez całą noc dyskutowałaś z Kevinem na różne tematy, od polityki na zwyczajach godowych skończywszy. Nie bardzo ci się uśmiechało rozmawiać z jakimkolwiek facetem o takich sprawach, ale że podekscytowany półwampir wyglądał po prostu rozczulająco… Nie umiałaś mu nie odpowiedzieć na którekolwiek z zadanych pytań.
Prychnęłaś cicho, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Co, przeziębiłaś się? – zapytał żartobliwie blondyn, ale w jego głosie dało się wyczuć nutę troski. Potrząsnęłaś przecząco głową, nie mogąc się temu nadziwić.
- Nie, wszystko w porządku, po prostu… zadziwiające, jak bardzo może się zmienić nastawienie przedstawicieli dwóch wrogich ras i to w ciągu jednej nocy…
Azjata pokiwał głową ze zrozumieniem, przybierając zamyślony wyraz twarzy.
- Też mi to przyszło na myśl. I pomyśleć, że wystarczyło postarać się nie obrażać nawzajem, żeby móc normalnie pogadać. Aż dziwne, że wcześniej na to nie wpadłem – pokręcił głową w podobny sposób, co ty. Zachichotałaś z rozbawieniem, obgryzając przydługie paznokcie.
- Ale wiesz, my jesteśmy tylko połówkami. Pewnie pełnokrwistym jest trudniej powstrzymać się od wzajemnej złośliwości – zauważyłaś, po czym zeskoczyłaś z pnia i otrzepałaś spodnie.
- Spójrz, już świta – wskazałaś na różowiejący horyzont na wschodzie. Chłopak zrobił to samo, co ty przed chwilą i przystanął obok ciebie.
- I co teraz? Znowu będziemy dla siebie niemili i złośliwi? – rzucił po dłuższej chwili z nutą czegoś jakby… smutku? Żalu? Westchnęłaś cicho, czując lekkie, ale niezbyt przyjemne ukłucie w sercu.
- Pewnie tak będzie… W końcu jesteśmy wrogami, no nie? – spróbowałaś się uśmiechnąć, ale nie bardzo ci wyszło. Wzruszyłaś ramionami w geście mówiącym „mnie też to nie urządza, ale co poradzisz?” i zaczęłaś niechętnie zmierzać w kierunku tymczasowego „obozu”.
- Przecież nie musi tak być… - wymruczał Kevin tak cicho, że przez chwilę zastanawiałaś się, czy to nie twoja wyobraźnia płata ci figle. Zatrzymałaś się, ale nie odwróciłaś, czekając, czy półwampir ma jeszcze coś do powiedzenia.
- To, że nasze rasy się nienawidzą, nie znaczy, że my też musimy… - odezwał się śmielej, robiąc kilka kroków w twoją stronę.
- Sugerujesz coś? – zapytałaś, próbując ukryć falę nadziei, która zalała cię od środka.
- Mówię tylko, że moglibyśmy przecież traktować się bardziej przyjaźnie. W końcu oboje jesteśmy półkrwi, powinniśmy się trzymać razem… o ile, oczywiście nie masz nic przeciwko… - ostatnie słowa wypowiedział z ledwo wyczuwalnym zakłopotaniem. Uśmiechnęłaś się szeroko i odwróciłaś do niego, wyciągając dłoń, którą blondyn natychmiast ujął, szczerząc się nawet jeszcze bardziej niż ty.
- To co, kumple? – spytałaś.
- Kumple – odpowiedział ze śmiechem i, nie zważając na twoje protesty, poczochrał cię po głowie, by po chwili umknąć między drzewa. Prychnęłaś cicho, ale zaraz pognałaś za nim, nie mogąc przestać chichotać jak jakaś niewyrośnięta szczeniara.

~*~*~*~

Kilka następnych tygodni minęło we względnym spokoju, ale w zdecydowanie radośniejszej atmosferze niż można było się spodziewać. Pertraktacje potoczyły się po myśli obu przywódców, to znaczy nadal trwał pokój, z tym że zostały ustalone nowe, dokładniejsze zasady, by podobne sytuacje nie powtórzyły się w przyszłości. Tak po prawdzie, to razem z Kevinem łamaliście je nagminnie, gdy tylko nikogo nie było w pobliżu, a kiedy był, puszczaliście wodze swym połowicznym instynktom i obrzucaliście się wyzwiskami ile wlezie. Czasem naprawdę rzucaliście w siebie mięsem i sprawialiście wrażenie, jakbyście się nienawidzili najbardziej na świecie. Nie żeby coś, nawet ci to odpowiadało, blondyn chyba też nie miał nic przeciwko, w sumie dzięki temu nie musieliście odpowiadać na żadne niewygodne pytania. Kilka razy zdarzyło się tak, że gdy „bawiliście się” lub rozmawialiście, znajdując się po tej samej stronie granicy, musieliście się szybko zmywać z powodu nieoczekiwanego przybycia współplemieńców jednej bądź drugiej strony. Nic nadzwyczajnego, ale dzięki temu miałaś okazję być teleportowana razem z półwampirem i odkryłaś całkiem interesującą rzecz. Otóż, gdy podczas teleportacji byłaś w ludzkiej postaci, lądowanie nieodmiennie kończyło się mdłościami i przysłowiowym puszczeniem pawia, ale kiedy twoją aktualną formą był wilk, znosiłaś to bez większych skutków ubocznych.
Jakiś czas późnej przyłapałaś się na tym, że traktujesz Kevina jakby był twoim najlepszym przyjacielem. Było to dość dziwne, bo choć znaliście się krótko, czułaś się, jakby był w twoim życiu od zawsze. Nie potrafiłaś już sobie przypomnieć, jak to było, zanim wasze drogi się spotkały. Trochę cię to martwiło, bo nie umiałaś sobie wyobrazić swojej reakcji, gdyby go z jakiegoś powodu zabrakło. Nie to, że go jakoś szczególnie lubiłaś i nie mogłaś bez niego żyć. Po prostu zawsze był z tobą szczery i w pewnym sensie stał się nieodłączną częścią twojej codzienności. Wiedziałaś, że zawsze możesz z nim porozmawiać na dowolny temat, czego nie mogłaś powiedzieć o większości członków twojej watahy. Choć wasze osobowości bardzo się różniły, fakt, iż oboje byliście półkrwi sprawiał, że większość waszych problemów i odczuć była podobna. Dzięki temu oboje mogliście się zdystansować do sytuacji i skorzystać z sugestii drugiego, która często była wyjściem, na które samodzielnie byście nie wpadli.
Jako że pierwiastek ludzki stanowił tyko połowę waszych jaźni, często wynikały między wami sprzeczki, a nawet kłótnie, nierzadko kończące się solidną bójką, po której wybuchaliście śmiechem jak dwójka rozbrykanych szczeniąt. Mimo że często obrywałaś, nie pozostawałaś dłużna azjacie, przez co czasem oboje wyglądaliście, jakbyście co najmniej spadli z drzewa i zostali stratowani przez stado dzików. Na szczęście siniaki i drobne rany szybko się goiły i kiedy późno w nocy wracałaś do domu, po bijatyce prawie nie było śladu.
No właśnie, prawie. Sokoli wzrok twojej siostry natychmiast dostrzegał rozmaite dolegliwości towarzyszące ci niemal bez przerwy. Nie pozostało też niezauważone, że po wykonaniu obowiązków znikasz gdzieś na całe dnie, wracając długo po zmroku. Owszem, starałaś się zawsze wygospodarować trochę czasu dla młodej, ale nie byłaś ślepa i widziałaś, że mimo twoich zapewnień, że wszystko jest w porządku, Gwail się martwi.
Któregoś razu grubo po północy skradałaś się do waszego wspólnego pokoju. Liczyłaś na to, że trzynastolatka śpi i nie chciałaś jej obudzić, jednak zaraz po przekroczeniu progu potknęłaś się i z cichym przekleństwem wpadłaś na szafkę nocną. Zerknęłaś na młodą waderę zwiniętą w kłębek na posłaniu i z mieszanymi uczuciami napotkałaś jej wzrok. Wypuściłaś powietrze z płuc i uśmiechnęłaś się niezbyt przekonująco, zrzucając ubrania i zakopując się pod kołdrą. W przeciwieństwie do Gwail, wolałaś spać w ludzkiej postaci. Już prawie odpłynęłaś do krainy snów, gdy na ziemię sprowadził cię cichy mentalny szept młodszej siostry.
~Dlaczego znowu wróciłaś tak późno?~ zapytała z nutką pretensji.
- Wybacz, że cię obudziłam – mruknęłaś, odwracając się na drugi bok. Od strony wilka dobiegło cię ciche sapnięcie.
~Nie spałam. Nie mogę zasnąć, kiedy cię nie ma~ wyszeptała. Westchnęłaś głęboko, posyłając młodej niewielki uśmiech i wyciągnęłaś rękę, drapiąc ją za uchem.
- Gwail, zrozum, nic mi nie będzie. Wiem, że się martwisz, ale jestem już dorosła. Potrafię o siebie zadbać. Poza tym nie zawsze będę przy tobie, wiesz o tym. Już niedługo skończę dziewiętnaście lat i Achim zacznie naciskać, bym znalazła sobie partnera. Póki co, jeszcze tu jestem, ale najpóźniej za dwa lata…
~Wiem, wiem. Nie musisz tego powtarzać za każdym razem~ mruknęła wilczyca, odwracając łeb w drugą stronę.
~Po prostu… Boję się, że za którymś razem nie wrócisz, że ten… ten wampir zrobi ci krzywdę…
Zaśmiałaś się cicho.
- Nie zrobi. Naprawdę sądzisz, że dałby radę? Dwie sekundy i pożałowałby, że w ogóle się odważył – no dobra, trochę się przechwalałaś przed siostrą, ale koniec końców zwykle wygrywałaś te wasze małe pojedynki, więc nie było to do końca bezpodstawne. Wytarmosiłaś z czułością pokryte brązowym futerkiem uszy młodej, życzyłaś jej dobrej nocy i już po chwili jedynym dźwiękiem w pokoju były dwa miarowe oddechy.

~*~*~*~

- Ja nie dam rady? Ja?! – warknęłaś, podchodząc niebezpiecznie blisko blondyna, błyskającego nienaturalnie białymi zębami w szyderczym uśmiechu, ale w jego oczach tańczyły wesołe iskierki.
- Wiesz… To może wydawać się łatwe, ale po jakimś czasie osoba, która nigdy wcześniej tego nie robiła, po prostu spada… - urwał i puścił ci oczko, opierając się niedbale o pień drzewa. Przewróciłaś oczami, bezbłędnie odczytując zawoalowane wyzwanie. Doskonale zdawałaś sobie sprawę, że Kevin może mieć rację, ale jego wcześniejsze komentarze mocno wjechały ci na ambicję, sprawiając, że byłaś podirytowana, a oburzenie i duma zaślepiły cię do tego stopnia, że nie potrafiłaś racjonalnie myśleć. Zbliżyłaś się jeszcze bardziej, niemal dotykając nosem jego podbródka, czując, jak twe uszy zmieniają kształt, a szczęka i kły wydłużają się nieznacznie. Chłopak nie był wiele wyższy od ciebie, ale te pół głowy różnicy w tym momencie nie napawały cię radością, zwłaszcza, że półwampir spoglądał na ciebie z góry jak na jakiegoś szczeniaka.
- Zapewniam cię, że ja tak prędko nie spadnę – wysyczałaś przez zaciśnięte zęby, spoglądając gniewnie w  jego ciemne oczy, które w tym momencie rozbłysły rubinowym blaskiem. Jednak gdy się odezwał, jego głos zabrzmiał łudząco obojętnie.
- I tak nie uda ci się mnie przebić – mruknął i odwrócił się do ciebie plecami, jakby uznając rozmowę za zakończoną. W rzeczywistości zrobił to tylko dlatego, byś nie mogła zobaczyć jego uśmiechu, którego nie miał siły już dłużej ukrywać. Z trudem powstrzymywał się od śmiechu, widząc, że wzięłaś jego docinki na poważnie. Na początku chciał się tylko z tobą podroczyć, ale teraz… teraz miał ochotę na coś więcej.
- Przebić? Nie mam zamiaru cię przebijać. Mam zamiar cię zmiażdżyć – syknęłaś z pewnym siebie uśmiechem.
- Tak uważasz? To może się założymy? – rzucił azjata przez ramię.
- Z przyjemnością – twój głos zabrzmiał niemal jak wilczy warkot, gdy Kevin na powrót stanął z tobą twarzą w twarz z miną wyrażającą nieznacznie rozbawienie.
- Doskonale. W takim razie jutro oboje zawiśniemy jak nietoperze i przegra ten, któremu pierwszemu pójdzie krew z nosa. Aha, i przegrany będzie musiał służyć zwycięzcy przez jeden cały dzień…
- Służyć? – przerwałaś mu, marszcząc z niezadowoleniem brwi. Owszem, uważałaś, że uda ci się wygrać, ale też nie byłaś głupia. Co prawda, po raz pierwszy zakładałaś się z wampirem, ale byłaś niemal pewna, że gdzieś jest jakiś haczyk, a zawiedziony błysk w oczach chłopaka tylko cię w tym przekonaniu utwierdził.
- No dobra, przez jeden dzień będzie spełniać życzenia zwycięzcy – poprawił się.
- Jedno życzenie – zaznaczyłaś tonem nie znoszącym sprzeciwu. Półwampir przewrócił oczami, a jego mina wyrażała znudzenie.
- Okej, okej, niech ci będzie. Jedno dowolne życzenie zwycięzcy, nie wykraczające czasowo poza jeden dzień. Pasuje?
Kiwnęłaś głową, wciąż nie do końca zadowolona z warunków zakładu, bo przecież w twoim ciele jest więcej krwi i jest bardziej prawdopodobne, że ci „farbnie” z nosa. Nagle zaświtała ci pewna myśl.
- Pasuje, ale pod jednym warunkiem. Przed rozpoczęciem zakładu wypijesz tyle krwi, ile tylko będziesz w stanie, że tak to ujmę, aż do porzygu.
Odpowiedziało ci tylko westchnienie i machnięcie ręką, po czym azjata oddalił się leniwym krokiem, posyłając ci zawadiacki uśmiech na pożegnanie.
- To do jutra! Liczę, że kiedy zawiśniesz do góry nogami, zafarbujesz całą ziemię pod spodem! – zawołałaś, szczerząc się na poły z radości, na poły złośliwie.
- O mój żołądek się nie martw, lepiej zainwestuj w pijawki, bo ciśnienie rozsadzi ci nos! – odkrzyknął Kevin i zniknął między drzewami. Pijawki. Też mi coś. Wystarczy, że z jedną muszę się użerać, mruknęłaś w myślach, odwracając się tyłem i zmierzając w stronę domu.
- Słyszałem – dobiegło cię odległe wołanie, a w odpowiedzi wystawiłaś w kierunku blondyna środkowy palec, doskonale wiedząc, jaka będzie reakcja. Już po chwili leżałaś na ziemi, zwijając się ze śmiechu, przygnieciona chłodnym ciałem zawzięcie łaskoczącego cię półwampira.

~*~*~*~

- To co, zakładamy? – Kevin mrugnął do ciebie wesoło, wyciągając krwistoczerwoną obrożę i pasującą do niej smycz. Opuściłaś łeb, niemal dotykając nosem ziemi, zastanawiając się jednocześnie, co ci strzeliło do głowy, by zgadzać się na ten cholerny zakład, który oczywiście przegrałaś, bo jakżeby inaczej? Półwampir przykucnął przy tobie i zapiął obrożę na twej szyi, gładząc cię po czarnym futrze na karku. Ten perfidny zimnokrwisty debil zażyczył sobie, byś spędziła resztę dnia jako jego pies i oczywiście nie miałaś prawa się sprzeciwić, gdy blondyn teleportował was do ludzkiego miasta, które nazwał Seulem. Z cichym westchnieniem pozwoliłaś się poprowadzić w nieznanym kierunku, myśląc, że to najbardziej upokarzający dzień w twoim życiu, jednak po kilku minutach uznałaś, że nie jest aż taki zły. Ludzkie miasto było fascynujące, pełne kolorów, dźwięków i zapachów. Przyzwyczajona do leśnego, niełatwego, ale spokojnego życia, chłonęłaś to wszystko całą sobą.
Przyspieszyłaś do truchtu, czując jakiś smakowity zapach, jednak już po chwili poczułaś szarpnięcie. Położyłaś po sobie uszy, zatrzymując się niechętnie.
- No, moja panno, nie ma tak łatwo – usłyszałaś rozbawiony głos azjaty. Twoje uszy opadły jeszcze niżej, kiedy zaczęłaś iść w tempie narzuconym przez blondyna.
- Nie martw się, jak dojdziemy do parku, to cię puszczę. Ale pod warunkiem, że będziesz się kręcić gdzieś w pobliżu – pocieszył cię chłopak, drapiąc delikatnie za czarnym uchem. Podniosłaś wyżej ogon i nawet zamachałaś nim kilka razy, ożywiona perspektywą względnej wolności. Zresztą na więcej nie miałaś co dzisiaj liczyć.
Po kilkunastu minutach spaceru zauważyłaś pewną zabawną rzecz. Mijający was ludzie albo omijali was szerokim łukiem, przyglądając ci się nieufnie, albo robili ci zdjęcia i piszczeli z zachwytu. Uniosłaś wyżej głowę, podążając przed siebie majestatycznym krokiem, dumna z tego, że znalazłaś się w centrum ludzkiej uwagi. Usłyszałaś, że Kevin śmieje się cicho, ale zignorowałaś go, zdecydowana wyciągnąć z tej, bądź co bądź, niezbyt komfortowej sytuacji jak najwięcej. Byłaś przekonana, że to kwestia czasu, aż ktoś do was podejdzie i nie myliłaś się. Już po chwili zbliżyła się do was grupka nastolatek, trochę starszych od Gwail. Przyglądałaś się im z nadzieję, że może będą miały jakieś smakołyki, ale niestety…
- Omo… Przepraszam, czy mogę go pogłaskać? – zapytała jedna z nich. Zerknęłaś na półwampira z niepokojem. Chłopak skinął przyzwalająco głową, a wtedy stadko ludzkich podrostków otoczyło cię ze wszystkich stron. Głaskano cię, ściskano, szeptano rzeczy w stylu „ale z ciebie słodziak” i generalnie ograniczano twoją przestrzeń osobistą poniżej niezbędnego minimum. Z deczka stłamszona, odchyliłaś uszy do tyłu, ale nie warknęłaś. Grzecznie czekałaś, aż pannice znudzą się i sobie pójdą, jednak twoja cierpliwość została wystawiona na ciężką próbę.
- To największy pies, jakiego w życiu widziałam! Jaka to rasa? – zapytała jedna z dziewczyn.
- Wilk – odpowiedział z uśmiechem twój „właściciel”. Nastolatka zakryła usta dłońmi.
- Prawdziwy? – na twierdzące skinienie głowy wszystkie zaczęły piszczeć. Położyłaś łeb na chodniku, zakrywając uszy łapami, by zmniejszyć docieralność tego irytującego dźwięku, krzywiąc się ta bardzo, jak ci na to pozwalała wilcza mimika.
- ______ nie lubi takich dźwięków – mruknął przepraszająco azjata, uciszając gestem dziewczyny. One oczywiście przeprosiły i wylały na ciebie kolejną falę czułości, którą dzielnie znosiłaś, dopóki jedna z nich przypadkiem nie nastąpiła ci na ogon. Podążając za instynktem, odwróciłaś się błyskawicznie, kłapiąc zębami centymetr od nogi nastolatki. Przerażona grupka momentalnie cofnęła się z krzykiem o kilka kroków, pozwalając ci odetchnąć.
- ______… - Kevin kucnął przy tobie i złapał cię za szyję, pocierając miarowo o jej boki, aż zjeżona sierść powoli opadła. Popatrzyłaś na niego złocistymi oczami, przekrzywiając nieco łeb.
- Nie wolno się tak zachowywać. Wiem, że to cię zabolało, ale ona na pewno nie zrobiła tego specjalnie. Na przyszłość postaraj się reagować mniej gwałtownie, dobrze? – powiedział, a w myślach dodał:
~Wybacz, ale nie chcę tu kłopotów, dlatego musisz bardziej się kontrolować.
Wydałaś z siebie niezadowolone parsknięcie, ale kiedy jego palce zacisnęły się mocniej na twojej sierści, schowałaś pysk w zagłębieniu jego szyi i polizałaś go po obojczyku, mrucząc w myślach obelgi pod adresem blondyna i ludzkiej głupoty. Chłopak zachichotał bezdźwięcznie, pogładził cię po głowie i podniósł się, pociągając za smycz i zmuszając cię do dalszego marszu.
Półwampir poprowadził cię do największego parku w okolicy, gdzie spuścił cię ze smyczy, tak jak obiecał. Z dziką energią pomknęłaś przed siebie, upajając się powietrzem chłoszczącym twoje ciało. Wymijałaś ludzi i zwierzęta, klucząc między eleganckimi klombami, drzewami i krzakami, przeskakując ławki i ozdobne żywopłoty, rozchlapując na wszystkie strony wodę ze stawu w centrum parku. Goniłaś wiewiórki, płoszyłaś gołębie i kaczki oraz bawiłaś się z psami, które, choć na początku nieufne, szybko przekonały się, że nie zamierzasz ich zjadać.
Kevin przyglądał się temu z lekkim uśmiechem, opierając się niedbale o drzewo, jak to miał w zwyczaju. W pewnym momencie wyczuł obok siebie czyjąś obecność.
- Piękną towarzyszkę sobie znalazłeś – odezwała się jego matka.
- To nie jest moja partnerka – zaprzeczył cicho azjata, a jego policzki nabrały nieco cieplejszego odcienia. Wampirzyca zaśmiała się perliście, kładąc dłoń na jego ramieniu.
- To jeszcze nie jest twoja partnerka, synu – poprawiła, wygładzając jego koszulę.
- Ale Prawo…
- Nie szukaj wymówek, kochanie, ja swoje wiem – powiedziała z rozbawieniem i ruszyła powoli w twoją stronę.
Uniosłaś głowę, przerywając zabawę. Twoją uwagę zwróciła zbliżająca kobieca postać. W jej sposobie poruszania było coś dziwnego, co wyróżniało ją na tle kręcących się dookoła ludzi. Chwilę później zawiał lekki wiatr, przynosząc ci jej typowo wampirzy zapach. Nastroszyłaś sierść, tak na wszelki wypadek, i stałaś sztywno, zastanawiając się, czego ona od ciebie chce.
~Witaj, _____. Wiele o tobie słyszałam ~ do twych myśli przebił się łagodny głos. Parsknęłaś nieufnie, rejestrując każdy jej ruch. Wampirzyca zatrzymała się tuż przed granicą między światłem a cieniem i ukucnęła wdzięcznie, wyciągając do ciebie dłoń. Po długiej chwili zdecydowałaś się podejść bliżej, gotowa odskoczyć na najmniejszą oznakę zagrożenia. Pakt obejmował tylko terytoria obydwu klanów, a tutaj, w ludzkim mieście nic cię nie chroniło.
Kobieta pogładziła cię delikatnie po miękkiej czarnej sierści, bawiąc się niewielkimi pędzelkami na końcach twych uszu.
~Cieszę się, że mój syn poznał kogoś takiego jak ty. Jesteś silna, mądra, piękna i inteligentna. Co prawda trochę brak ci rozwagi, ale ta przychodzi z czasem ~ matka Kevina posłała ci wyrozumiały uśmiech, bardzo podobny do tego, który zapamiętałaś z czasów dzieciństwa, kiedy to twoja rodzicielka tak się do ciebie uśmiechała. Poza tym słowa wampirzycy mile połechtały twoją próżność. Rozluźniłaś się trochę, parskając cicho i machając lekko końcówką ogona.
~Mam do ciebie tylko jedną prośbę, ______, jako kobieta do kobiety. Proszę, postaraj się nie zranić Kevina. Nie wiem, czy wiesz, ale mój syn miał bardzo trudne dzieciństwo i nawet teraz nie jest mu łatwo. Jego rówieśnicy są ślepo zapatrzeni w Lorda i jego Prawo, często traktując go jak gorszego. W gruncie rzeczy jesteś jedyną młodą osobą, przed którą się otworzył i bardzo bym nie chciała, by znów się zamknął we własnym świecie.
Pokiwałaś łbem ze zrozumieniem. W końcu sama byłaś mieszańcem i doskonale wiedziałaś, jak to jest, kiedy rówieśnicy wyśmiewają cię i wytykają palcami.
~Może być pani pewna, że jeśli on mnie nie zrani, ja również tego nie zrobię ~obiecałaś, krzyżując spojrzenia ze starszą wampirzycą, która uśmiechnęła się ciepło.

~Niczego innego nie oczekiwałam. Do zobaczenia, ______. Z pewnością jeszcze kiedyś się spotkamy ~powiedziała na pożegnanie i wstała z wdziękiem, rozpływając się w powietrzu.


2 komentarze:

  1. JA TO DOPIERO TERAZ ODKRYŁAM, NO JEJUUU, TO JEST PO PROSTU PROFESJONALNE! I CUDNE!
    Lecę czytać dalej, bo teraz naprawdę jestem pod wrażeniem *~*

    OdpowiedzUsuń
  2. Omo... Naprawdę tak myślisz? Komawo ;* x3 <333 XDD

    OdpowiedzUsuń