Oto jest. Wiem, że
temat wampirów i wilkołaków jest trochę oklepany, poza tym dość często spotyka
się wykorzystanie tej „zimnokrwistej” tematyki w stosunku do U-kiss, ale
zapewniam, że nie wzorowałam się na żadnym z istniejących już
opowiadań/scenariuszy/tym podobnych shitów xd
Mam nadzieję, że nie będzie
tak źle ;)
~Dla Miki. Mam
nadzieję, że ci się spodoba ;* ~
Wracałaś
właśnie z polowania, którego owocem był ogromny dzik przewieszony przez twoje
ramię oraz kilka sztuk dzikiego ptactwa i dwie sarny, niesione przez
pozostałych łowców. Z lekkim trudem przecisnęłaś siebie i zwierzynę przez
wejście do nory, a po kilku metrach z ulgą wyprostowałaś plecy. Dalej podziemny
korytarz rozszerzał się, przekształcając się w spore pomieszczenie – salę
wspólną. Już po chwili powitały cię pochwały i gratulacje pozostałych członków
watahy, które przyjęłaś z lekkim uśmiechem. Byłaś jedną z najlepszych, jeśli
nie najlepszą Łowczynią w watasze i zdążyłaś już przywyknąć do takich sytuacji,
jednak zawsze sprawiały, że czułaś się doceniona, zupełnie jakby to był
pierwszy raz.
Niespodziewanie
do twych nozdrzy wdarł się słodkawy zapach stęchłej krwi. Rozejrzałaś się błyskawicznie dookoła i w przeciwległym
krańcu pomieszczenia dostrzegłaś siedem nieruchomych postaci o bladej cerze,
zbyt bladej jak na człowieka, i azjatyckich rysach twarzy, dobitnie
świadczących o tym, z którego klanu pochodzą.
Z cichym
warknięciem rzuciłaś zdobycz na pobliski stół i gniewnym krokiem podeszłaś do
wampirów, za plecami czując wspierającą cię obecność pobratymców.
- Czego tu
szukacie? – twój głos odbił się echem w sali, w której nagle zrobiło się cicho
jak w grobie.
-
Przyszliśmy do waszego śmierdzącego gniazda z uprzejmym pytaniem od Lorda, czy
wasz wódz zapomniał o warunkach pokoju, czy jego psy po prostu są zbyt głupie,
by nie wchodzić tam gdzie nie potrzeba… – donośny głos tego z nich, który
najwyraźniej był przywódcą grupki posłów, wręcz ociekał pogardą i poczuciem
wyższości, wyprowadzając cię z równowagi. Wśród wilkołaków rozległ się gniewny
pomruk. Wyszczerzyłaś wydłużone kły i położyłaś po sobie wilcze już uszy, z
trudem opanowując żądzę mordu.
- Uważaj na
słowa, żywiący się krwią. Nierozsądnie jest mówić w ten sposób o kimś, kto ma
nad tobą przewagę liczebną – wysyczałaś, rzucając mu pełne furii spojrzenie lśniących
miodowozłotych oczu. Krwiopijca uśmiechnął się arogancko, a na dany przez niego
znak jego towarzysze rozstąpili się, ukazując związaną i trzęsącą się ze
strachu dziewczynę, w której rozpoznałaś swoją przyrodnią siostrę, Gwail.
Trzynastolatka spojrzała na ciebie przepraszająco oczami mokrymi od łez,
sprawiając, że cała złość zeszła na drugi plan, a zastąpił ją lęk i troska o
małą.
- Wypuśćcie
ją – warknęłaś przez zaciśnięte zęby, kalecząc sobie wnętrze dłoni pazurami.
Tamten tylko strzepnął niewidzialny pyłek z ramienia, udając, że cię tam nie
ma. Powiodłaś wzrokiem po beznamiętnych twarzach jego towarzyszy, których oczy
wyrażały obojętność, pogardę, rozbawienie… Tylko w źrenicach jednego z nich, blondyna,
przez moment zalśniło coś na kształt współczucia, ale znikło tak szybko, że nie
byłaś pewna, czy ci się nie przywidziało. Miałaś ochotę zawyć z bezsilnej
wściekłości. Nie mogłaś zrobić dosłownie nic, a gdybyś tylko spróbowała, młoda
w ułamku sekundy leżałaby martwa na ziemi. Poczułaś, jak czyjeś dłonie
odciągają cię do tyłu. Przez chwilę się opierałaś, ale w końcu znalazłaś się pomiędzy
pobratymcami. Czułaś bijące od nich emocje, niczym nie różniące się od twoich.
- ______,
opanuj się. Alfa zaraz przyjdzie i zaprowadzi porządek – usłyszałaś szept jednej
z Łowczyń. Przymknęłaś oczy i odetchnęłaś głęboko, rozluźniając mięśnie, a
twoje ciało powróciło do ludzkiej postaci. Ranki na dłoniach zaczęły pulsować,
co znaczyło, że rozpoczął się proces gojenia i za góra półtorej godziny nie
będzie po nich śladu.
Kilka chwil
później w jednym z wielu korytarzy prowadzących do części mieszkalnych pojawił
się Achim – Alfa, a za nim jego dwaj synowie, JangJa i YeonsoHan. Wilkołaki
skłoniły lekko głowy, okazując szacunek swemu przywódcy i na powrót wbiły wzrok
w bladoskórych posłów.
- Achimie – krwiopijca
skłonił się sztywno, z ledwo skrywaną niechęcią.
- Wampirze –
Alfa skinął krótko w odpowiedzi.
- Me imię
Soohyun. Lord Maneul przysyła pozdrowienia i ten oto „podarunek” – tu wampir
wypchnął przed siebie zapłakaną Gwail.
- Prosi też,
by takie przypadki nie miały miejsca w przyszłości, w przeciwnym razie będziemy
zmuszeni zerwać ten i tak chwiejny pokój między naszymi klanami – dodał, unosząc
kpiąco kąciki ust. Achim rozerwał pęta i przyciągnął do siebie trzynastolatkę,
która wtuliła się w niego rozpaczliwie.
- To się
więcej nie powtórzy. Możesz być pewien – odparł Alfa, spoglądając Soohyunowi
twardo w oczy, jednak jego twarz wyrażała wyłącznie obojętność.
- Doskonale
– syknął tamten i zniknął, a za nim pozostała szóstka. Wilkołaki z ulgą
wypuściły powietrze z płuc.
- Jak to się
stało? – Achim zwrócił się do dziewczynki.
- To był
wypadek… Ja… bawiłam się niedaleko… goniłam zająca… i on przeskoczył strumyk, a
ja za nim… i… i… i… - mała znowu wybuchnęła płaczem. Wilkołak westchnął cicho.
- ______,
zabierz siostrę – polecił. Podeszłaś szybko i delikatnie odciągnęłaś Gwail od Alfy,
szepcząc jej do ucha uspokajające słowa. Byłaś na nią trochę zła za jej
bezmyślność, ale w gruncie rzeczy czułaś ogromną ulgę, że skończyło się tylko
na strachu. W końcu wampiry mogły „dla przykładu” zrobić jej krzywdę, zabić, a
nawet zerwać ten cały pokój, panujący od zaledwie niecałej dekady. I tak
„pokój” to naciągane określenie, lepsze byłoby słowo „rozejm”, ale krwiopijcy
lubowali się używaniu skomplikowanych i wyszukanych słów.
Zaprowadziłaś
przyrodnią siostrę do waszego pokoju, gdzie usiadłaś na łóżku i pozwoliłaś jej
wypłakać się w ramię. Wiedziałaś, że tego potrzebowała. Po śmierci waszej matki
byłaś jedyną bliską jej osobą, praktycznie to ty ją wychowywałaś. Byłaś też,
oprócz niej, jedynym półwilkołakiem w watasze. Życie mieszańca nie było usłane
różami, wiedziałaś o tym doskonale, ale ty miałaś o tyle dobrze, że twym ojcem
był Alfa waszej watahy, a jej nic nie chroniło. Wasza matka była partnerką
Achima po śmierci jego wilkołaczej żony, ale kilka lat po urodzeniu ciebie
została zgwałcona przez samotnego wilka i umarła przy narodzinach małej.
Opiekowałaś się nią więc od szczeniaka, zawsze byłaś przy niej, a Gwail
wiedziała, że może na ciebie liczyć w każdej sytuacji.
- W porządku?
– spytałaś, a dziewczynka tylko pociągnęła nosem i kiwnęła leciutko głową.
- Dobrze.
Tylko następnym razem bardziej zwracaj uwagę na to, gdzie biegasz, okej? –
młoda znów pokiwała głową.
- Ja tylko…
już prawie go miałam. I pomyślałam, że… że nic się nie stanie, jeśli na
sekundkę tam pójdę, że nikt tego nie zauważy… ______, wszyscy z mojej grupy już
umieją upolować zająca, tylko mnie się to jeszcze nie udało i nie chciałam, by
się ze mnie śmiali – trzynastolatce znów zalśniły oczy, a bródka zaczęła drżeć
niebezpiecznie. Pogładziłaś ją uspokajająco po głowie.
- Nikt się
nie będzie z ciebie śmiał. Przecież połowa z nich jeszcze miesiąc temu nie umiała
się przemieniać, a ty umiałaś pierwsza, prawda? – wilkołaki zaczynały się
przemieniać w okresie dojrzewania, który następował u nich około rok później
niż u ludzi. Tak więc Gwail przeszła pierwszą przemianę w wieku dwunastu lat, a
jej wilkołaczy rówieśnicy dopiero w tym roku.
- Ale… po
dzisiejszym to na pewno będą… - dziewczynka wciąż miała nietęgą minkę.
- Och, daj
spokój. Pamiętasz, jak się ze mnie śmiali, kiedy byłam w twoim wieku? I co, i
teraz jestem najlepszą Łowczynią w watasze. Zobaczysz, za kilka lat ty również będziesz
w czymś najlepsza, a im będzie głupio – pocieszyłaś siostrę, której buźka od
razu się rozpromieniła.
- ______, a
kto ci tak najbardziej dokuczał? Ale najbardziej najbardziej? – zapytała z
ciekawością mała. Ułożyłaś się wygodnie na łóżku i zastanowiłaś się chwilę,
nawijając na palec kosmyk kruczoczarnych falowanych włosów.
- Pamiętasz
Hangmuna? Tego wysokiego, chudego wilkołaka o ogromnych wyłupiastych oczach.
Wydaje mi się, że to on był najgorszy. Pamiętam, jak raz mnie podpuścił, że
ludzie trzymają w domach ogromne potwory strzegące ich skarbów i że tylko
najsilniejsi potrafią go zabić.
- I co
zrobiłaś? – zapytała Gwail, opierając policzek na dłoni.
- Oczywiście
następnej nocy zakradłam się do najbliższego domu, ale zamiast potwora zastałam
tam tylko małą, irytującą, szczekającą kulkę futra i człowieka ze strzelbą. Po
powrocie ojciec nieźle złoił mi skórę za moją głupotę – zachichotałaś na
wspomnienie wkurzonej miny Achima. I choć boleśnie zapłaciłaś za łatwowierność,
taki widok był wart obejrzenia – twarz wilkołaka stawała się wtedy czerwona i
nadęta, by po chwili zblednąć, a za kilka sekund znów nabrać kolorów.
Nagle
wpadłaś na pewien pomysł.
- Gwail, a
co ty na to, żebyśmy się wybrały na małe polowanie? Tylko ty i ja. Pokażę ci
też kilka niezłych sztuczek – zaproponowałaś, a trzynastolatce oczy zaświeciły
z podekscytowania.
- Chodźmy! –
zawołała i już jej nie było. Zaśmiałaś się i pobiegłaś za nią, zmieniając po
drodze postać.
~*~*~*~
Dwie godziny
później twoja przyrodnia siostra miała na koncie dwa zające i kuropatwę, a
teraz uganiała się za dwiema młodymi sarenkami, które odłączyły się od stada.
Przyglądałaś się temu z pewnej odległości, warcząc ostrzegawczo, gdy młoda
wadera zbytnio zbliżyła się do strumyka. Pech chciał, że najlepsze tereny
łowieckie znajdowały się tak blisko granicy terytoriów.
W pewnym
momencie poczułaś charakterystyczny, choć nieco przytłumiony wampirzy odór.
Zjeżyłaś sierść na karku i odsłoniłaś kły, odwracając łeb w stronę bladej
postaci ukrytej w cieniu po drugiej stronie. Był to jeden z posłów, blondyn,
opierający się niedbale o drzewo nad brzegiem potoku. Warknęłaś przeciągle, ale
krwiopijca nic sobie z tego nie robił. Uniósł tylko lekko kącik ust i dalej
wodził wzrokiem za polującą Gwail.
~Nie ufacie nam? ~ nawet telepatycznie
twój głos brzmiał jak głuchy warkot. Azjata nie zaszczycił cię nawet przelotnym
spojrzeniem, ale byłaś pewna, że usłyszał.
~Alfa powiedział, że to się więcej nie
powtórzy. Kwestionujesz jego słowo? ~ spróbowałaś jeszcze raz, ale ponownie
odpowiedziało ci obojętne milczenie.
~Arogancki dupek ~ mruknęłaś do siebie,
ostentacyjnie odwracając się do niego tyłem.
- Kevin, dla
twojej informacji – z niedowierzaniem zerknęłaś za siebie, nie wierząc w to, co
usłyszałaś. Gdybyś była w ludzkiej postaci, na pewno opadłaby ci szczęka.
~Że co proszę? ~ spytałaś, ale wampir
znów cię zignorował. Pokręciłaś łbem, wzdychając w myślach i ułożyłaś się
wygodniej na trawie. Kilka minut później zadowolona Gwail przytargała do ciebie
zakrwawione truchło sarenki. Polizałaś ją po jasnym pyszczku, czyszcząc go z
resztek rubinowej cieczy.
~Doskonale! Jestem pewna, że żaden z
wilkołaków z twojej grupy nie złapał jeszcze sarny ~ pochwaliłaś, a wadera
zamachała z dumą puszystym ogonem. Po chwili dostrzegła postać po drugiej stronie
granicy.
~Co on tu robi? Przecież Achim powiedział…~
zaczęła, jeżąc brązowawe futerko na karku. Ponownie ją polizałaś, nie podnosząc
się z ziemi.
~Też mu to mówiłam, ale najwyraźniej w jego
zimnej, aroganckiej dupie jest wystarczająco dużo miejsca, by pomieścić nas
obie ~ blondyn prychnął cicho, słysząc wasz mentalny śmiech.
- Powiedział
wilkołak, który nie umie upilnować swojego szczeniaka – odgryzł się, patrząc na
was z lekką urazą. Wyszczerzyłaś zęby, wydając z siebie groźny pomruk.
~Odwal się od mojej siostry, pijawo ~
powiedziałaś, unosząc się nieco na łapach.
- To odwal
się od mojej dupy, suko – odparł Kevin, obrzucając cię wyzywającym spojrzeniem.
~Nie wiedziałam, że wampiry znają takie
krótkie i mało wyrafinowane określenia ~ parsknęłaś pogardliwie, mierząc go
deczko wkurzonym spojrzeniem.
- Jeśli mają
zadawać się z psami, muszą mówić tak, by obelga została zrozumiana. Bo co to za
zabawa obrażać zwierzę w języku, który jest dla niego za trudny? – chłopak
zaśmiał się złośliwie, widząc twoją rosnącą złość.
~Uważaj na słowa ~ wycharczałaś, słysząc
dobiegający od strony młodej wściekły warkot. Wampir zignorował cię, wpatrując
się w niebo nad twoją głową. Spojrzałaś do góry i ujrzałaś przelatującego
ptaka, przy którym pojawił się blondyn, by zaraz zniknąć ze swoją zdobyczą.
Kłapnęłaś zębami, gotując się z wściekłości. Teleportacja – najbardziej
wkurwiająca zdolność krwiopijców. Mogły się pojawiać w dowolnym miejscu, które
kiedykolwiek widziały lub im opisano.
~Chcesz zginąć? ~ warknęłaś, wbijając
gniewny wzrok w bladą postać, jak gdyby nigdy nic posilającą się złapanym
właśnie ptakiem.
-
Teoretycznie nie przekroczyłem granicy waszego terytorium – zauważył azjata,
wyrzucając bezkrwiste truchło do wody. Niestety miał rację – nie dotknął stopą
ziemi należącej do waszej watahy. Z wielkim trudem odwróciłaś się od niego, nie
chcąc stracić nad sobą panowania i potruchtałaś w stronę domu. Gwail ociągała
się chwilę, po czym pobiegła za tobą, co chwilę zerkając groźnie na wampira,
który patrzył za wami z triumfalnym uśmieszkiem na zakrwawionych ustach.
~*~*~*~
Podobna
sytuacja powtarzała się za każdym razem, gdy przechodziłaś w pobliżu granicy, zupełnie
jakby krwiopijca cię śledził. Miałaś już tego po dziurki w nosie i
zastanawiałaś się, ile jeszcze czasu minie, zanim wampir się od ciebie
odpierdzieli. Wkurzało cię to, że blondyn zawsze na wszystko miał odpowiedź,
niekoniecznie miłą i zwykle z jakimś złośliwym podtekstem. Doszło nawet do
tego, że jego twarz wykrzywiona w pełnej złośliwości i pogardy imitacji uśmiechu
śniła ci się po nocach, sprawiając, że rano wstawałaś wściekła i niewyspana.
Mimo
ewidentnej wrogości między wami jakaś część ciebie cieszyła się z tych spotkań.
Po jakimś czasie przyłapałaś się na tym, że specjalnie wybierasz takie zadania,
by choć przez krótki czas znaleźć się niedaleko granicy. Nie rozumiałaś, jak to
możliwe, że te sprzeczki, które każdorazowo wytrącały cię z równowagi, mogą dostarczać
ci rozrywki? Przecież to nielogiczne! Ale i tak nie umiałaś powstrzymać
krzywego uśmiechu na myśl o spotkaniu z „Panem Irytującym”.
Wszystko
było we względnym porządku, do czasu, aż któregoś razu postanowiłaś dać Gwail kolejną
lekcję polowania. Kevin znajdował się w tym samym miejscu, co zawsze i o ile
mogłaś coś wywnioskować z jego wyrazu twarzy, to był w względnie dobrym
nastroju. Postanowiłaś zignorować jego obecność i poleciłaś siostrze zająć się
tropieniem, a sama ułożyłaś się wygodnie wśród traw w ten sposób, by nie
widzieć obserwującej was postaci.
- Wygląda na
to, że twoja jakże pojętna uczennica ma problem z koordynacją – zauważył
blondyn z nutką złośliwości w głosie.
~To nie twoja sprawa ~ mruknęłaś, z
lekkim zażenowaniem obserwując, jak przyrodnia siostra podnosi się z ziemi po
potknięciu i biegnie dalej z nosem przy ziemi.
- Może i
nie, ale to zabawne patrzeć, jak wilk wywija orła na równym terenie –
powiedział tonem, który strasznie działał ci na nerwy.
~Zabawne to jest słuchanie twoich niemądrych
mądrości, kiedy udajesz, że wiesz cokolwiek na temat wilkołaków ~ odgryzłaś
się, spoglądając na niego lśniącym złocistym okiem. Wampir wyszczerzył się w nędznej
parodii uśmiechu, wywołując u ciebie chichot.
- Wiesz, ta
twoja mała suczka całkiem smakowicie wygląda – wymruczał, sprawiając, że czarna
sierść zjeżyła się na twym karku.
~Wara ci od niej! ~ warknęłaś,
odsłaniając kły.
- No ale
popatrz, ona bardziej wygląda na ofiarę niż łowcę, nie mam racji? – krwiopijca
zaczął oglądać swoje paznokcie, kompletnie cię ignorując. Zerknęłaś w kierunku
Gwail i wzniosłaś oczy ku niebu, bo trzynastolatka pędziła właśnie w twoją
stronę, uciekając przed stadkiem dzików.
~______! ~ zawołała, patrząc na ciebie
błagalnie. Westchnęłaś cierpiętniczo, jeżąc maksymalnie sierść, by wydawać się
jeszcze większą, niż w rzeczywistości i z groźnym pomrukiem rzuciłaś się na najbliższego
zwierzaka, wgryzając się w jego kark. Pozostałe świniaki zahamowały gwałtownie,
potykając się o własne nogi i konającego pobratymca. Zaskowyczałaś krótko,
kiedy jeden z nich nastąpił ci na łapę i już po chwili wypatroszony dzik leżał
na trawie obok tego pierwszego. Reszta, kiedy poczuła zapach świeżej krwi,
odwróciła się i czym prędzej odbiegła w stronę lasu.
~Co ci strzeliło do głowy?! Mówiłam, żebyś
trzymała się z daleka od dzików ~ ofuknęłaś siostrę, która skuliła się,
chowając ogon między nogami.
~Ja… przepraszam… ~ mruknęła cicho.
-
Przepraszaj, przepraszaj, masz za co! Przez ciebie twoja siostra… Nie no, nie
mogę! – Kevin nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem.
~Zamknij się, dupku! ~ warknęłaś.
- Bo co?
Rozprujesz mnie tak jak tamto biedne zwierzę, które zawiniło tylko tym, że
goniło tę ofiarę losu? – oczy wampira poczerwieniały, gdy wbił w ciebie
pogardliwy wzrok.
~Nie nazywaj jej tak ~ twoje oczy
rozbłysły wewnętrznym ogniem, gdy odpowiedziałaś mu tym samym.
- A jak?
Niezdarny zajączek? Strachliwa fajtłapa? – szydził krwiopijca, nie zaszczycając
małej nawet spojrzeniem. Z twej piersi wyrwał się wściekły bulgot i już
spinałaś się do skoku, gdy twą uwagę odwrócił cichy szloch. Gwail ze łzami w
pięknych wilczych oczach cofała się z podkulonym ogonem, a z jej gardła
wydobywało się ciche pokasływanie.
~Siostrzyczko… ~ postąpiłaś krok w jej
stronę, ale wadera odwróciła się i uciekła ile sił w łapach. Wzięłaś głęboki
oddech, z trudem opierając się chęci rozszarpania blondyna na drobne
kawałeczki.
~Przegiąłeś. Módl się, żeby Achim nie uznał
za stosowne rozpierdolenia wszystkiego w cholerę ~ warknęłaś, nie patrząc
na azjatę i pobiegłaś za siostrą.
~*~*~*~
Achim
zareagował gwałtowniej niż się spodziewałaś. Gdy tylko jako tako się uspokoił,
wysłał gońca do wampirzego Lorda z „prośbą o spotkanie”. Dziwnym trafem padło
na ciebie, dlatego teraz, wciąż wściekła, pędziłaś jak na skrzydłach w kierunku
granicy. Kevin czekał już po drugiej stronie strumyka, oparty o to samo drzewo,
co wcześniej.
- Co tam
zwierzaku, znudziło ci się życie? – zagadnął z kpiącym uśmieszkiem, nie
sięgającym jednak oczu, w których pod pozorną obojętnością kryło się coś na
kształt niepokoju i… poczucia winy? Prychnęłaś pogardliwie i lekko
przeskoczyłaś potok, lądując tuż obok zaskoczonego wampira, po czym zmieniłaś
się w człowieka i wcisnęłaś mu w ręce torbę z listem od Alfy.
- Przekaż to
waszemu Lordowi. Tylko bez żadnych przekrętów. Nie sądzę, by był zachwycony,
gdybyś to zgubił – burknęłaś, pukając go palcem w pierś i już po chwili mknęłaś
między drzewami spowrotem do domu, zostawiając za sobą oniemiałego krwiopijcę.
Zaśmiałaś się złośliwie na wspomnienie jego miny. Pierwszy raz widziałaś, żeby
te zimne i nieczułe istoty potrafiły wykazać się taką ekspresją. Odczuwałaś
złośliwą satysfakcję z tego powodu, przesłaniającą nawet złość i urazę do owego
osobnika. Co za kretyn. Oj wampirku, następnym razem to ja się będę
z ciebie nabijać…
~*~*~*~
Szliście w
zwartej grupie, dumnie stąpając po miękkiej trawie – Alfa i jego świta,
siódemka najlepszych Łowców watahy. Z naprzeciwka nadchodził wampirzy orszak
złożony z Lorda i siedmiu krwiopijców, kryjących się wśród długich cieni
zalegających na łące, wśród których dostrzegłaś również pewnego irytującego
blondyna. Znajdowaliście się na ziemi niczyjej, przeznaczonej właśnie do takich
spotkań, a w oddali można było dostrzec zabudowania świadczące o obecności
ludzi.
Zatrzymaliście
się w odległości około dziesięciu metrów od siebie, mierząc się nawzajem
chłodnym i nieufnym wzrokiem.
- Doszły
mnie słuchy, że twoi ludzie celowo prowokują moje wilki, by te przekroczyły
granice – odezwał się Alfa, mierząc wzrokiem wampirzego Lorda. Tamten tylko
strzepnął wyimaginowany pyłek z ramienia i przygładził fałdy
purpurowoczerwonego płaszcza.
- To jedynie
pomówienia – odparł, krzyżując wzrok z wilkołakiem.
- Wątpię, by
moja Łowczyni kłamała – Achim obstawał przy swoim. Oczy w kolorze zaschniętej
krwi otaksowały cię uważnym spojrzeniem, sprawiając, że zadrżałaś, jednak nie
spuściłaś wzroku.
- W istocie.
Zatem sprawa ta wymaga wnikliwej analizy – Maneul skłonił się ledwo
dostrzegalnie i zamaszystym gestem wskazał na spory czerwony namiot o
krawędziach obszytych złotogłowiem, po czym razem z Alfą zniknęli w jego
wnętrzu.
Obie grupy
zmierzyły się nieufnym, żeby nie powiedzieć wrogim spojrzeniem. Oni sztywno
wyprostowani, wy lekko pochyleni, w niewielkim rozkroku. Po długiej, ciągnącej
się w nieskończoność chwili zaczęliście pojedynczo odchodzić w swoją stronę –
wampiry do czarnego namiotu rozstawionego nieopodal, a wilkołaki w kierunku
dużego stosu suchych gałęzi, których użyli do rozpalenia ogniska. Po chwili
płomień wesoło trzaskał, rozświetlając półmrok zalegający dookoła. Zapatrzyłaś
się na znikającą za horyzontem tarczą słońca, jednym uchem słuchając rozmów
pozostałych Łowców.
- …ciekawe
co z tego wyjdzie. Może pijawy wreszcie zaczną pilnować swoich tyłków zamiast
ciągle nas wkur… ekhm… wyprowadzać z równowagi.
- Chyba
śnisz! To jedyna niezwiązana z jedzeniem rozrywka w ich parszywym życiu, także
ten… raczej nie odpuszczą.
- Aghrrr…
Dlaczego mam wrażenie, że tylko nam zależy na tym rozejmie? Równe dobrze
moglibyśmy ich wszystkich wyrżnąć i byłoby po sprawie…
- Stul pysk,
kretynie! Mało naszych już zginęło w tej bezsensownej wojnie? Irytujące czy
nie, lepsze to niż ciągły strach o rodzinę.
Wśród
wilkołaków zaległa cisza, przerywana tylko trzaskaniem płomieni. Pokręciłaś
głową i odeszłaś od ogniska. Już po chwili w wilczej postaci skierowałaś się w
stronę lasu. Biegłaś szybko, choć nigdzie się nie spieszyłaś. Wymijałaś zwinnie
drzewa pojawiające się na tej drodze, upajając się widokiem, zapachem i smakiem
bezksiężycowej nocy.
Nagle twą
uwagę przykuł znajomy zapach. Podążyłaś za nim, ciekawa, co też on może robić
tak daleko od tego ichniego namiotu. Wybiegłaś na niewielką polankę, gdzie
twoim oczom ukazał się Kevin siedzący na pniu zwalonego drzewa, patrzący w
gwiazdy. Podeszłaś ostrożnie bliżej, a trawa szeleściła cicho pod twoimi
łapami. Przemknęło ci przez głowę, że teraz łatwo byłoby go zabić, ale zaraz
odepchnęłaś tę myśl. Achim nie podziękowałby ci za wywołanie wojny. Wskoczyłaś
na drugi koniec pnia i usiadłaś tak daleko od wampira, jak tylko się dało, po
czym uniosłaś pysk, przyglądając się iskrzącym się punktom na niebie.
- Podobno
każdy człowiek ma swoją gwiazdę. Kiedy się rodzi, jego gwiazda kształtuje się z
gwiezdnego pyłu, a kiedy umiera, wybucha lub spada na ziemię – odezwał się tamten
po dłuższej chwili. Zerknęłaś na niego jednym złotym okiem, nieco zaskoczona,
że nie rzucił jakiejś złośliwej uwagi pod twoim adresem. Azjata opierał brodę
na kolanie, wpatrując się w przestrzeń, a na jego twarzy malowały się sprzeczne
emocje. Przybrałaś ludzką postać i usiadłaś w ten sam sposób, ignorując głos
nawołujący cię do zniszczenia tego kruchego spokoju między wami.
- Ciekawe,
czy ja też mam swoją gwiazdę – szepnęłaś, składając ręce na kostce.
- Wątpię.
Psy to nie ludzie – zmrużyłaś oczy, unosząc odrobinkę górną wargę, jednak zanim
zdążyłaś wymyślić coś obraźliwego, bladoskóry westchnął z lekkim smutkiem.
- Wybacz.
Nie chciałem tego powiedzieć – mruknął, uciekając wzrokiem przed twoim
zaciekawionym spojrzeniem. Jego zachowanie zdecydowanie zaczęło cię intrygować.
- Co ci się
stało? Uderzyłeś się w głowę? – zapytałaś półżartem, ale odpowiedziało ci tylko
milczenie. Zaległa między wami dość niezręczna cisza.
- Czy to nie
dziwne? Pierwszy raz od… w sumie od zawsze mam ochotę z tobą normalnie pogadać.
I nawet nie przeszkadza mi aż tak bardzo, że jesteś wilkołakiem. Głupie, nie? –
zaśmiał się chłopak. Przez dłuższy czas biłaś się z myślami, ale w końcu
postanowiłaś wyprowadzić blondyna z błędu.
- Nie jestem
do końca taka, jak… Jestem tylko w połowie wilkołakiem – wydusiłaś w końcu,
odwracając twarz, jakby było to coś wstydliwego, bo w pewnym sensie było.
- Serio?! –
pokiwałaś głową, zastanawiając się, czemu właściwie powiedziałaś o tym temu
irytującemu osobnikowi. Prawdopodobnie dałaś mu tylko kolejny powód do
nabijania się z ciebie…
- Ja też
jestem półkrwi – zaskoczona uniosłaś wzrok i wasze spojrzenia się spotkały.
- Jaja sobie
ze mnie robisz – powiedziałaś z niedowierzaniem, ale Kevin pokręcił głową. Jego
oczy lśniły z podekscytowania.
- Nie
wierzysz mi? W takim razie zawrzyjmy układ, że od dzisiaj będziemy mówić tylko
prawdę – wyciągnął do ciebie rękę, na którą spojrzałaś, jakby była jadowitym
wężem.
- Na pewno
wszystko z tobą w porządku? – zapytałaś z powątpiewaniem, na co tamten parsknął
z irytacją.
- Dobra,
tylko dzisiaj, pasuje? Ja tu próbuję być miły, a ty…
- No dobra,
niech ci będzie – przerwałaś mu, ujmując jego dłoń i szarpnięciem zrzucając go
na ziemię. Półwampir syknął cicho i sekundę potem znalazł się tuż obok ciebie,
sprawiając, że cicho pisnęłaś.
- Nadal masz
ochotę na żarty? – rzucił, a gdy nie zareagowałaś, z ciężkim westchnieniem
odsunął się kilka metrów.
- To może
powiesz mi, jak to możliwe, że wampir spiknął się z człowiekiem? Wydawało mi
się, że wy ich po prostu zjadacie… - odezwałaś się po dłuższej ciszy. Kevin
usadowił się wygodniej i po chwili zaczął mówić cichym, trochę smutnym głosem.
- Wśród
wampirów to wielka hańba, złączyć się ze śmiertelnikiem. Zwykle karą za to jest
śmierć, ale moja matka jest córką Lorda i tylko temu zawdzięczamy życie.
Natomiast ojcu niestety się nie poszczęściło…
Twoje oczy
zrobiły się okrągłe jak spodki. Wiedza, którą posiadałaś na temat wampirów sprowadzała
się do tego, że żywią się krwią, są wrażliwe na słońce, żyją ponad dwukrotnie
dłużej niż ludzie i są strasznie irytujące. Nic poza tym. Przysunęłaś się
trochę bliżej, uznając, że teraz twoja kolej, by coś opowiedzieć.
- U nas to
nie ma aż takiego znaczenia, po prostu nie zdarza się to zbyt często. Moja
matka była partnerką Achima. Umarła trzynaście lat temu, przy narodzinach
Gwail…
- Tej małej
wilczycy? – wtrącił blondyn, również się przysuwając, a ty potwierdziłaś
skinieniem głowy.
- Opiekuję
się nią od szczeniaka. Jest najbliższą mi osobą i strasznie mnie irytuje, jeśli
ktoś sprawia jej przykrość bez widocznego powodu… - tu zerknęłaś z ukosa na
azjatę, na którego twarzy odmalował się cień skruchy.
- Postaram
się więcej tego nie robić – uśmiechnął się nieśmiało. Uniosłaś lekko kąciki
ust, przyglądając mu się uważniej. Jak na wilkołacze standardy nie był jakimś
super ciachem, ale po dłuższej chwili w jego postawie, oczach, kształcie ust zauważało
się coś takiego, co przykuwało uwagę.
- Jeśli
wolno spytać… Czym się różnisz od przeciętnego wilkołaka? – pytający głos
Kevina sprowadził cię na ziemię.
- Huh? Dobra…
Więc… Jako wilk jestem drobniejsza i zwinniejsza, choć nie tak silna. Łatwiej
też jest mi się opanować i oprzeć się wilczym instynktom... Umm… Częściej
dostrzegam nietypowe dla wilkołaków rozwiązania… iii… to chyba tyle –
wzruszyłaś ramionami – A ty? – spojrzałaś na chłopaka z ciekawością.
- Nooo…
Słońce mi trochę mniej szkodzi, nie ciągnie mnie też aż tak bardzo do siłowych
rozwiązań i mogę się około dwukrotnie dłużej obyć bez krwi i pozostać przy
zmysłach, a to dzięki temu, że mój organizm sam wytwarza czerwone krwinki.
- Krwinki? A
co one mają do rzeczy? – zapytałaś, nie bardzo rozumiejąc. Azjata uśmiechnął
się lekko.
- Wiesz, dlaczego
wampiry piją krew? – odpowiedział pytaniem na pytanie. W sumie to nigdy się nad
tym nie zastanawiałaś.
- Eee… żeby
zjeść? – strzeliłaś, ale rozbawiony półwampir pokręcił głową.
- Pijemy
krew żeby przeżyć. Wampir nie potrzebuje krwi do jedzenia. W ogóle nie
potrzebuje jedzenia. Krew jest mu potrzebna do oddychania. Widzisz, ciało
przeciętnego wampira nie wytwarza czerwonych krwinek, które przenoszą tlen i są
niezbędne do życia, dlatego pobiera je z innych organizmów, na przykład
zwierząt lub ludzi. W krwioobiegu przeciętnego człowieka znajduje się około
pięć litrów krwi. Taka ilość wystarcza wampirowi na niecałe dwa tygodnie. A
mnie… cóż, prawie na miesiąc, bo dzięki ludzkim genom mój organizm częściowo
sam się zaopatrza w krew. Teoretycznie byłbym w stanie przeżyć, jedząc tylko
ludzkie jedzenie, ale prawdopodobnie mój mózg zostałby w nieodwracalnie
uszkodzony.
- A po co
ludzkie jedzenie? Myślałam, że żywicie się tylko krwią… - wtrąciłaś, wywołując
u towarzysza cichy śmiech.
-
Teoretycznie możemy, bo krew zawiera wszystkie związki potrzebne do
prawidłowego funkcjonowania, ale ja tam lubię smak zwykłych potraw. Trudno by
mi było obyć się na przykład bez pizzy…
Zaśmiałaś
się razem z nim, czując rosnącą sympatię do Kevina. Szczegół, że nie
wiedziałaś, co to pizza, ale bawiło cię, że jakiś wampir, nawet jeśli tylko w
połowie, jest aż tak przywiązany do jedzenia.
- A co byś
zrobił, gdyby wybuchła wojna? – zmieniłaś temat, przypominając sobie o wcale
nie nieprawdopodobnej wersji przyszłości. Półwampir również spoważniał,
spuszczając wzrok.
- Pewnie
byśmy się powyrzynali nawzajem i niedobitki naszych klanów albo zawarłyby
pokój, albo biłyby się do ostatniego członka rasy i odeszły w zapomnienie…
- Ja nie
pytam o to, co by się stało, tylko o to, co TY byś zrobił – przerwałaś mu.
Chłopak westchnął cicho, bawiąc się palcami.
- Nie wiem…
Najprawdopodobniej walczyłbym razem z resztą mojego klanu. A czemu pytasz?
- Wiesz…
przez twój dzisiejszy wybryk bardzo możliwe, że nie obędzie się bez nawet
krótkiej wojny. Achim oczywiście dołoży wszelkich starań, by jednak tego
uniknąć i mam nadzieję, że wasz Lord nie ma ochoty na wzajemne mordowanie się…
- Wierz mi,
nikt nie pragnie spokoju tak bardzo jak on, zwłaszcza teraz, gdy ród… Ech,
pewnie nasza polityka mało cię obchodzi… - azjata pokręcił głową zrezygnowany,
wpatrując się w odległy punkt. Przysunęłaś się odrobinę, odnosząc wrażenie, że
Kevin czuje się bardo samotny, co z niewiadomego powodu poruszyło w tobie jakąś
strunę.
- Jak
chcesz, to możesz mi opowiedzieć. Zawsze mnie ciekawiło, jak wygląda wasze
życie – to nie do końca była prawda, bo zaczęło cię to zastanawiać dopiero
niedawno, ale uznałaś, że delikatne nagięcie faktów w niczym nie zaszkodzi.
Półwampir zerknął na ciebie z powątpiewaniem wymieszanym z iskrą nadziei, a
kiedy ponagliłaś go gestem, najpierw z wahaniem, a potem coraz pewniej zaczął
ci opowiadać o wampirzej hierarchii, polityce i zwyczajach.
~*~*~*~
Nawet nie
zauważyłaś, kiedy gwiazdy przygasły, a niebo na wschodzie zaczęło się
rozjaśniać. Przez całą noc dyskutowałaś z Kevinem na różne tematy, od polityki
na zwyczajach godowych skończywszy. Nie bardzo ci się uśmiechało rozmawiać z
jakimkolwiek facetem o takich sprawach, ale że podekscytowany półwampir
wyglądał po prostu rozczulająco… Nie umiałaś mu nie odpowiedzieć na
którekolwiek z zadanych pytań.
Prychnęłaś
cicho, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Co,
przeziębiłaś się? – zapytał żartobliwie blondyn, ale w jego głosie dało się
wyczuć nutę troski. Potrząsnęłaś przecząco głową, nie mogąc się temu nadziwić.
- Nie,
wszystko w porządku, po prostu… zadziwiające, jak bardzo może się zmienić
nastawienie przedstawicieli dwóch wrogich ras i to w ciągu jednej nocy…
Azjata
pokiwał głową ze zrozumieniem, przybierając zamyślony wyraz twarzy.
- Też mi to
przyszło na myśl. I pomyśleć, że wystarczyło postarać się nie obrażać nawzajem,
żeby móc normalnie pogadać. Aż dziwne, że wcześniej na to nie wpadłem –
pokręcił głową w podobny sposób, co ty. Zachichotałaś z rozbawieniem,
obgryzając przydługie paznokcie.
- Ale wiesz,
my jesteśmy tylko połówkami. Pewnie pełnokrwistym jest trudniej powstrzymać się
od wzajemnej złośliwości – zauważyłaś, po czym zeskoczyłaś z pnia i otrzepałaś
spodnie.
- Spójrz,
już świta – wskazałaś na różowiejący horyzont na wschodzie. Chłopak zrobił to
samo, co ty przed chwilą i przystanął obok ciebie.
- I co
teraz? Znowu będziemy dla siebie niemili i złośliwi? – rzucił po dłuższej
chwili z nutą czegoś jakby… smutku? Żalu? Westchnęłaś cicho, czując lekkie, ale
niezbyt przyjemne ukłucie w sercu.
- Pewnie tak
będzie… W końcu jesteśmy wrogami, no nie? – spróbowałaś się uśmiechnąć, ale nie
bardzo ci wyszło. Wzruszyłaś ramionami w geście mówiącym „mnie też to nie
urządza, ale co poradzisz?” i zaczęłaś niechętnie zmierzać w kierunku
tymczasowego „obozu”.
- Przecież
nie musi tak być… - wymruczał Kevin tak cicho, że przez chwilę zastanawiałaś
się, czy to nie twoja wyobraźnia płata ci figle. Zatrzymałaś się, ale nie
odwróciłaś, czekając, czy półwampir ma jeszcze coś do powiedzenia.
- To, że
nasze rasy się nienawidzą, nie znaczy, że my też musimy… - odezwał się śmielej,
robiąc kilka kroków w twoją stronę.
- Sugerujesz
coś? – zapytałaś, próbując ukryć falę nadziei, która zalała cię od środka.
- Mówię
tylko, że moglibyśmy przecież traktować się bardziej przyjaźnie. W końcu oboje
jesteśmy półkrwi, powinniśmy się trzymać razem… o ile, oczywiście nie masz nic
przeciwko… - ostatnie słowa wypowiedział z ledwo wyczuwalnym zakłopotaniem.
Uśmiechnęłaś się szeroko i odwróciłaś do niego, wyciągając dłoń, którą blondyn
natychmiast ujął, szczerząc się nawet jeszcze bardziej niż ty.
- To co,
kumple? – spytałaś.
- Kumple –
odpowiedział ze śmiechem i, nie zważając na twoje protesty, poczochrał cię po
głowie, by po chwili umknąć między drzewa. Prychnęłaś cicho, ale zaraz pognałaś
za nim, nie mogąc przestać chichotać jak jakaś niewyrośnięta szczeniara.
~*~*~*~
Kilka następnych tygodni minęło
we względnym spokoju, ale w zdecydowanie radośniejszej atmosferze niż można
było się spodziewać. Pertraktacje potoczyły się po myśli obu przywódców, to
znaczy nadal trwał pokój, z tym że zostały ustalone nowe, dokładniejsze zasady,
by podobne sytuacje nie powtórzyły się w przyszłości. Tak po prawdzie, to razem
z Kevinem łamaliście je nagminnie, gdy tylko nikogo nie było w pobliżu, a kiedy
był, puszczaliście wodze swym połowicznym instynktom i obrzucaliście się
wyzwiskami ile wlezie. Czasem naprawdę rzucaliście w siebie mięsem i
sprawialiście wrażenie, jakbyście się nienawidzili najbardziej na świecie. Nie
żeby coś, nawet ci to odpowiadało, blondyn chyba też nie miał nic przeciwko, w
sumie dzięki temu nie musieliście odpowiadać na żadne niewygodne pytania. Kilka
razy zdarzyło się tak, że gdy „bawiliście się” lub rozmawialiście, znajdując
się po tej samej stronie granicy, musieliście się szybko zmywać z powodu
nieoczekiwanego przybycia współplemieńców jednej bądź drugiej strony. Nic
nadzwyczajnego, ale dzięki temu miałaś okazję być teleportowana razem z
półwampirem i odkryłaś całkiem interesującą rzecz. Otóż, gdy podczas
teleportacji byłaś w ludzkiej postaci, lądowanie nieodmiennie kończyło się
mdłościami i przysłowiowym puszczeniem pawia, ale kiedy twoją aktualną formą
był wilk, znosiłaś to bez większych skutków ubocznych.
Jakiś czas późnej przyłapałaś
się na tym, że traktujesz Kevina jakby był twoim najlepszym przyjacielem. Było
to dość dziwne, bo choć znaliście się krótko, czułaś się, jakby był w twoim
życiu od zawsze. Nie potrafiłaś już sobie przypomnieć, jak to było, zanim wasze
drogi się spotkały. Trochę cię to martwiło, bo nie umiałaś sobie wyobrazić
swojej reakcji, gdyby go z jakiegoś powodu zabrakło. Nie to, że go jakoś
szczególnie lubiłaś i nie mogłaś bez niego żyć. Po prostu zawsze był z tobą
szczery i w pewnym sensie stał się nieodłączną częścią twojej codzienności.
Wiedziałaś, że zawsze możesz z nim porozmawiać na dowolny temat, czego nie
mogłaś powiedzieć o większości członków twojej watahy. Choć wasze osobowości
bardzo się różniły, fakt, iż oboje byliście półkrwi sprawiał, że większość
waszych problemów i odczuć była podobna. Dzięki temu oboje mogliście się
zdystansować do sytuacji i skorzystać z sugestii drugiego, która często była
wyjściem, na które samodzielnie byście nie wpadli.
Jako że pierwiastek ludzki
stanowił tyko połowę waszych jaźni, często wynikały między wami sprzeczki, a
nawet kłótnie, nierzadko kończące się solidną bójką, po której wybuchaliście
śmiechem jak dwójka rozbrykanych szczeniąt. Mimo że często obrywałaś, nie
pozostawałaś dłużna azjacie, przez co czasem oboje wyglądaliście, jakbyście co
najmniej spadli z drzewa i zostali stratowani przez stado dzików. Na szczęście
siniaki i drobne rany szybko się goiły i kiedy późno w nocy wracałaś do domu, po
bijatyce prawie nie było śladu.
No właśnie, prawie. Sokoli wzrok
twojej siostry natychmiast dostrzegał rozmaite dolegliwości towarzyszące ci
niemal bez przerwy. Nie pozostało też niezauważone, że po wykonaniu obowiązków
znikasz gdzieś na całe dnie, wracając długo po zmroku. Owszem, starałaś się
zawsze wygospodarować trochę czasu dla młodej, ale nie byłaś ślepa i widziałaś,
że mimo twoich zapewnień, że wszystko jest w porządku, Gwail się martwi.
Któregoś razu grubo po północy
skradałaś się do waszego wspólnego pokoju. Liczyłaś na to, że trzynastolatka
śpi i nie chciałaś jej obudzić, jednak zaraz po przekroczeniu progu potknęłaś
się i z cichym przekleństwem wpadłaś na szafkę nocną. Zerknęłaś na młodą waderę
zwiniętą w kłębek na posłaniu i z mieszanymi uczuciami napotkałaś jej wzrok.
Wypuściłaś powietrze z płuc i uśmiechnęłaś się niezbyt przekonująco, zrzucając
ubrania i zakopując się pod kołdrą. W przeciwieństwie do Gwail, wolałaś spać w
ludzkiej postaci. Już prawie odpłynęłaś do krainy snów, gdy na ziemię
sprowadził cię cichy mentalny szept młodszej siostry.
~Dlaczego
znowu wróciłaś tak późno?~
zapytała z nutką pretensji.
- Wybacz, że cię obudziłam –
mruknęłaś, odwracając się na drugi bok. Od strony wilka dobiegło cię ciche
sapnięcie.
~Nie
spałam. Nie mogę zasnąć, kiedy cię nie ma~ wyszeptała. Westchnęłaś głęboko, posyłając młodej niewielki
uśmiech i wyciągnęłaś rękę, drapiąc ją za uchem.
- Gwail, zrozum, nic mi nie
będzie. Wiem, że się martwisz, ale jestem już dorosła. Potrafię o siebie
zadbać. Poza tym nie zawsze będę przy tobie, wiesz o tym. Już niedługo skończę
dziewiętnaście lat i Achim zacznie naciskać, bym znalazła sobie partnera. Póki
co, jeszcze tu jestem, ale najpóźniej za dwa lata…
~Wiem,
wiem. Nie musisz tego powtarzać za każdym razem~ mruknęła wilczyca, odwracając
łeb w drugą stronę.
~Po
prostu… Boję się, że za którymś razem nie wrócisz, że ten… ten wampir zrobi ci
krzywdę…
Zaśmiałaś się cicho.
- Nie zrobi. Naprawdę sądzisz,
że dałby radę? Dwie sekundy i pożałowałby, że w ogóle się odważył – no dobra,
trochę się przechwalałaś przed siostrą, ale koniec końców zwykle wygrywałaś te
wasze małe pojedynki, więc nie było to do końca bezpodstawne. Wytarmosiłaś z
czułością pokryte brązowym futerkiem uszy młodej, życzyłaś jej dobrej nocy i już
po chwili jedynym dźwiękiem w pokoju były dwa miarowe oddechy.
~*~*~*~
- Ja nie dam rady? Ja?! –
warknęłaś, podchodząc niebezpiecznie blisko blondyna, błyskającego
nienaturalnie białymi zębami w szyderczym uśmiechu, ale w jego oczach tańczyły
wesołe iskierki.
- Wiesz… To może wydawać się
łatwe, ale po jakimś czasie osoba, która nigdy wcześniej tego nie robiła, po
prostu spada… - urwał i puścił ci oczko, opierając się niedbale o pień drzewa.
Przewróciłaś oczami, bezbłędnie odczytując zawoalowane wyzwanie. Doskonale
zdawałaś sobie sprawę, że Kevin może mieć rację, ale jego wcześniejsze
komentarze mocno wjechały ci na ambicję, sprawiając, że byłaś podirytowana, a
oburzenie i duma zaślepiły cię do tego stopnia, że nie potrafiłaś racjonalnie
myśleć. Zbliżyłaś się jeszcze bardziej, niemal dotykając nosem jego podbródka,
czując, jak twe uszy zmieniają kształt, a szczęka i kły wydłużają się
nieznacznie. Chłopak nie był wiele wyższy od ciebie, ale te pół głowy różnicy w
tym momencie nie napawały cię radością, zwłaszcza, że półwampir spoglądał na
ciebie z góry jak na jakiegoś szczeniaka.
- Zapewniam cię, że ja tak
prędko nie spadnę – wysyczałaś przez zaciśnięte zęby, spoglądając gniewnie
w jego ciemne oczy, które w tym momencie
rozbłysły rubinowym blaskiem. Jednak gdy się odezwał, jego głos zabrzmiał
łudząco obojętnie.
- I tak nie uda ci się mnie
przebić – mruknął i odwrócił się do ciebie plecami, jakby uznając rozmowę za
zakończoną. W rzeczywistości zrobił to tylko dlatego, byś nie mogła zobaczyć
jego uśmiechu, którego nie miał siły już dłużej ukrywać. Z trudem powstrzymywał
się od śmiechu, widząc, że wzięłaś jego docinki na poważnie. Na początku chciał
się tylko z tobą podroczyć, ale teraz… teraz miał ochotę na coś więcej.
- Przebić? Nie mam zamiaru cię
przebijać. Mam zamiar cię zmiażdżyć – syknęłaś z pewnym siebie uśmiechem.
- Tak uważasz? To może się
założymy? – rzucił azjata przez ramię.
- Z przyjemnością – twój głos
zabrzmiał niemal jak wilczy warkot, gdy Kevin na powrót stanął z tobą twarzą w
twarz z miną wyrażającą nieznacznie rozbawienie.
- Doskonale. W takim razie jutro
oboje zawiśniemy jak nietoperze i przegra ten, któremu pierwszemu pójdzie krew
z nosa. Aha, i przegrany będzie musiał służyć zwycięzcy przez jeden cały dzień…
- Służyć? – przerwałaś mu,
marszcząc z niezadowoleniem brwi. Owszem, uważałaś, że uda ci się wygrać, ale
też nie byłaś głupia. Co prawda, po raz pierwszy zakładałaś się z wampirem, ale
byłaś niemal pewna, że gdzieś jest jakiś haczyk, a zawiedziony błysk w oczach
chłopaka tylko cię w tym przekonaniu utwierdził.
- No dobra, przez jeden dzień
będzie spełniać życzenia zwycięzcy – poprawił się.
- Jedno życzenie – zaznaczyłaś
tonem nie znoszącym sprzeciwu. Półwampir przewrócił oczami, a jego mina
wyrażała znudzenie.
- Okej, okej, niech ci będzie.
Jedno dowolne życzenie zwycięzcy, nie wykraczające czasowo poza jeden dzień.
Pasuje?
Kiwnęłaś głową, wciąż nie do
końca zadowolona z warunków zakładu, bo przecież w twoim ciele jest więcej krwi
i jest bardziej prawdopodobne, że ci „farbnie” z nosa. Nagle zaświtała ci pewna
myśl.
- Pasuje, ale pod jednym
warunkiem. Przed rozpoczęciem zakładu wypijesz tyle krwi, ile tylko będziesz w
stanie, że tak to ujmę, aż do porzygu.
Odpowiedziało ci tylko
westchnienie i machnięcie ręką, po czym azjata oddalił się leniwym krokiem,
posyłając ci zawadiacki uśmiech na pożegnanie.
- To do jutra! Liczę, że kiedy
zawiśniesz do góry nogami, zafarbujesz całą ziemię pod spodem! – zawołałaś,
szczerząc się na poły z radości, na poły złośliwie.
- O mój żołądek się nie martw,
lepiej zainwestuj w pijawki, bo ciśnienie rozsadzi ci nos! – odkrzyknął Kevin i
zniknął między drzewami. Pijawki. Też mi
coś. Wystarczy, że z jedną muszę się użerać, mruknęłaś w myślach,
odwracając się tyłem i zmierzając w stronę domu.
- Słyszałem – dobiegło cię
odległe wołanie, a w odpowiedzi wystawiłaś w kierunku blondyna środkowy palec,
doskonale wiedząc, jaka będzie reakcja. Już po chwili leżałaś na ziemi,
zwijając się ze śmiechu, przygnieciona chłodnym ciałem zawzięcie łaskoczącego cię
półwampira.
~*~*~*~
- To co,
zakładamy? – Kevin mrugnął do ciebie wesoło, wyciągając krwistoczerwoną obrożę
i pasującą do niej smycz. Opuściłaś łeb, niemal dotykając nosem ziemi,
zastanawiając się jednocześnie, co ci strzeliło do głowy, by zgadzać się na ten
cholerny zakład, który oczywiście przegrałaś, bo jakżeby inaczej? Półwampir
przykucnął przy tobie i zapiął obrożę na twej szyi, gładząc cię po czarnym
futrze na karku. Ten perfidny zimnokrwisty debil zażyczył sobie, byś spędziła
resztę dnia jako jego pies i oczywiście nie miałaś prawa się sprzeciwić, gdy
blondyn teleportował was do ludzkiego miasta, które nazwał Seulem. Z cichym
westchnieniem pozwoliłaś się poprowadzić w nieznanym kierunku, myśląc, że to
najbardziej upokarzający dzień w twoim życiu, jednak po kilku minutach uznałaś,
że nie jest aż taki zły. Ludzkie miasto było fascynujące, pełne kolorów,
dźwięków i zapachów. Przyzwyczajona do leśnego, niełatwego, ale spokojnego
życia, chłonęłaś to wszystko całą sobą.
Przyspieszyłaś
do truchtu, czując jakiś smakowity zapach, jednak już po chwili poczułaś
szarpnięcie. Położyłaś po sobie uszy, zatrzymując się niechętnie.
- No, moja
panno, nie ma tak łatwo – usłyszałaś rozbawiony głos azjaty. Twoje uszy opadły
jeszcze niżej, kiedy zaczęłaś iść w tempie narzuconym przez blondyna.
- Nie martw
się, jak dojdziemy do parku, to cię puszczę. Ale pod warunkiem, że będziesz się
kręcić gdzieś w pobliżu – pocieszył cię chłopak, drapiąc delikatnie za czarnym
uchem. Podniosłaś wyżej ogon i nawet zamachałaś nim kilka razy, ożywiona
perspektywą względnej wolności. Zresztą na więcej nie miałaś co dzisiaj liczyć.
Po
kilkunastu minutach spaceru zauważyłaś pewną zabawną rzecz. Mijający was ludzie
albo omijali was szerokim łukiem, przyglądając ci się nieufnie, albo robili ci
zdjęcia i piszczeli z zachwytu. Uniosłaś wyżej głowę, podążając przed siebie
majestatycznym krokiem, dumna z tego, że znalazłaś się w centrum ludzkiej
uwagi. Usłyszałaś, że Kevin śmieje się cicho, ale zignorowałaś go, zdecydowana
wyciągnąć z tej, bądź co bądź, niezbyt komfortowej sytuacji jak najwięcej.
Byłaś przekonana, że to kwestia czasu, aż ktoś do was podejdzie i nie myliłaś
się. Już po chwili zbliżyła się do was grupka nastolatek, trochę starszych od
Gwail. Przyglądałaś się im z nadzieję, że może będą miały jakieś smakołyki, ale
niestety…
- Omo…
Przepraszam, czy mogę go pogłaskać? – zapytała jedna z nich. Zerknęłaś na
półwampira z niepokojem. Chłopak skinął przyzwalająco głową, a wtedy stadko
ludzkich podrostków otoczyło cię ze wszystkich stron. Głaskano cię, ściskano,
szeptano rzeczy w stylu „ale z ciebie słodziak” i generalnie ograniczano twoją
przestrzeń osobistą poniżej niezbędnego minimum. Z deczka stłamszona,
odchyliłaś uszy do tyłu, ale nie warknęłaś. Grzecznie czekałaś, aż pannice
znudzą się i sobie pójdą, jednak twoja cierpliwość została wystawiona na ciężką
próbę.
- To
największy pies, jakiego w życiu widziałam! Jaka to rasa? – zapytała jedna z
dziewczyn.
- Wilk –
odpowiedział z uśmiechem twój „właściciel”. Nastolatka zakryła usta dłońmi.
- Prawdziwy?
– na twierdzące skinienie głowy wszystkie zaczęły piszczeć. Położyłaś łeb na
chodniku, zakrywając uszy łapami, by zmniejszyć docieralność tego irytującego
dźwięku, krzywiąc się ta bardzo, jak ci na to pozwalała wilcza mimika.
- ______ nie
lubi takich dźwięków – mruknął przepraszająco azjata, uciszając gestem
dziewczyny. One oczywiście przeprosiły i wylały na ciebie kolejną falę
czułości, którą dzielnie znosiłaś, dopóki jedna z nich przypadkiem nie
nastąpiła ci na ogon. Podążając za instynktem, odwróciłaś się błyskawicznie,
kłapiąc zębami centymetr od nogi nastolatki. Przerażona grupka momentalnie
cofnęła się z krzykiem o kilka kroków, pozwalając ci odetchnąć.
- ______… -
Kevin kucnął przy tobie i złapał cię za szyję, pocierając miarowo o jej boki,
aż zjeżona sierść powoli opadła. Popatrzyłaś na niego złocistymi oczami,
przekrzywiając nieco łeb.
- Nie wolno
się tak zachowywać. Wiem, że to cię zabolało, ale ona na pewno nie zrobiła tego
specjalnie. Na przyszłość postaraj się reagować mniej gwałtownie, dobrze? –
powiedział, a w myślach dodał:
~Wybacz, ale nie chcę tu kłopotów, dlatego
musisz bardziej się kontrolować.
Wydałaś z
siebie niezadowolone parsknięcie, ale kiedy jego palce zacisnęły się mocniej na
twojej sierści, schowałaś pysk w zagłębieniu jego szyi i polizałaś go po
obojczyku, mrucząc w myślach obelgi pod adresem blondyna i ludzkiej głupoty.
Chłopak zachichotał bezdźwięcznie, pogładził cię po głowie i podniósł się, pociągając
za smycz i zmuszając cię do dalszego marszu.
Półwampir
poprowadził cię do największego parku w okolicy, gdzie spuścił cię ze smyczy,
tak jak obiecał. Z dziką energią pomknęłaś przed siebie, upajając się
powietrzem chłoszczącym twoje ciało. Wymijałaś ludzi i zwierzęta, klucząc
między eleganckimi klombami, drzewami i krzakami, przeskakując ławki i ozdobne
żywopłoty, rozchlapując na wszystkie strony wodę ze stawu w centrum parku.
Goniłaś wiewiórki, płoszyłaś gołębie i kaczki oraz bawiłaś się z psami, które,
choć na początku nieufne, szybko przekonały się, że nie zamierzasz ich zjadać.
Kevin
przyglądał się temu z lekkim uśmiechem, opierając się niedbale o drzewo, jak to
miał w zwyczaju. W pewnym momencie wyczuł obok siebie czyjąś obecność.
- Piękną
towarzyszkę sobie znalazłeś – odezwała się jego matka.
- To nie
jest moja partnerka – zaprzeczył cicho azjata, a jego policzki nabrały nieco
cieplejszego odcienia. Wampirzyca zaśmiała się perliście, kładąc dłoń na jego
ramieniu.
- To jeszcze
nie jest twoja partnerka, synu – poprawiła, wygładzając jego koszulę.
- Ale Prawo…
- Nie szukaj
wymówek, kochanie, ja swoje wiem – powiedziała z rozbawieniem i ruszyła powoli
w twoją stronę.
Uniosłaś
głowę, przerywając zabawę. Twoją uwagę zwróciła zbliżająca kobieca postać. W
jej sposobie poruszania było coś dziwnego, co wyróżniało ją na tle kręcących
się dookoła ludzi. Chwilę później zawiał lekki wiatr, przynosząc ci jej typowo
wampirzy zapach. Nastroszyłaś sierść, tak na wszelki wypadek, i stałaś sztywno,
zastanawiając się, czego ona od ciebie chce.
~Witaj, _____. Wiele o tobie słyszałam ~ do
twych myśli przebił się łagodny głos. Parsknęłaś nieufnie, rejestrując każdy
jej ruch. Wampirzyca zatrzymała się tuż przed granicą między światłem a cieniem
i ukucnęła wdzięcznie, wyciągając do ciebie dłoń. Po długiej chwili
zdecydowałaś się podejść bliżej, gotowa odskoczyć na najmniejszą oznakę
zagrożenia. Pakt obejmował tylko terytoria obydwu klanów, a tutaj, w ludzkim
mieście nic cię nie chroniło.
Kobieta
pogładziła cię delikatnie po miękkiej czarnej sierści, bawiąc się niewielkimi
pędzelkami na końcach twych uszu.
~Cieszę się, że mój syn poznał kogoś takiego
jak ty. Jesteś silna, mądra, piękna i inteligentna. Co prawda trochę brak ci
rozwagi, ale ta przychodzi z czasem ~ matka Kevina posłała ci wyrozumiały
uśmiech, bardzo podobny do tego, który zapamiętałaś z czasów dzieciństwa, kiedy
to twoja rodzicielka tak się do ciebie uśmiechała. Poza tym słowa wampirzycy
mile połechtały twoją próżność. Rozluźniłaś się trochę, parskając cicho i
machając lekko końcówką ogona.
~Mam do ciebie tylko jedną prośbę, ______,
jako kobieta do kobiety. Proszę, postaraj się nie zranić Kevina. Nie wiem, czy
wiesz, ale mój syn miał bardzo trudne dzieciństwo i nawet teraz nie jest mu
łatwo. Jego rówieśnicy są ślepo zapatrzeni w Lorda i jego Prawo, często
traktując go jak gorszego. W gruncie rzeczy jesteś jedyną młodą osobą, przed
którą się otworzył i bardzo bym nie chciała, by znów się zamknął we własnym
świecie.
Pokiwałaś
łbem ze zrozumieniem. W końcu sama byłaś mieszańcem i doskonale wiedziałaś, jak
to jest, kiedy rówieśnicy wyśmiewają cię i wytykają palcami.
~Może być pani pewna, że jeśli on mnie nie
zrani, ja również tego nie zrobię ~obiecałaś, krzyżując spojrzenia ze
starszą wampirzycą, która uśmiechnęła się ciepło.
~Niczego innego nie oczekiwałam. Do
zobaczenia, ______. Z pewnością jeszcze kiedyś się spotkamy ~powiedziała na
pożegnanie i wstała z wdziękiem, rozpływając się w powietrzu.
JA TO DOPIERO TERAZ ODKRYŁAM, NO JEJUUU, TO JEST PO PROSTU PROFESJONALNE! I CUDNE!
OdpowiedzUsuńLecę czytać dalej, bo teraz naprawdę jestem pod wrażeniem *~*
Omo... Naprawdę tak myślisz? Komawo ;* x3 <333 XDD
OdpowiedzUsuń