Witojcie dobrzy ludzie! XD
Tym razem zdecydowałam się złamać moją zasadę ciągłości historii i zamiast kolejnej części wstawiam ten oto (tak trochę z dupy) scenariusz ^.^ Zaczęłam go pisać już dawno, ale akurat przez parę ostatnich dni miałam wenę, by go dokończyć, za to na kolejną część Kevina ni chuchu ;p (mam jej koniec, ale nie mam początku xd)
Tak więc, by nie przedłużać, przedstawiam wam scenariusz z Bobby'ym (fanfary xd)
Mam nadzieję, że wam się spodoba ;3
P.S Sorki, że znowu dałam coś o tygrysach, ale ten akurat fragment pisałam już dawno i nie chciało mi się go zmieniać xd Mam nadzieję, że mi wybaczycie tę drobną słabość do tych przecudownych i przewspaniałych prążkowanych kotów x3
~Dla Anonimka. Mam nadzieję, że ci się spodoba, kimkolwiek jesteś ;3
Siedziałaś
przy barze, popijając w zamyśleniu whiskey. Byłaś ubrana w podarte dżinsowe
spodnie i stary wypłowiały polar w odcieniu głębokiego błękitu… a raczej
spranego głębokiego błękitu. Wpatrywałaś się tępo w jeden punkt, myślami będąc
daleko od tego obskurnego miejsca. Wspominałaś swoje poprzednie życie, znacznie
szczęśliwsze od tego, które wiodłaś teraz. Czasy, kiedy przebywałaś wśród
sławnych ludzi, kiedy miałaś pieniądze, pracę, przyjaciół…
Urodziłaś
się w Polsce, ale od czasów liceum, a dokładnej od kiedy poznałaś _._._._ i
kpop, pragnęłaś odwiedzić Koreę. Zaraz po studiach wyjechałyście we dwie na
wycieczkę do Seulu i jakoś tak wyszło, że już nie wróciłyście do kraju. W
krótkim czasie znalazłyście bardzo dobrze płatną pracę – przyjaciółka została
stylistką w jednej z wytwórni, która i ciebie zatrudniła na stanowisko
psychologa. Wbrew temu, co myśli większość osób, gwiazdy również mają problemy
ze sobą, czasem nawet większe niż przeciętny człowiek. Twoja praca wymagała
dyskrecji, ale lubiłaś to. Każdy wiedział, że jeśli chciałby porozmawiać,
zawsze mógłby do ciebie zadzwonić, nieważne o jakiej porze. Bywałaś nawet zrywana
z łóżka w środku nocy i mimo że czasem warknęłaś na delikwenta coś odnośnie
braku wyczucia czasu, za każdym razem starałaś się wysłuchać i pomóc. Po
niezbyt długim czasie stałaś się bardziej przyjaciółką i powierniczką niż de
facto psychologiem. Dlaczego więc twoje życie potoczyło się tak, a nie inaczej?
Parsknęłaś
gniewnie, pociągając kolejny łyk ze szklanki. To wszystko było bardzo proste – żeby
uniknąć skandalu.
Zaczęło się
od tego, że któregoś razu przyszedł do ciebie młody Koreańczyk – nie chciałaś
nawet wspominać jego imienia. Ów chłopak miał problem natury sercowej – otóż
spodobała mu się jedna z pracownic wytwórni. Niestety była od niego sporo
starsza i pochodziła z innego kraju. Kiedy powiedział, że zakochał się w jej głosie,
domyśliłaś się, że chodzi o _._._._ - twoja przyjaciółka piękne śpiewała i w
sumie to mu się nie dziwiłaś. Poradziłaś mu, żeby się nie przejmował różnicami
i, jeśli naprawdę mu zależy, spróbował to jakoś okazać.
Wszystko
byłoby dobrze, gdyby nie to, że _._._._ obdarzyła uczuciem pewnego mężczyznę,
którego imię, choć z trudem, również wyrzuciłaś z umysłu. Kilka tygodni później
zaczęli ze sobą chodzić, a kilka miesięcy potem zaręczyli się i wzięli ślub.
Jednocześnie do ciebie zaczęły przychodzić kwiaty i urocze wierszyki od
tajemniczego wielbiciela. Nie miałaś pojęcia, kim może być ta osoba i mimo iż
wątpiłaś, że coś z tego będzie, było ci bardzo miło, że ktoś się tobą
interesuje. Zawsze miałaś problem ze znalezieniem sobie chłopaka – wszystko
wina twojego charakterku i ciętego języka.
Ale
wracając, któregoś razu dowiedziała się o tym jedna z pracownic, przez
wszystkich za plecami zwana Blondie (z wiadomego powodu), która nie za bardzo
cię lubiła, żeby nie powiedzieć: nienawidziła. Powęszyła trochę, ponaciągała „odrobinę”
fakty, sfabrykowała kilka zdjęć i poszła do prezesa ze skargą, że „______
molestuje młodszego o siedem lat członka jednego z boysbandów”.
O wszystkim
dowiedziałaś się ostatnia i mimo iż zarzekałaś się, że taka sytuacja nigdy nie
miała miejsca, nikt ci nie uwierzył. „Dowody” nie były mocne - łatwo było
dostrzec, że zdjęcia są podrobione, ale pogrążyło cię to, że obiekt rzekomego
molestowania potwierdził słowa tamtej. Dziwnym trafem był to ów chłopak, który podkochiwał
się w twojej przyjaciółce. W ten oto sposób straciłaś wszystko – pracę,
zaufanie i przyjaciół.
Nawet
_._._._ w to uwierzyła. Od czasu zaręczyn oddaliłyście się od siebie i tak
szczerze to byłaś trochę zazdrosna o jej drugą połówkę – człowieka, dzięki
któremu dostałyście pracę w wytwórni. Starałaś się zachowywać normalnie, żeby
nie zranić przyjaciółki, ale ona uznała, że jesteś jakaś dziwna i coś ukrywasz,
a kiedy usłyszała o tym, co niby zrobiłaś… Cóż, dopowiedziała sobie resztę.
Odsunęłaś od
siebie pustą szklankę i zamówiłaś kolejną porcję. Dzisiaj dostałaś wypłatę i
mogłaś sobie pozwolić na trochę więcej niż zwykle. Po przymusowym odejściu
sprzedałaś mieszkanie, wynajęłaś pokój w najtańszym motelu, zmieniłaś numer
telefonu i nazwisko na Jugeun GoseumDochi, co znaczyło dosłownie „Martwy Jeż”.
Kiedyś przyjaciele często nazywali cię jeżem albo kolczatką, bo bardzo trudno
było ci dopiec, a ten, kto próbował, zwykle sam pokaleczył się o twój cięty
język. Ale to była przeszłość. Tamta ty odeszła i raczej już nie wróci.
Pieniądze
szybko się rozeszły, a ty miałaś spory kłopot ze znalezieniem pracy. Nie mogłaś
już być psychologiem, bałaś się, że ktoś dokopałby się do tamtej sprawy i znowu
miałabyś problemy. Chwytałaś się różnych zajęć, od sprzątaczki po roznosiciela
ulotek, ale zawsze prędzej czy później cię zwalniano. Wreszcie parę miesięcy
temu znalazłaś zatrudnienie w pobliskim zoo. Twoje zadanie polegało głównie na
czyszczeniu klatek zwierząt. Nic specjalnego, ale przynajmniej miałaś za co
żyć.
-
Przepraszam… - drgnęłaś i skupiłaś wzrok na chłopaku. Miał na sobie bluzę z
kapturem, czapkę z daszkiem i okulary przeciwsłoneczne. Rozbawiło cię to, w
końcu był w pomieszczeniu, a na zewnątrz już od dawna panował mrok.
- Mógłbym
pożyczyć na chwilę telefon? Mój się rozładował, a muszę do kogoś zadzwonić –
pomachał ci przed nosem wspomnianym przedmiotem. Przyjrzałaś mu się dokładniej.
Był nieco zdenerwowany, choć starał się to ukryć i nie czuł się komfortowo w
tej sytuacji. Przygryzał lekko wewnętrzną stronę policzka i mogłaś się założyć,
że patrzy na ciebie błagalnie zza ciemnych szkieł. Już chciałaś odwarknąć coś
nieuprzejmego, ale odezwało się w tobie echo dawnej ciebie. Z ciężkim
westchnieniem wyjęłaś telefon i rzuciłaś na blat, pociągając łyk alkoholu. Azjata
wymamrotał podziękowanie i oddalił się pod ścianę, wybierając czyjś numer.
Zmarszczyłaś
brwi. Melodyjka była znajoma (no wiecie, każda cyfra ma inny dźwięk xd).
Zerknęłaś z ukosa na nieznajomego, próbując sobie przypomnieć, skąd znasz ten
numer, niestety bezskutecznie. Wzruszyłaś ramionami, skupiając się na szklance
przed tobą, ale to wciąż cię męczyło. Nagle doznałaś olśnienia. To numer jednej
z osób, która kiedyś była twoim dobrym przyjacielem i przy okazji małżonkiem
twej eks- przyjaciółki – menadżera iKON. Zerwałaś się z miejsca, wyrwałaś telefon
zaskoczonemu chłopakowi i szybkim krokiem opuściłaś lokal, słysząc za sobą
oburzony okrzyk.
Chłodne
nocne powietrze uderzyło cię w twarz. Odetchnęłaś i już spokojniej skierowałaś
się w stronę domu, jednak po chwili zrezygnowałaś. Nogi poniosły cię w kierunku
„twojego” zoo. Zawsze tam szłaś, kiedy potrzebowałaś się odprężyć. Tam
znajdował się twój obecnie jedyny przyjaciel – tygrys, którego ochrzciłaś Iwan
Groźny.
Wasza
znajomość zaczęła się w dość nietypowy sposób. Otóż klatki w zoo są czyszczone
dwa razy dziennie – przed otwarciem i po zamknięciu obiektu. Na czas sprzątania
części na dworze zwierzęta są zamykane w wewnętrznej części habitatu i
odwrotnie – kiedy czyszczona jest część w budynku, mieszkańcy są wyganiani na
zewnątrz.
Był to twój
pierwszy dzień w nowej pracy. Posprzątałaś już prawe wszystkie przydzielone ci
habitaty i został tylko wybieg dla tygrysa. Był to nowy nabytek – młody kot,
miał dopiero około siedem-osiem miesięcy. Z pewnym wahaniem weszłaś do środka
klatki i zaczęłaś ją sprzątać z resztek jedzenia, odchodów itd. Niespodziewanie
coś ciężkiego uderzyło cię w plecy, powalając na ziemię. Z niemałym trudem
zrzuciłaś z siebie zwierzę, zrywając się na równe nogi i cofając kilka kroków.
Bydlę było wielkości dużego psa i szykowało się do kolejnego skoku. Sekundę
później tarzałaś się po ziemi z kotem, starając się trzymać jego pazury i kły z
dala od twojego gardła. Nie wiedziałaś jak to się stało, ale po kilku minutach
tygrys leżał bokiem na trawie, a ty siedziałaś na jego barku, dociskając do
podłoża jego kark. Trwaliście tak dłuższy czas, dysząc ciężko, aż w końcu
zwierzak się uspokoił. Powoli zwolniłaś nacisk i odsunęłaś się, pozwalając kotu
wstać. Potem bez większych problemów zagoniłaś go do zabudowanej części klatki
i dokończyłaś sprzątanie.
Okazało się,
że ktoś zapomniał zamknąć przejście między częścią w budynku a częścią na
zewnątrz i młody tygrys z tego skorzystał. Po tym wydarzeniu została ci
pamiątka – poprzeczna blizna wzdłuż kości policzkowej i dwie mniejsze trochę
niżej. Reszta zadrapań zagoiła się niemal bez śladu.
Mimo tego
przykrego wydarzenia nie zrezygnowałaś z pracy – musiałaś w końcu za coś żyć.
Poza tym zwierzak zaczął zachowywać się przyzwoicie w stosunku do ciebie i
nawet go polubiłaś. Nadałaś mu imię po jednym z najkrwawszych rosyjskich carów,
bo… W sumie bez szczególnego powodu. Ale przyjęło się i teraz na tabliczce przy
jego habitacie widniało imię Iwan Groźny.
Przystanęłaś
przed klatką, przyglądając się kotu rozwalonemu na trawie, a na twej twarzy
błąkał się cień uśmiechu. Temu to dobrze…
Dostaje wszystko czego potrzebuje, nie musi się martwić, czy wystarczy mu
pieniędzy, czy nie wywalą go z pracy za jakąś pierdołę, czy nie odezwą się
starzy znajomi i czy nie rozwalą po raz kolejny jego życia…
Westchnęłaś
cicho i niemal z czułością przesunęłaś opuszkami palców po literach
układających się w imię tygrysa, po czym odwróciłaś się na pięcie i ruszyłaś do
domu.
~*~*~*~
Ona tak strasznie mi kogoś przypomina… I ten
polar. Byłem pewien, że go już widziałem. Jest tak podobna do tamtej
dziewczyny, a jednocześnie tak się od niej różni… No i te blizny na policzku.
Ciekawe skąd je ma. I czy to w ogóle ona... Nie, to niemożliwe. ______ wróciła
do Polski, tak powiedziała _._._._. Poza tym ______ by się tak nie zachowała.
______ nie przychodzi w takie miejsca. Nie, to nie mogła być ona. A może
jednak…?
~*~*~*~
Minęło kilka
dni. Jak zwykle przyszłaś trochę przed zamknięciem zoo i przyglądałaś się
ludziom oglądającym zwierzęta, dla rozrywki analizując ich zachowanie –
zawodowe ciągoty cię nie opuściły. W pewnym sensie to trochę śmieszne. Miałaś
prawie dwadzieścia osiem lat, skończyłaś studia psychologiczne z wyróżnieniem,
a pracowałaś jako sprzątaczka w zoo i czułaś się, jakby większa część twojego
życia była już za tobą. Wszystko przez tą niepewność. Żyłaś prawie że z dnia na
dzień, nie miałaś żadnych przyjaciół ani bliższych znajomych, do większości
osób odnosiłaś się chłodno i z dystansem. Takie życie-nieżycie. Marna
egzystencja pozbawiona jakiegokolwiek głębszego sensu. Ale nigdy nie próbowałaś
ze sobą skończyć. Oznaczałoby to dla ciebie przyznanie się do tego, że nie
umiesz sobie poradzić nawet ze sobą, a na to nie pozwalała ci twoja duma.
Jak zwykle
zatrzymałaś się przy habitacie Iwana i zaczepiłaś dłoń o oczka siatki. Tygrys
na twój widok zerwał się z ziemi i podbiegł do klatki, opierając się o nią
przednimi łapami. Nagle poczułaś mocne szarpnięcie w tył. Odwróciłaś się
gwałtownie i odepchnęłaś od siebie napastnika, piorunując go wzrokiem.
- Yah!
Chcesz zginąć? – warknęłaś, zakładając ręce na piersi.
- Chyba ty!
Ten tygrys zaraz odgryzłby ci rękę – odparował Koreańczyk.
- Taaa,
jasne, a krowy latają po niebie, jedzą tęczę i rzygają kolorowymi cukierkami –
prychnęłaś i na powrót przybliżyłaś się do klatki. Podrapałaś za uchem
wielkiego kota, ignorując obecność azjaty. Ta sytuacja wytrąciła cię z
równowagi, bo ciemnowłosy bardzo ci kogoś przypominał, kogoś, kogo nie chciałaś
pamiętać.
Chłopak stał
tam jeszcze przez chwilę, przyglądając ci się z niedowierzaniem, aż wreszcie
odszedł. Odetchnęłaś z ulgą i kucnęłaś przy Iwanie, głaszcząc go miarowo po
miękkim futrze na karku.
~*~*~*~
To znowu ona. Ta dziewczyna z baru, jestem
tego pewny. Dlaczego tak bardzo się wściekła? Ja tylko chciałem pomóc… Może to
faktycznie ______ i mnie rozpoznała? Pewnie nie chce mnie już nigdy więcej
widzieć…
Ale nie, to nie może być ona. Tak genialny
psycholog nie mógłby pracować w zoo. Chociaż… ______ lubi zwierzęta. Ale nie,
to na pewno nie ona. Tylko ten tekst… „A krowy latają po niebie, jedzą tęczę i
rzygają kolorowymi cukierkami”. To tak bardzo w jej stylu. Moja ulubiona Jeżyk-noona…
Nie, nie! Co ja w ogóle myślę? To nie ona,
na sto procent nie. I kropka. ______ tak nie wygląda. Ma bardziej okrągłą twarz
i wesołe oczy. I z pewnością nie ma blizn. Ubiera się w ładne ciuchy
podkreślające jej zgrabną figurę i zarabia dużo pieniędzy w swoim kraju.
Ale jeśli to ona… Na pewno mnie nienawidzi.
Ale ja musiałem… Ech, dlaczego nie powiedziałem wtedy, że mi wszystko jedno?
Czego ja się bałem? I tak musiałaby się w końcu dowiedzieć. Ale nie, ja
musiałem wszystko zepsuć. Ugh, dajcie mi wszyscy spokój…
~*~*~*~
Leżałaś na
łóżku, wpatrując się tępo w sufit. Nie mogłaś zasnąć. Wciąż miałaś przed oczami
tę twarz, obcą i jednocześnie znajomą. Ten chłopak z zoo był bardzo podobny do
tamtego, który… Aish, nieważne. Ale i tak nie umiałaś przestać o nim myśleć.
Nawet nie
dopuszczałaś do siebie myśli, że to mógł być on. Po prostu nie. On był sławny,
miał wszystko, co ty straciłaś, swoją drogą z winy jego samego. Westchnęłaś
ciężko i przekręciłaś się na bok, wtulając twarz w poduszkę. Chciałabym wiedzieć, czemu skłamał. Naprawdę
chciałabym wiedzieć…
~*~*~*~
Menadżer się wściekł. Ostatnio często to
robi. Może jednak powinienem przestać opuszczać treningi?
Wciąż wracam myślą do tamtej dziewczyny. Kim
jest, co robi, jak się czuje? Czy o mnie myśli? Niee, na pewno nie. Kto by
chciał zawracać sobie głowę takim dupkiem jak ja? Ale z drugiej strony, jeśli
to nie ______, to skąd ma to wiedzieć? I czemu mnie to tak bardzo obchodzi?
Przecież ja jej nawet nie znam! Aish…
Ten wypad do zoo nie był trafionym pomysłem.
Dobrze, że nikt mnie nie rozpoznał. Jak ja bym się jej wtedy wytłumaczył? No i
znowu ona! Kurczę, już nawet spokojnie zasnąć nie można, bo głupi mózg ciągle
mi przypomina o tej znajomej-nieznajomej…
Mnie to jednak kompletnie porypało. Mam
pracę, mam obowiązki, mam przyjaciół i fanów, a co robię? Włóczę się po całym
mieście, szukając czegoś, czego i tak nie znajdę. Po jaką cholerę ja to zrobiłem?
Minął już ponad rok, a ja nadal nawet nie spróbowałem tego odkręcić. Jestem
zwykłym tchórzem. Powinienem jutro pogadać z menadżerem…
~*~*~*~
Dni i
tygodnie mijały niemal niezauważenie. Wszystko było po staremu. Nie spotkałaś
już więcej tamtego bruneta i nawet ci to odpowiadało, mimo że czasem z
niewiadomego powodu czułaś małe ukłucie w sercu. Czasem, kiedy miałaś chwilę na
rozmyślania, zastanawiałaś się nad jego tożsamością i czy faktycznie to był ON,
czy może nie…
Jakie było
twoje zdziwienie, gdy swoim zwyczajem w dniu wypłaty wybrałaś się do baru, a na
twoim miejscu już ktoś siedział. Specjalnie wybierałaś najrzadziej odwiedzany
lokal w okolicy i nigdy dotąd nic takiego się nie przydarzyło, ale dziś było
inaczej. Zastanawiałaś się przez chwilę, czy nie zrobić mu awantury, bo chłopak
wyglądał na sporo młodszego od ciebie, ale w końcu wzruszyłaś ramionami i
usiadłaś na miejscu obok. Ostatecznie nie zaszkodzi pogadać z kimś raz na jakiś
czas.
- Whiskey
poproszę – powiedziałaś do barmana, kiwając głową na powitanie tajemniczemu
młodzieńcowi, który przewiercał cię spojrzeniem na wylot. Przez dłuższą chwilę
znosiłaś to cierpliwie, popijając zamówiony napój, ale w którymś momencie nie
wytrzymałaś.
- No co? –
warknęłaś, piorunując azjatę wzrokiem i… zatkało cię. Wcześniej nie dostrzegłaś
tego z powodu półmroku panującego w pomieszczeniu, ale teraz nie miałaś
wątpliwości. To był ON. I dotarło do ciebie, że w zoo i podczas poprzedniej
wizyty w tym obskurnym barze to też był ON. Zacisnęłaś usta, próbując powstrzymać
wzbierającą falę gniewu, niechęci, żalu i poczucia niesprawiedliwości. Wstałaś
z impetem, przewracając krzesło, dopiłaś alkohol i gniewnym krokiem opuściłaś
lokal, trzaskając drzwiami.
Szłaś przed
siebie, zaabsorbowana tysiącem myśli kłębiących się w twojej głowie, nie
zwracając kompletnie uwagi na to, co się dzieje wokół ciebie. Nagle usłyszałaś
dźwięk klaksonu i czyjś krzyk. Uniosłaś głowę i oślepiły cię jasne światła
samochodu. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. W jednej chwili stałaś
jak wrośnięta w ziemię, czekając na śmierć, a w następnej uderzyłaś twarzą o
czyjąś klatkę piersiową, otoczona czyimiś ramionami. Chwilę zajęło, zanim twój
mózg ogarnął, co się właściwie stało. Wciąż w szoku wyplątałaś się z objęć i
odsunęłaś na bezpieczną odległość, wpatrując się tępo w twarz swego wybawcy…
którym okazał się nie kto inny jak Bobby. Jego spojrzenie wyrażało tak wiele
emocji, że nie byłaś w stanie się poruszyć. Ulga. Gniew. Żal. Niepewność.
Błaganie. Poczucie winy. To wszystko przeplatało się ze sobą, wprawiając cię w
jeszcze większe osłupienie. Potrząsnęłaś głową, chcąc odzyskać jasność myśli i
wplotłaś palce we włosy, zaciskając dłonie w pięści.
- Co… co ty
tu robisz? – to było jedyne, co zdołałaś z siebie wydusić.
- Chyba
powinnaś mi podziękować… - mruknął brunet.
- A ty chyba
powinieneś mnie przeprosić – odparowałaś i spiorunowałaś go wzrokiem, czując
wzbierający gniew. Chłopak z sykiem wciągnął powietrze i schował ręce do
kieszeni, spoglądając na ciebie z urazą.
- Następnym
razem patrz gdzie idziesz, a nie pakujesz się bezmyślnie pod samochód! –
warknął zamiast tego.
- To gadaj,
po co tu przylazłeś, albo zejdź mi z oczu, bo nie ręczę za siebie –
odburknęłaś, dając się wciągnąć w tę bezsensowną kłótnię.
- Tak mi się
odwdzięczasz? Gdyby nie ja, już byś nie żyła! – naskoczył na ciebie Koreańczyk,
coraz bardziej zirytowany twoim zachowaniem.
- I dobrze!
Przynajmniej nie musiałabym tu stać i robić z siebie pośmiewiska, kłócąc się na
ulicy z Wielmożnym Panem Idiotą, który myśli, że jak raz zrobi coś dobrego, to
wszystko złe mu się kasuje! Zrujnowałeś mi życie, czego jeszcze chcesz?!
Stałaś tam
przez chwilę, dysząc ciężko i patrząc na Bobby’ego, który otwierał i zamykał
usta jak wyjęta z wody ryba, po czym odwróciłaś się na pięcie i ruszyłaś do domu,
nie oglądając się za siebie.
~*~*~*~
Dobrze mi tak. Po cholerę ja tam szedłem?
Trzeba było zostać w dormie, a nie włóczyć się po mieście! Aish, dlaczego to
takie trudne? Miałem ją przeprosić, a jak przyszło co do czego, to się
pokłóciliśmy. Nie tak to sobie wyobrażałem. Miała się rozpłakać, miała zapytać
dlaczego, a ja miałem jej opowiedzieć i przytulić ją i wszystko byłoby dobrze,
ale nie, jak zwykle coś musiało się spieprzyć!
Co ja sobie myślałem? Że co, że po tym
wszystkim, co jej zrobiłem będzie chciała mnie wysłuchać? Że tak po prostu mi
wybaczy? Tshhh… Ale ze mnie kretyn. W sumie to nieźle się załatwiłem. Teraz
menadżer jest na mnie wściekły, _._._._ też, o kolegach z zespołu nie
wspominając. A tamta suka do niczego się nie przyznaje i wychodzi na to, że to
wszystko moja wina, bo nikt nie wierzy, że gdyby to był mój pomysł, załatwiłbym
to po cichu, bez osób postronnych. Zresztą po jaką cholerę miałbym to robić?
Przecież to nie ma żadnego sensu! Wszystkim się wydaje, że Blondie jest taka
super i że to niemożliwe, że ona taka nie jest i inne duperele, ale cóż,
starczy że zakręci tyłkiem dwa razy i połowa wytwórni robi, co ona chce. Mocno
irytująca perspektywa.
Muszę się jakoś skontaktować z ______. Nie
mogę tego tak zostawić, bo jeszcze trochę i mnie wywalą. Już i tak mocno
podpadłem opuszczaniem treningów, a teraz jeszcze to. Po za tym chyba wciąż mi
nie przeszło. Ja chyba nadal…
Kto się do mnie dobija o tej porze? Błagam,
tylko nie… menadżer. Aish, czego on znowu chce? Aha, super, pierdu-pierdu, w tył
zwrot i marsz po ______, bo chcemy ją spowrotem, bla, bla, bla… Weź się
człowieku kiedyś ogarnij! To ty się z nią przyjaźniłeś, a nie ja! Znasz ją
lepiej ode mnie i powinieneś się skapnąć na samym początku, a nie najpierw
pozwalasz ją wywalić, zrywasz wszystkie kontakty, a teraz żądasz ode mnie,
żebym wszystko załatwił! Dupek jeden. Dlaczego ja muszę mieć takiego durnego
menadżera?
~*~*~*~
Wpadłaś z
impetem do mieszkania, trzasnęłaś drzwiami, rzuciłaś się na łóżko i rozpłakałaś
się. Dlaczego on cię wciąż dręczy? Czemu nie da ci spokoju? Mało mu jeszcze?
Co, może chciałby, żebyś skoczyła z mostu albo coś i po prostu zniknęła z tego
świata? Tak? Niedoczekanie jego!
Twój szloch
odbijał się lekkim echem w pustym pomieszczeniu. Zbyt pustym. Przez to jedno durne
spotkanie od nowa zwaliła się na ciebie cała przeszłość i ogromna tęsknota za
nimi wszystkimi. Za _._._._, za jej mężem, za współpracownikami, za nocami
zarwanymi przez zbyt długie rozmowy, za całym bałaganem w twoim życiu, jaki
robiła twoja poprzednia praca… Nawet za wkurzającą obecnością pewnej Blondie o
przerośniętym ego. Za wszystkim, co składało się na dawną ciebie.
Dużo czasu
minęło zanim się uspokoiłaś, a gdy się to stało, poczułaś się znacznie lepiej.
Wreszcie odreagowałaś te wszystkie rzeczy plus stres związany z dzisiejszą
sytuacją. Pozbierałaś się z trudem i pierwsze co, to wzięłaś długi, gorący
prysznic, potem zjadłaś skromną kolację i we względnie stabilnym nastroju
położyłaś się spać.
Następny
dzień przyniósł co najmniej tyle samo, a nawet i więcej niespodzianek niż
poprzedni. Gdy wcześnie rano w pośpiechu wychodziłaś z domu, by zdążyć do
pracy, niemal zabiłaś się o gigantycznego pluszowego miśka. Parsknęłaś
wściekle, wrzucając maskotkę do mieszkania i pognałaś na złamanie karku do zoo.
Tam również
przeżyłaś lekki szok, gdy okazało się, że, jak się wyraziła jedna z twoich
koleżanek z pracy „jakiś chłopak, ale wiesz, nie taki zwyczajny, tylko taki
ten… wiesz…” zostawił dla ciebie bukiet kwiatów. Przyjęłaś go zaskoczona i
powąchałaś kwiaty, czując jak twój nastrój nieznacznie się poprawia, jednak gdy
tylko zerknęłaś na bilecik, ze złością wyrzuciłaś podarek do kosza ku wyraźnemu
niezadowoleniu współpracownicy.
Ta i inne
podobne sytuacje przeszły do porządku dziennego i nawet się do nich przyzwyczaiłaś,
jednak nadal wkurzało cię, że ten dupek zawraca ci głowę. Zniszczył ci życie i
teraz, po prawie roku zachciało mu się ciebie przepraszać. I pewnie myśli, że
jak ci będzie przysyłał kwiaty do pracy lub zostawiał na wycieraczce różne
rzeczy to mu wybaczysz! I pewnie jeszcze frytki masz mu kupić?! Jasne, już
pędzę Wielmożny Panie I Władco!
Mimo
irytacji związanej z ciągłymi „niespodziankami”, które swoją drogą przypominały
inne sytuacje z dawnego życia, kiedy to tajemniczy wielbiciel zaszczycał cię
podarunkami, znosiłaś to z zimną krwią. Do czasu, kiedy, gdy skonana po pracy
wracałaś do domu, znalazłaś przed drzwiami tajemniczą paczkę. Zaciekawiona
zabrałaś ją do środka i postawiłaś na stole, zastanawiając się, co może być w
środku. Zaczęłaś rozpakowywać warstwy papieru i twoim oczom ukazało się
średniej wielkości pudełko. Bez namysłu otworzyłaś je i twoim oczom ukazało się
coś, czego się kompletnie nie spodziewałaś. Oczarowana przyglądałaś się małym
paczuszkom skrywającym twoje ulubione ciasteczka. Nie jadłaś ich, odkąd
zostałaś zmuszona do opuszczenia swojej dawnej posady, bo zwyczajnie nie było
cię już na nie stać. Niemal cała wypłata szła na czynsz, a z reszty jakoś
udawało ci się wyżyć o chlebie, wodzie, zupkach chińskich i od czasu do czasu
jakichś warzywach czy owocach. Na samo wspomnienie wspaniałego smaku słodyczy
ślinka napłynęła ci do ust. Z rozmarzonym uśmiechem przymknęłaś oczy i
przycisnęłaś pudełko do piersi. Nagle paczka wyśliznęła ci się z rąk i o mało
nie upadła na podłogę. Na szczęście w ostatniej chwili udało ci się ją
pochwycić. Paczuszki przesunęły się z cichym szelestem, a spomiędzy nich
wysunęła się kolorowa karteczka złożona na czworo. Zaintrygowana wyjęłaś ją i
rozłożyłaś, a twym oczom ukazały się zgrabne litery.
______
Wiem że jesteś na mnie
wściekła.
Sam jestem na siebie
wściekły, nie masz pojęcia jak bardzo.
Rozumiem, że nie chcesz
mnie więcej widzieć ani mieć ze mną kontaktu,
ale proszę, uwierz mi,
że nie robię ci tego na złość.
Menadżer zwrócił się do
mnie o pomoc.
Poprosił, byś z nim
porozmawiała.
Numer znasz.
Bobby
Nie mogłaś
uwierzyć własnym oczom. Przeczytałaś liścik jeszcze dwukrotnie, by upewnić się,
że twoja wyobraźnia nie płata ci figli, a gdy okazało się, że nie, zagotowałaś
się z wściekłości. Zmięłaś karteczkę i ze złością wyrzuciłaś ją do kosza,
jednak po chwili namysłu wyjęłaś ją i odłożyłaś ją na miejsce pośród słodyczy.
Nie chciałaś mieć u siebie w domu nic, co należało do niego. Zamknęłaś
gwałtownie pudełko, wpakowałaś do byle jakiej reklamówki i czym prędzej
wybiegłaś z domu. Nogi poniosły cię do dawno nie odwiedzanego miejsca, jakim
był dorm iKON. Przechodząc obok przystanku, wskoczyłaś w odjeżdżający właśnie
autobus, kierujący się w tamtą stronę i nie minęło pół godziny, kiedy znalazłaś
się na miejscu. Zapukałaś do drzwi i nie czekając na odpowiedź, bezceremonialnie
wparowałaś do środka, potrącając Chanwoo, który właśnie sięgał ręką do klamki.
Minęłaś go i gniewnym krokiem skierowałaś się do kuchni, skąd dobiegał dobrze
znany głos.
- CO TY
SOBIE WYOBRAŻASZ?!!! – ryknęłaś na Bobby’ego, popychając go na ścianę. - Chyba
cię pojebało! Nie dość, że mnie nachodzisz, to jeszcze jakieś milion razy omal
się nie zabiłam o te twoje durne podarunki! Znosiłam to, ale dzisiaj to
przegiąłeś! Spodziewałam się wszystkiego, ale
przeszedłeś samego siebie! Jak
mogłeś mi dać coś takiego?!
Rzuciłaś w
niego reklamówką, której oczywiście nie złapał. Po podłodze rozsypały się
paczuszki z ciasteczkami, a oprócz nich owa nieszczęsna karteczka.
- ______,
spokojnie… - spróbował uciszyć cię jeden z pozostałych członków zespołu, ale w
tym momencie byłaś chodzącą furią.
- Nie
uspokoję się! Nie zamierzam pozwolić, by ktokolwiek robił mi takie świństwa, a
już tym bardziej on! – wrzasnęłaś, po czym zwróciłaś się bezpośrednio do
chłopaka, który przyglądał ci się z paniką w oczach.
- Nigdy.
Więcej. Tego. Nie rób. – wycedziłaś, po czym odwróciłaś się z zamiarem wyjścia,
jednak przeszkodził ci cichy głos Koreańczyka.
- Myślałem,
że je lubisz…
Zerknęłaś z
niedowierzaniem przez ramię na bruneta, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszysz.
- Ty serio
jesteś taki głupi, czy tylko udajesz? – zapytałaś, a gdy odpowiedziało ci
skonsternowane milczenie, zachichotałaś, najpierw cicho, potem coraz głośniej,
aż wreszcie wybuchnęłaś donośnym, pozbawionym wesołości śmiechem.
- Dobre… -
mruknęłaś, ocierając łzy z kącików oczu, po czym znów podniosłaś głos.
- Powiem
tak, gdyby nie był to prezent akurat od CIEBIE i gdyby, tak jak każdy poprzedni,
nie przypominał tego, co mi odebrałeś, byłabym zadowolona. Więcej, gdybyś nie
dołączył tej durnej karteczki, możliwe, że uznałabym cię za dorosłego faceta i
wybaczyła błędy młodości. Ale po jaką cholerę zawracasz mi głowę, jeżeli chodzi
ci tylko o przypodobanie się temu kretynowi menadżerowi?! Jak coś ode mnie
chce, to niech sobie sam załatwia, a nie wykorzystuje osoby, z którymi mam na
pieńku, łudząc mnie nadzieją, że może wszystko powoli zaczyna wracać do normy!
- Nie
chciałem się przypodobać – warknął Bobby, ale nie pozwoliłaś mu nic więcej
powiedzieć.
- Nawet
jeśli, nic mnie to nie obchodzi! Miałeś dość tupetu, by rozwalić to, na co
pracowałam przez lata, a teraz, nawet jeśli próbujesz to naprawić, to tylko
dlatego, że menadżer ci kazał!
- Przestań
mi to wreszcie wypominać! – krzyknął zirytowany azjata, ale prychnęłaś tylko i
zmrużyłaś oczy.
- Bo co? Nie
miałeś ŻADNEGO powodu, by mnie bezpodstawnie oskarżać, jeszcze o coś takiego!
Nie mam pojęcia, co ja ci takiego zrobiłam, że odebrałeś mi wymarzoną pracę,
dom i przyjaciół. Nie wiem też, po kiego grzyba była ci Blondie. A już tym
bardziej nie wiem, co chciałeś osiągnąć przez tę ohydną i cholernie nieuczciwą
zagrywkę – powiedziałaś, opierając dłonie na biodrach.
- Hej,
uspokójcie się, dobrze? Chodźcie do salonu, porozmawiajcie jak normalni ludzie…
- zaproponował B.I. Zgromiłaś go wzrokiem, ale po chwili westchnęłaś i bez
słowa skierowałaś się do wspomnianego pomieszczenia, zajmując miejsce w fotelu
i całą swoją postawą wyrażając frustrację i poczucie niesprawiedliwości.
- No więc? –
rzuciłaś, spoglądając spod uniesionych brwi, na chłopaka, który usiadł
naprzeciwko ciebie. Brunet podrapał się po karku - wyraźnie czuł się nieswojo w
tej sytuacji.
- Noo… Więc…
- zaczął, ale w tym momencie do dormu wpadł menadżer. Skrzyżowałaś ręce na
piersi i obrzuciłaś nieprzyjaznym wzrokiem w postać wysokiego Koreańczyka po
trzydziestce.
- Park
JoonHyun… Co cię skłoniło do zaszczycenia nas swoją obecnością? – syknęłaś, a
kiedy zauważyłaś zakłopotane spojrzenie maknae, zacmokałaś z dezaprobatą.
- Aaa… Więc
to tak się bawimy? Doskonały plan, powiem wam. Nie ma to jak wysłać mi coś, co
mnie wkurzy do granic możliwości, bym tu przyszła i zatrzymać mnie tu na tyle
długo, by ten oto zdrajca zdążył tu przybyć – powiedziałaś na pozór spokojnie,
jednak twoje oczy ciskały błyskawice na każdą postać obecną w zasięgu wzroku.
- Uważaj
hyung, noona jest wściekła – dosłyszałaś szept Chanwoo i pozwoliłaś sobie na
niewielki uśmiech.
- O nie, mój
drogi. Wściekła to za mało powiedziane – wycedziłaś, podnosząc się z miejsca i
zbliżając do nowo przybyłego.
- Witaj,
______, kopę lat…
- Tylko
jeden – uściśliłaś, wwiercając w niego spojrzenie swoich wypełnionych lodowatą
złością oczu.
- Chłopaki,
możecie nas zostawić? – mruknął twój były przyjaciel, ale prychnęłaś
pogardliwie.
- I tak
miałam już iść, więc…
- W takim
razie pozwól, że cię odprowadzę – odparł JoonHyun tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Nabrałaś powietrza w płuca i powoli je wypuściłaś, po czym bez słowa wyszłaś na
zewnątrz, słysząc za sobą kroki mężczyzny. Kiedy chciał, potrafił być równie
uparty, co ty, więc nie miałaś nawet zamiaru protestować. Wyładowałaś swoją
złość i choć znów nie uzyskałaś odpowiedzi na nurtujące cię pytanie, miałaś
tylko jedno życzenie – wrócić jak najszybciej do domu. Przez chwilę szliście w
milczeniu, ale w końcu Hyun nie wytrzymał i parsknął z rozbawieniem. Posłałaś
mu spojrzenie w stylu „wszystko z tobą w
porządku?”, ale on nie zwrócił na to najmniejszej uwagi.
- „Wściekła
to za mało powiedziane”? Serio? – zapytał, krztusząc się ze śmiechu. Próbowałaś
zachować kamienną twarz, ale mimo najszczerszych chęci kąciki twoich ust drżały
od wstrzymywanego uśmiechu.
- Zgrywałaś
się, nie?
- Nie! –
zaprzeczyłaś, ale po chwili dodałaś ciszej:
- Może odrobinkę.
- Wiedziałem
– sapnął Koreańczyk, uderzając pięścią o dłoń. Skrzywiłaś się nieznacznie, ale
nic nie powiedziałaś.
- Jednak nie
o tym chciałem z tobą rozmawiać – powiedział po chwili mężczyzna, poważniejąc.
- Zamieniam
się w słuch – powiedziałaś ironicznie, zerkając spod oka na towarzysza.
- ______…
Popełniliśmy wielki błąd, zwalniając cię z pracy – zaczął.
- No co ty
nie powiesz? – fuknęłaś, wciąż trochę zła.
- ______,
posłuchaj. Wiem, że to było niesprawiedliwe i że cię zraniliśmy…
- Ale wiesz
teraz, czy wiedziałeś też wcześniej? – rzuciłaś zaczepnie.
- Dasz mi
skończyć? – zawołał z irytacją, na co podniosłaś dłonie w geście poddania.
- Okej,
okej. Już się nie odzywam – mruknęłaś, robiąc minę w stylu „nie wiem, o co ci
chodzi”. JoonHyun westchnął.
- Zapomniałem
już, jakie jeżyki bywają irytujące, kiedy czują się urażone – uśmiechnął się
lekko. Przez twoją twarz przemknął skurcz bólu, kiedy były przyjaciel cię tak
nazwał.
- Ten jeżyk
już od dawna nie żyje – powiedziałaś bezbarwnym tonem, wbijając wzrok w odległy
punkt. Menadżer otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale po chwili
zrezygnował.
- Nie będę
się z tobą kłócił. Chciałem tylko w imieniu szefa zaproponować ci powrót na
dawne stanowisko.
Przez
dłuższy czas szliście w milczeniu, aż na horyzoncie zauważyłaś swój dom.
- Wątpię w
celowość jego petycji – mruknęłaś wreszcie.
- Nie
chcesz? – usłyszałaś zdumiony głos azjaty.
- Nie to, że
nie chcę… Po prostu… Skąd mogę wiedzieć, czy mi znowu nie wywiniecie jakiegoś
numeru? – było to coś, czego najbardziej się obawiałaś. Nie zamierzałaś tam
wracać tylko po to, by cię znów wywalono. Ani po to, by oglądać twarz Pewnej
Osoby.
- Oj ______,
przecież nie zrobiłbym ci czegoś takiego. Nie ufasz mi?
- Nie –
powiedziałaś tylko.
- Dlaczego?
– spytał natychmiast Hyun, ale tylko pokręciłaś głową z cynicznym uśmieszkiem.
- Wtedy ci
ufałam i zobacz, co z tego mam. Wybacz, ale nie zamierzam popełnić drugi raz
tego błędu – powiedziałaś tonem, który bynajmniej nie sugerował przeprosin, po
czym weszłaś do domu, zostawiając za sobą towarzysza, którego usta zaciśnięte w
wąską kreskę świadczyły, że nie jest zadowolony z wyniku rozmowy, ani faktu, że nie może nic zrobić. Mężczyzna stał
tam jeszcze chwilę, po czym z cichym westchnieniem odwrócił się i odszedł w swoją stronę.
~*~*~*~
Ech… Znowu wszystko poszło na opak. Nie
wiedziałem, że ta głupia karteczka aż tak ją zdenerwuje. Dopiero chłopaki mi
wytłumaczyli, co z nią było nie tak i teraz to jej się w sumie nie dziwię.
Jestem beznadziejny.
Dobrze chociaż, że Chanwoo zadzwonił po
menadżera i przynajmniej to się jakoś załatwiło. Właśnie, ciekawe, jak mu
poszło…
Z drugiej strony, gdyby menadżer nie
przyszedł, może wreszcie udałoby mi się wyjaśnić tę sprawę. Aish… Dlaczego nie
da się załatwić wszystkiego naraz? Czemu jedno z drugim musi się wykluczać?
Teraz ______ na bank mnie nienawidzi. Może nawet jeszcze bardziej niż
wcześniej. A ja przecież chciałem dobrze…
Wrócił menadżer. Kiedy i on dowiedział się o
karteczce, nieźle mnie objechał za głupotę. Nosz kurde, przecież wiem, że
jestem debilem! Nie musicie mi tego w kółko powtarzać!
Zaczynam mieć tego dość. Fani fanami,
kariera karierą, ale jeśli w ciągu najbliższych kilku tygodni to się nie
wyjaśni, to ja pasuję. Nie zamierzam ciągle znosić tego, że mnie obrażają,
nawet jeżeli mają rację.
W tym momencie przydałaby mi się rozmowa
z ______. Ona na pewno powiedziałaby coś,
co by mnie podniosło na duchu, pogadałaby z kim trzeba i problem byłby
załatwiony. Tylko że… ona już tu nie pracuje. Poza tym wątpię, by zechciała
mnie teraz widzieć. Muszę jej dać czas na ochłonięcie. Potem do niej pójdę i
wyjaśnię wszystko raz na zawsze.
~*~*~*~
Byłaś już tym wszystkim zmęczona. Po
incydencie w dormie iKON nagle przypomnieli sobie o tobie wszyscy dawni
znajomi. Od rana do wieczora byłaś ścigana smsami, mailami i telefonami. Nie
wiedziałaś, skąd oni wszyscy wytrzasnęli twój nowy numer i adres mailowy, ale
mimo zaprzestania przysyłania podarunków przez Bobby’ego, sytuacja stała się
mocno nie do zniesienia.
Dzisiaj
wyszłaś wcześniej z pracy, bo jedna z współpracownic, widząc twój stan
psychiczny, zlitowała się nad tobą i powiedziała, że przez ostatnie dwie
godziny poradzi sobie sama. Byłaś jej za to bardzo wdzięczna, natomiast kiedy
po raz setny tego dnia odezwał się dzwonek w telefonie, nie wytrzymałaś. Z
wściekłością rzuciłaś nim o ścianę najbliższego budynku i podeptałaś szczątki urządzenia,
które potem pozbierałaś i wyrzuciłaś do kosza.
- Wreszcie
cisza… Że też wcześniej na to nie wpadłam - mruknęłaś sama do siebie i
skierowałaś się do „swojego” baru. Zdecydowanie potrzebowałaś czegoś
mocniejszego.
Gdy tylko
obskurny budynek zamajaczył ci na horyzoncie, z nieba zaczęły spadać zimne
krople marcowego deszczu. Postawiłaś mocniej kołnierz polaru, zarzuciłaś kaptur
na głowę i przyspieszyłaś kroku, by jak najszybciej znaleźć się pod dachem.
Kiedy
znalazłaś się we wnętrzu lokalu, odetchnęłaś z ulgą. Zajęłaś swoje zwyczajowe
miejsce, zamówiłaś to, co zawsze i z błogim uśmiechem rozkoszowałaś się
wyrazistym smakiem whiskey. Ktoś pewnie mógłby powiedzieć, że zachowujesz się
jak alkoholik, ale ty po prostu chciałaś odciąć się od rzeczywistości i
zapomnieć o tych wszystkich nieprzyjemnościach, które spotkały cię w ciągu
ostatniego miesiąca. Byłaś zdecydowana upić się do nieprzytomności.
Niestety,
nie było ci to dane. Nie zdążyłaś nawet zamówić drugiej porcji, kiedy drzwi
baru otwarły się, wpuszczając do środka zimny podmuch wiatru i zmokniętą,
zakapturzoną postać. Przybysz otrząsnął się lekko, przebiegł wzrokiem
pomieszczenie, a widząc cię, odrzucił kaptur i skierował kroki w twym kierunku.
Wzniosłaś oczy ku niebu, zostawiłaś pieniądze na stoliku i wyszłaś tylnym
wyjściem, słysząc za sobą wołanie Bobby’ego. W drzwiach zatrzymała cię jego
dłoń, która zacisnęła się na twym nadgarstku i zmusiła do odwrócenia się w jego
stronę.
- Czego? –
warknęłaś, wyszarpując rękę z uścisku.
- ______,
proszę, daj mi to wreszcie wyjaśnić…
- Daj mi
spokój! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, durny dzieciaku! – burknęłaś z
rosnącą irytacją, jednak gdy ujrzałaś, jakie wrażenie wywarły na azjacie twoje
słowa, zrobiło ci się trochę przykro… Ale tylko odrobinkę.
- No wiesz? Jestem
młodszy, ale nie jestem dzieckiem – mruknął azjata z lekką urazą, na co
wzruszyłaś ramionami.
- To nie
zmienia faktu, że jesteś…
- Durniem,
idiotą, debilem, kretynem i Bóg wie co jeszcze – wyrecytował z kpiącym
półuśmiechem. Zamrugałaś zaskoczona, a chłopak zaśmiał się cicho, widząc twoją
minę.
- Wiesz,
przez ostatnie kilka tygodni zdążyłem się tego tyle nasłuchać, że mógłbym
wymieniać przez pół godziny, a to nie byłoby wszystko –
parsknął.
- Nie
bezpodstawnie – uznałaś, a on przytaknął.
- Masz
rację, całkowicie sobie na to zasłużyłem, ale po jakimś czasie staje się to
męczące, zwłaszcza jeśli próbuje się to wszystko naprawić, a wszyscy dookoła są
przeciw tobie, w dodatku uważają, że robię to, bo jestem bezmózgim lizusem – tu
spojrzał na ciebie znacząco.
- Przecież
ja wcale… - zaprotestowałaś, ale po chwili westchnęłaś i uniosłaś dłonie w
geście poddania.
- Dobra, był
moment, kiedy tak pomyślałam, ale co z tego? Wszystko wskazywało na to, że tak
właśnie jest.
Brunet
pokręcił głową, prychając cicho.
- ______, ja
nigdy nie chciałem ci czegokolwiek odebrać.
- To
dlaczego to zrobiłeś? – naskoczyłaś na niego.
- A jak
myślisz? – odparował. Przygryzłaś lekko wargę, przeglądając w głowie teorie,
które udało ci się stworzyć podczas minionego roku i wybrałaś tę, która wydała
ci się najsensowniejsza.
- Chciałeś
się na mnie odegrać, bo mimo mojej pomocy nie udało ci się zdobyć serca
_._._._, a liczyłeś na coś więcej.
W tym
momencie Bobby wybuchnął głośnym śmiechem. Patrzyłaś na niego skonsternowana,
nie rozumiejąc, co w tym takiego śmiesznego.
- No co? –
syknęłaś, co sprawiło, że chłopak zaczął się jeszcze głośnej śmiać. Oparłaś
dłonie na biodrach, mierząc zwijającego się ze śmiechu Koreańczyka zdegustowanym
spojrzeniem, po czym wyszłaś spod daszku i skierowałaś do wyjścia z posesji,
ignorując deszcz i wołanie azjaty. Nie miałaś zamiaru marnować więcej czasu na tego
głupka. Nagle usłyszałaś za sobą kroki, a po chwili zamarłaś zaskoczona, kiedy
jego ramiona objęły cię od tyłu, uniemożliwiając jakikolwiek ruch.
- To nigdy
nie była _._._._, tylko ty… - jego szept rozległ się tuż przy twoim uchu,
sprawiając, że zadrżałaś. To jedno zdanie sprawiło, że nie byłaś w stanie
wykrztusić nawet słowa. W tym samym czasie do twych myśli zakradły się
podejrzenia, czy przypadkiem znowu nie próbuje cię podpuścić. Wywinęłaś się z
jego uścisku i położyłaś dłonie na jego ramionach z bardzo poważną miną.
- Powtórz –
zażądałaś, przyglądając się uważnie twarzy Koreańczyka, który popatrzył się na
ciebie dziwnie, ale spełnił twoje życzenie.
- Nigdy nie
kochałem _._._._, tylko ciebie.
Mówił
prawdę. Zlustrowałaś go jeszcze dla pewności od stóp do głów, a gdy nie
znalazłaś żadnych śladów fałszu, odsunęłaś się o krok i odetchnęłaś głęboko,
odgarniając z twarzy mokre kosmyki włosów. W twojej głowie panował kompletny
chaos.
- Dlaczego…
Jeśli to prawda, to dlaczego zrobiłeś mi takie świństwo? – jęknęłaś, czując łzy
napływające ci do oczu. Bobby spuścił głowę, śmiejąc się z zażenowaniem.
- To była
najgłupsza rzecz, jaką zrobiłem w życiu, w dodatku z powodu tak słabego i
żenującego szantażu, że aż sam się sobie dziwię.
- Ktoś cię
zaszantażował? – wtrąciłaś zaskoczona, a brunet parsknął pogardliwie.
- Blondie. Z
tym że nie powinienem był w ogóle ulegać, bo to było po prostu beznadziejne.
Powiedziała, że wygada wszystkim, że jestem w tobie zakochany na zabój, a ja
się tego przestraszyłem, wyobrażasz sobie? – Koreańczyk pokręcił głową,
błyskając zębami w uśmiechu.
- Masz
rację, to kompletnie nie miało sensu – mruknęłaś, odrobinkę rozbawiona.
- No ale
weź, dlaczego ja to zrobiłem? Przecież i tak musiałbym kiedyś ci o tym
powiedzieć, więc czemu aż tak się tego bałem? Przecież to nielogiczne!
Zaśmiałaś
się cicho, obserwując żywą gestykulację azjaty. W zestawieniu z padającym
deszczem i wypowiadanymi słowami dawało to wręcz komiczny efekt. W końcu
opanowałaś się i uspokoiłaś gestem chłopaka.
- Już, już,
wystarczy. Rozumiem, że sam uważasz to za kompletną bzdurę i gdybyś mógł, nie
zrobiłbyś tego ponownie? – zapytałaś, a Bobby kiwnął głową.
- To mi
wystarczy. Jako że mam szansę na powrót do dawnego życia, to nie ma powodu, dla
którego miałabym się na ciebie dłużej złościć… Chyba, że jest jeszcze coś, o
czym nie wiem… – tu spojrzałaś groźnie na bruneta, który z miną niewiniątka
pokręcił głową.
- To dobrze.
Wiesz, nie spodziewałam się, że dzisiejszy dzień może mieć jakiekolwiek
pozytywne zakończenie – uśmiechnęłaś się pod nosem i zrobiłaś ruch, jakbyś
chciała odejść, ale zatrzymały cię słowa Koreańczyka.
- I tak po
prostu odejdziesz?
Zmarszczyłaś
brwi, nie bardzo wiedząc, o co mu chodzi.
- Przecież
się pogodziliśmy, prawda? Czego jeszcze oczekujesz? Że rzucę ci się w ramiona?
- Nie… Nie
do końca… W sumie to tak… Aish, sam nie wiem… - wymruczał azjata, zakrywając
dłonią twarz.
- No to się
chyba raczej nie doczekasz…
- A czemu
nie? – rzucił zaczepnie Koreańczyk.
- Bobby, ja
jestem prawie osiem lat starsza…
- No i co z
tego? Aż tak bardzo przeszkadza ci, że jestem młodszy? – naskoczył na ciebie
brunet, podchodząc bliżej, przez co musiałaś cofnąć się kilka kroków.
- Nie, po
prostu…
- Więc w
czym problem? Nikogo nie masz, a ja chyba nie jestem odrażający, prawda?
- Tak…
Znaczy, nie… Znaczy… Ugh, przestań mnie rozpraszać! – zawołałaś, kiedy chłopak
podszedł jeszcze bliżej, więżąc cię między ścianą a swoim ciałem. Prześliznęłaś
się pod jego ramieniem, przecierając twarz dłonią. Po chwili odezwałaś się
spokojniejszym i łagodniejszym głosem.
- Posłuchaj…
To nie jest takie proste.
- Więc mi
wyjaśnij – brunet założył ręce na piersi, zerkając na ciebie spode łba.
- Może
trochę grzeczniej? W końcu nic ci nie muszę wyjaśniać, jeśli nie chcę –
zmrużyłaś oczy, przybierając podobną pozę, co on.
-
Oczywiście, n o o n a – prychnął, spoglądając na ciebie wyzywająco. Wciągnęłaś
z sykiem powietrze do płuc, a w twych oczach błysnęły gniewne iskierki.
- Proszę
bardzo, nie chcesz, to nie – wyszłaś na deszcz i urażonym krokiem skierowałaś
się do wyjścia na ulicę.
- Oj _____,
weź się nie obrażaj – zawołał za tobą Bobby. Westchnęłaś ciężko i odwróciłaś
się, obiecując sobie, że to już ostatni raz.
- Jesteś
mocno irytujący i upierdliwy, wiesz? – rzuciłaś, wciąż trochę zła. Chłopak
wzruszył ramionami.
- Taki mój
urok osobisty – powiedział, poruszając brwiami znacząco.
- Taa, jasne
– prychnęłaś, kręcąc głową z politowaniem.
- To powiesz
mi, czy nie?
Odetchnęłaś
głęboko, próbując ubrać w słowa to, co miałaś do powiedzenia.
- Słuchaj,
to nie tak, że cię nie lubię, okej? Po pierwsze, nigdy nie myślałam o tobie w
takich kategoriach, a po drugie i bardziej istotne… - urwałaś i przeczesałaś dłonią włosy,
zrzucając nieopatrznie kaptur i narażając się na jeszcze większe zmoknięcie.
Przez chwilę szarpałaś się z przemoczonym materiałem, ale w końcu uznałaś, że
jesteś już tak mokra, że ci wszystko jedno. Machnęłaś ręką i z niejakim trudem
podjęłaś przerwany wątek.
- To się nie
uda. Zrozum, nie chcę się pakować w coś, co mogłoby tylko zranić nas oboje,
więc… Najlepiej będzie, jeśli na razie nie będziemy się… wiązać – wydusiłaś,
odwracając wzrok. Koreańczyk skurczył się w sobie, jakby uszło z niego
powietrze.
- Rozumiem…
- mruknął tylko. Westchnęłaś cicho i położyłaś mu dłoń na ramieniu, ściskając
je lekko.
- Hej…
Przecież nie powiedziałam, że definitywnie nie, prawda? Muszę się nad tym
zastanowić, przemyśleć parę spraw… Może w przyszłości… Wiesz, zaskoczyłeś mnie
i raczej nie powinieneś oczekiwać natychmiastowej odpowiedzi. Po prostu…
potrzebuję trochę czasu.
Chłopak
pokiwał ponuro głową i wsadził ręce do kieszeni, szurając stopą po mokrej
ziemi, robiąc z niej błoto. Czułaś się niezręcznie w takiej sytuacji i nie
bardzo wiedziałaś, co ze sobą zrobić. Po dłuższej chwili krępującej ciszy
wymruczałaś ciche pożegnanie i odwróciłaś się, chcąc pójść w swoją stronę,
jednak zatrzymała cię jego dłoń, która zacisnęła się na twym ramieniu.
Zerknęłaś na niego pytająco, odwracając się nieznacznie w jego stronę, przy
czym poziom twojej irytacji znów niebezpiecznie podskoczył.
- Proszę,
pomyśl o tym ______… - mruknął, wlepiając w ciebie błagalne spojrzenie.
Westchnęłaś cicho i skinęłaś głową, odchodząc już bez przeszkód do domu.
~*~*~*~
Szedłem szybkim krokiem, trzymając w dłoni bukiet
kwiatów i będąc przy tym tak zrelaksowany, jak nigdy. Było piękne majowe popołudnie,
aż się chciało żyć. Po kilku minutach marszu dotarłem pod niewielki piętrowy
domek. Zastukałem w drzwi i cierpliwie odczekałem te kilka sekund, próbując
jakoś opanować szeroki uśmiech cisnący mi się na twarz, jednak na widok ______
wszelkie próby poszły na marne.
- Bobby! Już myślałam, że nie przyjdziesz –
powiedziała zamiast powitania.
- Mi też miło cię widzieć, noona –
mruknąłem, wręczając jej kwiaty. Kobieta przymknęła oczy, rozkoszując się ich
zapachem, jednak po chwili zerknęła na mnie bystro.
- Nie waż się tak do mnie mówić – pogroziła
mi palcem, jak małemu dziecku i gestem zaprosiła do domu.
Rozejrzałem się dookoła, rejestrując, że
wszyscy już są. ______ wyminęła mnie i weszła do kuchni, gdzie razem z _._._._
przygotowywały obiad, a menadżer hyung próbował zapanować nad moimi kolegami z
zespołu, którzy świetnie się bawili w roli wujków półrocznych bliźniąt.
Mężczyzna rzucił mi zdesperowane spojrzenie,
błagając o pomoc, kiedy B.I zaczął robić z jednego z dzieci samolocik.
Parsknąłem z rozbawieniem i pokręciłem głową, przekazując mu, że musi radzić
sobie sam. Mężczyzna rozejrzał się, czy nikt nie patrzy i po kryjomu pokazał mi
środkowy palec, na co rozłożyłem bezradnie ręce, zanosząc się śmiechem.
- Chłopaki, obiad! – z jadalni dobiegł głos
_._._._. Wszyscy (ja również) jak na komendę rzucili się do jedzenia,
przepychając się między sobą jak małe dzieci. W ostatniej chwili zepchnąłem
Chanwoo z krzesła i usiadłem obok ______, posyłając młodszemu rozbawione
spojrzenie, kiedy ten z mordem w oczach masował obolały tyłek.
- Oj Bobby, grabisz sobie… - westchnęła
brunetka, kręcąc głową z naganą.
- No co? Dostałaś kwiatki, więc w czym
problem? – parsknąłem półżartem, spoglądając w jej piękne, błyszczące oczy.
- W takim tempie to raczej podejmę
ostateczną decyzję za pięć lat – zażartowała, prztykając mnie żartobliwie w
nos. Prychnąłem, udając niezadowolenie. Nie powiem, niezłą znalazła sobie
zabawę. Już drugi miesiąc się tak ze mną droczyła. Człowiek wyłazi ze skóry,
żeby wyszło na jego, a taka to się śmieje i jeszcze zbiera profity od takiego
mnie. Nie żeby mi się to nie podobało – w końcu było nawet zabawnie – ale
momentami bywało… irytujące, kiedy przez swoją wrodzoną głupotę popełniało się
gafy. Ale cóż, taki mój urok osobisty, czyż nie?
Cudo
OdpowiedzUsuńzakochałam się w tym scenariuszu^^ wyszedł ci genialnie i tak realistycznie . Z chęcią zamienoalabym się w główna bohaterkę.
Dzięki :) To bardzo wiele dla mnie znaczy. Starałam się, żeby było jak najbardziej realistyczne ;3
UsuńPozdrawiam~
Genialny scenariusz!^^
OdpowiedzUsuńMam pytanko piszesz na zamówienie?
Bo jeśli tak to będę miała interes haha ;)
Zapraszam do siebie ;)
http://opowiadaniaazjatyckiejwariatki.blogspot.com/
Owszem ^^
UsuńDzięki za koma XD
Pozdr~
czy mogę ślicznie prosić o scenariusz z JunHoe bądź YunHyeong'iem z iKON? Będę wdzięczna ;)
UsuńOczywiście, może nawet z nimi dwoma? Hihi cd Zobaczymy co da się zrobić 😊
UsuńPozdr~
*XD
UsuńNienawidzę autokorekty... :/
Pozdr~
Dziękuję i ahhh nie mogę się doczekać^^
UsuńTen scenariusz jest niesamowity! Kompletnie o tym zapomniałam! Miałam nosa w książkach przez fe miesiące, ale gdy sobie o moim zamówieniu i zobaczyłam że jest.... Brak słów żeby opisać to cudo!!! Dziękuję i powodzenia w dalszej drodze pełnej sukcesów z tak genialnym pomysłami na scenariusze! ������
OdpowiedzUsuńOmo... Dzięki x3 To bardzo miło, że tak uważasz :3
UsuńTen scenariusz jest niesamowity! Kompletnie o tym zapomniałam! Miałam nosa w książkach przez te miesiące, ale gdy sobie o moim zamówieniu przypomniałam i zobaczyłam że jest.... Brak słów żeby opisać to cudo!!! Dziękuję i powodzenia w dalszej drodze pełnej sukcesów z tak genialnym pomysłami na scenariusze! ������
OdpowiedzUsuńTen scenariusz jest niesamowity! Kompletnie o tym zapomniałam! Miałam nosa w książkach przez te miesiące, ale gdy sobie o moim zamówieniu przypomniałam i zobaczyłam że jest.... Brak słów żeby opisać to cudo!!! Dziękuję i powodzenia w dalszej drodze pełnej sukcesów z tak genialnym pomysłami na scenariusze! ������
OdpowiedzUsuńOjej…
OdpowiedzUsuńChyba tylko w ten sposób mogę podsumować własną nieuwagę. Nie goszczę tutaj po raz pierwszy (i nie ostatni, zapewniam, haha~ 。^_^。) choć bardzo prawdopodobne że ten oto komentarz może nim być. Pierwszym. Aż wstyd, skoro zawsze tak przyjemnie tu gościć i nieważne czy ten o kim czytasz należy do twoich ulubieńców, jest ci obojętny, a może nawet go nie lubisz - czytając tutaj to wszystko naprawdę obchodzi mnie tyle co zeszłoroczny śnieg. Bo najważniejsze że wszyściutko jest tak cudowne, że to po prostu poezja, a gdyby było słodyczą to rozpływałoby się w ustach jak bita śmietana.
Wzięło mnie na kuchenne porównania, może przez wzgląd na to że mamy ranek, a ja przed śniadaniem, wiadomo~
Uwielbiam iKON. Uwielbiam Bobby'ego, którego głos (zaraz po Joohwanie) budzi ciary *-* W połączeniu z realizmem tego scenariusza i schludnością, estetyką, no i w ogóle... Aish, widzisz *grozi palcem na nununu* zabrakło mi słów xD
Tak czy inaczej macie we mnie wierną czytelniczkę, która w końcu nie wytrzymała i akurat tu musiała dać znać o swojej obecności i o tym jak zajebiście jej się podobało. ♥♥♥
K O C H A M T O~!