Uwaga

Proszę o pisanie w komentarzach, przy zamówieniach imię autorki, która ma dane zamówienie zrealizować :3
Hesperiata, czy Neko ^^

środa, 20 kwietnia 2016

Bobby (iKON) Błędy młodości nie zostaną wybaczone, dopóki z nich nie wyrośniesz… a może to twój urok osobisty?

Witojcie dobrzy ludzie! XD
Tym razem zdecydowałam się złamać moją zasadę ciągłości historii i zamiast kolejnej części wstawiam ten oto (tak trochę z dupy) scenariusz ^.^ Zaczęłam go pisać już dawno, ale akurat przez parę ostatnich dni miałam wenę, by go dokończyć, za to na kolejną część Kevina ni chuchu ;p (mam jej koniec, ale nie mam początku xd) 
Tak więc, by nie przedłużać, przedstawiam wam scenariusz z Bobby'ym (fanfary xd)
Mam nadzieję, że wam się spodoba ;3
P.S Sorki, że znowu dałam coś o tygrysach, ale ten akurat fragment pisałam już dawno i nie chciało mi się go zmieniać xd Mam nadzieję, że mi wybaczycie tę drobną słabość do tych przecudownych i przewspaniałych prążkowanych kotów x3

~Dla Anonimka. Mam nadzieję, że ci się spodoba, kimkolwiek jesteś ;3

Siedziałaś przy barze, popijając w zamyśleniu whiskey. Byłaś ubrana w podarte dżinsowe spodnie i stary wypłowiały polar w odcieniu głębokiego błękitu… a raczej spranego głębokiego błękitu. Wpatrywałaś się tępo w jeden punkt, myślami będąc daleko od tego obskurnego miejsca. Wspominałaś swoje poprzednie życie, znacznie szczęśliwsze od tego, które wiodłaś teraz. Czasy, kiedy przebywałaś wśród sławnych ludzi, kiedy miałaś pieniądze, pracę, przyjaciół…
Urodziłaś się w Polsce, ale od czasów liceum, a dokładnej od kiedy poznałaś _._._._ i kpop, pragnęłaś odwiedzić Koreę. Zaraz po studiach wyjechałyście we dwie na wycieczkę do Seulu i jakoś tak wyszło, że już nie wróciłyście do kraju. W krótkim czasie znalazłyście bardzo dobrze płatną pracę – przyjaciółka została stylistką w jednej z wytwórni, która i ciebie zatrudniła na stanowisko psychologa. Wbrew temu, co myśli większość osób, gwiazdy również mają problemy ze sobą, czasem nawet większe niż przeciętny człowiek. Twoja praca wymagała dyskrecji, ale lubiłaś to. Każdy wiedział, że jeśli chciałby porozmawiać, zawsze mógłby do ciebie zadzwonić, nieważne o jakiej porze. Bywałaś nawet zrywana z łóżka w środku nocy i mimo że czasem warknęłaś na delikwenta coś odnośnie braku wyczucia czasu, za każdym razem starałaś się wysłuchać i pomóc. Po niezbyt długim czasie stałaś się bardziej przyjaciółką i powierniczką niż de facto psychologiem. Dlaczego więc twoje życie potoczyło się tak, a nie inaczej?
Parsknęłaś gniewnie, pociągając kolejny łyk ze szklanki. To wszystko było bardzo proste – żeby uniknąć skandalu.
Zaczęło się od tego, że któregoś razu przyszedł do ciebie młody Koreańczyk – nie chciałaś nawet wspominać jego imienia. Ów chłopak miał problem natury sercowej – otóż spodobała mu się jedna z pracownic wytwórni. Niestety była od niego sporo starsza i pochodziła z innego kraju. Kiedy powiedział, że zakochał się w jej głosie, domyśliłaś się, że chodzi o _._._._ - twoja przyjaciółka piękne śpiewała i w sumie to mu się nie dziwiłaś. Poradziłaś mu, żeby się nie przejmował różnicami i, jeśli naprawdę mu zależy, spróbował to jakoś okazać.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że _._._._ obdarzyła uczuciem pewnego mężczyznę, którego imię, choć z trudem, również wyrzuciłaś z umysłu. Kilka tygodni później zaczęli ze sobą chodzić, a kilka miesięcy potem zaręczyli się i wzięli ślub. Jednocześnie do ciebie zaczęły przychodzić kwiaty i urocze wierszyki od tajemniczego wielbiciela. Nie miałaś pojęcia, kim może być ta osoba i mimo iż wątpiłaś, że coś z tego będzie, było ci bardzo miło, że ktoś się tobą interesuje. Zawsze miałaś problem ze znalezieniem sobie chłopaka – wszystko wina twojego charakterku i ciętego języka.
Ale wracając, któregoś razu dowiedziała się o tym jedna z pracownic, przez wszystkich za plecami zwana Blondie (z wiadomego powodu), która nie za bardzo cię lubiła, żeby nie powiedzieć: nienawidziła. Powęszyła trochę, ponaciągała „odrobinę” fakty, sfabrykowała kilka zdjęć i poszła do prezesa ze skargą, że „______ molestuje młodszego o siedem lat członka jednego z boysbandów”.
O wszystkim dowiedziałaś się ostatnia i mimo iż zarzekałaś się, że taka sytuacja nigdy nie miała miejsca, nikt ci nie uwierzył. „Dowody” nie były mocne - łatwo było dostrzec, że zdjęcia są podrobione, ale pogrążyło cię to, że obiekt rzekomego molestowania potwierdził słowa tamtej. Dziwnym trafem był to ów chłopak, który podkochiwał się w twojej przyjaciółce. W ten oto sposób straciłaś wszystko – pracę, zaufanie i przyjaciół.
Nawet _._._._ w to uwierzyła. Od czasu zaręczyn oddaliłyście się od siebie i tak szczerze to byłaś trochę zazdrosna o jej drugą połówkę – człowieka, dzięki któremu dostałyście pracę w wytwórni. Starałaś się zachowywać normalnie, żeby nie zranić przyjaciółki, ale ona uznała, że jesteś jakaś dziwna i coś ukrywasz, a kiedy usłyszała o tym, co niby zrobiłaś… Cóż, dopowiedziała sobie resztę.
Odsunęłaś od siebie pustą szklankę i zamówiłaś kolejną porcję. Dzisiaj dostałaś wypłatę i mogłaś sobie pozwolić na trochę więcej niż zwykle. Po przymusowym odejściu sprzedałaś mieszkanie, wynajęłaś pokój w najtańszym motelu, zmieniłaś numer telefonu i nazwisko na Jugeun GoseumDochi, co znaczyło dosłownie „Martwy Jeż”. Kiedyś przyjaciele często nazywali cię jeżem albo kolczatką, bo bardzo trudno było ci dopiec, a ten, kto próbował, zwykle sam pokaleczył się o twój cięty język. Ale to była przeszłość. Tamta ty odeszła i raczej już nie wróci.
Pieniądze szybko się rozeszły, a ty miałaś spory kłopot ze znalezieniem pracy. Nie mogłaś już być psychologiem, bałaś się, że ktoś dokopałby się do tamtej sprawy i znowu miałabyś problemy. Chwytałaś się różnych zajęć, od sprzątaczki po roznosiciela ulotek, ale zawsze prędzej czy później cię zwalniano. Wreszcie parę miesięcy temu znalazłaś zatrudnienie w pobliskim zoo. Twoje zadanie polegało głównie na czyszczeniu klatek zwierząt. Nic specjalnego, ale przynajmniej miałaś za co żyć.
- Przepraszam… - drgnęłaś i skupiłaś wzrok na chłopaku. Miał na sobie bluzę z kapturem, czapkę z daszkiem i okulary przeciwsłoneczne. Rozbawiło cię to, w końcu był w pomieszczeniu, a na zewnątrz już od dawna panował mrok.
- Mógłbym pożyczyć na chwilę telefon? Mój się rozładował, a muszę do kogoś zadzwonić – pomachał ci przed nosem wspomnianym przedmiotem. Przyjrzałaś mu się dokładniej. Był nieco zdenerwowany, choć starał się to ukryć i nie czuł się komfortowo w tej sytuacji. Przygryzał lekko wewnętrzną stronę policzka i mogłaś się założyć, że patrzy na ciebie błagalnie zza ciemnych szkieł. Już chciałaś odwarknąć coś nieuprzejmego, ale odezwało się w tobie echo dawnej ciebie. Z ciężkim westchnieniem wyjęłaś telefon i rzuciłaś na blat, pociągając łyk alkoholu. Azjata wymamrotał podziękowanie i oddalił się pod ścianę, wybierając czyjś numer.
Zmarszczyłaś brwi. Melodyjka była znajoma (no wiecie, każda cyfra ma inny dźwięk xd). Zerknęłaś z ukosa na nieznajomego, próbując sobie przypomnieć, skąd znasz ten numer, niestety bezskutecznie. Wzruszyłaś ramionami, skupiając się na szklance przed tobą, ale to wciąż cię męczyło. Nagle doznałaś olśnienia. To numer jednej z osób, która kiedyś była twoim dobrym przyjacielem i przy okazji małżonkiem twej eks- przyjaciółki – menadżera iKON. Zerwałaś się z miejsca, wyrwałaś telefon zaskoczonemu chłopakowi i szybkim krokiem opuściłaś lokal, słysząc za sobą oburzony okrzyk.
Chłodne nocne powietrze uderzyło cię w twarz. Odetchnęłaś i już spokojniej skierowałaś się w stronę domu, jednak po chwili zrezygnowałaś. Nogi poniosły cię w kierunku „twojego” zoo. Zawsze tam szłaś, kiedy potrzebowałaś się odprężyć. Tam znajdował się twój obecnie jedyny przyjaciel – tygrys, którego ochrzciłaś Iwan Groźny.
Wasza znajomość zaczęła się w dość nietypowy sposób. Otóż klatki w zoo są czyszczone dwa razy dziennie – przed otwarciem i po zamknięciu obiektu. Na czas sprzątania części na dworze zwierzęta są zamykane w wewnętrznej części habitatu i odwrotnie – kiedy czyszczona jest część w budynku, mieszkańcy są wyganiani na zewnątrz.
Był to twój pierwszy dzień w nowej pracy. Posprzątałaś już prawe wszystkie przydzielone ci habitaty i został tylko wybieg dla tygrysa. Był to nowy nabytek – młody kot, miał dopiero około siedem-osiem miesięcy. Z pewnym wahaniem weszłaś do środka klatki i zaczęłaś ją sprzątać z resztek jedzenia, odchodów itd. Niespodziewanie coś ciężkiego uderzyło cię w plecy, powalając na ziemię. Z niemałym trudem zrzuciłaś z siebie zwierzę, zrywając się na równe nogi i cofając kilka kroków. Bydlę było wielkości dużego psa i szykowało się do kolejnego skoku. Sekundę później tarzałaś się po ziemi z kotem, starając się trzymać jego pazury i kły z dala od twojego gardła. Nie wiedziałaś jak to się stało, ale po kilku minutach tygrys leżał bokiem na trawie, a ty siedziałaś na jego barku, dociskając do podłoża jego kark. Trwaliście tak dłuższy czas, dysząc ciężko, aż w końcu zwierzak się uspokoił. Powoli zwolniłaś nacisk i odsunęłaś się, pozwalając kotu wstać. Potem bez większych problemów zagoniłaś go do zabudowanej części klatki i dokończyłaś sprzątanie.
Okazało się, że ktoś zapomniał zamknąć przejście między częścią w budynku a częścią na zewnątrz i młody tygrys z tego skorzystał. Po tym wydarzeniu została ci pamiątka – poprzeczna blizna wzdłuż kości policzkowej i dwie mniejsze trochę niżej. Reszta zadrapań zagoiła się niemal bez śladu.
Mimo tego przykrego wydarzenia nie zrezygnowałaś z pracy – musiałaś w końcu za coś żyć. Poza tym zwierzak zaczął zachowywać się przyzwoicie w stosunku do ciebie i nawet go polubiłaś. Nadałaś mu imię po jednym z najkrwawszych rosyjskich carów, bo… W sumie bez szczególnego powodu. Ale przyjęło się i teraz na tabliczce przy jego habitacie widniało imię Iwan Groźny.
Przystanęłaś przed klatką, przyglądając się kotu rozwalonemu na trawie, a na twej twarzy błąkał się cień uśmiechu. Temu to dobrze… Dostaje wszystko czego potrzebuje, nie musi się martwić, czy wystarczy mu pieniędzy, czy nie wywalą go z pracy za jakąś pierdołę, czy nie odezwą się starzy znajomi i czy nie rozwalą po raz kolejny jego życia…
Westchnęłaś cicho i niemal z czułością przesunęłaś opuszkami palców po literach układających się w imię tygrysa, po czym odwróciłaś się na pięcie i ruszyłaś do domu.

~*~*~*~

Ona tak strasznie mi kogoś przypomina… I ten polar. Byłem pewien, że go już widziałem. Jest tak podobna do tamtej dziewczyny, a jednocześnie tak się od niej różni… No i te blizny na policzku. Ciekawe skąd je ma. I czy to w ogóle ona... Nie, to niemożliwe. ______ wróciła do Polski, tak powiedziała _._._._. Poza tym ______ by się tak nie zachowała. ______ nie przychodzi w takie miejsca. Nie, to nie mogła być ona. A może jednak…?

~*~*~*~

Minęło kilka dni. Jak zwykle przyszłaś trochę przed zamknięciem zoo i przyglądałaś się ludziom oglądającym zwierzęta, dla rozrywki analizując ich zachowanie – zawodowe ciągoty cię nie opuściły. W pewnym sensie to trochę śmieszne. Miałaś prawie dwadzieścia osiem lat, skończyłaś studia psychologiczne z wyróżnieniem, a pracowałaś jako sprzątaczka w zoo i czułaś się, jakby większa część twojego życia była już za tobą. Wszystko przez tą niepewność. Żyłaś prawie że z dnia na dzień, nie miałaś żadnych przyjaciół ani bliższych znajomych, do większości osób odnosiłaś się chłodno i z dystansem. Takie życie-nieżycie. Marna egzystencja pozbawiona jakiegokolwiek głębszego sensu. Ale nigdy nie próbowałaś ze sobą skończyć. Oznaczałoby to dla ciebie przyznanie się do tego, że nie umiesz sobie poradzić nawet ze sobą, a na to nie pozwalała ci twoja duma.
Jak zwykle zatrzymałaś się przy habitacie Iwana i zaczepiłaś dłoń o oczka siatki. Tygrys na twój widok zerwał się z ziemi i podbiegł do klatki, opierając się o nią przednimi łapami. Nagle poczułaś mocne szarpnięcie w tył. Odwróciłaś się gwałtownie i odepchnęłaś od siebie napastnika, piorunując go wzrokiem.
- Yah! Chcesz zginąć? – warknęłaś, zakładając ręce na piersi.
- Chyba ty! Ten tygrys zaraz odgryzłby ci rękę – odparował Koreańczyk.
- Taaa, jasne, a krowy latają po niebie, jedzą tęczę i rzygają kolorowymi cukierkami – prychnęłaś i na powrót przybliżyłaś się do klatki. Podrapałaś za uchem wielkiego kota, ignorując obecność azjaty. Ta sytuacja wytrąciła cię z równowagi, bo ciemnowłosy bardzo ci kogoś przypominał, kogoś, kogo nie chciałaś pamiętać.
Chłopak stał tam jeszcze przez chwilę, przyglądając ci się z niedowierzaniem, aż wreszcie odszedł. Odetchnęłaś z ulgą i kucnęłaś przy Iwanie, głaszcząc go miarowo po miękkim futrze na karku.

~*~*~*~

To znowu ona. Ta dziewczyna z baru, jestem tego pewny. Dlaczego tak bardzo się wściekła? Ja tylko chciałem pomóc… Może to faktycznie ______ i mnie rozpoznała? Pewnie nie chce mnie już nigdy więcej widzieć…
Ale nie, to nie może być ona. Tak genialny psycholog nie mógłby pracować w zoo. Chociaż… ______ lubi zwierzęta. Ale nie, to na pewno nie ona. Tylko ten tekst… „A krowy latają po niebie, jedzą tęczę i rzygają kolorowymi cukierkami”. To tak bardzo w jej stylu. Moja ulubiona Jeżyk-noona…
Nie, nie! Co ja w ogóle myślę? To nie ona, na sto procent nie. I kropka. ______ tak nie wygląda. Ma bardziej okrągłą twarz i wesołe oczy. I z pewnością nie ma blizn. Ubiera się w ładne ciuchy podkreślające jej zgrabną figurę i zarabia dużo pieniędzy w swoim kraju.
Ale jeśli to ona… Na pewno mnie nienawidzi. Ale ja musiałem… Ech, dlaczego nie powiedziałem wtedy, że mi wszystko jedno? Czego ja się bałem? I tak musiałaby się w końcu dowiedzieć. Ale nie, ja musiałem wszystko zepsuć. Ugh, dajcie mi wszyscy spokój…

~*~*~*~

Leżałaś na łóżku, wpatrując się tępo w sufit. Nie mogłaś zasnąć. Wciąż miałaś przed oczami tę twarz, obcą i jednocześnie znajomą. Ten chłopak z zoo był bardzo podobny do tamtego, który… Aish, nieważne. Ale i tak nie umiałaś przestać o nim myśleć.
Nawet nie dopuszczałaś do siebie myśli, że to mógł być on. Po prostu nie. On był sławny, miał wszystko, co ty straciłaś, swoją drogą z winy jego samego. Westchnęłaś ciężko i przekręciłaś się na bok, wtulając twarz w poduszkę. Chciałabym wiedzieć, czemu skłamał. Naprawdę chciałabym wiedzieć…

~*~*~*~

Menadżer się wściekł. Ostatnio często to robi. Może jednak powinienem przestać opuszczać treningi?
Wciąż wracam myślą do tamtej dziewczyny. Kim jest, co robi, jak się czuje? Czy o mnie myśli? Niee, na pewno nie. Kto by chciał zawracać sobie głowę takim dupkiem jak ja? Ale z drugiej strony, jeśli to nie ______, to skąd ma to wiedzieć? I czemu mnie to tak bardzo obchodzi? Przecież ja jej nawet nie znam! Aish…
Ten wypad do zoo nie był trafionym pomysłem. Dobrze, że nikt mnie nie rozpoznał. Jak ja bym się jej wtedy wytłumaczył? No i znowu ona! Kurczę, już nawet spokojnie zasnąć nie można, bo głupi mózg ciągle mi przypomina o tej znajomej-nieznajomej…
Mnie to jednak kompletnie porypało. Mam pracę, mam obowiązki, mam przyjaciół i fanów, a co robię? Włóczę się po całym mieście, szukając czegoś, czego i tak nie znajdę. Po jaką cholerę ja to zrobiłem? Minął już ponad rok, a ja nadal nawet nie spróbowałem tego odkręcić. Jestem zwykłym tchórzem. Powinienem jutro pogadać z menadżerem…

~*~*~*~

Dni i tygodnie mijały niemal niezauważenie. Wszystko było po staremu. Nie spotkałaś już więcej tamtego bruneta i nawet ci to odpowiadało, mimo że czasem z niewiadomego powodu czułaś małe ukłucie w sercu. Czasem, kiedy miałaś chwilę na rozmyślania, zastanawiałaś się nad jego tożsamością i czy faktycznie to był ON, czy może nie…
Jakie było twoje zdziwienie, gdy swoim zwyczajem w dniu wypłaty wybrałaś się do baru, a na twoim miejscu już ktoś siedział. Specjalnie wybierałaś najrzadziej odwiedzany lokal w okolicy i nigdy dotąd nic takiego się nie przydarzyło, ale dziś było inaczej. Zastanawiałaś się przez chwilę, czy nie zrobić mu awantury, bo chłopak wyglądał na sporo młodszego od ciebie, ale w końcu wzruszyłaś ramionami i usiadłaś na miejscu obok. Ostatecznie nie zaszkodzi pogadać z kimś raz na jakiś czas.
- Whiskey poproszę – powiedziałaś do barmana, kiwając głową na powitanie tajemniczemu młodzieńcowi, który przewiercał cię spojrzeniem na wylot. Przez dłuższą chwilę znosiłaś to cierpliwie, popijając zamówiony napój, ale w którymś momencie nie wytrzymałaś.
- No co? – warknęłaś, piorunując azjatę wzrokiem i… zatkało cię. Wcześniej nie dostrzegłaś tego z powodu półmroku panującego w pomieszczeniu, ale teraz nie miałaś wątpliwości. To był ON. I dotarło do ciebie, że w zoo i podczas poprzedniej wizyty w tym obskurnym barze to też był ON. Zacisnęłaś usta, próbując powstrzymać wzbierającą falę gniewu, niechęci, żalu i poczucia niesprawiedliwości. Wstałaś z impetem, przewracając krzesło, dopiłaś alkohol i gniewnym krokiem opuściłaś lokal, trzaskając drzwiami.
Szłaś przed siebie, zaabsorbowana tysiącem myśli kłębiących się w twojej głowie, nie zwracając kompletnie uwagi na to, co się dzieje wokół ciebie. Nagle usłyszałaś dźwięk klaksonu i czyjś krzyk. Uniosłaś głowę i oślepiły cię jasne światła samochodu. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. W jednej chwili stałaś jak wrośnięta w ziemię, czekając na śmierć, a w następnej uderzyłaś twarzą o czyjąś klatkę piersiową, otoczona czyimiś ramionami. Chwilę zajęło, zanim twój mózg ogarnął, co się właściwie stało. Wciąż w szoku wyplątałaś się z objęć i odsunęłaś na bezpieczną odległość, wpatrując się tępo w twarz swego wybawcy… którym okazał się nie kto inny jak Bobby. Jego spojrzenie wyrażało tak wiele emocji, że nie byłaś w stanie się poruszyć. Ulga. Gniew. Żal. Niepewność. Błaganie. Poczucie winy. To wszystko przeplatało się ze sobą, wprawiając cię w jeszcze większe osłupienie. Potrząsnęłaś głową, chcąc odzyskać jasność myśli i wplotłaś palce we włosy, zaciskając dłonie w pięści.
- Co… co ty tu robisz? – to było jedyne, co zdołałaś z siebie wydusić.
- Chyba powinnaś mi podziękować… - mruknął brunet.
- A ty chyba powinieneś mnie przeprosić – odparowałaś i spiorunowałaś go wzrokiem, czując wzbierający gniew. Chłopak z sykiem wciągnął powietrze i schował ręce do kieszeni, spoglądając na ciebie z urazą.
- Następnym razem patrz gdzie idziesz, a nie pakujesz się bezmyślnie pod samochód! – warknął zamiast tego.
- To gadaj, po co tu przylazłeś, albo zejdź mi z oczu, bo nie ręczę za siebie – odburknęłaś, dając się wciągnąć w tę bezsensowną kłótnię.
- Tak mi się odwdzięczasz? Gdyby nie ja, już byś nie żyła! – naskoczył na ciebie Koreańczyk, coraz bardziej zirytowany twoim zachowaniem.
- I dobrze! Przynajmniej nie musiałabym tu stać i robić z siebie pośmiewiska, kłócąc się na ulicy z Wielmożnym Panem Idiotą, który myśli, że jak raz zrobi coś dobrego, to wszystko złe mu się kasuje! Zrujnowałeś mi życie, czego jeszcze chcesz?!
Stałaś tam przez chwilę, dysząc ciężko i patrząc na Bobby’ego, który otwierał i zamykał usta jak wyjęta z wody ryba, po czym odwróciłaś się na pięcie i ruszyłaś do domu, nie oglądając się za siebie.

~*~*~*~

Dobrze mi tak. Po cholerę ja tam szedłem? Trzeba było zostać w dormie, a nie włóczyć się po mieście! Aish, dlaczego to takie trudne? Miałem ją przeprosić, a jak przyszło co do czego, to się pokłóciliśmy. Nie tak to sobie wyobrażałem. Miała się rozpłakać, miała zapytać dlaczego, a ja miałem jej opowiedzieć i przytulić ją i wszystko byłoby dobrze, ale nie, jak zwykle coś musiało się spieprzyć!
Co ja sobie myślałem? Że co, że po tym wszystkim, co jej zrobiłem będzie chciała mnie wysłuchać? Że tak po prostu mi wybaczy? Tshhh… Ale ze mnie kretyn. W sumie to nieźle się załatwiłem. Teraz menadżer jest na mnie wściekły, _._._._ też, o kolegach z zespołu nie wspominając. A tamta suka do niczego się nie przyznaje i wychodzi na to, że to wszystko moja wina, bo nikt nie wierzy, że gdyby to był mój pomysł, załatwiłbym to po cichu, bez osób postronnych. Zresztą po jaką cholerę miałbym to robić? Przecież to nie ma żadnego sensu! Wszystkim się wydaje, że Blondie jest taka super i że to niemożliwe, że ona taka nie jest i inne duperele, ale cóż, starczy że zakręci tyłkiem dwa razy i połowa wytwórni robi, co ona chce. Mocno irytująca perspektywa.
Muszę się jakoś skontaktować z ______. Nie mogę tego tak zostawić, bo jeszcze trochę i mnie wywalą. Już i tak mocno podpadłem opuszczaniem treningów, a teraz jeszcze to. Po za tym chyba wciąż mi nie przeszło. Ja chyba nadal…
Kto się do mnie dobija o tej porze? Błagam, tylko nie… menadżer. Aish, czego on znowu chce? Aha, super, pierdu-pierdu, w tył zwrot i marsz po ______, bo chcemy ją spowrotem, bla, bla, bla… Weź się człowieku kiedyś ogarnij! To ty się z nią przyjaźniłeś, a nie ja! Znasz ją lepiej ode mnie i powinieneś się skapnąć na samym początku, a nie najpierw pozwalasz ją wywalić, zrywasz wszystkie kontakty, a teraz żądasz ode mnie, żebym wszystko załatwił! Dupek jeden. Dlaczego ja muszę mieć takiego durnego menadżera?

~*~*~*~

Wpadłaś z impetem do mieszkania, trzasnęłaś drzwiami, rzuciłaś się na łóżko i rozpłakałaś się. Dlaczego on cię wciąż dręczy? Czemu nie da ci spokoju? Mało mu jeszcze? Co, może chciałby, żebyś skoczyła z mostu albo coś i po prostu zniknęła z tego świata? Tak? Niedoczekanie jego!
Twój szloch odbijał się lekkim echem w pustym pomieszczeniu. Zbyt pustym. Przez to jedno durne spotkanie od nowa zwaliła się na ciebie cała przeszłość i ogromna tęsknota za nimi wszystkimi. Za _._._._, za jej mężem, za współpracownikami, za nocami zarwanymi przez zbyt długie rozmowy, za całym bałaganem w twoim życiu, jaki robiła twoja poprzednia praca… Nawet za wkurzającą obecnością pewnej Blondie o przerośniętym ego. Za wszystkim, co składało się na dawną ciebie.
Dużo czasu minęło zanim się uspokoiłaś, a gdy się to stało, poczułaś się znacznie lepiej. Wreszcie odreagowałaś te wszystkie rzeczy plus stres związany z dzisiejszą sytuacją. Pozbierałaś się z trudem i pierwsze co, to wzięłaś długi, gorący prysznic, potem zjadłaś skromną kolację i we względnie stabilnym nastroju położyłaś się spać.
Następny dzień przyniósł co najmniej tyle samo, a nawet i więcej niespodzianek niż poprzedni. Gdy wcześnie rano w pośpiechu wychodziłaś z domu, by zdążyć do pracy, niemal zabiłaś się o gigantycznego pluszowego miśka. Parsknęłaś wściekle, wrzucając maskotkę do mieszkania i pognałaś na złamanie karku do zoo.
Tam również przeżyłaś lekki szok, gdy okazało się, że, jak się wyraziła jedna z twoich koleżanek z pracy „jakiś chłopak, ale wiesz, nie taki zwyczajny, tylko taki ten… wiesz…” zostawił dla ciebie bukiet kwiatów. Przyjęłaś go zaskoczona i powąchałaś kwiaty, czując jak twój nastrój nieznacznie się poprawia, jednak gdy tylko zerknęłaś na bilecik, ze złością wyrzuciłaś podarek do kosza ku wyraźnemu niezadowoleniu współpracownicy.
Ta i inne podobne sytuacje przeszły do porządku dziennego i nawet się do nich przyzwyczaiłaś, jednak nadal wkurzało cię, że ten dupek zawraca ci głowę. Zniszczył ci życie i teraz, po prawie roku zachciało mu się ciebie przepraszać. I pewnie myśli, że jak ci będzie przysyłał kwiaty do pracy lub zostawiał na wycieraczce różne rzeczy to mu wybaczysz! I pewnie jeszcze frytki masz mu kupić?! Jasne, już pędzę Wielmożny Panie I Władco!
Mimo irytacji związanej z ciągłymi „niespodziankami”, które swoją drogą przypominały inne sytuacje z dawnego życia, kiedy to tajemniczy wielbiciel zaszczycał cię podarunkami, znosiłaś to z zimną krwią. Do czasu, kiedy, gdy skonana po pracy wracałaś do domu, znalazłaś przed drzwiami tajemniczą paczkę. Zaciekawiona zabrałaś ją do środka i postawiłaś na stole, zastanawiając się, co może być w środku. Zaczęłaś rozpakowywać warstwy papieru i twoim oczom ukazało się średniej wielkości pudełko. Bez namysłu otworzyłaś je i twoim oczom ukazało się coś, czego się kompletnie nie spodziewałaś. Oczarowana przyglądałaś się małym paczuszkom skrywającym twoje ulubione ciasteczka. Nie jadłaś ich, odkąd zostałaś zmuszona do opuszczenia swojej dawnej posady, bo zwyczajnie nie było cię już na nie stać. Niemal cała wypłata szła na czynsz, a z reszty jakoś udawało ci się wyżyć o chlebie, wodzie, zupkach chińskich i od czasu do czasu jakichś warzywach czy owocach. Na samo wspomnienie wspaniałego smaku słodyczy ślinka napłynęła ci do ust. Z rozmarzonym uśmiechem przymknęłaś oczy i przycisnęłaś pudełko do piersi. Nagle paczka wyśliznęła ci się z rąk i o mało nie upadła na podłogę. Na szczęście w ostatniej chwili udało ci się ją pochwycić. Paczuszki przesunęły się z cichym szelestem, a spomiędzy nich wysunęła się kolorowa karteczka złożona na czworo. Zaintrygowana wyjęłaś ją i rozłożyłaś, a twym oczom ukazały się zgrabne litery.
______
Wiem że jesteś na mnie wściekła.
Sam jestem na siebie wściekły, nie masz pojęcia jak bardzo.
Rozumiem, że nie chcesz mnie więcej widzieć ani mieć ze mną kontaktu,
ale proszę, uwierz mi, że nie robię ci tego na złość.
Menadżer zwrócił się do mnie o pomoc.
Poprosił, byś z nim porozmawiała.
Numer znasz.
Bobby

Nie mogłaś uwierzyć własnym oczom. Przeczytałaś liścik jeszcze dwukrotnie, by upewnić się, że twoja wyobraźnia nie płata ci figli, a gdy okazało się, że nie, zagotowałaś się z wściekłości. Zmięłaś karteczkę i ze złością wyrzuciłaś ją do kosza, jednak po chwili namysłu wyjęłaś ją i odłożyłaś ją na miejsce pośród słodyczy. Nie chciałaś mieć u siebie w domu nic, co należało do niego. Zamknęłaś gwałtownie pudełko, wpakowałaś do byle jakiej reklamówki i czym prędzej wybiegłaś z domu. Nogi poniosły cię do dawno nie odwiedzanego miejsca, jakim był dorm iKON. Przechodząc obok przystanku, wskoczyłaś w odjeżdżający właśnie autobus, kierujący się w tamtą stronę i nie minęło pół godziny, kiedy znalazłaś się na miejscu. Zapukałaś do drzwi i nie czekając na odpowiedź, bezceremonialnie wparowałaś do środka, potrącając Chanwoo, który właśnie sięgał ręką do klamki. Minęłaś go i gniewnym krokiem skierowałaś się do kuchni, skąd dobiegał dobrze znany głos.
- CO TY SOBIE WYOBRAŻASZ?!!! – ryknęłaś na Bobby’ego, popychając go na ścianę. - Chyba cię pojebało! Nie dość, że mnie nachodzisz, to jeszcze jakieś milion razy omal się nie zabiłam o te twoje durne podarunki! Znosiłam to, ale dzisiaj to przegiąłeś! Spodziewałam się wszystkiego, ale  przeszedłeś samego siebie!  Jak mogłeś mi dać coś takiego?!
Rzuciłaś w niego reklamówką, której oczywiście nie złapał. Po podłodze rozsypały się paczuszki z ciasteczkami, a oprócz nich owa nieszczęsna karteczka.
- ______, spokojnie… - spróbował uciszyć cię jeden z pozostałych członków zespołu, ale w tym momencie byłaś chodzącą furią.
- Nie uspokoję się! Nie zamierzam pozwolić, by ktokolwiek robił mi takie świństwa, a już tym bardziej on! – wrzasnęłaś, po czym zwróciłaś się bezpośrednio do chłopaka, który przyglądał ci się z paniką w oczach.
- Nigdy. Więcej. Tego. Nie rób. – wycedziłaś, po czym odwróciłaś się z zamiarem wyjścia, jednak przeszkodził ci cichy głos Koreańczyka.
- Myślałem, że je lubisz…
Zerknęłaś z niedowierzaniem przez ramię na bruneta, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszysz.
- Ty serio jesteś taki głupi, czy tylko udajesz? – zapytałaś, a gdy odpowiedziało ci skonsternowane milczenie, zachichotałaś, najpierw cicho, potem coraz głośniej, aż wreszcie wybuchnęłaś donośnym, pozbawionym wesołości śmiechem.
- Dobre… - mruknęłaś, ocierając łzy z kącików oczu, po czym znów podniosłaś głos.
- Powiem tak, gdyby nie był to prezent akurat od CIEBIE i gdyby, tak jak każdy poprzedni, nie przypominał tego, co mi odebrałeś, byłabym zadowolona. Więcej, gdybyś nie dołączył tej durnej karteczki, możliwe, że uznałabym cię za dorosłego faceta i wybaczyła błędy młodości. Ale po jaką cholerę zawracasz mi głowę, jeżeli chodzi ci tylko o przypodobanie się temu kretynowi menadżerowi?! Jak coś ode mnie chce, to niech sobie sam załatwia, a nie wykorzystuje osoby, z którymi mam na pieńku, łudząc mnie nadzieją, że może wszystko powoli zaczyna wracać do normy!
- Nie chciałem się przypodobać – warknął Bobby, ale nie pozwoliłaś mu nic więcej powiedzieć.
- Nawet jeśli, nic mnie to nie obchodzi! Miałeś dość tupetu, by rozwalić to, na co pracowałam przez lata, a teraz, nawet jeśli próbujesz to naprawić, to tylko dlatego, że menadżer ci kazał!
- Przestań mi to wreszcie wypominać! – krzyknął zirytowany azjata, ale prychnęłaś tylko i zmrużyłaś oczy.
- Bo co? Nie miałeś ŻADNEGO powodu, by mnie bezpodstawnie oskarżać, jeszcze o coś takiego! Nie mam pojęcia, co ja ci takiego zrobiłam, że odebrałeś mi wymarzoną pracę, dom i przyjaciół. Nie wiem też, po kiego grzyba była ci Blondie. A już tym bardziej nie wiem, co chciałeś osiągnąć przez tę ohydną i cholernie nieuczciwą zagrywkę – powiedziałaś, opierając dłonie na biodrach.
- Hej, uspokójcie się, dobrze? Chodźcie do salonu, porozmawiajcie jak normalni ludzie… - zaproponował B.I. Zgromiłaś go wzrokiem, ale po chwili westchnęłaś i bez słowa skierowałaś się do wspomnianego pomieszczenia, zajmując miejsce w fotelu i całą swoją postawą wyrażając frustrację i poczucie niesprawiedliwości.
- No więc? – rzuciłaś, spoglądając spod uniesionych brwi, na chłopaka, który usiadł naprzeciwko ciebie. Brunet podrapał się po karku - wyraźnie czuł się nieswojo w tej sytuacji.
- Noo… Więc… - zaczął, ale w tym momencie do dormu wpadł menadżer. Skrzyżowałaś ręce na piersi i obrzuciłaś nieprzyjaznym wzrokiem w postać wysokiego Koreańczyka po trzydziestce.
- Park JoonHyun… Co cię skłoniło do zaszczycenia nas swoją obecnością? – syknęłaś, a kiedy zauważyłaś zakłopotane spojrzenie maknae, zacmokałaś z dezaprobatą.
- Aaa… Więc to tak się bawimy? Doskonały plan, powiem wam. Nie ma to jak wysłać mi coś, co mnie wkurzy do granic możliwości, bym tu przyszła i zatrzymać mnie tu na tyle długo, by ten oto zdrajca zdążył tu przybyć – powiedziałaś na pozór spokojnie, jednak twoje oczy ciskały błyskawice na każdą postać obecną w zasięgu wzroku.
- Uważaj hyung, noona jest wściekła – dosłyszałaś szept Chanwoo i pozwoliłaś sobie na niewielki uśmiech.
- O nie, mój drogi. Wściekła to za mało powiedziane – wycedziłaś, podnosząc się z miejsca i zbliżając do nowo przybyłego.
- Witaj, ______, kopę lat…
- Tylko jeden – uściśliłaś, wwiercając w niego spojrzenie swoich wypełnionych lodowatą złością oczu.
- Chłopaki, możecie nas zostawić? – mruknął twój były przyjaciel, ale prychnęłaś pogardliwie.
- I tak miałam już iść, więc…
- W takim razie pozwól, że cię odprowadzę – odparł JoonHyun tonem nieznoszącym sprzeciwu. Nabrałaś powietrza w płuca i powoli je wypuściłaś, po czym bez słowa wyszłaś na zewnątrz, słysząc za sobą kroki mężczyzny. Kiedy chciał, potrafił być równie uparty, co ty, więc nie miałaś nawet zamiaru protestować. Wyładowałaś swoją złość i choć znów nie uzyskałaś odpowiedzi na nurtujące cię pytanie, miałaś tylko jedno życzenie – wrócić jak najszybciej do domu. Przez chwilę szliście w milczeniu, ale w końcu Hyun nie wytrzymał i parsknął z rozbawieniem. Posłałaś mu spojrzenie w stylu „wszystko z tobą  w porządku?”, ale on nie zwrócił na to najmniejszej uwagi.
- „Wściekła to za mało powiedziane”? Serio? – zapytał, krztusząc się ze śmiechu. Próbowałaś zachować kamienną twarz, ale mimo najszczerszych chęci kąciki twoich ust drżały od wstrzymywanego uśmiechu.
- Zgrywałaś się, nie?
- Nie! – zaprzeczyłaś, ale po chwili dodałaś ciszej:  - Może odrobinkę.
- Wiedziałem – sapnął Koreańczyk, uderzając pięścią o dłoń. Skrzywiłaś się nieznacznie, ale nic nie powiedziałaś.
- Jednak nie o tym chciałem z tobą rozmawiać – powiedział po chwili mężczyzna, poważniejąc.
- Zamieniam się w słuch – powiedziałaś ironicznie, zerkając spod oka na towarzysza.
- ______… Popełniliśmy wielki błąd, zwalniając cię z pracy – zaczął.
- No co ty nie powiesz? – fuknęłaś, wciąż trochę zła.
- ______, posłuchaj. Wiem, że to było niesprawiedliwe i że cię zraniliśmy…
- Ale wiesz teraz, czy wiedziałeś też wcześniej? – rzuciłaś zaczepnie.
- Dasz mi skończyć? – zawołał z irytacją, na co podniosłaś dłonie w geście poddania.
- Okej, okej. Już się nie odzywam – mruknęłaś, robiąc minę w stylu „nie wiem, o co ci chodzi”. JoonHyun westchnął.
- Zapomniałem już, jakie jeżyki bywają irytujące, kiedy czują się urażone – uśmiechnął się lekko. Przez twoją twarz przemknął skurcz bólu, kiedy były przyjaciel cię tak nazwał.
- Ten jeżyk już od dawna nie żyje – powiedziałaś bezbarwnym tonem, wbijając wzrok w odległy punkt. Menadżer otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale po chwili zrezygnował.
- Nie będę się z tobą kłócił. Chciałem tylko w imieniu szefa zaproponować ci powrót na dawne stanowisko.
Przez dłuższy czas szliście w milczeniu, aż na horyzoncie zauważyłaś swój dom.
- Wątpię w celowość jego petycji – mruknęłaś wreszcie.
- Nie chcesz? – usłyszałaś zdumiony głos azjaty.
- Nie to, że nie chcę… Po prostu… Skąd mogę wiedzieć, czy mi znowu nie wywiniecie jakiegoś numeru? – było to coś, czego najbardziej się obawiałaś. Nie zamierzałaś tam wracać tylko po to, by cię znów wywalono. Ani po to, by oglądać twarz Pewnej Osoby.
- Oj ______, przecież nie zrobiłbym ci czegoś takiego. Nie ufasz mi?
- Nie – powiedziałaś tylko.
- Dlaczego? – spytał natychmiast Hyun, ale tylko pokręciłaś głową z cynicznym uśmieszkiem.
- Wtedy ci ufałam i zobacz, co z tego mam. Wybacz, ale nie zamierzam popełnić drugi raz tego błędu – powiedziałaś tonem, który bynajmniej nie sugerował przeprosin, po czym weszłaś do domu, zostawiając za sobą towarzysza, którego usta zaciśnięte w wąską kreskę świadczyły, że nie jest zadowolony z wyniku rozmowy, ani  faktu, że nie może nic zrobić. Mężczyzna stał tam jeszcze chwilę, po czym z cichym westchnieniem odwrócił się i odszedł w swoją stronę.

~*~*~*~

Ech… Znowu wszystko poszło na opak. Nie wiedziałem, że ta głupia karteczka aż tak ją zdenerwuje. Dopiero chłopaki mi wytłumaczyli, co z nią było nie tak i teraz to jej się w sumie nie dziwię. Jestem beznadziejny.
Dobrze chociaż, że Chanwoo zadzwonił po menadżera i przynajmniej to się jakoś załatwiło. Właśnie, ciekawe, jak mu poszło…
Z drugiej strony, gdyby menadżer nie przyszedł, może wreszcie udałoby mi się wyjaśnić tę sprawę. Aish… Dlaczego nie da się załatwić wszystkiego naraz? Czemu jedno z drugim musi się wykluczać? Teraz ______ na bank mnie nienawidzi. Może nawet jeszcze bardziej niż wcześniej. A ja przecież chciałem dobrze…
Wrócił menadżer. Kiedy i on dowiedział się o karteczce, nieźle mnie objechał za głupotę. Nosz kurde, przecież wiem, że jestem debilem! Nie musicie mi tego w kółko powtarzać!
Zaczynam mieć tego dość. Fani fanami, kariera karierą, ale jeśli w ciągu najbliższych kilku tygodni to się nie wyjaśni, to ja pasuję. Nie zamierzam ciągle znosić tego, że mnie obrażają, nawet jeżeli mają rację.
W tym momencie przydałaby mi się rozmowa z  ______. Ona na pewno powiedziałaby coś, co by mnie podniosło na duchu, pogadałaby z kim trzeba i problem byłby załatwiony. Tylko że… ona już tu nie pracuje. Poza tym wątpię, by zechciała mnie teraz widzieć. Muszę jej dać czas na ochłonięcie. Potem do niej pójdę i wyjaśnię wszystko raz na zawsze.

~*~*~*~

Byłaś już tym wszystkim zmęczona. Po incydencie w dormie iKON nagle przypomnieli sobie o tobie wszyscy dawni znajomi. Od rana do wieczora byłaś ścigana smsami, mailami i telefonami. Nie wiedziałaś, skąd oni wszyscy wytrzasnęli twój nowy numer i adres mailowy, ale mimo zaprzestania przysyłania podarunków przez Bobby’ego, sytuacja stała się mocno nie do zniesienia.
Dzisiaj wyszłaś wcześniej z pracy, bo jedna z współpracownic, widząc twój stan psychiczny, zlitowała się nad tobą i powiedziała, że przez ostatnie dwie godziny poradzi sobie sama. Byłaś jej za to bardzo wdzięczna, natomiast kiedy po raz setny tego dnia odezwał się dzwonek w telefonie, nie wytrzymałaś. Z wściekłością rzuciłaś nim o ścianę najbliższego budynku i podeptałaś szczątki urządzenia, które potem pozbierałaś i wyrzuciłaś do kosza.
- Wreszcie cisza… Że też wcześniej na to nie wpadłam - mruknęłaś sama do siebie i skierowałaś się do „swojego” baru. Zdecydowanie potrzebowałaś czegoś mocniejszego.
Gdy tylko obskurny budynek zamajaczył ci na horyzoncie, z nieba zaczęły spadać zimne krople marcowego deszczu. Postawiłaś mocniej kołnierz polaru, zarzuciłaś kaptur na głowę i przyspieszyłaś kroku, by jak najszybciej znaleźć się pod dachem.
Kiedy znalazłaś się we wnętrzu lokalu, odetchnęłaś z ulgą. Zajęłaś swoje zwyczajowe miejsce, zamówiłaś to, co zawsze i z błogim uśmiechem rozkoszowałaś się wyrazistym smakiem whiskey. Ktoś pewnie mógłby powiedzieć, że zachowujesz się jak alkoholik, ale ty po prostu chciałaś odciąć się od rzeczywistości i zapomnieć o tych wszystkich nieprzyjemnościach, które spotkały cię w ciągu ostatniego miesiąca. Byłaś zdecydowana upić się do nieprzytomności.
Niestety, nie było ci to dane. Nie zdążyłaś nawet zamówić drugiej porcji, kiedy drzwi baru otwarły się, wpuszczając do środka zimny podmuch wiatru i zmokniętą, zakapturzoną postać. Przybysz otrząsnął się lekko, przebiegł wzrokiem pomieszczenie, a widząc cię, odrzucił kaptur i skierował kroki w twym kierunku. Wzniosłaś oczy ku niebu, zostawiłaś pieniądze na stoliku i wyszłaś tylnym wyjściem, słysząc za sobą wołanie Bobby’ego. W drzwiach zatrzymała cię jego dłoń, która zacisnęła się na twym nadgarstku i zmusiła do odwrócenia się w jego stronę.
- Czego? – warknęłaś, wyszarpując rękę z uścisku.
- ______, proszę, daj mi to wreszcie wyjaśnić…
- Daj mi spokój! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, durny dzieciaku! – burknęłaś z rosnącą irytacją, jednak gdy ujrzałaś, jakie wrażenie wywarły na azjacie twoje słowa, zrobiło ci się trochę przykro… Ale tylko odrobinkę.
- No wiesz? Jestem młodszy, ale nie jestem dzieckiem – mruknął azjata z lekką urazą, na co wzruszyłaś ramionami.
- To nie zmienia faktu, że jesteś…
- Durniem, idiotą, debilem, kretynem i Bóg wie co jeszcze – wyrecytował z kpiącym półuśmiechem. Zamrugałaś zaskoczona, a chłopak zaśmiał się cicho, widząc twoją minę.
- Wiesz, przez ostatnie kilka tygodni zdążyłem się tego tyle nasłuchać, że mógłbym wymieniać przez pół godziny, a to nie byłoby wszystko – parsknął.
- Nie bezpodstawnie – uznałaś, a on przytaknął.
- Masz rację, całkowicie sobie na to zasłużyłem, ale po jakimś czasie staje się to męczące, zwłaszcza jeśli próbuje się to wszystko naprawić, a wszyscy dookoła są przeciw tobie, w dodatku uważają, że robię to, bo jestem bezmózgim lizusem – tu spojrzał na ciebie znacząco.
- Przecież ja wcale… - zaprotestowałaś, ale po chwili westchnęłaś i uniosłaś dłonie w geście poddania.
- Dobra, był moment, kiedy tak pomyślałam, ale co z tego? Wszystko wskazywało na to, że tak właśnie jest.
Brunet pokręcił głową, prychając cicho.
- ______, ja nigdy nie chciałem ci czegokolwiek odebrać.
- To dlaczego to zrobiłeś? – naskoczyłaś na niego.
- A jak myślisz? – odparował. Przygryzłaś lekko wargę, przeglądając w głowie teorie, które udało ci się stworzyć podczas minionego roku i wybrałaś tę, która wydała ci się najsensowniejsza.
- Chciałeś się na mnie odegrać, bo mimo mojej pomocy nie udało ci się zdobyć serca _._._._, a liczyłeś na coś więcej.
W tym momencie Bobby wybuchnął głośnym śmiechem. Patrzyłaś na niego skonsternowana, nie rozumiejąc, co w tym takiego śmiesznego.
- No co? – syknęłaś, co sprawiło, że chłopak zaczął się jeszcze głośnej śmiać. Oparłaś dłonie na biodrach, mierząc zwijającego się ze śmiechu Koreańczyka zdegustowanym spojrzeniem, po czym wyszłaś spod daszku i skierowałaś do wyjścia z posesji, ignorując deszcz i wołanie azjaty. Nie miałaś zamiaru marnować więcej czasu na tego głupka. Nagle usłyszałaś za sobą kroki, a po chwili zamarłaś zaskoczona, kiedy jego ramiona objęły cię od tyłu, uniemożliwiając jakikolwiek ruch.
- To nigdy nie była _._._._, tylko ty… - jego szept rozległ się tuż przy twoim uchu, sprawiając, że zadrżałaś. To jedno zdanie sprawiło, że nie byłaś w stanie wykrztusić nawet słowa. W tym samym czasie do twych myśli zakradły się podejrzenia, czy przypadkiem znowu nie próbuje cię podpuścić. Wywinęłaś się z jego uścisku i położyłaś dłonie na jego ramionach z bardzo poważną miną.
- Powtórz – zażądałaś, przyglądając się uważnie twarzy Koreańczyka, który popatrzył się na ciebie dziwnie, ale spełnił twoje życzenie.
- Nigdy nie kochałem _._._._, tylko ciebie.
Mówił prawdę. Zlustrowałaś go jeszcze dla pewności od stóp do głów, a gdy nie znalazłaś żadnych śladów fałszu, odsunęłaś się o krok i odetchnęłaś głęboko, odgarniając z twarzy mokre kosmyki włosów. W twojej głowie panował kompletny chaos.
- Dlaczego… Jeśli to prawda, to dlaczego zrobiłeś mi takie świństwo? – jęknęłaś, czując łzy napływające ci do oczu. Bobby spuścił głowę, śmiejąc się z zażenowaniem.
- To była najgłupsza rzecz, jaką zrobiłem w życiu, w dodatku z powodu tak słabego i żenującego szantażu, że aż sam się sobie dziwię.
- Ktoś cię zaszantażował? – wtrąciłaś zaskoczona, a brunet parsknął pogardliwie.
- Blondie. Z tym że nie powinienem był w ogóle ulegać, bo to było po prostu beznadziejne. Powiedziała, że wygada wszystkim, że jestem w tobie zakochany na zabój, a ja się tego przestraszyłem, wyobrażasz sobie? – Koreańczyk pokręcił głową, błyskając zębami w uśmiechu.
- Masz rację, to kompletnie nie miało sensu – mruknęłaś, odrobinkę rozbawiona.
- No ale weź, dlaczego ja to zrobiłem? Przecież i tak musiałbym kiedyś ci o tym powiedzieć, więc czemu aż tak się tego bałem? Przecież to nielogiczne!
Zaśmiałaś się cicho, obserwując żywą gestykulację azjaty. W zestawieniu z padającym deszczem i wypowiadanymi słowami dawało to wręcz komiczny efekt. W końcu opanowałaś się i uspokoiłaś gestem chłopaka.
- Już, już, wystarczy. Rozumiem, że sam uważasz to za kompletną bzdurę i gdybyś mógł, nie zrobiłbyś tego ponownie? – zapytałaś, a Bobby kiwnął głową.
- To mi wystarczy. Jako że mam szansę na powrót do dawnego życia, to nie ma powodu, dla którego miałabym się na ciebie dłużej złościć… Chyba, że jest jeszcze coś, o czym nie wiem… – tu spojrzałaś groźnie na bruneta, który z miną niewiniątka pokręcił głową.
- To dobrze. Wiesz, nie spodziewałam się, że dzisiejszy dzień może mieć jakiekolwiek pozytywne zakończenie – uśmiechnęłaś się pod nosem i zrobiłaś ruch, jakbyś chciała odejść, ale zatrzymały cię słowa Koreańczyka.
- I tak po prostu odejdziesz?
Zmarszczyłaś brwi, nie bardzo wiedząc, o co mu chodzi.
- Przecież się pogodziliśmy, prawda? Czego jeszcze oczekujesz? Że rzucę ci się w ramiona?
- Nie… Nie do końca… W sumie to tak… Aish, sam nie wiem… - wymruczał azjata, zakrywając dłonią twarz.
- No to się chyba raczej nie doczekasz…
- A czemu nie? – rzucił zaczepnie Koreańczyk.
- Bobby, ja jestem prawie osiem lat starsza…
- No i co z tego? Aż tak bardzo przeszkadza ci, że jestem młodszy? – naskoczył na ciebie brunet, podchodząc bliżej, przez co musiałaś cofnąć się kilka kroków.
- Nie, po prostu…
- Więc w czym problem? Nikogo nie masz, a ja chyba nie jestem odrażający, prawda?
- Tak… Znaczy, nie… Znaczy… Ugh, przestań mnie rozpraszać! – zawołałaś, kiedy chłopak podszedł jeszcze bliżej, więżąc cię między ścianą a swoim ciałem. Prześliznęłaś się pod jego ramieniem, przecierając twarz dłonią. Po chwili odezwałaś się spokojniejszym i łagodniejszym głosem.
- Posłuchaj… To nie jest takie proste.
- Więc mi wyjaśnij – brunet założył ręce na piersi, zerkając na ciebie spode łba.
- Może trochę grzeczniej? W końcu nic ci nie muszę wyjaśniać, jeśli nie chcę – zmrużyłaś oczy, przybierając podobną pozę, co on.
- Oczywiście, n o o n a – prychnął, spoglądając na ciebie wyzywająco. Wciągnęłaś z sykiem powietrze do płuc, a w twych oczach błysnęły gniewne iskierki.
- Proszę bardzo, nie chcesz, to nie – wyszłaś na deszcz i urażonym krokiem skierowałaś się do wyjścia na ulicę.
- Oj _____, weź się nie obrażaj – zawołał za tobą Bobby. Westchnęłaś ciężko i odwróciłaś się, obiecując sobie, że to już ostatni raz.
- Jesteś mocno irytujący i upierdliwy, wiesz? – rzuciłaś, wciąż trochę zła. Chłopak wzruszył ramionami.
- Taki mój urok osobisty – powiedział, poruszając brwiami znacząco.
- Taa, jasne – prychnęłaś, kręcąc głową z politowaniem.
- To powiesz mi, czy nie?
Odetchnęłaś głęboko, próbując ubrać w słowa to, co miałaś do powiedzenia.
- Słuchaj, to nie tak, że cię nie lubię, okej? Po pierwsze, nigdy nie myślałam o tobie w takich kategoriach, a po drugie i bardziej istotne…  - urwałaś i przeczesałaś dłonią włosy, zrzucając nieopatrznie kaptur i narażając się na jeszcze większe zmoknięcie. Przez chwilę szarpałaś się z przemoczonym materiałem, ale w końcu uznałaś, że jesteś już tak mokra, że ci wszystko jedno. Machnęłaś ręką i z niejakim trudem podjęłaś przerwany wątek.
- To się nie uda. Zrozum, nie chcę się pakować w coś, co mogłoby tylko zranić nas oboje, więc… Najlepiej będzie, jeśli na razie nie będziemy się… wiązać – wydusiłaś, odwracając wzrok. Koreańczyk skurczył się w sobie, jakby uszło z niego powietrze.
- Rozumiem… - mruknął tylko. Westchnęłaś cicho i położyłaś mu dłoń na ramieniu, ściskając je lekko.
- Hej… Przecież nie powiedziałam, że definitywnie nie, prawda? Muszę się nad tym zastanowić, przemyśleć parę spraw… Może w przyszłości… Wiesz, zaskoczyłeś mnie i raczej nie powinieneś oczekiwać natychmiastowej odpowiedzi. Po prostu… potrzebuję trochę czasu.
Chłopak pokiwał ponuro głową i wsadził ręce do kieszeni, szurając stopą po mokrej ziemi, robiąc z niej błoto. Czułaś się niezręcznie w takiej sytuacji i nie bardzo wiedziałaś, co ze sobą zrobić. Po dłuższej chwili krępującej ciszy wymruczałaś ciche pożegnanie i odwróciłaś się, chcąc pójść w swoją stronę, jednak zatrzymała cię jego dłoń, która zacisnęła się na twym ramieniu. Zerknęłaś na niego pytająco, odwracając się nieznacznie w jego stronę, przy czym poziom twojej irytacji znów niebezpiecznie podskoczył.
- Proszę, pomyśl o tym ______… - mruknął, wlepiając w ciebie błagalne spojrzenie. Westchnęłaś cicho i skinęłaś głową, odchodząc już bez przeszkód do domu.

~*~*~*~

Szedłem szybkim krokiem, trzymając w dłoni bukiet kwiatów i będąc przy tym tak zrelaksowany, jak nigdy. Było piękne majowe popołudnie, aż się chciało żyć. Po kilku minutach marszu dotarłem pod niewielki piętrowy domek. Zastukałem w drzwi i cierpliwie odczekałem te kilka sekund, próbując jakoś opanować szeroki uśmiech cisnący mi się na twarz, jednak na widok ______ wszelkie próby poszły na marne.
- Bobby! Już myślałam, że nie przyjdziesz – powiedziała zamiast powitania.
- Mi też miło cię widzieć, noona – mruknąłem, wręczając jej kwiaty. Kobieta przymknęła oczy, rozkoszując się ich zapachem, jednak po chwili zerknęła na mnie bystro.
- Nie waż się tak do mnie mówić – pogroziła mi palcem, jak małemu dziecku i gestem zaprosiła do domu.
Rozejrzałem się dookoła, rejestrując, że wszyscy już są. ______ wyminęła mnie i weszła do kuchni, gdzie razem z _._._._ przygotowywały obiad, a menadżer hyung próbował zapanować nad moimi kolegami z zespołu, którzy świetnie się bawili w roli wujków półrocznych bliźniąt.
Mężczyzna rzucił mi zdesperowane spojrzenie, błagając o pomoc, kiedy B.I zaczął robić z jednego z dzieci samolocik. Parsknąłem z rozbawieniem i pokręciłem głową, przekazując mu, że musi radzić sobie sam. Mężczyzna rozejrzał się, czy nikt nie patrzy i po kryjomu pokazał mi środkowy palec, na co rozłożyłem bezradnie ręce, zanosząc się śmiechem.
- Chłopaki, obiad! – z jadalni dobiegł głos _._._._. Wszyscy (ja również) jak na komendę rzucili się do jedzenia, przepychając się między sobą jak małe dzieci. W ostatniej chwili zepchnąłem Chanwoo z krzesła i usiadłem obok ______, posyłając młodszemu rozbawione spojrzenie, kiedy ten z mordem w oczach masował obolały tyłek.
- Oj Bobby, grabisz sobie… - westchnęła brunetka, kręcąc głową z naganą.
- No co? Dostałaś kwiatki, więc w czym problem? – parsknąłem półżartem, spoglądając w jej piękne, błyszczące oczy.
- W takim tempie to raczej podejmę ostateczną decyzję za pięć lat – zażartowała, prztykając mnie żartobliwie w nos. Prychnąłem, udając niezadowolenie. Nie powiem, niezłą znalazła sobie zabawę. Już drugi miesiąc się tak ze mną droczyła. Człowiek wyłazi ze skóry, żeby wyszło na jego, a taka to się śmieje i jeszcze zbiera profity od takiego mnie. Nie żeby mi się to nie podobało – w końcu było nawet zabawnie – ale momentami bywało… irytujące, kiedy przez swoją wrodzoną głupotę popełniało się gafy. Ale cóż, taki mój urok osobisty, czyż nie?


13 komentarzy:

  1. Cudo
    zakochałam się w tym scenariuszu^^ wyszedł ci genialnie i tak realistycznie . Z chęcią zamienoalabym się w główna bohaterkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) To bardzo wiele dla mnie znaczy. Starałam się, żeby było jak najbardziej realistyczne ;3
      Pozdrawiam~

      Usuń
  2. Genialny scenariusz!^^
    Mam pytanko piszesz na zamówienie?
    Bo jeśli tak to będę miała interes haha ;)

    Zapraszam do siebie ;)
    http://opowiadaniaazjatyckiejwariatki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem ^^
      Dzięki za koma XD
      Pozdr~

      Usuń
    2. czy mogę ślicznie prosić o scenariusz z JunHoe bądź YunHyeong'iem z iKON? Będę wdzięczna ;)

      Usuń
    3. Oczywiście, może nawet z nimi dwoma? Hihi cd Zobaczymy co da się zrobić 😊
      Pozdr~

      Usuń
    4. *XD
      Nienawidzę autokorekty... :/
      Pozdr~

      Usuń
    5. Dziękuję i ahhh nie mogę się doczekać^^

      Usuń
  3. Ten scenariusz jest niesamowity! Kompletnie o tym zapomniałam! Miałam nosa w książkach przez fe miesiące, ale gdy sobie o moim zamówieniu i zobaczyłam że jest.... Brak słów żeby opisać to cudo!!! Dziękuję i powodzenia w dalszej drodze pełnej sukcesów z tak genialnym pomysłami na scenariusze! ������

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Omo... Dzięki x3 To bardzo miło, że tak uważasz :3

      Usuń
  4. Ten scenariusz jest niesamowity! Kompletnie o tym zapomniałam! Miałam nosa w książkach przez te miesiące, ale gdy sobie o moim zamówieniu przypomniałam i zobaczyłam że jest.... Brak słów żeby opisać to cudo!!! Dziękuję i powodzenia w dalszej drodze pełnej sukcesów z tak genialnym pomysłami na scenariusze! ������

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten scenariusz jest niesamowity! Kompletnie o tym zapomniałam! Miałam nosa w książkach przez te miesiące, ale gdy sobie o moim zamówieniu przypomniałam i zobaczyłam że jest.... Brak słów żeby opisać to cudo!!! Dziękuję i powodzenia w dalszej drodze pełnej sukcesów z tak genialnym pomysłami na scenariusze! ������

    OdpowiedzUsuń
  6. Ojej…
    Chyba tylko w ten sposób mogę podsumować własną nieuwagę. Nie goszczę tutaj po raz pierwszy (i nie ostatni, zapewniam, haha~ 。^_^。) choć bardzo prawdopodobne że ten oto komentarz może nim być. Pierwszym. Aż wstyd, skoro zawsze tak przyjemnie tu gościć i nieważne czy ten o kim czytasz należy do twoich ulubieńców, jest ci obojętny, a może nawet go nie lubisz - czytając tutaj to wszystko naprawdę obchodzi mnie tyle co zeszłoroczny śnieg. Bo najważniejsze że wszyściutko jest tak cudowne, że to po prostu poezja, a gdyby było słodyczą to rozpływałoby się w ustach jak bita śmietana.

    Wzięło mnie na kuchenne porównania, może przez wzgląd na to że mamy ranek, a ja przed śniadaniem, wiadomo~

    Uwielbiam iKON. Uwielbiam Bobby'ego, którego głos (zaraz po Joohwanie) budzi ciary *-* W połączeniu z realizmem tego scenariusza i schludnością, estetyką, no i w ogóle... Aish, widzisz *grozi palcem na nununu* zabrakło mi słów xD

    Tak czy inaczej macie we mnie wierną czytelniczkę, która w końcu nie wytrzymała i akurat tu musiała dać znać o swojej obecności i o tym jak zajebiście jej się podobało. ♥♥♥

    K O C H A M T O~!

    OdpowiedzUsuń