Uwaga

Proszę o pisanie w komentarzach, przy zamówieniach imię autorki, która ma dane zamówienie zrealizować :3
Hesperiata, czy Neko ^^

wtorek, 12 kwietnia 2016

Kevin (U-kiss) cz2 Kiedy niewinna zabawa może doprowadzić do wielowymiarowej katastrofy

 Tak więc, oto jest druga część tego scenariusza. Mogę mieć tylko nadzieję, że poprzednia się podobała, bo nie zauważyłam tam żadnych komentarzy. Kochani, proszę Was, piszcie co sądzicie o moich pracach, bo w ostatnim czasie potrzebuję sporo motywacji, żeby się za to zabrać, a jakakolwiek opinia pod spodem dałaby mi potrzebny zastrzyk energii ;p Bez tego naprawdę trudno jest mi coś konstruktywnego stworzyć, także ten...
Mimo tej całej niepewności co do Waszego zdania, mam nadzieję, że Wam się spodoba ;3

 ~Dla Miki. Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz ;*

*W poprzedniej części*
~Może być pani pewna, że jeśli on mnie nie zrani, ja również tego nie zrobię ~obiecałaś, krzyżując spojrzenia ze starszą wampirzycą, która uśmiechnęła się ciepło.
~Niczego innego nie oczekiwałam. Do zobaczenia, ______. Z pewnością jeszcze kiedyś się spotkamy ~powiedziała na pożegnanie i wstała z wdziękiem, rozpływając się w powietrzu.

~*~*~*~

Odprowadziłaś wzrokiem postać, która po chwili rozpłynęła się jak dym. Potrząsnęłaś łbem, próbując rozgonić natłok myśli i pełna wątpliwości powoli zbliżyłaś się do drzewa, o które opierał się Kevin.
- I jak? – rzucił beztrosko, choć wyraz jego oczu przeczył tonowi głosu. Pokręciłaś w zamyśleniu głową, mijając go i kładąc się na trawie kilka kroków dalej. Nie do końca ogarniałaś, co się właśnie stało. Rozumiałaś, dlaczego matka chłopaka poprosiła cię o tę obietnicę, ale gdy tylko zniknęła, zaczęłaś się zastanawiać, czy to był jedyny powód jej wizyty? I co miało znaczyć to ostatnie zdanie? Zupełnie, jakby wiedziała o czymś, do czego ty nie miałaś dostępu. W dodatku te komplementy… A może po prostu chciała być miła? Parsknęłaś sfrustrowana, nie potrafiąc zrozumieć intencji wampirzycy. Prawda była taka, że choćbyś się nie wiadomo jak starała, nie będziesz w stanie pojąć wampirzego umysłu i toku rozumowania.
W pewnym momencie zdałaś sobie sprawę, że Kevin siedzi obok ciebie, a jego dłoń bezwiednie gładzi cię po miękkiej czarnej sierści. Już miałaś zaprotestować przeciwko takiemu traktowaniu, ale… było to nawet przyjemne. Przymknęłaś oczy i położyłaś łeb na przednich łapach, czując, jak nieprzyjemne myśli odpływają, zostawiając po sobie tylko niejasne wrażenie, ale i ono po chwili znikło, rozpływając się w ogarniającej cię fali błogości.

~*~*~*~

Zachodzące słońce łagodnie wyciągnęło cię ze świata snu. Obok siebie czułaś chłodne ciało półwampira, unoszące się w miarowym oddechu. Jego dłoń nadal spoczywała na twym wilczym karku, wywołując w tobie nie do końca sprecyzowane uczucie. Otworzyłaś jedno oko, a obraz spokojnej twarzy pogrążonego we śnie azjaty sprawił, że zalała cię fala czułości. Przez myśl przemknęło ci, że fajnie byłoby budzić się tak już zawsze, ale zaraz się opamiętałaś i z cichym fuknięciem wstałaś, zrzucając z siebie jego rękę. Otrząsnęłaś się jak pies i ziewnęłaś, zła na siebie, że w ogóle coś takiego przyszło ci
do głowy. Przecież to niemożliwe i nienaturalne, wataha na pewno by się nie zgodziła, a nawet jeśli, to wątpliwe, by Kevin tego chciał. Wątpliwe, byś ty tego chciała… Kichnęłaś i przeciągnęłaś się, obserwując, jak nagły dźwięk wyrwał chłopaka ze snu. Blondyn zamrugał i podniósł się, przecierając twarz dłonią.
- Zasnąłem? – spytał lekko zachrypniętym głosem, który sprawił, że zadrżałaś. Prychnęłaś, coraz bardziej zirytowana swoimi durnymi odruchami.
~Wracajmy do domu~ rzuciłaś tylko, wbijając wzrok w pomarańczową tarczę, do połowy skrytą za horyzontem. Półwampir odmruknął coś niewyraźnie i podniósł się z ziemi, otrzepując ubranie z trawy, przeciągnął się, po czym ukucnął przy tobie i objął cię ramionami, pogrążając was w niebycie. Już po chwili siedzieliście na szczycie wzgórza na rozległej łące – ziemi niczyjej. Nieopodal dostrzegłaś ludzkie zabudowania, daleko na północy niewyraźny zarys wampirzego zamczyska, a na wschodzie rzeczkę, a za nią ścianę lasu.
Kevin sięgnął do twojego karku i odpiął obrożę. Cofnęłaś się o krok i z ulgą potrząsnęłaś łbem, strosząc sierść, która dotąd była przytrzymywana przez czerwony pasek.
~Wreszcie wolność!~ westchnęłaś, przeciągając się leniwie, po czym w przypływie figlarności pchnęłaś łbem w pierś chłopaka, przewracając go na trawę. Wesoły śmiech wypełnił ciszę wieczoru, kiedy tak przepychaliście się jak dwójka szczeniąt. Szybko zapomniałaś o złości i irytacji, a jedynym, co czułaś w tym momencie, była wszechogarniająca radość.
Walka stawała się coraz ostrzejsza. Potoczyliście się po pokrytym gęstą roślinnością zboczu, usiłując uzyskać dominację nad drugim. Nagle blondyn zasyczał przeciągle, wysuwając kły, na co warknęłaś, jeżąc sierść na karku. Zabawa niespodziewanie przerodziła się w prawdziwą bójkę, bo ani ty, ani on nie zamierzaliście ustąpić.
W pewnym momencie rozległ się krzyk. Znieruchomieliście, zwracając wzrok w stronę dźwięku. Kilkadziesiąt metrów dalej stała kilkuletnia dziewczynka, patrząca na waszą dwójkę szeroko otwartymi, pełnymi lęku oczami. Kevin odchrząknął i odsunął cię delikatnie od siebie, podnosząc się do siadu i uśmiechnął się uspokajająco do dziecka.
- Spokojnie… Nie musisz się bać – powiedział łagodnie, a ty pokiwałaś łbem, postępując kilka kroków w bok i siadając na trawie. Pozwoliłaś azjacie przejąć inicjatywę, bo gdybyś tylko spróbowała coś zrobić, z pewnością byś wszystko zepsuła.
- Już wszystko w porządku, widzisz? Już jest dobrze… - z każdym słowem blondyn przysuwał się coraz bliżej dziewczynki, której twarz wyrażała mieszankę strachu i fascynacji, z coraz większą domieszką tego drugiego. Chłopak przyklęknął przed małą i wziął jej dłonie w swoje.
- Ale ty masz zimne ręce – zauważyła, a azjata uśmiechnął się lekko.
- Widzisz? Nie trzeba się bać… - zaczął, ale przerwało mu ujadanie psów, narastające z każdą chwilą. Zerwałaś się na równe nogi i warknęłaś ostrzegawczo, strosząc sierść. Półwampir zamarł, zerkając w stronę dźwięku. Po kilku sekundach zza gęstej trawy wyskoczyło stadko psów, które rzuciły się na blondyna. Z groźnym warknięciem skoczyłaś na tego, który był najbliżej chłopaka, przewracając go na ziemię. Psy momentalnie rozdzieliły się i połowa zaatakowała ciebie. Gryzłaś, drapałaś, uderzałaś, popychałaś, walczyłaś z całych sił, bo choć byłaś większa i sprytniejsza, to zwierzęta miały przewagę liczebną. Doskonale zdawałaś sobie sprawę, że walczysz o życie.
Z Kevinem nie było lepiej. Leżał przygnieciony przez trzy psiska, z trudem utrzymując ich kły z dala od swojego gardła. W pewnym momencie spiął się i tytanicznym wysiłkiem odrzucił zwierzęta kilka metrów w tył, zyskując chwilę spokoju. Zerwał się na nogi i z nieludzkim rykiem rzucił się na ogara, który uwiesił ci się u gardła, zatapiając kły w jego karku i niemal wyrywając mu kręgosłup. Uwolniona od jednego napastnika, z nową energią zatraciłaś się w ferworze walki, ciężko raniąc pozostałe trzy psy, które z cichym skomleniem odsunęły się na bezpieczną odległość.
Staliście do siebie tyłem, powoli obracając się dookoła, otoczeni ciasnym kołem przez nieustannie powiększającą się sforę psów, które nie odważyły się jeszcze zaatakować. Póki co, jeżyły tylko sierść i warczały ostrzegawczo. Odpowiedziałaś im równie wściekłym warkotem, a półwampir zasyczał dziko, obnażając kły. Nagle przez ogólny gwar przebiły się jakieś głosy. Grupka ludzi znajdująca się kilkadziesiąt metrów dalej, głośno wykłócała się ze sobą w niezrozumiałym dla ciebie języku. Po dłuższej chwili doszli do porozumienia i zagwizdali na psy, które, choć z niechęcią, posłusznie przybiegły do swoich panów.
Staliście tak jeszcze kilka sekund, próbując zrozumieć, co się stało. Ty pierwsza uznałaś, że zastanowić się możecie równie dobrze później, a teraz wypadałoby się zmyć, więc niewiele myśląc, pognałaś do domu. Usłyszałaś, że Kevin biegnie za tobą, by tuż przed strumykiem wyskoczyć w powietrze i teleportować się w sobie tylko znane miejsce.
~Wracaj bezpiecznie~ posłał ci na pożegnanie.
~Ty również~ mruknęłaś i już po chwili zniknęłaś między drzewami.

~*~*~*~

- Co ci się stało? – Gwail porzuciła dotychczasowe zajęcie i momentalnie znalazła się przy tobie, pomagając ci wejść do nory i znaleźć się w pokoju. Byłaś jej wdzięczna za pomoc, bo straciłaś wiele krwi, a nogi odmawiały ci już posłuszeństwa. Z trudem wgramoliłaś się na łóżko i ułożyłaś w pozycji możliwie jak najmniej bolesnej. W tym czasie siostra przyniosła ci naczynie pełne wody, którą wychłeptałaś niemal natychmiast. Z westchnieniem ulgi oparłaś łeb o przednie łapy, pozwalając, by dziewczyna opatrzyła co cięższe rany. Po dłuższych oględzinach trzynastolatka poklepała cię delikatnie po zdrowym kawałku boku i westchnęła.
- Masz szczęście, że rany goją ci się szybciej. Gdyby nie to, już dawno padłabyś z wycieńczenia. Z kim ty się tak pożarłaś? Bo na kły tego twojego wampira to nie wygląda…
Prychnęłaś i spojrzałaś na nią jednym miodowozłotym okiem.
~Na ziemi niczyjej zaatakowały nas ludzkie psy. Nie wiem dlaczego, tak samo jak niepojęte jest dla mnie, dlaczego nas w końcu wypuścili.
- Was? – Gwail przekrzywiła głowę.
~No tak, przecież byliśmy tam we dwójkę~ mruknęłaś. Siostra fuknęła z irytacją.
- Musisz przestać się z nim włóczyć, ciągle tylko ściąga na ciebie kłopoty. Lepiej byś zrobiła, gdybyś poświęciła watasze więcej uwagi. Masz już prawie dziewiętnaście lat, najwyższy czas, by znaleźć sobie partnera, nie uważasz?
Teraz to ty fuknęłaś, a w twych oczach zabłysły iskierki złości.
~Nie będziesz mi mówić, co mam robić. To ja jestem starsza i lepiej wiem, co jest dla mnie dobre. Poza tym, zaczynasz gadać jak Achim. Dajcie mi wreszcie spokój, co to, własnego życia nie macie?
Trzynastolatka pokręciła głową i wyszła z pokoju.
~Świetnie, teraz się obraziłaś? Fajnie, idź się fochać gdzie indziej!~ warknęłaś i obrażona obróciłaś się tyłem do drzwi. Najgorsze było to, że młoda miała rację. Powinnaś spędzać więcej czasu w watasze. Co do partnera, wciąż czułaś wewnętrzny opór na myśl o którymkolwiek z kandydatów i w głębi duszy liczyłaś na to, że może uda ci się znaleźć kogoś innego, może z sąsiedniej watahy? Albo jeszcze lepiej, w ogóle wymigać się od małżeństwa? Byłaś młoda i pełna energii, nie chciałaś zostać uziemiona i musieć się zajmować szczeniętami, bo kiedy by wreszcie podrosły, nie wypadałoby już ci pozwalać sobie na takie zabawy. Musiałabyś być odpowiedzialna i tak dalej, a póki co, nie śpieszyło ci się do tego. Wystarczyła ci odpowiedzialność za siostrę, która momentami była trudna do zniesienia.
Z westchnieniem polizałaś ranę na barku, stwierdzając, że jest nieznacznie mniejsza, niż na początku. O ile szczęście ci dopisze, do świtu powinny zostać tylko blizny, a koło południa nie powinno być już nawet śladu. Z tą myślą powróciłaś do ludzkiej postaci, ułożyłaś się wygodniej i odpłynęłaś do krainy snów.

~*~*~*~

Następnego dnia zaraz po śniadaniu zostałaś zaczepiona przez swojego przyrodniego brata, YeonsoHana, który oznajmił ci, że Alfa cię wzywa. Skrzywiłaś się, ale posłusznie podążyłaś za starszym wilkołakiem, bo choć nie miałaś ochoty widzieć się teraz z ojcem, wiedziałaś, że niemądrze by było odmówić.
W gabinecie oprócz Achima byli jeszcze Gwail i JangJa, najstarszy z rodzeństwa, który w przyszłości miał zająć miejsce Alfy. Oba wilkołaki mierzyły cię surowym spojrzeniem, a siostra posłała ci przepraszający uśmiech. Zmusiłaś się do odwzajemnienia gestu, po czym skupiłaś uwagę na ojcu. Z zaskoczeniem zauważyłaś, jak bardzo się postarzał w ciągu ostatnich kilku tygodni. Miał pięćdziesiąt kilka lat, ale w tym momencie wyglądał na prawie dekadę więcej. Włosy mu posiwiały, a na czole pojawiły się głębokie bruzdy, świadczące o ogromie spraw, z jakimi się borykał. W głębi serca poczułaś lekkie ukłucie żalu, że i ty mu przysporzyłaś zmartwień, ale odpędziłaś je pospiesznie, zachowując kamienną twarz.
Achim długo przyglądał ci się w milczeniu, co wprawiło cię w zdenerwowanie, jednak nie dałaś niczego po sobie poznać. Stałaś wyprostowana, z lekko tylko pochyloną głową na znak szacunku i tylko od czasu do czasu zerkałaś wyzywająco w oczy starego wilkołaka, doskonale wiedząc, że tego akurat nie powinnaś robić. Mało cię jednak obchodziły w tym momencie wilcze instynkty, bo miałaś pewne podejrzenia co do powodu wezwania. Sądząc po obecności Gwail, Alfa już o wszystkim wiedział i prawdopodobnie będzie chciał cię w jakiś sposób ukarać.
- Nie podobają mi się twoje wybryki, ______. Narażasz siebie i przy okazji całą watahę – powiedział w końcu, potwierdzając twoje przypuszczenia. Powstrzymałaś cisnące ci się na usta prychnięcie i założyłaś ręce za plecami, pozornie niewzruszenie znosząc reprymendę.
- Doskonale zdajesz sobie sprawę, co będę musiał w takiej sytuacji zrobić. O dzisiaj masz zakaz oddalania się samotnie od domu.
 Że co?!
- Ale… - zaprotestowałaś, bo spodziewałaś się raczej dodatkowych prac niż ograniczenia swobody, jednak Achim natychmiast ci przerwał.
- Żadnych ale! Co ty sobie myślisz? Nie dość, że bratasz się z wrogiem, to jeszcze łamiesz postanowienia pokoju! Wydaje ci się, że możesz bezkarnie robić to, co ci się podoba? Jeszcze trochę i doprowadzisz do kolejnej wojny, w dodatku nie tylko z wampirami, ale i z ludźmi! Nie jesteśmy wystarczająco liczni, by sobie poradzić z dwoma przeciwnikami naraz, dlatego, jeśli do tego dojdzie, będziemy zgubieni i to będzie twoja wina!
Na te słowa zagotowałaś się ze złości, tracąc resztki opanowania.
- Moja wina? To ty nie dbasz o przyjazne stosunki z ludźmi! Zaatakowali nas bez powodu, tylko dlatego, że uznałeś, że są zbyt głupi i nie odkryją naszego istnienia! Poza tym, jakim wrogiem? Skoro jest pokój, to mam prawo zadawać się z kim chcę. A jakbyś nie wiedział, gdyby nie Kevin, nie mógłbyś tak dzisiaj mnie oskarżać, bo już dawno leżałabym martwa na tej pierdolonej łące!
Wściekła odwróciłaś się i niemal wybiegłaś, trzaskając drzwiami. Gniewnym krokiem wyszłaś na zewnątrz, z trudem powstrzymując się od rozwalenia czegoś, dopóki nie znalazłaś się wystarczająco daleko od nory. Gdy twoim oczom ukazała się niewielka polanka w głębi lasu, dałaś upust emocjom i z całej siły uderzyłaś pięścią w pień najbliższego drzewa, wygniatając w nim sporej wielkości otwór. Drzazgi poleciały na wszystkie strony, kalecząc cię w ręce i twarz, ale byłaś zbyt zdenerwowana, by to zauważyć. Warknęłaś i powtórzyłaś czynność, a potem jeszcze raz i jeszcze. Wyładowywałaś w ten sposób swoją złość do czasu, aż drzewo nie przechyliło się niebezpiecznie na jedną stronę. Cofnęłaś się kilka kroków, dopiero teraz rejestrując tępy ból promieniujący z ręki. Twoja prawa dłoń przypominała wyglądem krwawą miazgę, a liczne zadrapania na odsłoniętych częściach ciała dawały wrażenie, jakbyś cała popękała. Odetchnęłaś głęboko i usiadłaś na kamieniu, chowając twarz między kolanami. Zagryzłaś wargę, by powstrzymać cisnące się do oczu łzy. Nie znosiłaś kłócić się z rodziną, w dodatku przez durny rozkaz Achima nie będziesz już mogła widywać się z Kevinem. Półwampir, choć wkurzający, był jedną z najbliższych ci osób. Przez ostatnie kilka miesięcy poznał cię lepiej, niż większość członków twojej watahy. Szczegół, że zwykle nie wchodziłaś w relacje z innymi wilkołakami – ich zmienne nastroje i przekonanie o własnej niezniszczalności momentami doprowadzały cię do szewskiej pasji. Ty, w przeciwieństwie do nich, znałaś swoje ograniczenia i starałaś się nie brać zadań przekraczających twoje umiejętności oraz nie przechwalać się zbytnio osiągnięciami. Nooo, chyba że chodziło o zakład…
- Skończyłaś?
Poderwałaś głowę do góry, rozglądając się za osobą, która to powiedziała. YeonsoHan stał oparty plecami o drzewo, bawiąc się ułamaną gałązką.
- Jak długo tu jesteś? – spytałaś lekko zmienionym głosem. Twój przyrodni brat wzruszył ramionami.
- Prawie cały czas. Ojciec kazał mi cię pilnować, kojarzysz?
Parsknęłaś histerycznym śmiechem, który niemal natychmiast przerodził się w jęk bólu. Skuliłaś się jeszcze bardziej, przyciskając zmasakrowaną rękę do brzucha. Wilkołak westchnął i kucnął przed tobą, wyciągając z kieszeni tobołek, z którego wyjął jakąś maść i kawałek czystej szmatki. Delikatnie ujął cię za nadgarstek, posmarował powykrzywiane palce maścią, odczekał chwilę, po czym ponastawiał je i pieczołowicie owinął szmatką. No tak. Zapomniałaś, że był zielarzem. Niby przyspieszona regeneracja i tak dalej, a jednak maść przeciwbólowa i przeciwzakaźna czasem się przydaje, nieprawdaż?
Wypuściłaś z ulgą powietrze, uśmiechając się z wdzięcznością do chłopaka o włosach tylko o odcień jaśniejszych niż twoje.
- Dzięki – mruknęłaś i wstałaś, podpierając się zdrową ręką o drzewo.
- Od tego jestem – YeonsoHan ponownie wzruszył ramionami i ruszył wolnym krokiem przed siebie, a ty, chcąc niechcąc, dołączyłaś do niego.
- Nie zgadzam się ze zdaniem ojca – odezwał się po dłuższej chwili wilkołak. Przekrzywiłaś lekko głowę, zerkając na niego z ciekawością.
- A w jakiej sprawie, jeśli wolno spytać? – starszy brat spiorunował cię wzrokiem, na co uśmiechnęłaś się niewinnie. Kiedyś byliście bardzo zżyci, często pomagał ci też w opiece nad Gwail, ale jakieś sześć lat temu, kiedy był w twoim wieku, wybrał partnerkę i od tamtej pory rzadko go widywałaś.
- Oni już nie są naszymi wrogami. Dobrze robisz, nawiązując kontakt z jednym z nich. Dzięki temu może w przyszłości uda się uniknąć większych konfliktów.
- Może… - mruknęłaś. W ostatniej wojnie straciłaś trzech braci i dwie siostry. Nie chciałaś, by znów zaczęła się ta bezsensowna jatka, nieprzynosząca żadnych korzyści ani jednej, ani drugiej stronie.
- Ojciec chce dobrze, ale cały czas patrzy na nich przez pryzmat straty. Może tego po sobie nie pokazuje, ale gdyby tylko mógł, najchętniej wybiłby całą rasę, byleby chronić pozostałe dzieci. Nie robi tego tylko dlatego, że doskonale zdaje sobie sprawę, iż przyniosłoby to więcej szkody niż pożytku.
Pokiwałaś głową w zamyśleniu. Achim ze wszystkich sił walczył o utrzymanie pokoju, to fakt, ale widać było, że nie ufa wampirom. JangJa podzielał poglądy ojca i właśnie z tego powodu to on miał w przyszłości zostać Alfą, choć był tylko kilka godzin starszy od YeonsoHana. Według ciebie to właśnie drugi z braci lepiej by się nadawał, ale kogo obchodziło twoje zdanie?
Po jakimś czasie z zaskoczeniem stwierdziłaś, że zbliżacie się do granicy. Czarnowłosy rozejrzał się dookoła, po czym poklepał cię po ramieniu i popchnął delikatnie w tamtą stronę.
- Idź – szepnął, rzucając ci porozumiewawcze spojrzenie.
- Ale… - zaczęłaś, nic z tego nie pojmując. Chłopak przytknął ci palec do ust i cofnął się dwa kroki, zmieniając postać.
~Idź, ja tu będę w pobliżu. Nie martw się, nikomu nie powiem~ w oczach czarnego wilka błysło coś na kształt rozbawienia, po czym ciemny kształt zniknął w leśnym poszyciu. Poczułaś, jak na twe usta wypływa szeroki uśmiech i bez dalszej zwłoki skierowałaś się do „waszego” strumyka. Coś czułaś, że dzisiaj znowu wrócisz baaardzo późno…

~*~*~*~

Nad  ranem obudził cię gryzący zapach dymu. Wypadłaś z pokoju, natychmiast dostrzegając oznaki paniki wywołane przez ogień. Przeczesałaś wzrokiem tłum, szukając siostry i z ulgą zauważyłaś ją prowadzoną razem z pozostałymi młodymi przez jedną z wilczyc. Rozległa sieć podziemnych korytarzy szybko pustoszała i już niedługo oddychałaś świeżym nocnym powietrzem, z mieszanymi uczuciami obserwując płonący dom. Było ci przykro, bo straciłaś miejsce, z którym wiązały się wszystkie twoje wspomnienia z dzieciństwa, ale za chwilę smutek przesłonił palący gniew na tych, którzy ośmielili się doprowadzić do jego zniszczenia.
Nagle wśród watahy rozległy się zaniepokojone krzyki. Zmarszczyłaś brwi, próbując zrozumieć, o co chodzi.
- Co się dzieje? – zapytałaś jednego z wilków, rozglądającego się niespokojnie dookoła.
- Nie ma Alfy – odpowiedział krótko, wciąż przeczesując wzrokiem teren. Te trzy słowa sprawiły, że momentalnie zapomniałaś o urazie do starego wilkołaka. Wskoczyłaś na resztki zwalonego pnia, żeby lepiej widzieć i na własne oczy przekonałaś się, że mężczyzna miał rację. Wysyczałaś wiązankę przekleństw i bez zastanowienia rzuciłaś się spowrotem do wnętrza nory. Było tam bardzo duszno i gorąco, więc zmieniłaś postać, z trudem omijając płonące drewniane podpory.
~Achim!~ zawołałaś telepatycznie, przystając przed zadymionym korytarzem do pokoi Alfy. Wydawało ci się, że oprócz odgłosów palącego się drewna usłyszałaś odległe wycie. Niewiele myśląc skoczyłaś przed siebie, starając się unikać płonących szczap i zahamowałaś gwałtownie przed palącymi się drzwiami, zza których dobiegało ledwo słyszalne skomlenie. Cofnęłaś się trochę i z impetem uderzyłaś w drewnianą zaporę oddzielającą cię od ojca. Wpadłaś do środka, nie zwracając uwagi na ból w przysmażonych miejscach i ujrzałaś Achima przygniecionego szafą, na którą upadła belka z sufitu, lizana językami ognia. Przypadłaś do niego, próbując go jakoś wyciągnąć, ale bezskutecznie.
~Tato!~ zaskomliłaś, szturchając pyskiem ciało ledwo oddychającego wilka, który spojrzał na ciebie ze smutkiem, strachem, bólem, ale przede wszystkim ogromnym zmęczeniem.
~______… Uciekaj…~ jego telepatyczny szept rozbrzmiał w twojej głowie i wilkołak zamknął oczy, nieruchomiejąc. Zawyłaś rozpaczliwie, próbując przysunąć się jeszcze bliżej, ale przeszkodziła ci płonąca szczapa, rozrzucająca iskry wszędzie dookoła. Cofnęłaś się gwałtownie i podrygiwałaś chwilę w miejscu, skomląc żałośnie, po czym zrezygnowana odwróciłaś się i pognałaś spowrotem na powierzchnię, czując pierwsze oznaki niedotlenienia. Gardło piekło cię od dymu i z trudem dostrzegałaś drogę przed sobą, ale jakimś cudem udało ci się wydostać. Powróciłaś do ludzkiej postaci, kaszląc i łapczywie chwytając oddech, czując palący ból w całym ciele. Wilkołaki kręciły się wokół ciebie, krzycząc coś, ale do ciebie nic nie docierało. Ktoś cię podniósł, ktoś inny podał ci wodę, którą wypiłaś jednym haustem, ale jedyne co widziałaś, to jedną wielką plątaninę rąk, nóg i twarzy. Ostatnią rzeczą, którą zapamiętałaś, była zatroskana twarz Gwail, a potem straciłaś przytomność.

~*~*~*~

Ocknęłaś się po dobrych kilku godzinach, czując się, jakbyś została stratowana przez stado dzików. Z wysiłkiem uniosłaś powieki, mrużąc je w odpowiedzi na mocne słoneczne światło prześwitujące przez rzadkie listowie drzew wokół ciebie. Uniosłaś dłoń do twarzy i z lekkim zaskoczeniem stwierdziłaś, że jest niemal w całości owinięta bandażami. Uniosłaś się powoli do siadu, zauważając z nutką niezadowolenia, że całe twoje ciało spowite jest grubą warstwą opatrunku. Niemal natychmiast znalazła się przy tobie twoja siostra, zamykając twą dłoń w delikatnym uścisku swoich drobnych palców.
- Jak się czujesz? – zapytała  z troską. Spróbowałaś coś powiedzieć, ale z twojego gardła wyrwał się tylko niezrozumiały charkot.
- Zaczekaj, przyniosę ci wody – powiedziała Gwail i pomknęła w stronę pobliskiego strumyka. Już po chwili przytknęła ci do ust niezbyt duże gliniane naczynie wypełnione po brzegi wspomnianą cieczą. Wypiłaś łapczywie wszystko do ostatniej kropli, spłukując z gardła resztki kwaśnego zapachu dymu.
- Co cię stało? – wychrypiałaś, łapiąc kontakt wzrokowy z młodszą.
- Wczoraj ktoś podłożył ogień pod dom…
- Tak, tak, już pamiętam – przerwałaś, bo w tym momencie zalała cię fala wspomnień pełnych ognia i dymu. Od samej myśli zrobiło ci się niedobrze. Nagle coś cię tknęło.
- Achim…
Trzynastolatka spuściła wzrok, ale i tak dostrzegłaś w jej oczach łzy. Westchnęłaś ciężko, czując przygniatającą cię falę smutku, wprowadzającą cię w dziwny, nieobecny stan. Przez chwilę miałaś nadzieję, że to był tylko zły sen…
Nagle rozległy się kroki dwóch osób. Pospiesznie wytarłaś wilgoć zbierającą się w kącikach oczu i uniosłaś głowę. Po chwili przed wami zatrzymali się JangJa i YeonsoHan z poważnymi minami. Widać było, że oni również ciężko przeżyli śmierć ojca.
Młodszy z braci uklęknął obok ciebie i zaczął zdejmować opatrunki, z zadowoleniem stwierdzając, że oparzenia wyglądają wystarczająco dobrze. W tym samym czasie drugi zamienił szeptem kilka słów z Gwail, która po chwili odeszła, po czym kucnął przed tobą, łapiąc cię z troską za dłoń.
- Jak się czujesz? – spytał. Zamrugałaś dwukrotnie, nieco zdziwiona jego zachowaniem. JangJa nigdy nie był szczególnie wylewny ani opiekuńczy, dlatego jego reakcja była dla ciebie nieco… dziwna?
- W porządku. Mogło być gorzej – wychrypiałaś, siląc się na słaby uśmiech. Wilkołak pokiwał głową, a na jego czole pojawiła się zmarszczka, jakby próbował ubrać w ładne słowa jakąś niemiłą myśl.
- Wiecie, kto to zrobił? – zapytałaś, uprzedzając jego wypowiedź.
- Niestety nie. Zapach dymu skutecznie zagłuszył wszystko inne – odpowiedział milczący dotąd YeonsoHan.
- Podejrzewamy, że to były wampiry – wyrzucił z siebie starszy, a zielarz popatrzył na niego z dezaprobatą.
- Ty tak podejrzewasz. Ja nadal uważam, że nie miały żadnego powodu, żeby to zrobić – powiedział dobitnie i zajął się układaniem szmatek w równe stosiki, uciekając przed zirytowanym spojrzeniem brata.
- Zgadzam się z Hanem, to nie ma sensu – mruknęłaś, pocierając palcem podbródek. Poczułaś na sobie lekceważący wzrok najstarszego.
- Twoja opinia nie jest obiektywna. To oczywiste, że ich bronisz – prychnął JangJa, zasługując tym samym na twoje gniewne spojrzenie. Już miałaś coś powiedzieć, ale w tym momencie na gałęzi nad twoją głową zmaterializował się Kevin.
- Ludzie tu idą – syknął, przewiercając cię wzrokiem na wylot. JangJa poderwał się z ziemi z głuchym warkotem.
- Ty! Śmiesz tu przychodzić po spaleniu naszego domu?! – wycharczał, przystając tuż przy pniu drzewa. Półwampir przewrócił oczami.
- To nie my, tylko ludzie. A jak nie wierzysz, to za chwilę tu będą. Mają psy i strzelby, więc powiedz swojemu Alfie, żeby ruszył dupę, bo może być nieciekawie.
- Tak się składa, że to ja jestem Alfą, a nieciekawie to zaraz będzie z tobą za złamanie zasad – warknął wilkołak, kiedy jego uszy przybrały wilczy kształt, a oczy rozbłysły złocistym blaskiem. Blondyn uniósł dłonie w pokojowym geście, próbując uspokoić nabuzowanego basiora. Wokół niego zaczęli się zbierać pozostali członkowie watahy, których miny nie wróżyły nic dobrego.
- Spokojnie, przecież nie jestem na waszym terenie, okej? Jak tak bardzo chcesz, to mogę się zmyć, tylko potem nie mów, że nie ostrzegałem – powiedział i zniknął. Chwilę później w oddali rozległy się pokrzykiwania i szczekanie psów. Twoje oczy rozszerzyły się w przestrachu, kiedy zrozumiałaś że azjata miał rację. Zerwałaś się na równe nogi i ze zdziwieniem poczułaś, że YeonsoHan ciągnie cię gdzieś. Byłaś zbyt skołowana, by zaprotestować, więc po prostu za nim biegłaś. Po kilku minutach wilkołak zatrzymał się, rozglądając się dookoła. Chwilę później obok was pojawił się Kevin.
- Zabierz ją stąd. W tym stanie nie może walczyć – z tymi słowami brat wepchnął cię w objęcia półwampira, odwrócił się na pięcie i już w wilczej postaci pognał spowrotem w stronę pola bitwy. Próbowałaś za nim pobiec, ale blondyn przyciągnął cię mocniej do siebie i już po chwili otoczyła was dusząca ciemność.
Zmaterializowaliście się na jednym z najwyższych konarów drzewa rosnącego na wzgórzu. Przewróciłaś oczami i zwymiotowałaś, ozdabiając gałęzie w dole wodą zmieszaną z sokami żołądkowymi. Azjata poklepał cię po plecach, przytrzymując mocno przypalone kosmyki twoich kruczoczarnych włosów. Kiedy skończyłaś, rozejrzałaś się z cieniem ciekawości dookoła. Znajdowaliście się w miejscu, z którego był doskonały widok na polanę, na środku której znajdował się wielki kopiec, kiedyś obficie porośnięty zieloną trawą, teraz czarny i zwęglony. Na tejże polanie rozgrywała się krwawa bitwa między wilkołakami a ludźmi i ich psami. Było ich około sześćdziesięciu i prawie tyle samo ogarów, natomiast twoich pobratymców niecała pięćdziesiątka, nie licząc młodych. Trzeba było przyznać, że wataha mimo zaskoczenia i dużej przewagi liczebnej wroga całkiem nieźle sobie radziła. Dostrzegłaś, że kilka wilków zniknęło wśród drzew, by po chwili pojawić się za plecami ludzi. Inna grupa, składająca się z dwójki dorosłych i około dwudziestu młodych, pognała w drugą stronę, by rozpłynąć się w leśnej gęstwinie. Uśmiechnęłaś się do siebie, zadowolona, że Gwail jest już bezpieczna.
Potyczka była bardzo krwawa i brutalna. Nawet tutaj słyszałaś wściekły jazgot psów, huk wystrzałów i skowyty bólu. To ostatnie przywodziło ci na myśl wspomnienia z wojny z wampirami. Miałaś wtedy dziesięć lat i wraz z innymi młodymi nie uczestniczyłaś w walce, co jednak nie przeszkadzało ci słyszeć potwornego wycia rozrywanych na strzępy przedstawicieli obu stron. Cała ta sytuacja sprawiła, że twój umysł znalazł się w stanie między jawą a snem – wszystko docierało do ciebie z opóźnieniem i jakby przytłumione.
Nie obyło się bez ofiar – z otępieniem zauważyłaś kilkanaście martwych ciał poszczególnych członków watahy, było też wielu rannych. Po jakimś czasie szeregi wilkołaków mocno się przerzedziły, a niedobitki pojedynczo, czasem po dwóch, umykały do lasu. Nawet z tej odległości słyszałaś zwycięski okrzyk około trzydziestki pozostałych przy życiu mężczyzn, dzierżących w dłoniach strzelby i szczekanie kilkunastu ogarów.
Westchnęłaś ciężko, opierając się bezsilnie o półwampira. Tylu zabitych, tylu rannych… I po co to? Dlaczego? Przecież przez tyle lat żyliście obok siebie, nie zawadzając sobie nawzajem…
- Ale oni o tym nie wiedzieli – dopiero, gdy azjata się odezwał, zdałaś sobie sprawę, że powiedziałaś to na głos. – Podejrzewam, że to pośrednio nasza wina. Myśleli, że chcemy zrobić krzywdę tamtej dziewczynce, a że okoliczne wsie słyną z psiarni i najlepszych myśliwskich ogarów… Cóż, nie było im trudno was wytropić – dodał po chwili ciszy, wzdychając z żalem. Zawtórowałaś mu i usadowiłaś się wygodniej, pozwalając otoczyć się chłodnymi ramionami. Było ci już wszystko jedno. Miałaś wrażenie, że obserwujesz świat jakby z oddali. Po prostu zbyt wiele się wydarzyło w ciągu ostatnich dwóch dni, żebyś mogła normalnie funkcjonować.
Kiedy Kevin zaproponował, że cię zabierze do reszty watahy, mruknęłaś tylko coś niewyraźnie na potwierdzenie, zajęta zastanawianiem się, kto jeszcze dzisiaj umarł. Nie przestałaś myśleć o tym nawet wtedy, gdy po wylądowaniu znów puściłaś pawia, a blondyn wykłócał się z kimś o… w sumie nawet nie wiedziałaś o co i mało cię to obchodziło. Podniosłaś się z trudem i poszukałaś wzrokiem Gwail, a kiedy ją znalazłaś, rozejrzałaś się za braćmi, ale zauważyłaś tylko YeonsoHana. Zmarszczyłaś brwi, próbując pobudzić swoje oczy i apatyczny umysł do większego wysiłku, ale nie udało ci się dostrzec Alfy. Kiedy skrzyżowałaś spojrzenia ze starszym bratem, jego pełen bólu wzrok powiedział ci wszystko. Twoje usta ułożyły się w bezgłośne „nie”. Upadłaś na kolana, a z twych oczu pociekły łzy. Najgorsza była wszechogarniająca pustka, przesłaniająca wszelkie inne uczucia i odgradzająca cię od świata zewnętrznego. Jak przez mgłę słyszałaś oddalające się głosy innych, a później już tylko ciszę.

~*~*~*~

Lewitowałaś, zewsząd otulona błogim ciepłem. Na skraju twojej świadomości rozlegały się jakieś szumy i szepty, których sens umykał ci za każdym razem, gdy próbowałaś je uchwycić. Nagle przez otaczającą cię mgłę przebił się czyjś łagodny głos. Nie rozróżniałaś słów, ale wydawało ci się, że ten ktoś jest zatroskany. Do tego doszło wrażenie, że skądś go kojarzysz. Głos ponownie się odezwał, a ty uchwyciłaś się go jak tonący ostatniej deski ratunku i z wysiłkiem wynurzyłaś się z niebytu, zachłystując się dawno niewidzianą rzeczywistością. Coś bardzo zimnego trzymało cię za twoją prawą dłoń, a na lewej czułaś nacisk czegoś chłodnego, ale i tak o niebo cieplejszego od pierwszej rzeczy. Otworzyłaś oczy, z łatwością przyzwyczajając się do półmroku panującego w pokoju i po prawej stronie dostrzegłaś znajomą sylwetkę. Wampirzyca uśmiechnęła się do ciebie ciepło, a w jej oczach błysnęło coś na kształt ulgi. Wykrzywiłaś usta w słabej imitacji uśmiechu i przeniosłaś wzrok na lewą stronę, gdzie ujrzałaś zmęczoną twarz Kevina. Twój uśmiech poszerzył się jeszcze, gdy za nim zauważyłaś pełne ulgi twarze Gwail i YeonsoHana. Siostra przepchnęła się do ciebie i mocno cię przytuliła, powstrzymując napływające od oczu łzy. Odwzajemniłaś uścisk, nie bardzo rozumiejąc, po co to całe zamieszanie.
- Co się dzieje? – zapytałaś głosem ochrypłym od długiego milczenia.
- Wreszcie się obudziłaś – odpowiedział twój brat, jakby to wszystko wyjaśniało. Zmarszczyłaś brwi.
- Jak to: wreszcie? Ile spałam?
- Jakieś trzy dni, zanim ta banda chorobliwie nieufnych psów pozwoliła mi cię zabrać do matki – odpowiedział za niego półwampir znużonym głosem, w którym pobrzmiewała nutka irytacji. Zmrużyłaś oczy, spoglądając na niego z ukosa, na co blondyn parsknął cicho.
- No co? Taka prawda. Gdyby nie to, byłoby milion razy łatwiej cię wybudzić.
Po tych słowach w pokoju zapadła nieprzyjemna cisza, kiedy każdy pogrążył się we własnych myślach. Po długiej chwili stwierdziłaś, że czegoś tu nie rozumiesz.
- Ktoś mi może wyjaśnić, dlaczego spałam tyle czasu? – rzuciłaś w przestrzeń, nie zwracając się do nikogo konkretnego. Odpowiedziała ci matka Kevina.
- Śpiączka była wynikiem szoku twojego organizmu. Ciężkie rany, niedługo później poważne oparzenia całego ciała i do tego utrata domu i bliskich w tak krótkim czasie to trochę za dużo, nawet jak na waszą niezwykłą odporność.
Pokiwałaś głową w zamyśleniu. Było to nawet logiczne wytłumaczenie, zwłaszcza, że już wczoraj… wróć, cztery dni temu nie czułaś się najlepiej.
- A… mogę wiedzieć, gdzie jestem? – spytałaś, poklepując miękką pościel, którą byłaś otulona.
- Jak to gdzie? U mnie w domu – mruknął Kevin, odchylając się na krześle i zakładając ręce za głowę. Uśmiechnęłaś się lekko, rozglądając się z ciekawością po pomieszczeniu. Było utrzymane w odcieniach ciepłego brązu i złota. Na ścianach wisiały dwa obrazy: jeden z nich przedstawiał przepiękny pejzaż nad wodą, skrzący się srebrzystym blaskiem księżyca, a drugi kobietę w kwiecie wieku o niesamowicie bladej cerze i ciepłych czekoladowych oczach. Na drewnianej podłodze leżał nieduży, puchaty dywan, pasujący kolorystycznie do wystroju. Całkiem przytulnie, uznałaś, przenosząc wzrok na twarz blondyna, który uśmiechnął się nieznacznie. Nagle wampirzyca klasnęła w dłonie.
- Dobrze, a teraz wszyscy do swoich pokoi. ______ jest jeszcze osłabiona i musi odpoczywać.
- Czuję się dobrze – zaprotestowałaś i podniosłaś się do siadu, ale kobieta popchnęła cię spowrotem na posłanie.
- Tak ci się tylko wydaje. Powinnaś jeszcze się przespać, by zregenerować siły…
- Ale ja spałam trzy dni… - jęknęłaś, ale matka Kevina była nieugięta.
- Twoje ciało nie odzyskało jeszcze pełnej sprawności. Jeśli teraz wstaniesz, może się okazać, że któraś jego część jest sparaliżowana. Odczekaj jeszcze tę noc, potem będziesz mogła robić. na co tylko masz ochotę – powiedziała dobitnie i wyszła z pokoju. Rodzeństwo pożegnało się z tobą i poszło w jej ślady, tylko Kevin trochę się ociągał. Wymieniliście jeszcze przeciągłe spojrzenia, niezbyt zadowoleni z decyzji wampirzycy, ale w końcu półwampir wyszedł cicho, zamykając za sobą drzwi.

~*~*~*~

Przechadzałaś się beztrosko po przepięknym ogrodzie, muskając od czasu do czasu palcami jakiś  kwiat czy gałązkę. Niebo zaczynało już szarzeć na wschodzie, zwiastując świt. Odetchnęłaś głęboko, rozkoszując się chłodem poranka. Gdzieś w koronach pobliskich drzew ptaki rozpoczęły swoje trele, witając nowy dzień. Czułaś się jak w bajce.
W pewnym momencie twój wyostrzony słuch wyłowił cichy odgłos znajomych kroków. Po chwili twój brat zrównał się z tobą, towarzysząc ci w spacerze. Uśmiechnęłaś się do niego lekko, zauważając nowe zmarszczki w kącikach oczu. Po śmierci najstarszego z braci zapewne to on otrzymał funkcję Alfy i choć minęło tylko kilka dni, brzemię odpowiedzialności zdążyło odcisnąć na nim swoje piętno.
- ______… Chciałbym cię o coś poprosić – zaczął YeonsoHan. Skinęłaś głową, czekając na więcej informacji.
- Próbowaliśmy obudować dom, ale co jakiś czas przychodzą ludzie i nas przepędzają. Nie możemy już tu mieszkać. Będziemy musieli znaleźć nowe terytorium, a do tego czasu… - wilkołak westchnął i umilkł.
- Do tego czasu? – drążyłaś, wyczuwając zmartwienie brata, który z niechęcią podjął wątek.
- Nie mamy gdzie się podziać. Mam pewien pomysł, ale obawiam się, że wataha nie przyjmie go zbyt dobrze. Musisz mi pomóc przekonać ich, że to aktualnie jedyny sposób, by uniknąć dalszych ofiar…
- Ale co to za pomysł? – przerwałaś mu, marszcząc brwi w zniecierpliwieniu.
- Musimy zamieszkać u wampirów.
Przystanęłaś gwałtownie, przetrawiając słowa Alfy. Miał rację, to im się nie spodoba. Tobie też nie bardzo się to uśmiechało, bo Kevin swoją drogą, a reszta wampirów to zupełnie inna sprawa. Kiedy jednak zastanowiłaś się głębiej nad tą sprawą, doszłaś do takiego samego wniosku, co YeonsoHan. Nie ma innego wyjścia.
- Co na to wampiry? – rzuciłaś po dłuższej chwili.
- Rozmawiałem z Lady Woo. Powiedziała, że zrobi co w jej mocy – odparł krótko wilkołak, ale to imię nic ci nie mówiło.
- Lady Woo? – spytałaś, a twój brat zachichotał cicho.
- Matka Kevina. Jest bardzo miłą, choć równie tajemniczą osobą. Myślę, że możemy jej ufać.
Pokiwałaś głową w zamyśleniu. Przeszliście jeszcze kilka kroków, po czym zatrzymaliście się pośrodku ogrodu, z zachwytem obserwując pierwsze promienie słońca rozświetlające półmrok.

Byliście kompletnie nieświadomi faktu, że jesteście obserwowani przez ciemną postać skrytą w cieniu drzewa, która podążała za wami, bezczelnie przysłuchując się waszej rozmowie. Kiedy tylko tarcza słoneczna wzniosła się nad horyzontem, nieznajomy wykrzywił usta w parodii uśmiechu i zniknął.



6 komentarzy:

  1. Czekam z niecierpliwością na kolejną część twojego opowiadania. Bardzo mi się spodobało i nie mogę się doczekać dalszego ciągu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Huh... Czyli jednak komuś się podoba. Kamień z serca xd A już się bałam, że mi nie wyszło czy coś ;)
      Kolejna cześć pojawi się już wkrótce, aczkolwiek prawdopodobnie najpierw wstawię coś innego (bo już mam napisane xd)
      Do następnego X3

      Usuń
  2. Pojawi się być może w przyszłym tygodniu, a jak nie, to za dwa :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ugh, dlaczego wcześniej tego nie czytałam?!
    Ja kocham taki motyw *~* I nie miaucz, że Ci nie wyszło, bo wyszło, i to mistrzowsko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za tak miłe słowa, Eonni ;* (tak się to pisze, no nie? O.o)
      ...
      Nie wiem, co mogłabym więcej powiedzieć, więc jeszcze raz podziękuję XDD x3

      Usuń