Uwaga

Proszę o pisanie w komentarzach, przy zamówieniach imię autorki, która ma dane zamówienie zrealizować :3
Hesperiata, czy Neko ^^

wtorek, 9 lutego 2016

(Nu’est) Wszędzie parszywie, ale w domu nienajgorzej

Ta oto rzecz jest prawdopodobnie zupełnie inna niż wszystko, co czytaliście(łyście) na tym blogu. Nawet nie wiem, czy zasługuje na miano scenariusza… Chyba nie, ale w każdym razie mam nadzieję, że wam się spodoba ;3



Świat po wojnie atomowej nie wygląda zbyt przyjaźnie. Większość terenów to po prostu radioaktywne zgliszcza. I pomyśleć, co zostało z tej tak zwanej „wielkiej cywilizacji”? Nic. Kupka gruzów. I kilka osób, które roszczą sobie prawo do władzy nad pozostałą garstką ludzi. Niestety, złoto zawsze kusi, a oni mają go wiele. Zbyt wiele.
Ciemna zakapturzona postać rozejrzała się dyskretnie i przemknęła cicho przez ulicę, wtapiając się w nocne cienie rzucane przez ruiny budynków. Tyle tylko zostało z ogromnego miasta, którym było kiedyś Tokio. Mimo iż minęło tyle lat, wciąż żyją ci, którzy pamiętają, jak było przed wojną i tę pamięć przekazują młodszym pokoleniom.
Postać wśliznęła się przez uchyloną, zardzewiałą bramę i lekko zbiegła po stromym gruzowisku, znikając w niewielkim otworze między dwoma kamieniami. W ciasnym korytarzu panowała nieprzenikniona ciemność, ale osoba bywała tu już wielokrotnie. Znała każdy kąt, każdy zakamarek tego podziemnego przejścia.
Po kilku minutach szybkiego marszu wśród lawirujących uliczek postać zatrzymała się i zastukała dwukrotnie w wystający korzeń, który przesunął się w prawo, ukazując wysoki korytarz oświetlony gdzieniegdzie pochodniami, z sufitem ginącym w mroku. Osoba skinęła krótko człowiekowi siedzącemu na starym, wykrzywionym krześle i ruszyła przed siebie pewnym krokiem. Na końcu przejścia była gładka ściana z wystającymi tylko od czasu do czasu skruszonymi kawałkami cegieł. Postać zaczęła zręcznie wspinać się ku górze, po czym prześliznęła się przez nieregularny otwór tuż przy samym stropie i znalazła się w niskim, okrągłym pomieszczeniu. Przy niewielkim biurku stał niewysoki, przysadzisty mężczyzna odziany na czarno. Jego włosy były już przyprószone siwizną, ale szerokie, umięśnione ramiona dawały świadectwo wielkiej siły, a żywe jasnobłękitne oczy zdradzały spryt i inteligencję. Jedynym światłem było kilka świec rozstawionych równomiernie na podłodze.
Przybysz skłonił się krótko, przyciskając prawe przedramię do piersi. Jego prawa dłoń owinięta była czarną szmatką, spod której błyskały miejscami skrawki białego bandaża.
- A więc ci się udało. Masz to? – odezwał się mężczyzna. Postać potwierdziła skinieniem głowy i sięgnęła do podłużnej sakwy skrytej między połami płaszcza. Po chwili w jej dłoni błysnął stary sztylet z rękojeścią w kształcie orła, którego dziób skierowany był w stronę ostrza. Osoba podeszła dwa kroki i przyklękła, wyciągając ręce z przedmiotem w stronę gospodarza. Ten wziął go ostrożnie i podniósł go do oczu, przyglądając się grze światła na metalu.
- Tyle lat… - szepnął i po dłuższej chwili zwrócił broń przybyszowi.
- Zatrzymaj go, przyda ci się. To najtwardszy metal, jaki kiedykolwiek widziano. Pochodzi z meteorytu, który przed wiekami spadł z nieba. Nigdy nie rdzewieje i wolno się tępi. Będziesz go potrzebować. Wysyłam cię na kontynent, do miasta, które kiedyś zwano Seulem. Niedawno powstało tam coś na kształt organizacji podobnej do naszej złożonej z tamtejszej młodzieży. Przenikniesz w jej szeregi i będziesz jej strzec. Nie możemy pozwolić, by czerwoni ją zniszczyli, by zanikły resztki nadziei na wolność od tych parszywych psów.
Postać wstała i z szacunkiem skinęła głową. Wzrok mężczyzny złagodniał.
- Niech orzeł cię prowadzi i strzeże, słowiańska córo. Ty i tobie podobni jesteście nadzieją tego brudnego, śmierdzącego padołu. Nie daj się zabić i wracaj do domu.
- Tak, mistrzu. Dziękuję, mistrzu – rzekła postać i wyszła równie cicho, jak weszła, zostawiając po sobie tylko delikatną woń nocnego powietrza.

~*~*~*~

- Znowu tam siedzi – mruknął Minhyun, rzucając nieprzyjazne spojrzenie drobnej brunetce siedzącej na zniszczonym parapecie, czytającej starą, pożółkłą książkę.
- Skąd ona to w ogóle wytrzasnęła? Nie wygląda na kogoś, kogo byłoby na to stać – dodał Ren, przyglądając się z niesmakiem obszarpanym czarnym ubraniom i przetartym butom z wysokimi cholewami wywiniętymi jak u Kota-W-Butach.
- Może tam, skąd ją eksportowano książki nie są aż tak drogie? – zastanowił się Aron, ale Ren prychnął pogardliwie.
- Założę się że… - urwał, bo właśnie rozległ się donośny gwizd oznaczający koniec przerwy. Chłopaki z westchnieniem skierowali się do pobliskiego budynku. Dziewczyna zamknęła książkę i również podążyła w tamtym kierunku, bystro rozglądając się dookoła. U wejścia zgromadził się już spory tłumek ludzi różnych ras w wieku od 15 do 25 lat. Wewnątrz była tylko jedna duża sala. Przybyli rozsiedli się na podłodze przy swoich tabliczkach. Papier był tak drogi, że nikogo z obecnych nie było na niego stać – zwykły notatnik stanowił równowartość miesięcznego wyżywienia.
Brunetka zajęła miejsce przy tylnej ścianie, niedaleko wąskiego okna i skupiła uwagę na otyłym mężczyźnie o czerwonej, nalanej twarzy – tak zwanym nauczycielu. Jego chrapliwy głos docierał do każdego zakamarka pomieszczenia, kiedy opowiadał o historii – faktycznie była to jej stronnicza i propagandowa wersja, nijak mająca się do rzeczywistości.
- …była wynikiem konfliktów między kilkoma sztucznymi tworami zwanymi państwami lub krajami. Narastająca między nimi wrogość doprowadziła do stworzenia potężnej broni, która zniszczyła niemal cały świat. Na szczęście…
Dziewczyna ziewnęła dyskretnie i oparła się o zimną ścianę, zapisując najważniejsze informacje. Przebywała tu już kilka tygodni i zdążyła się nauczyć, że albo umiesz podaną wersję informacji, albo oblewasz cotygodniowy test i dostajesz ilość pieniędzy proporcjonalną do oceny, czyli głodujesz przez kolejny tydzień.
Brunetka rozejrzała się po sali, zatrzymując wzrok na niewielkiej grupce siedzącej na drugim końcu pomieszczenia. Składała się ona z pięciu chłopaków, którzy nazywali siebie Nu’est, czy jakoś tak. Na pierwszy rzut oka byli zwykłymi młodymi ludźmi, jednak przy bliższej obserwacji dało się zauważyć drobne szczegóły odróżniające ich od reszty. Do większości osób odnosili się chłodno i z dystansem, biła od nich swego rodzaju duma, a każdy nosił niewielką czarną chustkę w białe wzory, czy to na nadgarstku, czy to na szyi, czy to przy pasku od spodni…
W pewnym momencie jeden z nich, jakby czując na sobie jej wzrok, spojrzał w jej stronę. Dziewczyna uśmiechnęła się ledwo dostrzegalnie i znów skupiła się na nauczycielu, wciąż jednak obserwując kątem oka chłopaków. Ten, który ją przyłapał, szepnął coś cicho do reszty, a ci odwrócili do niej głowy, przyglądając się jej nieufnie. Upomniani przez grubasa niechętnie wrócili do zapisywania, zerkając jednak na brunetkę od czasu do czasu.

Kilka godzin później, kiedy wszyscy rozchodzili się już do swoich domów, Nu’est przystanęli przy wyjściu z tak zwanego terenu szkoleniowego.
- To co robimy? – zapytał Baekho. Jr wzruszył ramionami.
- Czekamy. Póki co wszystko jest w porządku. Tylko się patrzyła, to jeszcze nic nie znaczy. Nie wpadajmy w paranoję.
- A jeśli jest jedną z czerwonych? – rzucił Minhyun, śledząc wzrokiem oddalającą się burzę brązowych włosów.
- Prawdopodobieństwo wynosi pół na pół. Nie ma sensu się nad tym zastanawiać, za mało wiemy – wtrącił Aron, a reszta mruknęła z aprobatą.
- To co, idziemy? – mruknął Ren, spoglądając znacząco na pozostałych. Chłopaki ruszyli w bliżej nieokreślonym kierunku, by rozdzielić się na najbliższym skrzyżowaniu. Z dachu zrujnowanego budynku oderwała się ciemna sylwetka, słabo widoczna w zapadającym zmroku i cicho podążyła za jedną z grupek. Tak jak przypuszczała, przy kolejnej przecznicy skręcili w tę, która biegł równolegle do trasy drugiej grupy. Po kilkunastu minutach azjaci przeszli przez uchyloną bramę i zastukali w ścianę budynku dwukrotnie, a po krótkiej przerwie jeszcze trzy razy. To, co wyglądało jak sterta gałęzi, odsunęło się, ukazując mały, nieregularny otwór, przez który chłopaki szybko się prześliznęli. Postać uśmiechnęła się do siebie i zsunęła się przez wyrwę w dachu na piętro budynku stojącego naprzeciw, sadowiąc się przy oknie, by mieć dobry widok na „wejście”. Po kilku minutach pojawiła się pozostała część Nu’est i również tam weszła. Obserwator oparł podbródek na dłoni i zastygł w bezruchu. Tylko jego oczy skakały z miejsca na miejsce, zapamiętując układ budynków i położenie przedmiotów, rejestrując każdy, nawet najdrobniejszy ruch.

~*~*~*~

Mieszkałaś w baraku razem z innymi eksportowanymi. Każdy budynek tego rodzaju miał trzy piętra, na każdym po sześć czteroosobowych pokoi i skromnie wyposażoną łazienkę. Mieszkałaś sama, ale wiedziałaś, że nie potrwa to długo, tylko do czasu, kiedy przyjedzie następny eksport lub któryś z mieszkańców kupi lub zrobi sobie dom. Póki co miałaś spokój.
Prawie nie miałaś własnych rzeczy, tylko kilka ubrań, książkę i niedużą skrzyneczkę. I tak posiadałaś więcej niż większość eksportowanych. Wielu zostało zabranych prosto z ulicy, z szablą przytkniętą do gardła zmuszonych do „przeprowadzki”. Ty miałaś to szczęście, że byłaś przygotowana.
Jak każdego ranka wstałaś o świcie, wzięłaś szybki prysznic w zimnej wodzie, spakowałaś do małej torby skrzynkę, książkę i tabliczki z rysikiem i wyszłaś. Najpierw skierowałaś się do najbliższej kantyny, zjadłaś śniadanie i udałaś się na teren szkoleniowy, położony niecałą godzinę drogi od baraku. Jak zwykle przyszłaś za wcześnie, więc swoim zwyczajem usiadłaś na zniszczonym parapecie i zatopiłaś się w lekturze.
Nagle padł na ciebie czyjś cień. Uniosłaś wzrok i zobaczyłaś jednego z Nu’est.
- Hej – rzucił.
- Hej – odparłaś i wbiłaś w niego wyczekujący wzrok.
- Jestem Jonghyun, ale możesz mi mówić Jr.
- ______ - przedstawiłaś się i wróciłaś do czytania. Chłopak oparł się o ścianę i wsadził ręce do kieszeni.
- Co czytasz? – zagadnął.
- Książkę – odparłaś nie podnosząc wzroku. Jr parsknął cicho.
- To widzę. Ale jaką?
- I tak nie znasz.
- Aleś ty skryta… - westchnął azjata. Słysząc to zamknęłaś książkę i schowałaś ją do torby, po czym podciągnęłaś kolana pod brodę, zerkając na Jonghyuna żywymi zielono-brązowymi oczami.
- W porządku. Co chcesz wiedzieć?
Jr potarł podbródek palcem, spoglądając na ciebie z namysłem.
- Skąd jesteś?
- Z dalekiego kraju na zachodzie.
- A coś więcej?
Uśmiechnęłaś się kpiąco.
- Przecież wszystkie nazwy są zabronione – rzuciłaś zjadliwie. Przez twarz chłopaka przemknął cień uśmiechu.
- Okej, okej. Hmmm… Ile masz lat?
- Nie wiem.
- Jak to nie wiesz? Musisz wiedzieć – upierał się. Przekrzywiłaś lekko głowę.
- Nie wiem. Poważnie. Może szesnaście, może osiemnaście, nie mam pojęcia. A po co ci to?
- Po nic. Tak pytam – mruknął azjata niezbyt przekonująco, ale udałaś, że mu wierzysz.
- W takim razie pozwól, że ja o coś spytam. Co oznaczają te wasze chustki? – wskazałaś skrawek materiału zwisający z paska od jego spodni. Jonghyun spojrzał na ciebie czujnie i przelotnie dotknął wspomnianej rzeczy.
- To? Nic nie znaczy. Po prostu jest fajne – z oddali dobiegło was czyjeś wołanie. Spojrzałaś w tamtą stronę i ujrzałaś Rena i Minhyuka machających w waszym kierunku. Jr odmachał i bez pożegnania ruszył do chłopaków. Westchnęłaś cichutko i uśmiechnęłaś się kącikiem ust. No proszę.

~*~*~*~

Ciemna postać znów podążała tropem Nu’est, tym razem po ziemi. Przemykała jak cień między budynkami, nie wywołując najmniejszego szelestu. Odczekała kilka minut po wejściu chłopaków, po czym cicho jak duch znalazła się obok stosu gałęzi. Przez niewielkie prześwity między nimi widać było niewyraźną sylwetkę człowieka. Postać nasłuchiwała przez chwilę i zaczęła się wspinać po ścianie budynku. Pojawiające się gdzieniegdzie resztki tynku dawały jako takie oparcie dla dłoni i stóp. Osoba wśliznęła się do środka przez okno na piętrze i opadła ostrożnie na drewniane deski podłogi, czekając na ewentualny atak, jednak nic takiego nie nastąpiło. Wciąż skulona ruszyła ostrożnie dalej, uważnie stawiając stopy. Deski pokrywała warstwa piachu, kurzu i zeschłych liści naniesionych przez wiatr. Na pierwszy rzut oka wyglądało to tak, jakby od dawna nikt tu nie bywał, ale pokruszone fragmenty liści mówiły same za siebie.
Postać przeszła powoli do kolejnego pomieszczenia, z którego biegły schody prowadzące w dół. Zeszła po nich na parter, trzymając się blisko ściany. Spod podłogi dobiegły ją odgłosy rozmów. Osoba zeszła jeszcze niżej, poruszając się coraz wolniej, aż przystanęła na półpiętrze. Spod drzwi do czegoś, co pewnie było piwnicą, migotało ciepłe światło ognia.
- …pomyśl, co my, zwykli ludzie, możemy zrobić im, wielkim panom o wielkich wpływach? Nic!
- Amber, proszę cię, skończ już z tym. Trochę wiary…
Dziewczyna, którą nazwano Amber, parsknęła pogardliwie.
- Wiara! A co to w ogóle znaczy? W co mam wierzyć? W to, że jakimś magicznym sposobem uda nam się obalić te psy u góry? A potem co? Sami zostaniemy psami?
Zza drzwi dobiegło ciche westchnienie.
- Wiecie co, skończmy już na dzisiaj. Jesteśmy zmęczeni. Darujmy sobie kłótnie, nic dobrego z nich nie wyniknie. Jest nas zbyt mało, by się jeszcze dzielić między sobą.
Rozległy się pomruki aprobaty, a potem szuranie krzeseł i kroki. Postać śmignęła spowrotem po schodach i kucnęła obok okna, wyglądając ostrożnie w dół. Z przejścia kolejno wyłaniały się postaci Nu’est, a potem jakichś innych chłopaków i kilka dziewczyn. Pożegnali się kilkoma słowami i każdy ruszył w swoją stronę. Osoba zapamiętała, kto w którym kierunku, odczekała kilka minut i wróciła na dół. Drzwi były uchylone, a zza nich wyglądała czerwonawa łuna żarzącego się opału. Postać zajrzała do środka i weszła do pomieszczenia. Przy przeciwległej ścianie stał chłopak, wyglądający przez niewielkie okienko w górze. Osoba podeszła bliżej i sięgnęła do sztyletu zawieszonego u pasa.
- Kim jesteś? – na to pytanie nieproszony gość zamarł w bezruchu.
- Śledziłeś nas – to było stwierdzenie, nie pytanie. Postać w płaszczu wyprostowała się i podeszła do wygaszonego kominka.
- Owszem – odezwała się chrapliwym szeptem. Od strony mężczyzny dobiegł ją cichy szelest.
- Po co tu jesteś?
- Przekazać wiadomość.
- Jaką? – dopytywał się tamten.
- Nie jesteście sami – odparł nieznajomy, błyskając spod kaptura oczami i wyszedł.
- Czekaj! - Jr wybiegł za nim, ale nikogo już tam nie było. Popędził schodami na górę i wpadł do pokoju z oknem. Zdążył jeszcze zobaczyć połę płaszcza powiewającą na wietrze i posłaniec zniknął w mroku nocy.

~*~*~*~

Od jakiegoś czasu chłopaki z Nu’est chodzili dziwnie podekscytowani, na przerwach dyskutowali o czymś zawzięcie. Intrygował cię temat tych rozmów, ale nie dałaś po sobie niczego poznać. Wciąż czytałaś książkę, którą znałaś niemal na pamięć. Była to jedyna pamiątka po rodzicach. Mężczyzna, który się tobą zaopiekował, dał ci ją kilka lat temu i od tamtej pory była twoją lekturą na każdą okazję. Nigdy ci się nie nudziła, bo za każdym razem odkrywałaś w niej coś nowego, kolejny ukryty sens.
Jr ani żaden z innych więcej z tobą nie rozmawiał, za to coraz częściej czułaś na sobie ich spojrzenia. Miałaś wrażenie, że czekają na twój najmniejszy błąd, by… sama nie wiedziałaś, co.

Tego dnia na teren szkoleniowy przyszli czerwoni. Dwóch drabów z bronią u pasa rozmawiało chwilę z nauczycielem, po czym usiedli obok niego i przysłuchiwali się „lekcji”. Jeden z nich co jakiś czas zapisywał coś w notesie, zamieniając kilka słów z drugim. Przyglądałaś się temu z niepokojem, Nu’est również byli podenerwowani. Nie wiedziałaś, czego się spodziewać.
Tym razem na przerwach nie czytałaś swojej książki. Przechadzałaś się niby bez celu, cały czas kręcąc się w takiej odległości od czerwonych, którzy stali przy budynku, by mniej więcej wiedzieć, o czym rozmawiają i jednocześnie nie wzbudzać podejrzeń. Niestety, docierały do ciebie tylko urywki.
- …komendant mówił…
- …tak, podobno… coś się zaczyna…
- …chyba… Nu’est…
Kucnęłaś, udając, że poprawiasz coś przy bucie i wytężyłaś słuch.
- …zbierają się… kombinują… wysłał kogoś…
- Hej! Co ty tu robisz? – poderwałaś głowę do góry. Jeden z czerwonych szedł w twoją stronę. Rozejrzałaś się dookoła, szukając jakiejkolwiek drogi ucieczki, ale jej nie znalazłaś. Wsunęłaś dyskretnie dłoń do torby, zaciskając palce na niewielkiej skrzynce, z którą się nie rozstawałaś.
- Pytam się, co ty tu robisz? – rzucił rozgniewany żołnierz.
- Kamyk mi wpadł do buta – zełgałaś, mając nadzieję, że uwierzy i sobie pójdzie. Udałaś, ze wyjmujesz coś z cholewki, przy czym „zachwiałaś” się i szybko oparłaś dłonią o ziemię, zaciskając ją na pierwszym lepszym kamyku, który zaraz podniosłaś do góry. Czerwony zmrużył oczy, taksując cię oceniającym wzrokiem.
- Co masz w tej torbie?
- Nic ważnego. Tabliczki, rysiki…
- Pokaż – zażądał. Wyjęłaś szybko dłoń ze szkatułką, którą ukryłaś niepostrzeżenie w bucie i podniosłaś się powoli. Otworzyłaś torbę i wyciągnęłaś wspomniane przedmioty. Mężczyzna potarł palcami podbródek, wyrwał ci ją i zaczął przeszukiwać. Zagwizdał cicho i zmierzył cię lisim wzrokiem, wyjmując z niej książkę.
- A cóż to? Książka? Komu ją ukradłaś?
- Wcale nie ukradłam! To pamiątka po rodzicach…- próbowałaś wyjaśnić, ale czerwony zaraz ci przerwał.
- Sratatata. Za kradzież grozi areszt, wiesz? Jednakże… - tu wymienił spojrzenia z tym drugim – mam dzisiaj dobry humor. Więc ty sobie pójdziesz, a ja to zatrzymam – mrugnął do ciebie, uśmiechając się złośliwie. Nabrałaś gwałtownie powietrza w płuca, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszysz.
- Co? Ale… Nie! Nie może pan…
- Drogie dziecko, ja wszystko mogę – uciął żołnierz i razem z tym drugim weszli do budynku. Chciałaś pobiec za nim, ale czyjeś silne ramiona uniemożliwiły ci to. Spojrzałaś w górę ze złością i zobaczyłaś, że Jonghyun kręci powoli głową. Westchnęłaś ciężko i rozluźniłaś się, a azjata zwolnił uścisk.
 - Nie rób głupstw – mruknął i wrócił spowrotem do swoich. Patrzyłaś za nim przez chwilę, rozważając, czy nie poinformować go o tym, że czerwoni o nich wiedzą, ale wtedy rozległ się dźwięk oznaczający koniec przerwy. Stałaś przez chwilę w miejscu, nie bardzo wiedząc, co robić, po czym uznałaś, że nie wytrzymasz dłużej w tym miejscu i przeskoczywszy przez bramę, pobiegłaś na oślep przed siebie.

~*~*~*~

Ludzie zaczęli się rozchodzić o tej porze, co zwykle. Zakapturzona postać balansowała przykucnięta na skraju dachu, czekając, aż wszyscy wyjdą. Jako ostatni pokazali się dwaj czerwoni. Postać ruszyła za nimi cicho, aż wreszcie, gdy uznała, że są już wystarczająco daleko o terenu szkoleniowego, zeskoczyła z dachu, wyciągając w locie sztylet i spadła na plecy jednego z nich, podcinając mu gardło. Drugi wyciągnął szablę, zastawiając się nią, ale osoba zaśmiała się szyderczo. Jednym ruchem wyjęła broń należącą do zabitego żołnierza i zaczęła okrążać żywego.
- Kim jesteś? – jęknął zszokowany mężczyzna.
- Twoim koszmarem – zasyczała postać markując cios w szyję i prześliznęła się pod ramieniem czerwonego, wbijając mu sztylet pod żebra. Człowiek wydał z siebie gulgoczący dźwięk i zsunął się po śliskim ostrzu, padając na wznak. Postać wytarła klingę o jego kaftan i zabrała torbę, którą ten miał przewieszoną przez ramię. Uniosła głowę, rozglądając się za ewentualnymi świadkami, a gdy takowych nie zarejestrowała, zniknęła w mroku.

~*~*~*~

- Jonghyun, błagam… Roztrząsamy to na każdym spotkaniu – jęknęła Amber, przesuwając dłonią po twarzy.
- Wiem, co słyszałem. Powiedział, że nie jesteśmy sami. Ktoś jest jeszcze oprócz nas. A roztrząsamy to, bo nie potrafisz zaakceptować faktu, że może nam się udać – odparował Jr. Aron westchnął, a Ren uderzył głową w ścianę.
- Nie no, znowu? Ile można… - westchnął poirytowany Minhyuk. Jr otworzył usta, ale nic nie powiedział, bo przerwał mu huk otwieranych drzwi. Stanęła w nich zakapturzona postać ubrana cała na czarno.
- Idą tu – odezwała się chrapliwym szeptem i zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Zebrani spojrzeli po sobie i rzucili się biegiem za nieznajomym. Potykając się, wyłazili przez dziurę, ale nie udało im się zrobić nic więcej. Budynek był otoczony przez szwadron czerwonych, którzy zaczęli wpychać obecnych do stojącej nieopodal ciężarówki.
- Dobrze, że reszta nie przyszła – mruknął Ren, obrzuciwszy żołnierzy złym spojrzeniem.
- A ty skąd się tutaj wzięłaś? – zapytał zaskoczony Jonghyun, spoglądając na ciebie z niedowierzaniem. Rzuciłaś mu krótkie spojrzenie i spuściłaś głowę, wzdychając cicho.
- Zmienili zdanie – odparłaś lakonicznie. Kiedy wszyscy weszli, dwóch czerwonych zamknęło za wami drzwi. Usłyszeliście jeszcze dźwięk zasuwanego rygla i ciężarówka ruszyła.
- Co tam masz? - spytał siedzący obok ciebie Minhyuk, łapiąc za twoją torbę – Jak ci się udało to odzyskać? – warknął podejrzliwie.
- Zwinęłam im, kiedy nie patrzyli – powiedziałaś.
- Tak? A ja myślę, że to było trochę inaczej…
- Minhyuk, daj spokój – mruknął Jonghyun, ale tamten mu przerwał.
- Ale pomyśl, przyjeżdżają akurat dzisiaj, ______ im podpada, ale nic jej nie robią. Potem nas łapią i okazuje się, że ona tu jest i ma to, co jej zabrali. Czy to nie dziwne? Ja myślę, że ona od początku była w czerwonych…
- Nieprawda – zaprzeczyłaś, ale chłopak zaśmiał ci się w twarz.
- Kogo chcesz oszukać? Mnie? Czy siebie?
- Nikogo nie oszukuję, to po prostu zbieg okoliczności…
- No błagam! Czy ty się słyszysz? To największa głupota, jaką kiedykolwiek…
- Minhyuk, stop. Daj się jej wypowiedzieć – odezwał się Aron. Westchnęłaś i pokręciłaś głową zrezygnowana.
- Nie mogę.
- Ha? Ha? Widzisz? – zawołał Minhyuk zwycięsko, próbując ci wyrwać torbę. Uderzyłaś go w dłoń, przyciskając przedmiot do siebie.
- Wara od moich rzeczy – warknęłaś.
- A to niby czemu? Pewnie masz tam jakieś supertajne dokumenty albo coś takiego! Dawaj! – azjata ponowił próbę, przeszkodziło mu jednak gwałtowne hamowanie ciężarówki. Z kabiny dobiegł was potok przekleństw, po czym maszyna znów ruszyła, tym razem wolniej. Skorzystałaś z okazji i wcisnęłaś torbę za siebie.
- Zamknij się głupku! Jak będziesz się tak darł to tu przyjdą i nas zarżną jak świnie – syknęłaś wściekle. To chyba poskutkowało, bo chłopak się uspokoił, choć wiedziałaś, że nie na długo.

~*~*~*~

Kiedy dotarliście na miejsce, czerwoni zaprowadzili was labiryntem korytarzy do wielkiej sali. Minhyuk co jakiś czas cię popychał lub podstawiał nogę, ale znosiłaś to bez słowa, rzucając mu od czasu do czasu gniewne spojrzenia. Na miejscu czekał was kolejny szwadron żołnierzy, a na podwyższeniu przy stole stało sześciu mężczyzn. Po odznakach można było stwierdzić, że są generałami. Z tyłu w ścianie znajdowały się niewielkie drzwi. Rozejrzałaś się szybko dookoła i oceniłaś liczbę czerwonych. Dwudziestu pięciu, może trzydziestu, na waszą siódemkę. Z jednej strony myśl, że nie złapano wszystkich była pocieszająca, ale z drugiej strony mielibyście teraz większe szanse. I tak dobrze, że was nie związali.
Najstarszy z generałów zszedł z podwyższenia i ruszył wolnym krokiem w waszą stronę.
- Proszę, proszę… Kogo my tu mamy? Grupka samozwańczych dzieci-rebeliantów.
Minhyuk zmierzył mężczyznę nienawistnym wzrokiem i splunął mu pod nogi. Kopnęłaś go niepostrzeżenie w piszczel, za co otrzymałaś porządnego kuksańca w żebra.
- Które z was jest przywódcą? – popatrzyliście po sobie bez słowa.
- Nie ma go tu – mruknął Baekho, wywołując pogardliwy śmiech wśród czerwonych.
- Naprawdę myślicie, że w to uwierzę? Gadać i to zaraz, kto jest przywódcą, bo jak nie, to was wszystkich zarżnę jak prosiaki!
Jr powiódł wzrokiem po reszcie i otworzył usta, by się przyznać, ale uprzedziłaś go.
- To ja – powiedziałaś dobitnie, wychodząc do przodu. Patrzyłaś wyzywająco w oczy generała, który uśmiechnął się zimno.
- Łatwo poszło. Pójdziesz ze mną – złapał cię za ramię, ale wyrwałaś się.
- Wypuść ich – warknęłaś ze złością.
- Wypuścić? Nie… Nie zrobię tego. Chociaż w sumie… Szwadron, wymarsz. Nie jesteście mi już potrzebni – rozkazał, a żołnierze zasalutowali i wyszli. Pozwoliłaś się pociągnąć w stronę małych drzwi, ale przechodząc obok podwyższenia odepchnęłaś mężczyznę i wyjęłaś z torby sztylet, który wbiłaś mu w pierś, tak że dziób orła zazgrzytał o mosiężne guziki jego munduru. Wyszarpnęłaś ostrze i skoczyłaś na kolejnego z generałów. Kopnęłaś go w krocze i zamierzyłaś się na niego pięścią, uderzając lewym sierpowym w jego skroń tak mocno, że jego czaszka roztrzaskała się o kant stołu.
Szabla trzeciego drasnęła cię w łydkę, w zamian odcięłaś mu dłoń z bronią i kopnęłaś w pierś.
Przeskoczyłaś przez stół, unikając ciosu czwartego i wpadłaś na kolejnego. Uchyliłaś się od jego pięści i wbiłaś mu sztylet w gardło. Przeturlałaś się po martwym ciele, w które sekundę później zagłębiło się ostrze jednego z dwóch pozostałych. Rzuciłaś w niego nożem, który trafił go między żebra i zrobiłaś salto w tył, podcinając nogi ostatniemu. Usiadłaś na nim okrakiem i zaczęłaś bić po twarzy, dopóki nie została z niej krwawa miazga.
Podniosłaś się powoli i spojrzałaś na zszokowanych towarzyszy. Wyrwałaś sztylet z trupa i zeszłaś z podwyższenia, utykając lekko. Minhyuk naprzemian to otwierał, to zamykał usta jak wyjęta z wody ryba, co cię tak rozbawiło, że z twego gardła wyrwał się ochrypły chichot.
- Już po wszystkim. Jesteśmy wolni – szepnęłaś.
- K-kim ty do cholery jesteś? – wydukał Jr. Uśmiechnęłaś się lekko i wyjęłaś z torby czarną pelerynę, którą się otuliłaś. W oczach Jonghyuna błysnęło zrozumienie.
- Ach, tajemniczy nieznajomy to ty… Nigdy bym się nie spodziewał…
- I o to chodziło. Przysłano mnie, bym was chroniła, co właśnie zrobiłam. Choć co poniektórzy nie zasłużyli – spojrzałaś kwaśno na Minhyuka, który uśmiechnął się przepraszająco.
- Przynajmniej się nie tłumaczysz. To dobrze. Teraz możemy… - urwałaś i odwróciłaś się na pięcie, słysząc głośny dźwięk. Czerwony bez dłoni, o którym już zdążyłaś zapomnieć przyciskał jakiś guzik, który włączył alarm. Zrobiłaś kilka kroków w jego stronę, ale przez małe drzwi wbiegł do pomieszczenia szwadron czerwonych.
- W nogi – rzuciłaś i pobiegłaś w przeciwną stronę. Wielkie drzwi zaczęły się powoli otwierać, ukazując żołnierzy biegnących w waszą stronę. Prześliznęliście się przez niewielki otwór i pobiegliście wąskim korytarzem po prawej. Na końcu znajdowały się metalowe drzwi i niezbyt duże zakratowane okienko. Uderzyłaś sztyletem w mocowania kraty, która odpadła z głośnym brzękiem i rozbiłaś szybę rękojeścią, zasłaniając twarz przedramieniem.
- Wyłaźcie – powiedziałaś, odsuwając się nieznacznie. Pierwsza podeszła Amber.
- O kur… jak tu wysoko – sapnęła, spoglądając w dół.
- Nie gadaj, tylko idź – warknęłaś, zerkając z niepokojem na zbliżających się czerwonych. Dziewczyna przewróciła oczami i z trudem wysunęła się przez otwór, kalecząc się o resztki szkła.
- Prędzej, prędzej – mruczałaś, przytupując nogą ze zdenerwowania.
- Dasz radę ich powstrzymać? – spytał Jonghyun. Wymieniłaś z nim krótkie spojrzenie i pokręciłaś głową.
- Niezbyt długo. Jest ich zbyt wielu.
- Jr! Teraz ty – zawołał Ren, ale azjata pokręcił głową.
- Najpierw wy – rzucił i znów skupił na tobie spojrzenie.
- Nie daj się zabić – szepnął i dotknął przelotnie twego ramienia. Podziękowałaś mu skinieniem głowy i wyszłaś na spotkanie wrzeszczącym czerwonym. Całe szczęście, ze ten korytarz był tak wąski i obok siebie mogło stać tylko dwóch mężczyzn. Krzyknęłaś przeraźliwie i cięłaś pierwszego przez gardło i wyrwałaś mu szablę, którą wbiłaś w brzuch drugiego. Przeskoczyłaś nad trupami i znalazłaś się w małym piekle. Rozdawałaś na oślep ciosy, o włos unikając poćwiartowania, choć nie obyło się bez ran. Z trudem utrzymywałaś równowagę wśród rosnącego stosu trupów. Gdy usłyszałaś głos Jonghyuna wołającego twoje imię, odetchnęłaś z ulgą. Przeskoczyłaś nad martwymi ciałami czerwonych i rzuciłaś się w stronę okna, niestety pośliznęłaś się na krwi czerwonych i upadłaś na podłogę, czując palący ból promieniujący z obtartych kolan. Zerwałaś się na nogi i dopadłaś otworu, wyślizgując się zwinnie na zewnątrz. Zaczęłaś szybko schodzić po kamiennej ścianie budynku, posuwając się nieco na lewo. Po chwili zrównałaś się z Jr’em, posyłając mu zmęczony uśmiech. Chłopak odwzajemnił go z ulgą, lekko marszcząc brwi na widok ciemnych, mokrych plam na twym ubraniu w miejscu ran.
- Przeżyję – mruknęłaś uspokajająco i spojrzałaś w dół. Reszta już na was czekała bezpiecznie na ziemi.
- Wszyscy cali? – wysapałaś, gdy już dotknęłaś stopami gruntu. Azjaci pokiwali głowami, a ty odetchnęłaś z ulgą i oparłaś się ciężko o ścianę, przyciskając dłoń do długiej, pulsującej rany na boku. Niespodziewanie usłyszałaś dźwięk rozdzieranego materiału – to Minhyuk zdjął koszulkę i podarł ją na pasy, którymi prowizorycznie opatrzył najpoważniejsze uszkodzenia. Pozwoliłaś mu na to bez słowa sprzeciwu – wiedziałaś, że protestowanie nie ma sensu. Kilka minut później szliście szybkim krokiem w stronę ogrodzenia – potrójnej sześciometrowej zapory z drutu kolczastego. Nagle z oddali dobiegły was krzyki czerwonych. Przyspieszyliście jeszcze kroku, prawie biegnąc. Wsparta na ramieniu Jonghyuna z trudem utrzymywałaś szaleńcze tempo, czując ostry ból w zranionych miejscach.
W pewnej chwili usłyszeliście nad głowami dziwny krzyk. Poderwałaś głowę do góry, przyglądając się z zachwytem białemu orłowi szybującemu nisko nad ziemią. Ptak krzyknął jeszcze raz i pofrunął w lewo.
- Za nim, szybko! – zakomenderowałaś, rzucając się biegiem w tamtym kierunku, próbując nie zwracać uwagi na cierpienie, które sprawiał ci każdy krok. Majestatyczne stworzenie wylądowało na zarośniętej stercie kamieni i zakwiliło. Upadłaś na ziemię pod nimi, rozgarniając gorączkowo kępy wysokich traw.
- Tutaj! – zawołał Ren, wskazując na uschnięty krzak trochę na lewo od ciebie. Skinęłaś głową zwierzęciu, które znów zerwało się do lotu i podczołgałaś się tam, wciskając się do ciasnego otworu pod martwą rośliną. Po kilkunastu metrach ziemny tunel powiększał się i mogłaś w nim stanąć wyprostowana. Oparłaś się o jedną ze ścian, czekając na resztę. Kiedy byliście już w komplecie, poprowadziłaś ich przed siebie. Był to jeden z korytarzy twojej organizacji, przez co poczułaś się niemal jak w domu.
Kilkaset kroków dalej przejście rozwidlało się. Bez wahania skręciłaś w lewo, a za chwilę znów w lewo, znikając w ukrytym tunelu.
- Tutaj – wciągnęłaś za sobą zdezorientowanego Baekho, a potem całą resztę.
- Od teraz proponuję, byśmy złapali się za ręce. W ten sposób się nie zgubicie – dodałaś, splatając palce z jednym z chłopaków, którym okazał się Aron.
- Jak to działa? Znaczy, wykopano go według jakiejś zasady, czy… - zapytał zaciekawiony azjata.
- Oczywiście. Wszystko zależy od tego, gdzie chcesz dotrzeć. O ile się nie mylę, jesteśmy gdzieś na terenie dawnej Rosji. Żeby dotrzeć do Tokio musimy ciągle skręcać w lewo, a co trzy skrzyżowania w prawo. Zaraz po rozwidleniu jest ukryte przejście, które jest tym właściwym. Korytarz główny prędzej czy później kończy się ślepym zaułkiem. Dzięki temu łatwo jest zgubić ewentualny pościg – wyjaśniłaś.
- A co z jedzeniem? – spytała Amber.
- Co mniej więcej trzy godziny szybkiego marszu jest coś na kształt spiżarni. Znajdują się tam też bandaże i inne rzeczy do opatrywania ran. Zapasy są regularnie uzupełniane na wypadek takiej sytuacji jak nasza – odparłaś, skręcając w lewą odnogę korytarza. Przez jakiś czas szliście w milczeniu, które wreszcie przerwał Minhyuk.
- Od jak dawna w tym siedzisz?
- Całe życie. To właśnie mistrz przygarnął mnie po śmierci rodziców – uśmiechnęłaś się do wspomnień.
- Jedno mnie zastanawia… - zaczął Baekho.
- Tak? – ponagliłaś go.
- Zabiłaś dzisiaj tylu ludzi, a zachowujesz się, jakby nic się nie stało. Nie żebym miał ci to za złe, jesteśmy wdzięczni, że to zrobiłaś, ale… to trochę dziwne.
Milczałaś przez chwilę, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Kwestia przyzwyczajenia – rzekłaś w końcu.
- To okrutne, nie sądzisz? – wtrącił Ren. Wzruszyłaś ramionami.
- Albo oni, albo ja. Prosty wybór. Nie mówię, że było mi łatwo, ale za którymś razem to przestaje mieć znaczenie. Owszem, czasem gdy się nad tym zastanawiam, czuję obrzydzenie dla samej siebie i właśnie dlatego staram się zawsze mieć jakieś zajęcie.
- Okropność – mruknęła Amber.
- To mój świat i od teraz także twój. Przyzwyczaj się – powiedziałaś obojętnie, ucinając tym samym dyskusję.

~*~*~*~

Kilka tygodni później dotarliście na miejsce. Najpierw ujrzeliście jasną łunę na końcu tunelu, a potem owiało was świeże powietrze. Zarządziłaś, że zostaniecie pod ziemią aż do zmroku. Wasze oczy przyzwyczajone do nieprzeniknionej ciemności boleśnie raniła nawet tak niewielka ilość światła.
W nocy wyczołgałaś się na zewnątrz, nasłuchując jakichkolwiek odgłosów nienależących do świata natury. Teoretycznie czerwoni nie wiedzieli, gdzie są wejścia, ale lepiej dmuchać na zimne, niż się potem sparzyć.
Znajdowaliście się na zboczu wzgórza, a niedaleko rozciągały się ruiny miasta. Ruszyliście szybkim krokiem w jego stronę, obserwując czujnie otoczenie. W ciągu podziemnej wędrówki zaznajomiłaś Nu’est i Amber z zasadami działania organizacji, hierarchią, celem, zadaniami i innymi ważnymi rzeczami.
Twoje rany goiły się szybko i bez powikłań. Miałaś szczęście, że nie wdało się zakażenie, które było najczęstszą przyczyną śmierci wśród twoich. Dotknęłaś lekko bandaża na boku, muskając przelotnie rękojeść sztyletu, dziękując w duchu Minhyukowi za jego „umiejętności”.
Niecałą godzinę później znów zagłębiliście się w podziemne czeluście prowadzące do centrum dowodzenia. Zastukałaś dwukrotnie w wystający korzeń i pozdrowiłaś człowieka na starym krześle, który przyglądał się nieufnie gromadce za tobą. Wspięłaś się zwinnie po ścianie i prześliznęłaś przez otwór pod sufitem.
Mistrz na twój widok zerwał się z miejsca i zamknął cię w miażdżącym uścisku.
- Jednak żyjesz… Słyszałem, że cię złapali i myślałem, że już po tobie. Powinienem bardziej ci ufać – powiedział cicho i odsunął cię na długość ramion.
- Mistrzu – skłoniłaś się lekko i przedstawiłaś mu swych towarzyszy.
- Więc to dla was ______ narażała życie… Powinniście się cieszyć, że to była właśnie ona. Ktoś o mniejszej woli i determinacji już dawno by zrezygnował – rzekł z uśmiechem, na co ty zarumieniona spuściłaś głowę. Mało brakło…
- Mistrzu, a co z… - zaczął Baekho, ale mężczyzna uciszył go gestem i poprowadził do wąskiej wnęki w ścianie, która okazała się być balkonem. W sali poniżej trenowali członkowie organizacji.
- Victoria! – pisnęła Amber i zbiegła po schodach na dół, by uścisnąć wspomnianą dziewczynę, a Nu’est podążyli za nią. Przyglądałaś się z uśmiechem tym powitaniom, a obok ciebie stanął mistrz.
- Polubiłaś ich – mruknął, a ty skinęłaś głową, patrząc jak Baekho podnosi i obraca jedną z dziewczyn dookoła.
- Niestety nie będziesz miała dla nich zbyt wiele czasu. Wróg nie śpi, w Pekinie coś się szykuje. Za trzy dni znów wyruszasz.
W twoje myśli wkradły się słowa sprzeciwu, ale tylko skinęłaś głową. Między wami zapadła cisza.
- Mistrzu? – mężczyzna spojrzał na ciebie, unosząc brwi. Zachichotałaś cicho.

- Dobrze być znów w domu.

Wiem, trochę słabo się kończy, ale... A co ja się będę tłumaczyć? Tłumaczą się tylko winni, a ja nic nie zrobiłam, tak samo wyszło i... i wyszło, że się tłumaczę *facepalm*
Jeśli mam być szczera, to do napisania tego... czegoś natchnęła mnie moja koleżanka, z którą mieszkam w pokoju i która potrafi nadawać o ninja 24/7 (sorki Kasiu, wiem, że przesadzam xd)
W każdym razie mam nadzieję, że nie było aż tak źle ;3 Pozdrawiam wszystkich czytelników~ <333

7 komentarzy:

  1. Jeju! Nawet nie wiesz, jak ciężko się coś czyta, kiedy z jednej strony rozprasza cię mama, która ciągle coś do ciebie mówi, a z drugiej jest telewizor i coś cię interesuje xx Jednak najbardziej rozprasza to pierwsze! Nie mogę przez moją rodzicielkę scenariusza skończyć i znowu będę po nocach siedzieć xx
    Ale wracając.
    Kiedyś miałam bardzo podobny pomysł na opowiadanie, z tym że zrobiłam z tego grupowe XD Ale mniejsza z tym.
    Bardzo fajnie wszystko rozpisałaś, choć dla mnie taka tematyka jest nieco nudna. Ale! Przeczytałam całe i to w dość krótkim czasie, jeśli zwrócić uwagę na warunki ^^ Podobało mi się. Masz bardzo fajny styl pisania ^^
    Chcę więcej twoich prac! Za bardzo mi się nudzi w te ferie, a laptopa prawie nie mam xd
    Szkoda tylko, że nie było tutaj tak bardzo rozwiniętego wątku romantycznego xx No pls, mogło coś być! ;; Lubię czytać, jak bohaterowie miotają się w swoich uczuciach, ok? A tutaj to taki smutny drugi plan :<
    Życzę wiele weny kotek i więcej wspaniałych prac!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rany, dzięki ;3 Nie masz pojęcia, jak bardzo się cieszę, że tak sądzisz, zwłaszcza, że ty piszesz po prostu genialnie.
      Co do tego wątku romantycznego, chciałam zrobić coś więcej, ale jakoś mnie wena odeszła i jest co jest. Nic nie poradzę na to, że wyobraźnia mnie nie słucha :(
      Dzięki za życzenia, tobie również tego życzę i pozdrawiam~

      Usuń
  2. No, no to może spróbuj zrobić wersję rysunkową do tego scenariusza?

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej!
    Uwielbiam czytać twojego bloga a twoje opowiadania są po prostu cudne ^_^ Nominowałam cię do LBA
    http://my-dream-is-love.blogspot.com/2016/02/nominacja-do-lba-3.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emmm... To miłe, że tak uważasz, tylko że to nie mój blog i tylko kilka, może kilkanaście z ostatnich postów są mojego autorstwa. Ta strona, jak i większa część prac należą do mojej przyjaciółki, Hespe ;3
      Więc jeśli chodzi o LBA... Mam odpowiedzieć tylko ja, czy (co bym raczej wolała) my obie? Bo tak trochę nie wiem, co z tym zrobić...

      Usuń
    2. Możecie obie ^^ bo prowadzicie naprawdę świetny blog

      Usuń