Uwaga

Proszę o pisanie w komentarzach, przy zamówieniach imię autorki, która ma dane zamówienie zrealizować :3
Hesperiata, czy Neko ^^

niedziela, 21 lutego 2016

LuHan – Tak po prostu

To. Jest. Słabe. Maxsłabe. Tak słabe, że bardziej się nie da. Nie podoba mi się to. Wstawiam to tylko dlatego, że miałam to napisane już dawno i o ile pamiętam coś o tym wspominałam, a jako że w ten weekend "Zabawka" się nie ukazała, stwierdziłam, że trochę Luhana nie zaszkodzi xd
Miłego czytania <3

(Jak dla mnie to jest blond…)

Wakacje, wakacje i po wakacjach. Ale mimo to pierwszy września nigdy chyba nie przedstawiał się tak ekscytująco. Do twojej klasy w tym roku dołączał nowy uczeń. Niby nic, ale chłopak był obcokrajowcem. Jego rodzina przeprowadziła się do twojego miasta kilka tygodni temu z Chin. Trochę się obawiałaś, jak przyjmą go w szkole. Mimo że go nigdy nie spotkałaś, współczułaś mu. Wiedziałaś jak okrutni potrafią być nastolatkowie, zwłaszcza że dość duża grupa chłopaków należała do swego rodzaju „gangu” prezentującego skrajnie nacjonalistyczne i rasistowskie poglądy. Już za samo mówienie dobrze o innych narodowościach mogło ściągnąć na siebie ich wulgarną, irytującą, a czasem brutalną uwagę. Nauczyciele wielokrotnie próbowali rozwiązać tę grupę, niestety z mizernym skutkiem.
Pełna niepokoju i ciekawości ubrałaś się, zjadłaś śniadanie i wyszłaś z domu, żegnając się z tatą, który tylko burknął coś pod nosem. Westchnęłaś tylko i szybkim krokiem ruszyłaś w stronę szkoły. Ojciec taki już był, a raczej stał się taki po śmierci mamy. Minęło już prawie pięć lat od kiedy dowiedziała się że ma bardzo zaawansowaną białaczkę. Umarła po kilku tygodniach, ale z uśmiechem na ustach, ciesząc się ostatnimi chwilami spędzonymi w waszym towarzystwie. Bardzo za nią tęskniłaś i byłaś pewna, że twój tata też, ale mimo to cieszyłaś się każdą chwilą, w każdym dniu znajdowałaś coś dobrego.
Z zamyślenia wyrwały cię jakieś krzyki. Przed szkołą zebrała się duża grupa uczniów. Z trudem przepchnęłaś się przed gęstniejący tłum i twoim oczom ukazało się dwóch chłopaków z „gangu” popychających trzeciego, wyraźnie zdezorientowanego blondyna. Jego azjatyckie rysy twarzy dawały jasno do zrozumienia, że jest tym nowym uczniem, który miał dołączyć do twej klasy.
- Hej! Co wy robicie? – krzyknęłaś, zanim zdążyłaś pomyśleć. Napastnicy odwrócili się do ciebie zaskoczeni. Byli wysocy i umięśnieni, kojarzyłaś ich, bo czasem cię zaczepiali na przerwach.
- A co cię to obchodzi? To twój chłopak? – warknął pogardliwie wyższy z nich, a zgromadzeni parsknęli śmiechem. Twoją twarz pokrył rumieniec gniewu. Głupota, nie głupota, teraz na pewno nie odpuścisz.
- A nawet jeśli? Odwal się od niego, nic ci nie zrobił – odparłaś, patrząc mu śmiało w oczy. Twój „rozmówca” powiódł wzrokiem po zebranych ze złośliwym uśmieszkiem.
- Ooo, patrzcie, zdrajczyni narodu…
Niespodziewanie zamierzył się na ciebie, a ty skuliłaś się i przymknęłaś oczy w oczekiwaniu na cios. Jednak po chwili otworzyłaś je, patrząc z niedowierzaniem na drobnego obcokrajowca, który trzymał rękę napastnika w żelaznym uścisku, mierząc go rozgniewanym wzrokiem.
- Ty chciał bić kobieta? Ja nie pozwolić! Nie pozwolić! – powiedział łamaną polszczyzną, a tłum dookoła wybuchnął śmiechem. Ten, który chciał cię uderzyć, ocierał łzy, rechocząc tak samo jak reszta.
- Ty? Ty to se możesz na…gwizdać. Naucz się najpierw mówić, dopiero przychodź, dzidziusiu – prychnął do nieco zbitego z tropu Chińczyka, po czym popchnął go w twoją stronę.
- Idź do mamusi, niech cię obroni – dodał drugi, po czym wszyscy ruszyli w stronę sali gimnastycznej, zanosząc się śmiechem.
- Wszystko ok? – zapytałaś z troską. Chłopak pokiwał głową, uśmiechając się niepewnie.
- Jestem ______, a ty?
- Luhan – przedstawił się, ściskając twoją wyciągniętą dłoń.
- Dziękuję ci. Gdyby nie ty, pewnie miałabym na twarzy ogromnego siniaka – powiedziałaś, uśmiechając się do blondyna, który pokręcił głową.
- Nie, nie. Ja dziękuję. Ty odważna, bardzo odważna – odparł, a ty zachichotałaś.
- Raczej głupia, ale nieważne. Chodź, bo się spóźnimy – złapałaś Luhana za rękę i pociągnęłaś za sobą do szkoły.

~*~*~*~

Rozpoczęcie roku było, jak zwykle, nudne i za długie, ale wreszcie się skończyło. Jeszcze tylko spotkanie z wychowawcą. W klasie Luhan usiadł z tobą w ławce. Nie miałaś nic przeciwko temu, bo dziewczyna, z którą dzieliłaś ławkę w ubiegłym roku niestety nie zdała. Nie byłaś zbyt lubiana i i tak nie miałabyś z kim siedzieć, a teraz mogłaś pilnować, by twoja w większości rasistowska klasa nie zrobiła blondynowi krzywdy. Wyglądał strasznie uroczo, gdy z tym swoim rozbrajającym uśmiechem uważnie przysłuchiwał się słowom nauczycielki.
Wychowawczyni widząc to, poleciła ci oprowadzić nowego ucznia po szkole i ogólnie pomóc mu przystosować się do nowych warunków. Zgodziłaś się od razu, bo i tak miałaś zamiar to zrobić. Było coś w tym chłopaku, co kazało ci się nim opiekować.
Kiedy wreszcie opuściliście szkołę, odetchnęłaś z ulgą i zabrałaś Luhana na lody. Z miejsca poczułaś do niego sympatię i propozycja spędzenia z nim czasu wydała ci się jak najbardziej naturalna. Wydawało ci się, jakbyś znała go całe życie. Na jego nieszczęście (ale twoje szczęście) trafił do najbardziej rasistowskiej szkoły w całym mieście.
Gdy blondyn zapytał, czy mogłabyś mu pomóc w nauce języka, zgodziłaś się bez wahania. Zaproponowałaś, by codziennie po lekcjach przychodził do ciebie do domu, bo tak będzie łatwiej. Chińczyk, przyglądał ci się chwilę, po czym kiwnął głową.
- Ty inna. Ja bardzo cieszyć się, że ty… - urwał, próbując właściwie dobrać słowa - …że ty tam być wtedy. Ja wdzięczny za pomoc.
Uśmiechnęłaś się szeroko.
- Nie ma za co. Cieszę się, że mogłam zrobić coś dobrego – odparłaś.
Przechadzaliście się bez celu po mieście, rozmawiając, żartując, poznając się nawzajem. Gdy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, skierowaliście swe kroki w stronę domu. Okazało się, że Luhan mieszka tylko kilka ulic od ciebie. Przytuliłaś go na pożegnanie i weszłaś do mieszkania. Ojca jak zwykle nie było, pracował do późna i widywałaś go tylko rano, przed pójściem do szkoły. Było ci przykro, że tata cię unika, ale wiedziałaś, że za bardzo przypominasz mu mamę. Rana w jego sercu ciągle jeszcze się nie zagoiła, ale ciągle miałaś nadzieję, że niedługo się to stanie.

~*~*~*~

Mijały dni i tygodnie a Luhan coraz lepiej radził sobie z polskim, nawet czytanie nie sprawiało mu już tylu problemów. Członkowie „gangu” zaczepiali was niemal codziennie, ale zwykle ograniczali się do obraźliwych słów rzuconych w waszą stronę.
- Pedał!
- Dzidziuś!
- Niedojeb!
Oczy Luhana pociemniały i z trudem udało ci się go przytrzymać, by nie rzucił się na grupkę chłopaków stojącą niedaleko was.
- Luhan, uspokój się. Nie warto… - szepnęłaś mu do ucha. Chłopak parsknął ze złością.
- Kiedy oni wreszcie przestaną?
- Wtedy, gdy zobaczą, że to już na ciebie nie działa. Znudzi im się, zobaczysz… Tylko musisz ich ignorować.
Uśmiechnęłaś się pokrzepiająco do blondyna, który przetrawiał chwilę twoje słowa. Po chwili jego twarz rozpogodziła się nieco, złapał cię za rękę i pociągnął w stronę biblioteki.
- Tam chyba nie będą nas nękać – mruknął z nadzieją. Uderzyłaś się otwartą dłonią w czoło.
- Ej no, czemu ja wcześniej na to nie wpadłam? Przecież to oczywiste!
- Jeśli chodzi ci o to, że oni nie wyglądają, jakby kiedykolwiek mieli w rękach książkę, to masz rację. To oczywiste.
- Ależ Luhanie… nie podejrzewałabym cię o taką złośliwość… - powiedziałaś z uznaniem, posyłając mu ciepły uśmiech. Chińczyk wzruszył ramionami.
- Nie jestem złośliwy, ale tamci zasłużyli… A może jednak jestem złośliwy, tylko niektórych łaskawie oszczędzam… - Luhan udał, że się zastanawia, zerkając na ciebie z ukosa. Zachichotałaś i pokręciłaś głową z rozbawieniem, zastanawiając się, co mu jeszcze w tej głowie siedzi.

Również wasza znajomość rozwijała się. Bardzo się ze sobą zżyliście, wasza przyjaźń rozkwitała z każdym dniem. Dowiedziałaś się o nim bardzo dużo, sama też wiele mu o sobie mówiłaś.
Któregoś dnia, gdy byliście na spacerze z twoim psem, ………, powiedziałaś mu o swojej mamie. Przez jakiś czas szliście w milczeniu, aż w końcu ciszę przerwało pytanie blondyna.
-Jak ty to robisz?
Spojrzałaś na chłopaka pytająco.
- Ale co?
- Jak udaje ci się być tak radosną, wesołą po tym… wszystkim – wykonał nieokreślony gest ręką. Uśmiechnęłaś się lekko, spoglądając w dal.
- To nie ma znaczenia, co się stało. Staram się zawsze być sobą. Żyć tak, by mama była ze mnie dumna. Ona nie chciałaby, bym była smutna i przybita, myślę, że chciałaby, bym spokojnie patrzyła w przyszłość, nie bała się tego, co nadejdzie i cieszyła się życiem. Nigdy nie zapomnę tego, co mi powiedziała. Że jestem śliczna, kiedy się uśmiecham i że pragnie, bym robiła to jak najczęściej, wtedy i ona będzie się uśmiechać, nawet jeśli ja tego nie zobaczę. Kiedyś na pewno ją spotkam i chciałabym móc spojrzeć jej w oczy i zobaczyć, jak uśmiecha się wraz ze mną.
Spojrzałaś w szeroko otwarte oczy Luhana, dostrzegając w nich ciepło i… coś jeszcze. Coś, czego nie umiałaś nazwać.
- Zazdroszczę ci. Tej pewności – powiedział. Wzruszyłaś ramionami, spuszczając wzrok.
- Nie zawsze tak jest. Są dni, kiedy dopada mnie poczucie, że to wszystko było kłamstwem, że niebo nie istnieje, a poza tym życiem nic nie ma. Wtedy przeglądam album ze zdjęciami, który dostałam od niej na urodziny. I wiara wraca. Jak pies, który odbiegł na chwilę, by poszaleć na wolności, ale zaraz przybiega, by bawić się z tobą.
Jak na zawołanie ……… podbiegł do was, szczekając radośnie. Zaśmiałaś się i pobiegłaś za nim, słysząc za sobą kroki przyjaciela. Byłaś szczęśliwa, że Bóg postawił kogoś takiego w twoim życiu. Czasami się kłóciliście, ale zaraz się godziliście – w końcu poza sobą nawzajem nie mieliście innych przyjaciół. Poza tym nie umiałaś się na niego długo złościć, był zbyt uroczy. A najbardziej wtedy, gdy utrzymywał, że jest męski.
Pewnego razu byliście w jakiejś knajpce. W czasie gdy czekaliście na zamówienie, minęła was matka z dwiema córkami.
-Mamo, mamo, patrz, jaką ten pan ma śliczną buzię! – zawołała jedna z dziewczynek, szarpiąc kobietę za rękaw. Zażenowana matka przeprosiła Luhana i skarciła dziecko. Chińczyk uśmiechnął się i powiedział, że nic się nie stało, ale pod nosem burknął:
- Nie jestem śliczny. Jestem męski.
Rozbawiło cię to, więc zapytałaś:
-Dlaczego uważasz, że jesteś męski?
Luhan spojrzał na ciebie z konsternacją.
- Bo jestem – mruknął, niezbyt przekonany.
- Ale dlaczego?
Chłopak zrobił nadąsaną minę.
- Nie wiem. Ale jestem męski. A ty tak nie uważasz?
- Ależ oczywiście - uśmiechnęłaś się lekko do niego.
- Dlaczego?
Wypuściłaś powietrze z płuc i ukryłaś twarz w dłoniach.
- Błagam, nie każ mi tego mówić…
- Czekam.
Pokręciłaś głową z rezygnacją.
- No dobra... Jesteś męski, bo nigdy nie odmawiasz pomocy kobiecie w potrzebie. Bo nie boisz się konfrontacji. Bo wiele razy dostrzegałam w tobie niezłomną siłę…– zawahałaś się lekko, a na twej twarzy wykwitły rumieńce. Chłopak ponaglił cię gestem, na co westchnęłaś i przycisnęłaś palce do oczu, aż zobaczyłaś kolorowe plamy.
- …bo pod ubraniem skrywasz najbardziej zabójczy abs, jaki kiedykolwiek widziałam – wyszeptałaś, a Chińczyk zaczerwienił się lekko i spuścił wzrok na swoje dłonie.
- Wcale nie jest aż tak… - wymruczał zażenowany.
- Ależ jest. Między innymi dlatego, że patrząc na twoją śliczną twarz nikt by się tego nie spodziewał – powiedziałaś z miną znawcy, udając, że wcale nie peszy cię ta sytuacja, co wprawiło go w jeszcze większe zakłopotanie. Szczegół, ze nigdy wcześniej nie widziałaś żadnego faceta bez koszulki. Nie kręciło cię surfowanie po necie i oglądanie zdjęć półnagich obcych mężczyzn.
- Dzięki – szepnął, nie podnosząc  wzroku.
- Nie ma za co. Zawsze do usług – udałaś, że zdejmujesz z głowy kapelusz i ukłoniłaś się na tyle, na ile pozwolił ci stolik.
Wtedy właśnie kelner podał wam zamówione danie, które zaczęliście z apetytem jeść. W którymś momencie Luhan zaczął ci się przyglądać. Zerknęłaś na niego raz i drugi, aż wreszcie nie wytrzymałaś.
- Co?
Chłopak przygryzł wargę i wystawił koniuszek języka, jakby zastanawiał się, czy ci powiedzieć.
- Ummm… Tak mi przyszło do głowy… Skąd wiesz, jak wygląda mój abs? Przecież nigdy nie chodziłem przy tobie bez koszulki…
Parsknęłaś śmiechem, omal nie przewracając szklanki z napojem.
Wyjęłaś telefon, włączyłaś aplikację i pokazałaś blondynowi.
- Instagram?
Niedowierzanie i zaskoczenie w jego głosie było tak autentyczne, że znów się zaśmiałaś.
- Chyba na przyszłość będę musiał zwracać większą uwagę na to, co wrzucam do internetu… - mruknął, a ty zachichotałaś z rozbawieniem.

~*~*~*~

Rok minął szybko i ani się obejrzeliście, druga klasa była już za wami. W wakacje, jak co roku od śmierci mamy, byłaś w domu, Luhan też nigdzie nie wyjeżdżał, więc spędzaliście ze sobą każdą wolną chwilę. Coraz częściej przyłapywałaś go na dyskretnym zerkaniu w twoją stronę, co sprawiało, że serce zaczynało ci mocniej bić, jednak ukrywałaś to. Bałaś się, że jeśli to jest to, o czym myślałaś, może to zniszczyć waszą przyjaźń. Nie zmieniało to faktu, że od pewnego czasu patrzyłaś na Chińczyka inaczej. Wmawiałaś sobie, że to tylko twoja wyobraźnia, bo przecież niemożliwe, żeby ktoś taki jak Luhan interesował się kimś takim jak ty w ten sposób… Prawda?
Któregoś dnia przechadzaliście się niespiesznie po parku, a ……… biegał dookoła, goniąc wiewiórki, wróble i inne zwierzątka. Wodziłaś za nim wzrokiem z uśmiechem, ciesząc się razem z nim. Nagle usłyszałaś głos przyjaciela.
- Twoja mama miała rację. Wyglądasz ślicznie, kiedy się uśmiechasz.
Zarumieniłaś się lekko i wbiłaś wzrok w swoje buty, splatając ręce za plecami.
- Dzięki – szepnęłaś i odważyłaś się zerknąć na niego. Uśmiechał się, a jego oczy przepełnione były ciepłem i owym uczuciem, którego nadal nie rozszyfrowałaś. Czerwień na twych policzkach stała się wyraźniejsza, a twoje stare trampki znów pochłonęły twą uwagę. Przystanęłaś i w twoim polu widzenia ukazały się buty chłopaka, który objął cię i ucałował w czubek głowy. Z lekkim wahaniem odwzajemniłaś uścisk, wdychając jego zapach. Przy nim czułaś się tak bezpiecznie…
Niespodziewanie rozdzwonił się twój telefon. Odsunęliście się od siebie, byś mogła swobodnie porozmawiać.
- Halo?
- Dzień dobry, czy rozmawiam z ______ _______?
- Tak, to ja – odpowiedziałaś, czując niepokojący uścisk w gardle.
- Pani ojciec próbował popełnić samobójstwo.
Świat zatrzymał się w tym momencie. Te straszne słowa odbijały się echem po twojej głowie. Oprócz nich panowała tam teraz niewyobrażalna pustka. Patrzyłaś na wszystko jakby z oddali. Ledwie zarejestrowałaś, w jakim szpitalu leży, po czym skierowałaś się w stronę przystanku autobusowego. Luhan biegł za tobą, zadając pytania, ale żadnego nie usłyszałaś. Byłaś zbyt zszokowana tamtymi słowami.
- ______! Ocknij się, do cholery!
Poczułaś, jak czyjaś ręka chwyta twe ramię i cię odwraca. Pozwoliłaś na to, patrząc na przyjaciela wzrokiem pozbawionym wyrazu.
- Co się stało? – zapytał z troską. Sens pytania dotarł do ciebie z opóźnieniem. Co się stało?
- Mój ojciec próbował popełnić samobójstwo – powiedziałaś i nagle twe oczy wypełniły się łzami, a broda zaczęła drżeć niebezpiecznie. Widziałaś w oczach Chińczyka szok, niedowierzanie i szczerą troskę. Utonęłaś w jego ramionach, płacząc rozpaczliwie i pogrążając się w bólu. Dlaczego?! Dlaczego mi to zrobił?! Czy aż tak bardzo przypominam matkę, że nie chce mnie więcej widzieć? A może znudziło mu się życie i chce do niej dołączyć? Jak mogłam tego nie zauważyć? Czy jestem aż tak złą córką? Dlaczego nie poświęcałam mu więcej czasu? Dlaczego nigdy mu nie powiedziałam, że go kocham? Dlaczego zaniedbałam nasze relacje? Jak mogłam zostawić własnego ojca?!
Obwiniałaś się za to, co prawie zrobił twój tata. Zawsze tak było. Zawsze obwiniałaś się o jego zły stan, o to, że nie umiałaś sprawić, by był szczęśliwy, o to, że nic, co robiłaś, nie umiało wywołać uśmiechu na jego twarzy. Ale ukrywałaś to poczucie winy, spychałaś je w najdalszy kąt umysłu, by nie przeszkadzało ci w byciu szczęśliwą. Czułaś się podle, bo wszystkie te sytuacje, gdzie, twoim zdaniem, zawiodłaś jako córka wróciły ze zdwojoną siłą. Każde z nich krzyczało: to twoja wina! To przez ciebie!

To co się później działo, zostawiło ledwie nikły ślad w twej pamięci. Następne, co zarejestrowałaś, to pokój szpitalny, a w nim tata, przeraźliwie blady, z poharatanymi rękami i mnóstwem rurek podpiętych do ciała. Przywołało to wspomnienie mamy, która też tak kiedyś leżała.
Z twego gardła wyrwał się zdławiony szloch, gdy potykając się, przypadłaś do leżącego mężczyzny. Złapałaś go za zimną rękę i podniosłaś do ust, patrząc błagalnie na jego nieruchomą twarz.
- Tato… - wychrypiałaś i znów się rozpłakałaś. Luhan stał w drzwiach, przyglądając się wam ze łzami w oczach, ale ty go nie widziałaś. Dla ciebie był tylko tata i gdyby nie pikanie aparatury, uwierzyłabyś, że nie żyje.
- Tato, nie zostawiaj mnie – załkałaś – Przepraszam, że byłam złą córką, przepraszam, ale nie zostawiaj mnie!
Już nie płakałaś. Po prostu wyłaś. Nagle poczułaś, że dłoń ojca zaciska się na twojej, uciszając cię skutecznie. Spojrzałaś na niego przez łzy.
- ______… - wyszeptał.
- Jestem, tato – odparłaś, pociągając nosem.
- ______… to nie twoja wina… to nigdy nie była twoja wina… to ja…
Szlochałaś bezgłośnie, wciągając spazmatycznie powietrze. Tata wziął głęboki oddech.
- To moja wina. Zaniedbywałem cię przez te wszystkie lata. I ja… zazdrościłem ci. I jednocześnie byłem na ciebie zły. Byłaś taka radosna, jakby śmierć _._._._ (imię matki) niewiele cię obeszła. Wiedziałem, że i dla ciebie był to wielki cios, ale za każdym razem widziałem cię szczęśliwą. Wesołą. Jakbyś nie odczuwała mojego smutku. W dodatku jesteś tak do niej podobna… A ja chciałem ją znów zobaczyć… I zobaczyłem. Przez chwilę. Kazała mi wracać do ciebie. Opiekować się tobą.
Po jego policzkach również zaczęły spływać łzy.
- ______, ja wiem, że nie byłem dobrym ojcem, ale chcę… chcę to naprawić. Wybaczysz mi?
Wtuliłaś się rozpaczliwie w ramię taty, czując, jak czarne myśli cię opuszczają, a w sercu na nowo rozkwita radość. Radość z odzyskania ojca. Radość, bo mama tam jest i cię kocha. Radość, bo to nie twoja wina. Radość, bo po prostu żyjesz.

~*~*~*~

Przychodziłaś do ojca codziennie po szkole, opowiadając mu o swoim życiu i poznając go na nowo. Czasami Luhan przychodził z tobą i wtedy mężczyźni pogrążali się w rozmowach na „męskie” tematy. Patrzyłaś na to z uśmiechem na ustach, bo cieszyłaś się, że twój tata zaakceptował Chińczyka, a nawet go polubił. Czasem nawet żartował, jaka to ładna z was para, a ty zawsze odpowiadałaś rumieńcem i zażenowanym: „Tato!”, jednak w głębi serca skakałaś z radości, bo przyjaciel nigdy nie zaprotestował, patrzył tylko na ciebie z uśmiechem i dziwnym błyskiem w oku.

Pewnego wieczoru wracaliście razem do domu. Następnego dnia twój tata miał być wypisany ze szpitala. Dom już był posprzątany i przygotowany na przyjęcie ojca, więc nigdzie ci się nie spieszyło. Spacerowaliście niespiesznie, ciesząc się swoim towarzystwem. Za kilka dni rozpoczynał się rok szkolny i znów będziecie musieli rzucić się w wir nauki, dlatego z radością wykorzystywaliście ostatnie chwile odpoczynku.
W pewnym momencie zauważyłaś, że blondyna nie ma obok ciebie. Odwróciłaś się i zobaczyłaś go stojącego na granicy światła latarni i mroku nocy. Wyglądał tak pięknie i jednocześnie tak samotnie, że nie zastanawiając się nad tym, co robisz, podbiegłaś do niego i wtuliłaś się z ufnością w jego drobne, ale silne ciało. Poczułaś, jak jego ramiona obejmują cię, a usta szepczą coś cicho do twego ucha. Szepczą:
- Dziękuję ci, że jesteś moim aniołem… Najpiękniejszą istotą na ziemi… Kocham cię, ______…
Uniosłaś głowę, patrząc w jego oczy błyszczące jak gwiazdy, nie czując już strachu.
- Ja ciebie też kocham, Luhanie… - odszepnęłaś, czując, jak łzy szczęścia napływają ci do oczu. Po krótkiej chwili poczułaś miękkie usta chłopaka na swoich. Pocałunek był krótki i delikatny, ulotny jak skrzydła motyla, ale sprawił ci więcej szczęścia niż cokolwiek w całym twoim życiu.
- Czy to znaczy, że jesteśmy parą? – zapytał cicho blondyn, uśmiechając się do ciebie z uwielbieniem. Odpowiedziałaś mu tym samym i pocałowałaś go. Tak po prostu.

Dobra, to nie jest… do końca to, o co mi chodziło. Wydaje mi się, że wyszło strasznie dziecinnie :(
Cóż, jeśli tak, to przepraszam. Ale mimo wszystko mam nadzieję, że Wam się podobało ;3


5 komentarzy:

  1. A mi, o dziwo, bardzo się podoba! Jest bardzo realistyczny i przyjemnie się go czyta, a Luhan jest przesłodki(*cough*męski*cough*) w tej twojej kreacji. Oby tak dalej Neko, a Wam Obu życzę weny :D

    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Omo... Dzięki ;3 Wiesz, mnie się to wydawało zbyt zwyczajne, zbyt szare i zbyt codzienne, ale jeśli to dobrze, to się cieszę xd Nie jestem dobra w pisaniu takich pseudorealisycznych sytuacji, zdecydowanie lepiej wychodzą mi opowiadania z wątkiem fantastycznym i/lub metafizycznym, coś niezdarzalnego itd. Po prostu jakoś tak... łatwiej jest mi to sobie wyobrazić. Czy to oznaka dziwactwa? W sumie whatever, już się oswoiłam z myślą, że jestem dziwna xd
      Pozdrawiam~

      Usuń
    2. Już myślałam, że tylko ja tak mam z tą dziwnością :D
      Kiedyś czytałam, że wprowadzanie właśnie takiej codzienności do swoich prac nadaje większego realizmu tej pracy i łatwiej jest się utożsamić z głównym bohaterem/główną bohaterką. Ile jest w tym prawdy, nie mam zbytnio pojęcia, bo też uwielbiam rejony fantastyki, ale staram się sprawdzić we wszystkich stylach, dlatego właśnie założyłam bloga ze scenariuszami...
      Ale wracając so tego scenariusza, to zdecydowanie jest jednym z tych bardzo udanych, więc gratuluję! :D

      Pozdrawiam,

      Usuń
  2. Dlaczego ja tego wcześniej nie widziałaam!
    Jeju, to było tak... Tak... Tak...
    LUHAN JEST... męski *kaszel*
    Nie potrafię nigdy wyrazić moich uczuć w komentarzach, błagam, wybacz D:
    Ale powiem ci tylko, że to jest MEGA *^*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Omo... Dziękuję. Nie sądziłam, że jednak tu zajrzysz *u* Bardzo się cieszę, że ci się podobało ;3
      Pozdrawiam~

      Usuń