Uwaga

Proszę o pisanie w komentarzach, przy zamówieniach imię autorki, która ma dane zamówienie zrealizować :3
Hesperiata, czy Neko ^^

wtorek, 9 stycznia 2018

My Friend Is A Gumiho ~ 2

Elo pomelo~
W tym miesiącu trochę później niż planowałam, ale cóż... Życie XD
Nie wiem, kto tu jeszcze został, i czy ktoś w ogóle... Ale nieważne XD Fajne jest samo publikowanie XD
Nie przedłużając, zapraszam do czytania <3



Piątek zazwyczaj kojarzy się uczniom jako najlepszy szkolny dzień i Jungkook zwykle nie był wyjątkiem od tej reguły. Tym razem jednak był to dla niego jeden z najgorszych dni. Nie ze względu na lekcje czy sprawdziany. Nie. Jedynym tego powodem był Jimin. A raczej jego brak.
Kiedy po sprzeczce JK wracał autobusem do domu, nie mógł przestać o niej myśleć. Mimo prób wytłumaczenia sobie racjonalnie, że to tak nie działa, wciąż prześladował go paniczny strach, że teraz Kanadyjczyk nie będzie chciał go znać. Nie pomagało przypominanie sobie wszystkich tych momentów, kiedy Jimin wręcz przekonywał go, że powinien się na niego zezłościć i że to całkowicie naturalne. Nawet fakt, że wreszcie postawił na swoim nie pomagał, a raczej wpędzał w jeszcze większe poczucie winy.
Ale nie tylko to było powodem jego zmartwienia. Od jakiegoś czasu podobne napady gniewu zdarzały się coraz częściej, a z każdym kolejnym Jungkookowi coraz trudniej przychodziło zapanowanie nad sobą. Nie miał pojęcia, co się z nim dzieje i dlaczego akurat teraz, kiedy wszystko wreszcie zaczęło się układać. Prawie dwa lata zajęło mu pozbycie się niewytłumaczalnego strachu przed przebywaniem z ludźmi, a teraz, kiedy znikąd pojawiły się te ataki złości, lęk powrócił. Może nie był tak silny, jak wcześniej i stosunkowo łatwo było go przełamać, niemniej jednak znów się pojawił. JK nie mówił o tym wcześniej, nie chcąc martwić najbliższych mu osób, teraz jednak  zamierzał opowiedzieć o wszystkim Jiminowi, który, jego zdaniem, najlepiej go znał.
I tu właśnie pojawiał się problem, który skutecznie zaprzątał myśli Koreańczyka od samego rana, a konkretnie od momentu, kiedy nie znalazł przyjaciela pod bramą. Odczekał nawet dodatkowe dziesięć minut, znając tendencję do rozpraszania się farbowanego bruneta różnymi błahostkami, jednak Kanadyjczyk nie pojawił się. Nie było go również na przerwie godzinę później, ani na kolejnych dwóch, nie odpisywał też na wiadomości ani nie odbierał telefonu. Teraz zbliżała się przerwa obiadowa, a Jungkook był tak skupiony na odliczaniu pozostałych minut, że kompletnie nie zwracał uwagi na nauczyciela tłumaczącego właśnie różnicę między sinusem a cosinusem. Jego noga bezwiednie podrygiwała pod ławką, ręka wciąż nerwowo poprawiała przydługą, sięgającą brwi grzywkę, a oczy nieustannie śledziły wskazówki zegara, które wydawały się przesuwać przeraźliwie wolno. Jeszcze tylko cztery minuty i trzydzieści pięć sekund, trzydzieści cztery, trzydzieści trzy…
Nagłe szurnięcie krzesła z tyłu o podłogę sprawiło, że JK aż podskoczył. Sekundę później z prawej strony minął go właśnie wezwany do tablicy uczeń. Był to Hoseok, dość wysoki Koreańczyk o pociągłej twarzy. Jungkook znał go dość dobrze, można nawet powiedzieć, że był jego dobrym kolegą, chociaż przyjacielem by go chyba nie nazwał. Jeszcze.
Jego widok oderwał na chwilę umysł JK’a od nieprzyjemnych myśli, a konkretnie zrobiły to jego włosy. Brunet był przekonany, że jeszcze do wczoraj czupryna Hoseoka była kruczoczarna, teraz jednak przybrała odcień nieco wyblakłej marchewki. Po bliższym przyjrzeniu się Jungkook zauważył też subtelną zmianę w ubiorze. Mimo że miał na sobie niby te same czarne dżinsy i koszulkę, sprawiały one wrażenie, jakby pochodziły z nieco wyższej półki, zarówno cenowej, jak i jakościowej. JK nie wiedział, w czym dokładnie tkwiła różnica, ale z powodu dość częstych przymusowych wypadów  z Jiminem był w stanie to wyczuć. I właśnie zaczął się poważnie zastanawiać, czy go przypadkiem coś nie ominęło.
Ostatnie minuty lekcji minęły mu na dyskretnym rozglądaniu się po klasie w poszukiwaniu jakichkolwiek odchyleń od tak zwanej normalności. Ku jego uldze, poza drobiazgami takimi jak nowe buty czy zegarek, żadna z osób nie zmieniła swojego wyglądu tak drastycznie jak Hoseok. Jego oczom nie umknął również brak Carli, klasowej piękności latynoskiego pochodzenia. Miejsce, które zwykle zajmowała w sąsiednim rzędzie obok swojej przyjaciółki Jinah w trzeciej ławce od tyłu było niepokojąco puste, zwłaszcza że dziewczyna nie miała w zwyczaju opuszczać zajęć. Jungkook nie pamiętał, kiedy i czy w ogóle zdarzyła się podobna sytuacja, co było dla niego kolejnym powodem do stresu. Nie lubił niespodziewanych zmian, nawet bardziej od przedmiotów przyrodniczych, które od zawsze były dla niego czarną magią.
Dźwięk dzwonka został powitany przez uczniów szurnięciami odsuwanych krzeseł i beztroskimi rozmowami. Nikt już nie zwracał uwagi na nauczyciela, który obdarzył kierujących się w stronę stołówki nastolatków pełnym dezaprobaty spojrzeniem, będąc zmuszonym przerwać w połowie swój szalenie interesujący wywód.
– Hej, JK! Idziesz teraz jeść? – charakterystyczny głos Hoseoka przebił się przez gwar, docierając do uszu bruneta. Ten tylko skinął głową, a jego kąciki ust uniosły się mimowolnie do góry na widok szerokiego uśmiechu kolegi. Rudowłosy wyminął nauczyciela i w dwóch skokach dopadł drzwi, wyskakując na zewnątrz z okrzykiem radości.
Jungkook przepchnął się przez grupkę ociągających się dziewczyn, które rozmawiały na temat jakiegoś nowego kosmetyku do pielęgnacji twarzy, i dołączył do czekającego na zewnątrz Hoseoka. Jego ruda czupryna mocno wyróżniała się na tle w większości ciemnowłosych uczniów. Patrząc na jego roześmianą twarz nie można było odgadnąć, ile już w życiu przeszedł. Wszyscy wiedzieli, że jest jednym z najstarszych uczniów w szkole, niewielu jednak zdawało sobie sprawę, dlaczego. W jego klasie prawdę znali tylko Jungkook i Jinah, która przyjaźniła się z nim od piaskownicy. Otóż Hoseok w dzieciństwie przeszedł bardzo ciężką chorobę, która przykuła go do szpitalnego łóżka na ponad dwa lata. JK nie znał szczegółów, wiedział tylko, że po tym czasie wreszcie udało się dokonać udanej operacji, a przez kolejny rok chłopak dochodził do siebie w sanatorium, w którym aktualnie przebywał jego ojciec.
Mimo tak ciężkich doświadczeń, a może właśnie dzięki nim Hoseok był bardzo radosną i otwartą osobą, zawsze chętną do pomocy. Lubił o sobie mówić „J-Hope”, bo, jak twierdził, rzeczą, która sprawiała mu najwięcej radości było dawanie ludziom nadziei na to, że może być lepiej. Między innymi dlatego dosyć często rozmawiał z Jungkookiem, zwłaszcza przez pierwszy rok liceum, czym zyskał sobie jego wdzięczność i sympatię.
Na stołówce było głośno, jak zwykle zresztą. Zewsząd można było usłyszeć strzępki rozmów wypowiedzianych w różnych językach, z dużą przewagą angielskiego i koreańskiego, co jednak nikogo nie dziwiło – w końcu Yongsan było szkołą międzynarodową.
Jungkook stanął w kolejce za Hoseokiem, który właśnie wdał się w rozmowę ze stojącym przed nim Brytyjczykiem ze starszej klasy. Miał na imię Josh albo Jack – JK nie był pewny, ale też nieszczególnie go to interesowało. Aktualnie próbował powstrzymać rosnącą irytację z powodu specyficznego, sepleniącego wymawiania przez niego niektórych dźwięków. Koreańczyk w myślach modlił się do wszystkich znanych sobie bóstw, żeby poruszająca się w ślimaczym tempie kolejka szła jednak choć trochę szybciej, bo im dłużej przebywał w pobliżu owego Johna, czy jak mu tam było, pohamowanie wybuchu bezsensownego gniewu stawało się coraz trudniejsze. Właściwie gdyby nie fakt, że Jimin nie odbierał nawet telefonu, nie zwróciłby wcale uwagi na taką błahostkę. Teraz jednak jego cierpliwość spadła do minimum, a zdenerwowanie zżerało od środka i nie pozwalało racjonalnie myśleć.
Na szczęście już wkrótce opuścili długą linię uczniów z tacami pełnymi jedzenia. Jungkook cieszył się skrycie z faktu, że Brytyjczyk zdecydował się usiąść przy innym stoliku, J-Hope natomiast prowadził bardzo entuzjastyczny monolog na temat bliżej nieokreślony i najwyraźniej nie wymagający większej uwagi ze strony JK’a, który ograniczył się tylko do mechanicznego potakiwania. Brunet układał sobie właśnie w głowie różne warianty rozmowy między nim a ciocią Jimina, kiedy w drodze do domu wstąpi na chwilę, wypytać o przyjaciela.
W taki właśnie sposób minęła przerwa na lunch, a kolejne kilka godzin jakoś nie zapisało się szczególnie w pamięci JK’a. Napięcie spowodowane niewyjaśnioną nieobecnością Jimina rosło z minuty na minutę, tak że pod koniec ostatniej lekcji Koreańczyk myślał, że już nie wytrzyma. Wybiegł z sali równo z dzwonkiem, nie oglądając się na nikogo i zaczął przeciskać się między tłoczącymi się uczniami. W chwili, kiedy miał wybiec za bramę, poczuł mocne szarpnięcie, które skutecznie go zatrzymało. Zdezorientowany obejrzał się za siebie, z zaskoczeniem napotykając wzrok Yoongiego, którego ręka wciąż była zaciśnięta na jego przedramieniu.
– Nie szukaj go. W poniedziałek już będzie – rzucił lakonicznie, puścił Koreańczyka, wsuwając ręce do kieszeni i odszedł w stronę stojącego kilka metrów dalej Taehyunga, bawiącego się jakąś dziwną wersją kostki Rubika.
JK patrzył za nim dobrą chwilę, analizując to niecodzienne zdarzenie. Już pomijając fakt, że Kanadyjczyk rzadko się do niego odzywał, skąd mógł wiedzieć, że szukał akurat Jimina? Czy to było aż tak oczywiste? Chociaż… Kogo innego mógłby szukać?
Patrzył jeszcze, jak koledzy z klasy Jimina znikają spowrotem we wnętrzu szkoły i dopiero wtedy odwrócił się spowrotem w stronę ulicy.
Podążając dobrze znaną sobie drogą, wahał się, czy powinien postąpić zgodnie ze swoim pierwotnym zamiarem, czyli wstąpić do domu Jimina i wypytać o niego jego ciocię, czy może raczej posłuchać rady Yoongiego i dać sobie spokój. Im bliżej był miejsca, gdzie drogi się rozdzielały, tym bardziej był niezdecydowany, ciągle zwalniając, by dać sobie więcej czasu, aż w końcu stanął. Po lewej stronie kilkanaście metrów dalej stał przystanek autobusowy, obklejony plakatami przeróżnej maści, z pomalowanym sprejem koszem, z którego śmieci już się wysypywały. W prawo natomiast wiodła niezbyt szeroka, zadbana uliczka, zakręcająca kilkadziesiąt metrów dalej, i chociaż nie każdy stojący przy niej dom wyglądał jak willa, widać było, że mieszkający tam ludzie nie należą do ubogich.
Jungkook spoglądał to w jedną, to w drugą stronę, rozdarty między chorobliwą chęcią dowiedzenia się, gdzie też wybył Kanadyjczyk i dlaczego nie da się z nim skontaktować a zaufaniem wobec Sugi, który nigdy nie mówił niczego bez powodu.
Powiew zimnego powietrza, który wywołał przejeżdżający obok autobus wyrwał go z zamyślenia. Koreańczyk zadrżał i otulił się mocniej kurtką, rzucając urażone spojrzenie pojazdowi, który właśnie zatrzymał się na przystanku, rejestrując jednocześnie, że jest to linia, którą zwykle dojeżdżał do domu. Mimo to nie był w stanie się poruszyć, nawet kiedy autobus z głośnym sapnięciem potoczył się dalej, w stronę bardziej ruchliwej części Seulu. Odprowadził go tylko wzrokiem, dopóki nie zniknął za następnym zakrętem.
JK cicho westchnął. Następny kurs miał być za około czterdzieści minut, a z każdą minutą robiło się coraz ciemniej i zimniej. Spojrzał tęsknie w stronę, gdzie odjechał autobus, a  następnie w uliczkę po swojej przeciwnej stronie. W tym samym momencie zapaliły się latarnie, rozświetlając skąpane w półmroku osiedle. Był to naprawdę piękny widok, zupełnie jak ilustracja z jakieś książki dla dzieci. Ciepłe, łagodne światło z nowoczesnych latarni dodawało uroku domkom i domom otoczonym zadbanymi ogródkami, trawnikami lub żywopłotami zamkniętymi za różnego rodzaju ogrodzeniami. Jungkookowi zdawało się, że każdy element tego miejsca go wzywa i kusi, by poszedł tą drogą. Zapomniał całkowicie o słowach Sugi i bez dalszej zwłoki ruszył przed siebie, podziwiając niezwykle wyglądające posesje. Wydawało się, że każda kolejna była jakby odrębnym światem, urządzonym według odmiennych zasad. Po prawej stronie uliczki na przykład wznosiła się ogromna, kubiczna bryła tchnącej nowoczesnością willi, skrytej za minimalistyczną bramą i pozbawionym ozdób równo przystrzyżonym trawnikiem. Po lewej natomiast uwagę przykuwał ogromny dąb, w cieniu  którego majaczyła baśniowa sylwetka drewnianej altany, a z tyłu równie baśniowo wyglądającego domu, oświetlonego z zewnątrz staroświecką, wiszącą latarenką.
Dom Jimina znajdował się tuż za łagodnym zakrętem. W porównaniu do otaczających go wymyślnych i prezentujących bogactwo właścicieli domów wyglądał całkiem zwyczajnie. Był prosty, z niedawno odnowioną brzoskwiniową elewacją odcinającą się od coraz ciemniejszego nieba i starannie przyciętym żywopłotem zamiast ogrodzenia. Również furtka była świeżo odmalowana, ciemnozielona, inaczej niż zapamiętał JK, a krótka ścieżka prowadząca do dwóch niskich schodków wyłożona nieregularnymi, płaskimi kamieniami w różnych odcieniach brązu i matowej różoczerwieni. W oknach nie paliło się żadne światło, poza ciepłym blaskiem za niedużą szybką w kształcie wydłużonego liścia w drzwiach, dając znak, że jednak ktoś jest w domu.
Jungkook przystanął, wodząc dłonią po finezyjnie powyginanych metalowych prętach w kształcie winorośli. Po chwili wahania przekroczył granicę posesji, zamykając za sobą delikatnie furtkę, która nawet nie skrzypnęła i niepewnie wdrapał się na wyższy ze schodków, pukając nieśmiało do drzwi.
– Wchodź, chłopcze, otwarte – JK odwrócił się gwałtownie, dopiero teraz dostrzegając kobietę w średnim wieku, wychylającą się delikatnie z okna i palącą papierosa. Mimo nieodłącznej chrypki jej głos był miły i przyjazny dla ucha. Ciocia Jimina patrzyła na niego bystrymi niebieskimi, jarzącymi się lekko w świetle ulicznych lamp oczami, odgarniając z twarzy kilka kosmyków przetykanych już gdzieniegdzie siwizną ciemnobrązowych włosów, które wyśliznęły się z niedbale upiętego koka. Chłopak ukłonił się, po raz niewiadomo który zastanawiając się, jak to możliwe, że najbardziej jasne i przejrzyste niebieskie oczy, jakie widział w życiu ma akurat Azjatka, i wszedł do środka.
Dopiero wtedy poczuł jak bardzo jest zmarznięty. Ściągnął prędko buty i podążając za głosem pani Park skierował się do drzwi po lewej.
W kuchni było niemal całkiem ciemno, nie licząc kilku małych świeczek porozstawianych po meblach, których płomyki wiły się w takt rzadkich podmuchów wiatru wpadającego przez otwarte okno. Ciocia Jimina stała tuż przy nim, opierając się łokciami o parapet. Gestem wskazała Jungkookowi miejsce przy stole, zaciągnęła się po raz ostatni i wyrzuciła niedopałek, zaraz potem zamykając okno.
– Kawy, herbaty? – zaproponowała, nalewając wody do elektrycznego czajnika.
– Herbaty, poproszę – odpowiedział nieśmiało JK, odgarniając grzywkę z czoła i wkładając zziębnięte ręce za kołnierz kurtki, by je szybciej ogrzać. Rozejrzał się dyskretnie po pomieszczeniu, zatrzymując na chwilę wzrok na wyglądającym na stary, dużym zegarze z wahadełkiem wiszącym na ścianie naprzeciwko okna oraz na ułożonych według kształtu i koloru kilkudziesięciu pudełeczkach w przeszklonej szafce poniżej. Do nich właśnie podeszła pani Park, zasłaniając chłopakowi widok i wybrała jedno z nich, z którego następnie nasypała przez specjalny otwór w wieczku trochę zawartości do dwóch filiżanek.
– Przypomnij mi proszę swoje imię. Pamiętam cię z wakacji, kiedy jechaliście z Jiminem na Karaiby, ale nie było wtedy okazji, żeby porozmawiać – rzuciła niespodziewanie, zerkając na nastolatka i opierając się biodrem o szafkę przy bulgoczącym czajniku.
– Jeon Jungkook, proszę pani.  Ja właśnie o niego chciałem spytać…
– Ale jaka tam pani! – obruszyła się kobieta, machając ręką. – Skoro przyjaźnisz się z Jiminem, to dla mnie jesteś  prawie jak drugi siostrzeniec. Mów mi „ciociu” – powiedziała, zalewając obie filiżanki wrzątkiem.
Zakłopotany chłopak potarł dłonią kark i ponownie odgarnął wpadające mu do oczu włosy. Nie spodziewał takiego obrotu spraw i nie miał bladego pojęcia, co wypada powiedzieć w takiej sytuacji, dlatego milczał.
– Proszę. – pani Park postawiła przed nim filiżankę z parującym napojem, a sama zajęła miejsce naprzeciwko. – To moja najnowsza mieszanka na zimne wieczory. Ciekawa jestem, czy ci przypadnie do gustu, bo jak dla mnie smakuje wyśmienicie – uśmiechnęła się, pociągając niewielki łyk gorącego napoju.
Zachęcony nastolatek podniósł ostrożnie filiżankę, przytrzymując ją ostrożnie opuszkami palców, podmuchał dla ochłodzenia i ostrożnie spróbował wywaru. Smakował bardzo dobrze, dało się wyczuć dziką różę z nutką pomarańczy i jakieś zioła, których chłopak nie znał; w dodatku przyjemnie rozgrzewał.
Błogi uśmiech mimowolnie wypłynął na twarz Jungkooka. Podmuchał raz jeszcze i upił kolejny łyk, delektując się delikatnym smakiem. Nie czuł potrzeby, by mówić cokolwiek. Pani Park również nie kwapiła się do przerwania ciszy, pozwalając by czas upływał im w niewymuszonym milczeniu. Kiedy jednak płomyk maleńkiej świeczki stojącej na stole zachybotał się i delikatnie przygasł, oznała, że najwyższy czas się odezwać.
– Więc? O co chciałeś spytać w kwestii Jimina? Aktualnie jest za granicą u rodziny. Jeśli chciałeś z nim pogadać, to wróci najpewniej jutro wieczorem lub pojutrze rano.
– W takim razie przyjdę w niedzielę. Bardzo chciałem z nim porozmawiać na pewien temat, a kiedy nie zastałem go w szkole, zmartwiłem się trochę. Nie mówił, że wyjeżdża – wyjaśnił. Mimowolnie zerknął na zegar, z cieniem niechęci stwierdzając, że czas się zbierać i dopił napój. – Dziękuję bardzo za herbatę, była przepyszna – powiedział, podnosząc się. – Z chęcią zostałbym dłużej, ale niedługo odjeżdża mój autobus.
– Odprowadzić cię? – zapytała ciocia Jimina, również wstając z miejsca i prowadząc go w stronę wyjścia, ale brunet pokręcił głową.
– Dziękuję, nie trzeba. Miło było panią poznać – dodał na pożegnanie.
– Mnie też było miło i mam nadzieję, że przy następnym spotkaniu nie nazwiesz mnie już panią – odparła kobieta z krzywym uśmiechem.
Jungkook również się uśmiechnął, kręcąc lekko głową i wyszedł na zewnątrz. Mroźne powietrze uderzyło go w twarz, sprawiając, że zadrżał. Przez te kilkadziesiąt minut zdążyło się znacznie ochłodzić. Chłopak postawił mocniej kołnierz kurtki, wcisnął ręce do kieszeni i nie rozglądając się szybkim krokiem ruszył w stronę przystanku.

1 komentarz:

  1. Cześć, chciałam Cię serdecznie zaprosić na moje opowiadanie o Big Bang, do pisania którego wróciłam po 6 latach, z sentymentu i z powodu faktu, że cieszyło się dość dużą popularnością:)
    Gdybyś była nim zainteresowana, służę streszczeniem przedsequelowych rozdziałów, bo jest ich sporo:D

    Pozdrawiam cieplutko, AnnFlo www.butterflyyoja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń