Uwaga

Proszę o pisanie w komentarzach, przy zamówieniach imię autorki, która ma dane zamówienie zrealizować :3
Hesperiata, czy Neko ^^

wtorek, 23 stycznia 2018

My Friend Is A Gumiho ~ 3

No hej XD Tym razem wcześniej, bo mogę XD
Tak się zastanawiam, kto tu jeszcze został? Odezwijcie się w komentarzach ;*
Cóż ja mogę więcej napisać? Nie wiem... Zatem po prostu życzę wam miłego czytania <3


Polana Hando pozornie nie wyróżniała się niczym szczególnym spomiędzy setek innych polan w lasach Den. Nie była duża – miała ledwie kilkanaście baed* szerokości i nie więcej niż dziesięć długości; a wzdłuż jej zachodniego brzegu płynęła leniwie nieduża rzeczka, zakręcająca w las gdzieś w dwóch trzecich jej długości. Otaczające ją drzewa były takie same, jak wszędzie, z jednym wyjątkiem. Tuż przy zakręcie rosły tak gęsto, że do poszycia nie dostawał się nawet najmniejszy promień będącego właśnie w zenicie wąskiego sierpa Wiseonga ani znajdującego się na wschód od niego Yuèliànga, skrywając w sobie jeden z najcenniejszych skarbów Senteo.
Grota Tussen znajdująca się na południowych obrzeżach Den była jedną z trzech znajdujących się na terytoriach gumiho. Stanowiła ona jeden z dziesięciu filarów łączących Senteo z równoległym światem, jedną z dziesięciu dróg, przez które można było bezpiecznie przejść granicę między światami o każdej porze roku.
Było tu nadzwyczaj spokojnie. Do najbliższej wioski było dobre półtora dnia drogi, a zwierzęta z jakiegoś powodu nie chciały osiedlać się w pobliżu groty. Oczywiście nie było tu całkowicie pusto – za dnia rzeczka stawała się wodopojem dla różnych leśnych stworzeń, jednak omijały one instynktownie jej zakręt. W nocy jednak zwykle jedynym dźwiękiem był spokojny szum drzew i szmer płynącej wody.
Tym razem jednak było inaczej. Kiedy ledwo widoczny Wiseong zaczął powoli opuszczać swoje miejsce na szczycie nieboskłonu, z oddali dało się słyszeć coraz głośniejsze szmery. Brzmiało to tak, jakby coś dużego z ogromną prędkością przedzierało się przez bogate i gęste poszycie, płosząc nocne ptaki czatujące na drzewach przy wschodnim krańcu polany. Trzepot ich skrzydeł na krótką chwilę zagłuszył coraz głośniejszy odgłos łap uderzających z wielką mocą w miękką, pokrytą roślinnością ziemię.
Jednocześnie z drugiej strony przemknął cień tak czarny, że odcinał się wyraźnie od reszty lasu pogrążonego w blasku lekko wybrakowanej z jednej strony tarczy Yuèliànga. Zręcznie przeskoczył przez rzekę, omijając z lewej strony największą gęstwinę i wychynął ostrożnie na zalaną srebrzystym, lekko niebieskawym światłem przestrzeń, ukazując się w całej okazałości. Była to lisica wysokości nieco mniejszej niż półtora baedy, której dwa różnej długości ogony wiły się jak smugi czarnej mgły. Jej sierść była matowa, nie pojawiały się na niej nawet najmniejsze refleksy i gdyby nie cień, który rzucała, byłaby tylko niesamowicie czarną plamą na środku oświetlonej przestrzeni. Jedynym, co w tej postaci sugerowało trójwymiarowość, były długie pazury, lśniące jak wypolerowane czarne diamenty i równie czarne oczy, w których odbijała się przestrzeń rozgwieżdżonego nieba.
Gdyby w tym momencie przechodził tamtędy jakikolwiek mieszkaniec Senteo, nie wziąłby jej za mityczną Obsydianową Lisicę tylko i wyłącznie z powodu zbyt małych rozmiarów, bo wyglądała niemal równie strasznie, jak ów najstraszniejszy potwór, któremu zresztą służyła.
Lisica zajęła miejsce mniej więcej w połowie długości polany, kilka baed od zakrętu rzeki. Jej uszy czujnie wyłapywały odgłos ciężkich, pośpiesznych uderzeń łap, które z każdą chwilą niosły ich posiadacza coraz bliżej nasłuchującej postaci. Czarne ogony drgały niecierpliwie, kiedy postać poprawiła się na łapach i odsłoniła w przerażającym uśmiechu dwa rzędy oślepiająco białych, ostrych zębów. Źrenice, widoczne tylko z powodu delikatnych czerwonych nitek dookoła nich, rozszerzyły się, gdy do jej nozdrzy dotarł słodki zapach, którego poszukiwała od tak dawna.
Kilka oddechów później na polanę wypadła mieniąca się na srebrno i złoto jasna smuga, która na widok czekającej lisicy zahamowała gwałtownie, pozostawiając w ziemi głębokie bruzdy. Pokryte białą sierścią boki gumiho unosiły się gwałtownie i opadały, kiedy jego piwne, przeplatane złotem oczy wwiercały się w niższą od niego o głowę Czarną Kitsune. Jego trzy długie ogony, do tej pory falujące swobodnie na wietrze, zamarły w chwilowym bezruchu, by po chwili zacząć wić się wściekle dookoła, dobitnie świadcząc, że lis nie jest zbyt zadowolony z niespodzianki, która na niego czekała.
Pierwsza ruch wykonała kitsune, unosząc się delikatnie na tylnych łapach, kiedy jej sylwetka zafalowała w czarnej mgle, która po chwili rozwiała się, ukazując drobną sylwetkę trupiobladej kobiety odzianej w smoliście czarne kimono. Jej równie czarne proste włosy były upięte w nieduży kok przytrzymywany przez dwie niemal pozbawione ozdób igły, spod którego wysuwała się reszta włosów, sięgająca jej do połowy pleców. Teraz swobodnie mogła patrzeć w oczy białego lisa, które były na tym samym poziomie, co jej czarne, przeplatane czerwienią tęczówki.
– Nareszcie znowu się spotykamy – powiedziała dobitnie, a jej uśmiech poszerzył się kiedy gumiho spiął się na dźwięk jej głuchego, płaskiego głosu. Dokładnie takiej reakcji oczekiwała i czuła z tego powodu chorą satysfakcję.
Lis przestąpił z nogi na nogę, opierając poduszeczki łap na niewygodnej, pooranej chwilę temu przez niego pazurami ziemi. On z kolei wcale się nie cieszył. Przez ponad sto ziemskich lat udało mu się unikać spotkania z tą… istotą, a teraz nie mógł jej tak po prostu zignorować i odejść. Zęby kitsune były bardzo, bardzo ostre, a ich ślina zawierała truciznę, która z pewnością spowolniłaby gojenie się ran. Nie mógł sobie pozwolić na pojawienie się ich w widocznym miejscu, nie kiedy na co dzień obracał się w środowisku w większości nieświadomym istnienia takich istot jak on. Nie chciał być zmuszonym do kolejnego kłamstwa, którego musiałby się chwycić, gdyby padły niewygodne pytania. Po cichu jednak liczył, że uda mu się wymknąć, kiedy kobieta zdekoncentruje się choć na chwilę, a do tego potrzebował szybkości i zwinności swego lisiego ciała.
– Widzę, że nie jesteś zbyt rozmowny. Trudno. Z pewnością będziemy mieć jeszcze wiele czasu na rozmowy…  –  powiedziała, niby mimowolnie przesuwając dłonią po przyczepionym do pasa zwoju utkanej z nitek czarnej mgły liny. – Nie po to spędziłam tu ostatnie pięćset lat, by teraz pozwolić ci tak po prostu odejść. Pod tym względem akurat to wasze Senteo nie jest takie złe, można bezkarnie wydłużyć sobie życie niemal pięciokrotnie… Ale przecież ty to wiesz. I wiesz również, że dzięki temu twoje cierpienie potrwa pięć razy dłużej – Czarna Kitsune zaśmiała się złowieszczo, odsłaniając równe, białe zęby, odcinające się od jej krwistoczerwonych ust.
Gumiho wydał z siebie przeciągłe pół prychnięcie, pół warknięcie i zastrzygł uszami. Jego ogony wiły się jak rozwścieczone węże, na ułamek sekundy hipnotyzując kitsune, która nieopatrznie spojrzała w tamtą stronę. Białemu lisowi nie trzeba było więcej. W momencie zerwał się do biegu, wymijając rozmówczynię ledwie o szerokość łapy i wielkimi susami pomknął w stronę rzeki.
Nie ubiegł jednak daleko, bo ostre pazury wbiły się jak szpilki w tylną część jego grzbietu. Zaskowyczał krótko i przewrócił się na plecy, zrzucając z siebie kobietę i smagając ją po twarzy ogonami. Błyskawicznie stanął spowrotem na łapach i zarył pazurami w ziemię, kiedy wściekła kitsune złapała go wpół i szarpnęła do tyłu.
– Myślałeś, że uda ci się tak po prostu uciec? – syknęła, a jej oczy zalśniły czerwonym blaskiem. Niezrażony gumiho wykręcił się i spróbował zatopić zęby w jej ręce. Jego szczęki kłapnęły milimetry od celu, bo Czarna Kitsune zacieśniła uścisk, wyduszając powietrze z płuc lisa. Ten zatoczył się lekko i napiął wszystkie mięśnie, zyskując chwilę na złapanie oddechu. Kiedy ramiona lisicy znów się boleśnie zacisnęły, przykucnął lekko i wyskoczył wysoko w powietrze, obracając się w locie na plecy, tak by cały impet upadku poszedł na kitsune. Ta jednak zorientowała się, co się święci i w mgnieniu oka przybrała postać lisa. Otaczająca ją w tym momencie czarna mgła przyjęła na siebie większą część uderzenia, chroniąc ją przed poważniejszymi obrażeniami. Gumiho jednak był szybszy niż przewidywała i zdążył się jej wyśliznąć.
Tak się nie będziemy bawić, pomyślała i skoczyła za nim.
Dopadła go w chwili, kiedy szykował się do przeskoczenia rzeki. Wiedziała już, że go nie zatrzyma. Pozostawało jej jedynie odpłacić się mu w jak najbardziej paskudny sposób.
Bolesne wycie białego lisa przepłoszyło zwierzynę w promieniu dobrych kilku uur**. Było jak muzyka dla uszu Czarnej Kitsune, która z szerokim uśmiechem patrzyła, jak gumiho ląduje w lodowatej wodzie i z trudem gramoli się na drugi brzeg. Jego gęste, jasne futro plamiła czerwona krew, spływająca obficie po jego tylnych nogach i pozostałych dwóch ogonach. Przepełnione bólem i nienawiścią spojrzenie, które posłał lisicy mogłoby wywołać drżenie u najdzielniejszego wojownika, na niej jednak nie zrobiło większego wrażenia. Wyszczerzyła się jeszcze bardziej, smakując w pysku słodki smak krwi, która wolno sączyła się z odgryzionego ogona, powiewającego smętnie przy wtórze słabego wiatru.
Gumiho warknął jeszcze przeciągle i wolno wkroczył między drzewa, szybko znikając w ich gęstwinie. Kitsune jeszcze przez jakiś czas słyszała dobiegające z tamtej strony sapnięcia i urywane skomlenie, wkrótce jednak zapadła cisza, przerywana tylko szumem drzew i leniwym kapaniem pojedynczych kropel krwi na ziemię.
Lisica ponownie zmieniła postać i otarła wierzchem dłoni mokry podbródek, rozmazując czerwoną ciecz na bladej twarzy. Zwróciła spojrzenie w stronę zniżającego się ku północnemu zachodowi Yuèliàngowi i zachichotała cicho.
– Tak się właśnie kończy wierność tobie, Diamentowy Lisie. Już niedługo twój lud po raz kolejny odwróci się od ciebie, tym razem na zawsze. A kto będzie się opierał… Nieważne, kobieta, mężczyzna czy dziecko, Byakko, Kokko czy Kūko, wszyscy oddadzą hołd mej pani… albo posłużą jej sługom za posiłek.
Jej złowieszczy śmiech odbił się echem na polanie. Ogon, który ściskała w dłoni zaczął powoli czernieć i rozpadać się. Jednocześnie spomiędzy fałd kimona wysunęła się utworzona z mgły czarna kitka, z każdą chwilą rosnąca i bardziej materialna. Szybko przerosła pozostałe dwa ogony, odróżniając się od nich również nieregularnym, słabym, srebrzysto-złotym lśnieniem. Kitsune pogładziła pieszczotliwie swój nowy nabytek, spojrzała raz jeszcze w stronę milczącej gęstwiny i skrytej w niej groty Tussen, po czym dumna i wyprostowana opuściła polanę w akompaniamencie szumu drzew przy mocniejszym podmuchu wiatru, który nie wiedzieć czemu zabrzmiał złowieszczo.




* baeda – około ¾ metra
** uura – jednostka odległości, równa drodze przebytej w ciągu jednej godziny, ok. 6 kilometrów


~*~*~*~

Czarny Hyundai mknął wciąż jeszcze pustymi ulicami Seulu, zdecydowanie przekraczając dozwoloną prędkość, zwalniając tylko na widok radiowozów czy posterunków policji, czyli stosunkowo rzadko. Godzina czwarta nad ranem była wprost idealna dla kierowcy, zwłaszcza że widocznie gdzieś mu się bardzo spieszyło.
Samochód szybko opuścił centrum miasta, kierując się w stronę zachodniego jego krańca. Pędził tak szybko, że dla siedzącego na miejscu pasażera Taehyunga wszystkie budynki za oknem zlewały się w jedną rozmazaną plamę.
Było mu jednak wszystko jedno i z chęcią poprosiłby Yoongiego, by jeszcze przyspieszył, gdyby nie był pewien, że ten jedzie tak szybko, jak tylko może nie tracąc jednocześnie panowania nad pojazdem. Tae zerknął przelotnie na przyjaciela. Włosy miał potargane, a koszulkę założoną tył do przodu z powodu pośpiechu, w jakim wypadł z domu. Nie zabrał nawet kurtki ani paska do spodni, które nie opadały mu tylko dlatego, że siedział. Jego twarz wyrażała absolutne skupienie i poza tym wydawała się być kompletnie wyprana z emocji, gdyby nie niewielka pionowa zmarszczka i lekko zmrużone oczy. Ktoś, kto go nie znał zbyt dobrze pewnie by to przeoczył, ale nie Taehyung. Właśnie te drobne znaki mówiły mu, że Suga jest równie zmartwiony, jak on.
Chłopak westchnął cicho i oparł policzek o zimną szybę. On sam nie wyglądał lepiej w skarpetkach nie do pary wystających z trampek, przykrótkich dżinsach, koszulce od piżamy w szczeniaczki i nowej, skórzanej kurtce. W dłoniach miętosił niecierpliwie płócienną torbę ze specyfikami od pani Park, po którą popędził natychmiast po otrzymaniu telefonu od Jimina. Sprawa była bardzo poważna, ale niestety, jego ciocia nie mogła opuścić domu, żeby sama się tym zająć. Musiała zdać się na chłopaków i liczyć, że w stresie niczego nie pokręcą.
Nagle Yoongi skręcił gwałtownie. Szarpnięcie momentalnie odkleiło Amerykanina od okna i pchnęło go do przodu tak, że gdyby nie pas bezpieczeństwa, który wcześniej Suga kazał mu zapiąć, blondyn wyleciałby przez szybę. W następnym momencie obu wcisnęło spowrotem w siedzenia, gdy czarnowłosy Kanadyjczyk nacisnął mocniej pedał gazu, w kilkanaście sekund pokonując nieco dłuższą uliczkę. Tuż przed jej końcem zahamował i obrócił kierownicą, parkując spektakularnie przy bramie do parku.
Chłopaki wypadli z samochodu niemal w tym samym momencie, trzaskając drzwiami nieco zbyt mocno i przeskoczyli przez niski murek otaczający zieloną przestrzeń. W normalnej sytuacji Yoongi nie pozwoliłby na takie traktowanie swojego samochodu, teraz jednak miał ważniejsze sprawy na głowie niż martwienie się, czy przypadkiem nie odprysł mu lakier, jak na przykład próba dotrzymania kroku Taehyungowi, który pędził jak strzała w stronę centrum parku, a raczej znajdującej się tam niewielkiej groty ze sztucznym wodospadem nad niedużym jeziorkiem. Park nie był zbyt rozległy – biegnący na przełaj, potykający się co kilka kroków chłopcy już po niecałych dwóch minutach byli prawie na miejscu. Kolejne kilkadziesiąt sekund zajęło im okrążenie zbiornika wodnego, by dotrzeć do jaskini.
O tej porze wodospad był wyłączony, więc bez przeszkód udało im się dostać do wnętrza groty. Dysząc ciężko zatrzymali się na chwilę w wejściu i po kilkusekundowym odpoczynku ruszyli już spokojniej do wąskiego wnętrza, przyświecając sobie latarką z telefonu Yoongiego.
Nie minęło wiele czasu, kiedy w oddali zamigotała tafla wody. W słabym świetle ledowej żarówki ledwie dało się dostrzec na wpół wyłaniającą się z wody postać, leżącą bezwładnie na kamiennym brzegu. Tae pierwszy zauważył przyjaciela i puścił się biegiem, przypadając do niego w panice. Jimin był nieprzytomny, a w prawej ręce ściskał telefon. Jego nogi były zanurzone w wodzie, podobnie jak większa część jego dwóch białych ogonów. W miejscu trzeciego, tego najbardziej po lewej znajdował się kilkunastocentymetrowy kikut, z którego w jednostajnym tempie spływała krew, barwiąc wodę dookoła na czerwono. Jego jasne ubranie wykonane z delikatnych, bardzo drogich materiałów było poszarpane i zakrwawione, przez co nie nadawało się już do użytku. Jedna z jego stóp była bosa – prawdopodobnie but spadł mu podczas pokonywania bariery pomiędzy Senteo a Ziemią, a włosy straciły ciepły brązowy odcień, wracając do naturalnego, szarawego koloru.
Widząc to wszystko Taehyung z trudem powstrzymywał łzy cisnące mu się do oczu. Nigdy jeszcze nie widział przyjaciela w tak złym stanie i mimo że wiedział, że Jimin dość szybko się z tego wyliże, nie mógł powstrzymać paraliżującego niepokoju.
Usłyszał za sobą kroki Sugi. Z jego pomocą udało mu się ostrożnie wyciągnąć z wody nieprzytomnego gumiho i ułożyć w dogodnej pozycji na nierównym kamiennym podłożu. Położył obok siebie pogniecione płócienne zawiniątko i trzęsącymi się rękami odgarnął długie do kolan poły niegdyś białego, teraz w połowie czerwonego płaszcza z rozcięciem sięgającym pleców, aby nie przeszkadzały Yoongiemu przy opatrywaniu wciąż krwawiącego kikuta. Nie będąc w stanie zrobić nic więcej, wziął od Kanadyjczyka telefon, kierując promień światła na ranę. Jednocześnie odwrócił wzrok, czując, że zbiera mu się na mdłości. Co prawda, niejedno w swoim dwudziestoletnim życiu przeszedł i nieobcy był mu widok przeróżnych uszkodzeń ciała, jednak pokryta długą sierścią pozostałość po odgryzionym ogonie była jedną z tych rzeczy, których nie potrafił znieść.
Sudze wystarczyło jedno spojrzenie na blondyna, by wiedzieć, że póki co do niczego się nie przyda, dlatego bez słowa zabrał się do roboty. Otworzył torbę i powtarzając sobie w myślach instrukcje pani Park wyciągnął odpowiedni pojemniczek z zielonym proszkiem i rozsypał go ostrożnie po przygotowanym wcześniej bawełnianym kawałku materiału, nasączonym fioletowawą miksturą o silnym, ostrym zapachu. Następnie położył na wierzch kolejny kawałek i skręcił opatrunek w dłoniach, by proszek rozpuścił się na obu skrawkach, po czym odłożył je na bok i wyjął niedużą fiolkę z oleistym płynem, którego niewielką ilość wylał na dłoń. Była to substancja, która według słów cioci Jimina miała zamknąć naczynia krwionośne i powstrzymać upływ krwi, jednak nie wolno jej było użyć zbyt dużo. Suga odgarnął delikatnie na bok nieruchome białe ogony i ostrożnie wtarł olejek w odgryzioną końcówkę ogona. Faktycznie, krwotok od razu zauważalnie się zmniejszył, a po niecałej minucie ustał zupełnie. Wtedy Yoongi odwrócił się by umyć dłonie, rozdzielił dwa kawałki bawełnianego materiału i owinął jednym z nich dokładnie ranę, a drugi złożył na cztery i schował do szczelnego metalowego pudełeczka na później. Na koniec wyjął zwykły bandaż i dokończył zakładanie opatrunku, owijając na koniec kilkakrotnie nasadę sąsiedniego ogona, by zapobiec obsunięciu się go z kikuta.
Potem poszło już z górki, bo reszta ran zaczęła się już goić i wystarczyło je tylko przemyć rozcieńczonym olejkiem z dodatkiem jakichś ziół z drugiej fiolki. Wyzwaniem za to było obudzenie Jimina. Dopiero po trzecim potraktowaniu oparami z liści trzeźwiących gumiho odetchnął głębiej i zamrugał powoli przy wtórze pełnych ulgi westchnień przyjaciół. Szarowłosy jednak wciąż nie do końca kontaktował, dlatego nakłonienie go do ukrycia ogonów w załamaniu przestrzeni i przebranie przemoczonych części garderoby w spakowane przezornie do torby przez panią Park ubrania zajęło chłopakom dobre pół godziny. Kiedy więc w końcu wyszli z groty, niebo na wschodzie było już różowe, a według telefonu Taehyunga (ten należący do Sugi zdążył się wcześniej rozładować) dochodziła szósta. Mieli niewiele czasu do otwarcia parku i musieli się pospieszyć, zanim ludzie zaczną się schodzić i stawiać niewygodne pytania, jednak z ledwo żywym, bladym jak ściana Jiminem nie było to łatwe zadanie.
Dobry kwadrans zajęło im dowleczenie się do bramy parku, która na szczęście była już otwarta -przeciągnięcie gumiho przez ogrodzenie wydawało się zadaniem ponad siły. Cała trójka wpakowała się więc do Hyundaia – Tae i Yoongi pomogli Jiminowi ułożyć się względnie wygodnie na tylnym siedzeniu, sami zajmując miejsca z przodu.
Droga powrotna była znacznie spokojniejsza – o tak wczesnej porze w sobotę nikomu się nigdzie nie spieszyło. Szarowłosy usnął niemal od razu, a Taehyunga senność dopadła niedługo później. Suga został więc sam ze swoimi myślami, co, mimo jego dość mrukliwego i małomównego sposobu bycia, ze względu na towarzystwo aktualnie śpiących przyjaciół nie było czymś zbyt częstym. Teraz dopiero mógł na spokojnie zastanowić się nad tym, co miało miejsce dwie godziny wcześniej.
Taehyung zadzwonił do niego wpół do czwartej nad ranem. Yoongi nienawidził być budzonym o tej porze, dlatego z początku planował, że udusi blondyna przy najbliższej okazji, jednak wiadomość o utracie ogona przez Jimina skutecznie pohamowała jego mordercze zapędy i wyciągnęła z łóżka skuteczniej niż cokolwiek. Ubrał się w pierwsze rzeczy, które miał pod ręką, zgarnął z lodówki kilka owocowych soczków w kartonikach, buty i kluczyki i wypadł z mieszkania, trzaskając drzwiami (za co prawdopodobnie nieźle mu się dostanie od starej zrzędliwej sąsiadki z naprzeciwka). Kwadrans później był już pod domem Jimina, odbierając stamtąd Tae oraz torbę ze specyfikami i instrukcjami pani Park, po czym z piskiem opon wyruszył w stronę parku. Po drodze wypili z Amerykaninem po jednym soczku, zaspokajając głód tą namiastką posiłku, dzięki czemu jakoś udało im się wytrzymać te dwie godziny.
Suga otworzył kieszeń od strony pasażera i wyjął dla siebie jeszcze jeden kartonik. Popatrzył w lusterku na śpiącego Jimina, sprawdzając, czy nie zsunął się z siedzeń, kiedy zahamował na światłach, a potem zerknął na pochrapującego z cicha blondyna. Przez chwilę wahał się, czy by go nie obudzić, jednak uznał, że to byłoby wredne. Taehyung znacznie mocniej przeżył tę sytuację – w końcu gumiho opiekował się nim od ósmego roku życia – poza tym biegł przez całą drogę od mieszkania swojej babci do domu pani Park, co było dość sporym wyczynem, bo miała ona jakieś sześć kilometrów. Westchnął więc tylko pod nosem i włączył cicho radio, mając nadzieję, że dzięki temu uda mu się zachować jako taką przytomność na drodze.
Godzinę później czarny Hyundai zajechał pod dom Jimina. W chwili, kiedy samochód się zatrzymał, Taehyung obudził się gwałtownie, wciągając głośno powietrze do płuc, a Jimin jęknął i zasłonił oczy przedramieniem. Yoongi ziewnął, wysiadł i przeciągnął się na zimnym powietrzu, kiwając głową na powitanie do pani Park, która właśnie pojawiła się w drzwiach.
We trójkę szybko poszło im przeniesienie gumiho na szeroką kanapę do salonu. Ciocia Jimina zadała parę pytań i obejrzała uważnie opatrunek oraz inne, podgojone rany. W końcu zlitowała się nad chłopakami, którzy dosłownie lecieli z nóg i pozwoliła im iść na górę do pokoju Jimina. Sudze nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Momentalnie pokonał dziewięć drewnianych schodków, otworzył mahoniowe drzwi po lewej i rzucił się na łóżko, natychmiast zasypiając. Taehyung natomiast podziękował cioci wciąż lekko zachrypniętym od snu głosem, poszedł do kuchni napić się wody i dopiero wtedy wtoczył się w ślad za Kanadyjczykiem na górę. Widząc zajęte łóżko ziewnął tylko i ułożył się na materacu leżącym między meblem a oknem i również odpłynął w objęcia Morfeusza.

7 komentarzy:

  1. Ja tu jeszcze zaglądam :) Może nie za często ale jednak wciąż lubię czytać tego typu rzeczy.
    A czy scenariusze z listy będziesz realizować?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Scenariusze z listy? To tu jest jakaś lista?
      ...
      Chyba muszę wypytać o to Hespe... nieważne XD
      Póki co, nie sądzę, żebym dała radę. Gumiho to mój priorytetowy projekt, a przez maturę nawet na to trudno mi znaleźć czas. Jeżeli już, to prawdopodobnie dopiero w wakacje XD
      Pozdrawiam~

      Usuń
    2. Może lista to złe stwierdzenie...raczej z poczekalni :)
      Bardzo dobrze rozumiem brak czasu więc tym bardziej się ciesze, że się tu coś czasem pojawi.
      Ja tam mogę czekać i do wakacji i tak przeczytam

      Usuń
    3. Aaa, okej, już znalazłam xD Btw widziałam tam zamówienie od ciebie ^^ I tak sobie myślę, że zrealizuję je jako pierwsze ;*
      Pozdrawiam~

      Usuń
  2. Ale super, cieszę się i cierpliwie będę na ne czekać :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. O cholerka, zapomniałam o tym miejscu 😶
      Właściwie to z publikacją przeniosłam się na wattpada, bo tak mi było wygodniej, a w ostatnim roku tyle się działo, że blogspot kompletnie mi wyleciał z głowy xD
      Jeśli interesuje Cię ciąg dalszy, to zapraszam tutaj --> https://my.w.tt/FDCS2StRLT

      Usuń