No hej XD Tym razem wcześniej, bo mogę XD
Tak się zastanawiam, kto tu jeszcze został? Odezwijcie się w komentarzach ;*
Cóż ja mogę więcej napisać? Nie wiem... Zatem po prostu życzę wam miłego czytania <3
Polana Hando
pozornie nie wyróżniała się niczym szczególnym spomiędzy setek innych polan w
lasach Den. Nie była duża – miała ledwie kilkanaście baed* szerokości i nie
więcej niż dziesięć długości; a wzdłuż jej zachodniego brzegu płynęła leniwie
nieduża rzeczka, zakręcająca w las gdzieś w dwóch trzecich jej długości. Otaczające
ją drzewa były takie same, jak wszędzie, z jednym wyjątkiem. Tuż przy zakręcie
rosły tak gęsto, że do poszycia nie dostawał się nawet najmniejszy promień
będącego właśnie w zenicie wąskiego sierpa Wiseonga ani znajdującego się na wschód
od niego Yuèliànga, skrywając w sobie jeden z najcenniejszych skarbów Senteo.
Grota Tussen
znajdująca się na południowych obrzeżach Den była jedną z trzech znajdujących
się na terytoriach gumiho. Stanowiła ona jeden z dziesięciu filarów łączących
Senteo z równoległym światem, jedną z dziesięciu dróg, przez które można było
bezpiecznie przejść granicę między światami o każdej porze roku.
Było tu
nadzwyczaj spokojnie. Do najbliższej wioski było dobre półtora dnia drogi, a
zwierzęta z jakiegoś powodu nie chciały osiedlać się w pobliżu groty.
Oczywiście nie było tu całkowicie pusto – za dnia rzeczka stawała się wodopojem
dla różnych leśnych stworzeń, jednak omijały one instynktownie jej zakręt. W
nocy jednak zwykle jedynym dźwiękiem był spokojny szum drzew i szmer płynącej
wody.
Tym razem
jednak było inaczej. Kiedy ledwo widoczny Wiseong zaczął powoli opuszczać swoje
miejsce na szczycie nieboskłonu, z oddali dało się słyszeć coraz głośniejsze
szmery. Brzmiało to tak, jakby coś dużego z ogromną prędkością przedzierało się
przez bogate i gęste poszycie, płosząc nocne ptaki czatujące na drzewach przy
wschodnim krańcu polany. Trzepot ich skrzydeł na krótką chwilę zagłuszył coraz
głośniejszy odgłos łap uderzających z wielką mocą w miękką, pokrytą
roślinnością ziemię.
Jednocześnie
z drugiej strony przemknął cień tak czarny, że odcinał się wyraźnie od reszty
lasu pogrążonego w blasku lekko wybrakowanej z jednej strony tarczy Yuèliànga.
Zręcznie przeskoczył przez rzekę, omijając z lewej strony największą gęstwinę i
wychynął ostrożnie na zalaną srebrzystym, lekko niebieskawym światłem
przestrzeń, ukazując się w całej okazałości. Była to lisica wysokości nieco mniejszej
niż półtora baedy, której dwa różnej długości ogony wiły się jak smugi czarnej
mgły. Jej sierść była matowa, nie pojawiały się na niej nawet najmniejsze
refleksy i gdyby nie cień, który rzucała, byłaby tylko niesamowicie czarną plamą
na środku oświetlonej przestrzeni. Jedynym, co w tej postaci sugerowało
trójwymiarowość, były długie pazury, lśniące jak wypolerowane czarne diamenty i
równie czarne oczy, w których odbijała się przestrzeń rozgwieżdżonego nieba.
Gdyby w tym
momencie przechodził tamtędy jakikolwiek mieszkaniec Senteo, nie wziąłby jej za
mityczną Obsydianową Lisicę tylko i wyłącznie z powodu zbyt małych rozmiarów,
bo wyglądała niemal równie strasznie, jak ów najstraszniejszy potwór, któremu
zresztą służyła.
Lisica
zajęła miejsce mniej więcej w połowie długości polany, kilka baed od zakrętu
rzeki. Jej uszy czujnie wyłapywały odgłos ciężkich, pośpiesznych uderzeń łap,
które z każdą chwilą niosły ich posiadacza coraz bliżej nasłuchującej postaci.
Czarne ogony drgały niecierpliwie, kiedy postać poprawiła się na łapach i
odsłoniła w przerażającym uśmiechu dwa rzędy oślepiająco białych, ostrych
zębów. Źrenice, widoczne tylko z powodu delikatnych czerwonych nitek dookoła
nich, rozszerzyły się, gdy do jej nozdrzy dotarł słodki zapach, którego
poszukiwała od tak dawna.
Kilka
oddechów później na polanę wypadła mieniąca się na srebrno i złoto jasna smuga,
która na widok czekającej lisicy zahamowała gwałtownie, pozostawiając w ziemi
głębokie bruzdy. Pokryte białą sierścią boki gumiho unosiły się gwałtownie i
opadały, kiedy jego piwne, przeplatane złotem oczy wwiercały się w niższą od
niego o głowę Czarną Kitsune. Jego trzy długie ogony, do tej pory falujące
swobodnie na wietrze, zamarły w chwilowym bezruchu, by po chwili zacząć wić się
wściekle dookoła, dobitnie świadcząc, że lis nie jest zbyt zadowolony z
niespodzianki, która na niego czekała.
Pierwsza
ruch wykonała kitsune, unosząc się delikatnie na tylnych łapach, kiedy jej
sylwetka zafalowała w czarnej mgle, która po chwili rozwiała się, ukazując
drobną sylwetkę trupiobladej kobiety odzianej w smoliście czarne kimono. Jej
równie czarne proste włosy były upięte w nieduży kok przytrzymywany przez dwie
niemal pozbawione ozdób igły, spod którego wysuwała się reszta włosów,
sięgająca jej do połowy pleców. Teraz swobodnie mogła patrzeć w oczy białego
lisa, które były na tym samym poziomie, co jej czarne, przeplatane czerwienią
tęczówki.
– Nareszcie
znowu się spotykamy – powiedziała dobitnie, a jej uśmiech poszerzył się kiedy
gumiho spiął się na dźwięk jej głuchego, płaskiego głosu. Dokładnie takiej
reakcji oczekiwała i czuła z tego powodu chorą satysfakcję.
Lis
przestąpił z nogi na nogę, opierając poduszeczki łap na niewygodnej, pooranej
chwilę temu przez niego pazurami ziemi. On z kolei wcale się nie cieszył. Przez
ponad sto ziemskich lat udało mu się unikać spotkania z tą… istotą, a teraz nie
mógł jej tak po prostu zignorować i odejść. Zęby kitsune były bardzo, bardzo
ostre, a ich ślina zawierała truciznę, która z pewnością spowolniłaby gojenie
się ran. Nie mógł sobie pozwolić na pojawienie się ich w widocznym miejscu, nie
kiedy na co dzień obracał się w środowisku w większości nieświadomym istnienia
takich istot jak on. Nie chciał być zmuszonym do kolejnego kłamstwa, którego
musiałby się chwycić, gdyby padły niewygodne pytania. Po cichu jednak liczył,
że uda mu się wymknąć, kiedy kobieta zdekoncentruje się choć na chwilę, a do
tego potrzebował szybkości i zwinności swego lisiego ciała.
– Widzę, że
nie jesteś zbyt rozmowny. Trudno. Z pewnością będziemy mieć jeszcze wiele czasu
na rozmowy… – powiedziała, niby mimowolnie przesuwając
dłonią po przyczepionym do pasa zwoju utkanej z nitek czarnej mgły liny. – Nie
po to spędziłam tu ostatnie pięćset lat, by teraz pozwolić ci tak po prostu
odejść. Pod tym względem akurat to wasze Senteo nie jest takie złe, można
bezkarnie wydłużyć sobie życie niemal pięciokrotnie… Ale przecież ty to wiesz.
I wiesz również, że dzięki temu twoje cierpienie potrwa pięć razy dłużej –
Czarna Kitsune zaśmiała się złowieszczo, odsłaniając równe, białe zęby,
odcinające się od jej krwistoczerwonych ust.
Gumiho wydał
z siebie przeciągłe pół prychnięcie, pół warknięcie i zastrzygł uszami. Jego
ogony wiły się jak rozwścieczone węże, na ułamek sekundy hipnotyzując kitsune,
która nieopatrznie spojrzała w tamtą stronę. Białemu lisowi nie trzeba było
więcej. W momencie zerwał się do biegu, wymijając rozmówczynię ledwie o
szerokość łapy i wielkimi susami pomknął w stronę rzeki.
Nie ubiegł
jednak daleko, bo ostre pazury wbiły się jak szpilki w tylną część jego
grzbietu. Zaskowyczał krótko i przewrócił się na plecy, zrzucając z siebie
kobietę i smagając ją po twarzy ogonami. Błyskawicznie stanął spowrotem na
łapach i zarył pazurami w ziemię, kiedy wściekła kitsune złapała go wpół i
szarpnęła do tyłu.
– Myślałeś,
że uda ci się tak po prostu uciec? – syknęła, a jej oczy zalśniły czerwonym
blaskiem. Niezrażony gumiho wykręcił się i spróbował zatopić zęby w jej ręce.
Jego szczęki kłapnęły milimetry od celu, bo Czarna Kitsune zacieśniła uścisk, wyduszając
powietrze z płuc lisa. Ten zatoczył się lekko i napiął wszystkie mięśnie,
zyskując chwilę na złapanie oddechu. Kiedy ramiona lisicy znów się boleśnie
zacisnęły, przykucnął lekko i wyskoczył wysoko w powietrze, obracając się w
locie na plecy, tak by cały impet upadku poszedł na kitsune. Ta jednak
zorientowała się, co się święci i w mgnieniu oka przybrała postać lisa.
Otaczająca ją w tym momencie czarna mgła przyjęła na siebie większą część
uderzenia, chroniąc ją przed poważniejszymi obrażeniami. Gumiho jednak był
szybszy niż przewidywała i zdążył się jej wyśliznąć.
Tak się nie będziemy bawić, pomyślała i
skoczyła za nim.
Dopadła go w
chwili, kiedy szykował się do przeskoczenia rzeki. Wiedziała już, że go nie
zatrzyma. Pozostawało jej jedynie odpłacić się mu w jak najbardziej paskudny
sposób.
Bolesne
wycie białego lisa przepłoszyło zwierzynę w promieniu dobrych kilku uur**. Było
jak muzyka dla uszu Czarnej Kitsune, która z szerokim uśmiechem patrzyła, jak
gumiho ląduje w lodowatej wodzie i z trudem gramoli się na drugi brzeg. Jego
gęste, jasne futro plamiła czerwona krew, spływająca obficie po jego tylnych
nogach i pozostałych dwóch ogonach. Przepełnione bólem i nienawiścią
spojrzenie, które posłał lisicy mogłoby wywołać drżenie u najdzielniejszego wojownika,
na niej jednak nie zrobiło większego wrażenia. Wyszczerzyła się jeszcze
bardziej, smakując w pysku słodki smak krwi, która wolno sączyła się z
odgryzionego ogona, powiewającego smętnie przy wtórze słabego wiatru.
Gumiho
warknął jeszcze przeciągle i wolno wkroczył między drzewa, szybko znikając w
ich gęstwinie. Kitsune jeszcze przez jakiś czas słyszała dobiegające z tamtej
strony sapnięcia i urywane skomlenie, wkrótce jednak zapadła cisza, przerywana
tylko szumem drzew i leniwym kapaniem pojedynczych kropel krwi na ziemię.
Lisica
ponownie zmieniła postać i otarła wierzchem dłoni mokry podbródek, rozmazując
czerwoną ciecz na bladej twarzy. Zwróciła spojrzenie w stronę zniżającego się
ku północnemu zachodowi Yuèliàngowi i zachichotała cicho.
– Tak się
właśnie kończy wierność tobie, Diamentowy Lisie. Już niedługo twój lud po raz
kolejny odwróci się od ciebie, tym razem na zawsze. A kto będzie się opierał…
Nieważne, kobieta, mężczyzna czy dziecko, Byakko, Kokko czy Kūko, wszyscy
oddadzą hołd mej pani… albo posłużą jej sługom za posiłek.
Jej
złowieszczy śmiech odbił się echem na polanie. Ogon, który ściskała w dłoni
zaczął powoli czernieć i rozpadać się. Jednocześnie spomiędzy fałd kimona
wysunęła się utworzona z mgły czarna kitka, z każdą chwilą rosnąca i bardziej
materialna. Szybko przerosła pozostałe dwa ogony, odróżniając się od nich
również nieregularnym, słabym, srebrzysto-złotym lśnieniem. Kitsune pogładziła
pieszczotliwie swój nowy nabytek, spojrzała raz jeszcze w stronę milczącej
gęstwiny i skrytej w niej groty Tussen, po czym dumna i wyprostowana opuściła
polanę w akompaniamencie szumu drzew przy mocniejszym podmuchu wiatru, który
nie wiedzieć czemu zabrzmiał złowieszczo.
* baeda –
około ¾ metra
** uura –
jednostka odległości, równa drodze przebytej w ciągu jednej godziny, ok. 6
kilometrów
~*~*~*~
Czarny
Hyundai mknął wciąż jeszcze pustymi ulicami Seulu, zdecydowanie przekraczając
dozwoloną prędkość, zwalniając tylko na widok radiowozów czy posterunków
policji, czyli stosunkowo rzadko. Godzina czwarta nad ranem była wprost idealna
dla kierowcy, zwłaszcza że widocznie gdzieś mu się bardzo spieszyło.
Samochód
szybko opuścił centrum miasta, kierując się w stronę zachodniego jego krańca. Pędził
tak szybko, że dla siedzącego na miejscu pasażera Taehyunga wszystkie budynki
za oknem zlewały się w jedną rozmazaną plamę.
Było mu
jednak wszystko jedno i z chęcią poprosiłby Yoongiego, by jeszcze przyspieszył,
gdyby nie był pewien, że ten jedzie tak szybko, jak tylko może nie tracąc
jednocześnie panowania nad pojazdem. Tae zerknął przelotnie na przyjaciela.
Włosy miał potargane, a koszulkę założoną tył do przodu z powodu pośpiechu, w
jakim wypadł z domu. Nie zabrał nawet kurtki ani paska do spodni, które nie
opadały mu tylko dlatego, że siedział. Jego twarz wyrażała absolutne skupienie
i poza tym wydawała się być kompletnie wyprana z emocji, gdyby nie niewielka
pionowa zmarszczka i lekko zmrużone oczy. Ktoś, kto go nie znał zbyt dobrze
pewnie by to przeoczył, ale nie Taehyung. Właśnie te drobne znaki mówiły mu, że
Suga jest równie zmartwiony, jak on.
Chłopak
westchnął cicho i oparł policzek o zimną szybę. On sam nie wyglądał lepiej w
skarpetkach nie do pary wystających z trampek, przykrótkich dżinsach, koszulce
od piżamy w szczeniaczki i nowej, skórzanej kurtce. W dłoniach miętosił
niecierpliwie płócienną torbę ze specyfikami od pani Park, po którą popędził
natychmiast po otrzymaniu telefonu od Jimina. Sprawa była bardzo poważna, ale
niestety, jego ciocia nie mogła opuścić domu, żeby sama się tym zająć. Musiała
zdać się na chłopaków i liczyć, że w stresie niczego nie pokręcą.
Nagle Yoongi
skręcił gwałtownie. Szarpnięcie momentalnie odkleiło Amerykanina od okna i
pchnęło go do przodu tak, że gdyby nie pas bezpieczeństwa, który wcześniej Suga
kazał mu zapiąć, blondyn wyleciałby przez szybę. W następnym momencie obu
wcisnęło spowrotem w siedzenia, gdy czarnowłosy Kanadyjczyk nacisnął mocniej
pedał gazu, w kilkanaście sekund pokonując nieco dłuższą uliczkę. Tuż przed jej
końcem zahamował i obrócił kierownicą, parkując spektakularnie przy bramie do
parku.
Chłopaki
wypadli z samochodu niemal w tym samym momencie, trzaskając drzwiami nieco zbyt
mocno i przeskoczyli przez niski murek otaczający zieloną przestrzeń. W
normalnej sytuacji Yoongi nie pozwoliłby na takie traktowanie swojego
samochodu, teraz jednak miał ważniejsze sprawy na głowie niż martwienie się,
czy przypadkiem nie odprysł mu lakier, jak na przykład próba dotrzymania kroku
Taehyungowi, który pędził jak strzała w stronę centrum parku, a raczej
znajdującej się tam niewielkiej groty ze sztucznym wodospadem nad niedużym
jeziorkiem. Park nie był zbyt rozległy – biegnący na przełaj, potykający się co
kilka kroków chłopcy już po niecałych dwóch minutach byli prawie na miejscu.
Kolejne kilkadziesiąt sekund zajęło im okrążenie zbiornika wodnego, by dotrzeć
do jaskini.
O tej porze
wodospad był wyłączony, więc bez przeszkód udało im się dostać do wnętrza
groty. Dysząc ciężko zatrzymali się na chwilę w wejściu i po kilkusekundowym
odpoczynku ruszyli już spokojniej do wąskiego wnętrza, przyświecając sobie
latarką z telefonu Yoongiego.
Nie minęło
wiele czasu, kiedy w oddali zamigotała tafla wody. W słabym świetle ledowej
żarówki ledwie dało się dostrzec na wpół wyłaniającą się z wody postać, leżącą
bezwładnie na kamiennym brzegu. Tae pierwszy zauważył przyjaciela i puścił się
biegiem, przypadając do niego w panice. Jimin był nieprzytomny, a w prawej ręce
ściskał telefon. Jego nogi były zanurzone w wodzie, podobnie jak większa część jego
dwóch białych ogonów. W miejscu trzeciego, tego najbardziej po lewej znajdował
się kilkunastocentymetrowy kikut, z którego w jednostajnym tempie spływała
krew, barwiąc wodę dookoła na czerwono. Jego jasne ubranie wykonane z
delikatnych, bardzo drogich materiałów było poszarpane i zakrwawione, przez co
nie nadawało się już do użytku. Jedna z jego stóp była bosa – prawdopodobnie
but spadł mu podczas pokonywania bariery pomiędzy Senteo a Ziemią, a włosy
straciły ciepły brązowy odcień, wracając do naturalnego, szarawego koloru.
Widząc to
wszystko Taehyung z trudem powstrzymywał łzy cisnące mu się do oczu. Nigdy
jeszcze nie widział przyjaciela w tak złym stanie i mimo że wiedział, że Jimin
dość szybko się z tego wyliże, nie mógł powstrzymać paraliżującego niepokoju.
Usłyszał za
sobą kroki Sugi. Z jego pomocą udało mu się ostrożnie wyciągnąć z wody
nieprzytomnego gumiho i ułożyć w dogodnej pozycji na nierównym kamiennym
podłożu. Położył obok siebie pogniecione płócienne zawiniątko i trzęsącymi się
rękami odgarnął długie do kolan poły niegdyś białego, teraz w połowie
czerwonego płaszcza z rozcięciem sięgającym pleców, aby nie przeszkadzały
Yoongiemu przy opatrywaniu wciąż krwawiącego kikuta. Nie będąc w stanie zrobić
nic więcej, wziął od Kanadyjczyka telefon, kierując promień światła na ranę.
Jednocześnie odwrócił wzrok, czując, że zbiera mu się na mdłości. Co prawda,
niejedno w swoim dwudziestoletnim życiu przeszedł i nieobcy był mu widok
przeróżnych uszkodzeń ciała, jednak pokryta długą sierścią pozostałość po odgryzionym
ogonie była jedną z tych rzeczy, których nie potrafił znieść.
Sudze
wystarczyło jedno spojrzenie na blondyna, by wiedzieć, że póki co do niczego
się nie przyda, dlatego bez słowa zabrał się do roboty. Otworzył torbę i
powtarzając sobie w myślach instrukcje pani Park wyciągnął odpowiedni
pojemniczek z zielonym proszkiem i rozsypał go ostrożnie po przygotowanym
wcześniej bawełnianym kawałku materiału, nasączonym fioletowawą miksturą o
silnym, ostrym zapachu. Następnie położył na wierzch kolejny kawałek i skręcił
opatrunek w dłoniach, by proszek rozpuścił się na obu skrawkach, po czym
odłożył je na bok i wyjął niedużą fiolkę z oleistym płynem, którego niewielką
ilość wylał na dłoń. Była to substancja, która według słów cioci Jimina miała
zamknąć naczynia krwionośne i powstrzymać upływ krwi, jednak nie wolno jej było
użyć zbyt dużo. Suga odgarnął delikatnie na bok nieruchome białe ogony i
ostrożnie wtarł olejek w odgryzioną końcówkę ogona. Faktycznie, krwotok od razu
zauważalnie się zmniejszył, a po niecałej minucie ustał zupełnie. Wtedy Yoongi
odwrócił się by umyć dłonie, rozdzielił dwa kawałki bawełnianego materiału i
owinął jednym z nich dokładnie ranę, a drugi złożył na cztery i schował do
szczelnego metalowego pudełeczka na później. Na koniec wyjął zwykły bandaż i
dokończył zakładanie opatrunku, owijając na koniec kilkakrotnie nasadę
sąsiedniego ogona, by zapobiec obsunięciu się go z kikuta.
Potem poszło
już z górki, bo reszta ran zaczęła się już goić i wystarczyło je tylko przemyć
rozcieńczonym olejkiem z dodatkiem jakichś ziół z drugiej fiolki. Wyzwaniem za
to było obudzenie Jimina. Dopiero po trzecim potraktowaniu oparami z liści
trzeźwiących gumiho odetchnął głębiej i zamrugał powoli przy wtórze pełnych
ulgi westchnień przyjaciół. Szarowłosy jednak wciąż nie do końca kontaktował,
dlatego nakłonienie go do ukrycia ogonów w załamaniu przestrzeni i przebranie
przemoczonych części garderoby w spakowane przezornie do torby przez panią Park
ubrania zajęło chłopakom dobre pół godziny. Kiedy więc w końcu wyszli z groty,
niebo na wschodzie było już różowe, a według telefonu Taehyunga (ten należący
do Sugi zdążył się wcześniej rozładować) dochodziła szósta. Mieli niewiele
czasu do otwarcia parku i musieli się pospieszyć, zanim ludzie zaczną się
schodzić i stawiać niewygodne pytania, jednak z ledwo żywym, bladym jak ściana
Jiminem nie było to łatwe zadanie.
Dobry
kwadrans zajęło im dowleczenie się do bramy parku, która na szczęście była już
otwarta -przeciągnięcie gumiho przez ogrodzenie wydawało się zadaniem ponad
siły. Cała trójka wpakowała się więc do Hyundaia – Tae i Yoongi pomogli
Jiminowi ułożyć się względnie wygodnie na tylnym siedzeniu, sami zajmując
miejsca z przodu.
Droga
powrotna była znacznie spokojniejsza – o tak wczesnej porze w sobotę nikomu się
nigdzie nie spieszyło. Szarowłosy usnął niemal od razu, a Taehyunga senność
dopadła niedługo później. Suga został więc sam ze swoimi myślami, co, mimo jego
dość mrukliwego i małomównego sposobu bycia, ze względu na towarzystwo
aktualnie śpiących przyjaciół nie było czymś zbyt częstym. Teraz dopiero mógł
na spokojnie zastanowić się nad tym, co miało miejsce dwie godziny wcześniej.
Taehyung
zadzwonił do niego wpół do czwartej nad ranem. Yoongi nienawidził być budzonym
o tej porze, dlatego z początku planował, że udusi blondyna przy najbliższej
okazji, jednak wiadomość o utracie ogona przez Jimina skutecznie pohamowała
jego mordercze zapędy i wyciągnęła z łóżka skuteczniej niż cokolwiek. Ubrał się
w pierwsze rzeczy, które miał pod ręką, zgarnął z lodówki kilka owocowych
soczków w kartonikach, buty i kluczyki i wypadł z mieszkania, trzaskając
drzwiami (za co prawdopodobnie nieźle mu się dostanie od starej zrzędliwej
sąsiadki z naprzeciwka). Kwadrans później był już pod domem Jimina, odbierając
stamtąd Tae oraz torbę ze specyfikami i instrukcjami pani Park, po czym z
piskiem opon wyruszył w stronę parku. Po drodze wypili z Amerykaninem po jednym
soczku, zaspokajając głód tą namiastką posiłku, dzięki czemu jakoś udało im się
wytrzymać te dwie godziny.
Suga
otworzył kieszeń od strony pasażera i wyjął dla siebie jeszcze jeden kartonik.
Popatrzył w lusterku na śpiącego Jimina, sprawdzając, czy nie zsunął się z
siedzeń, kiedy zahamował na światłach, a potem zerknął na pochrapującego z
cicha blondyna. Przez chwilę wahał się, czy by go nie obudzić, jednak uznał, że
to byłoby wredne. Taehyung znacznie mocniej przeżył tę sytuację – w końcu
gumiho opiekował się nim od ósmego roku życia – poza tym biegł przez całą drogę
od mieszkania swojej babci do domu pani Park, co było dość sporym wyczynem, bo miała
ona jakieś sześć kilometrów. Westchnął więc tylko pod nosem i włączył cicho
radio, mając nadzieję, że dzięki temu uda mu się zachować jako taką przytomność
na drodze.
Godzinę
później czarny Hyundai zajechał pod dom Jimina. W chwili, kiedy samochód się
zatrzymał, Taehyung obudził się gwałtownie, wciągając głośno powietrze do płuc,
a Jimin jęknął i zasłonił oczy przedramieniem. Yoongi ziewnął, wysiadł i
przeciągnął się na zimnym powietrzu, kiwając głową na powitanie do pani Park,
która właśnie pojawiła się w drzwiach.
We trójkę
szybko poszło im przeniesienie gumiho na szeroką kanapę do salonu. Ciocia
Jimina zadała parę pytań i obejrzała uważnie opatrunek oraz inne, podgojone
rany. W końcu zlitowała się nad chłopakami, którzy dosłownie lecieli z nóg i
pozwoliła im iść na górę do pokoju Jimina. Sudze nie trzeba było tego dwa razy
powtarzać. Momentalnie pokonał dziewięć drewnianych schodków, otworzył
mahoniowe drzwi po lewej i rzucił się na łóżko, natychmiast zasypiając. Taehyung
natomiast podziękował cioci wciąż lekko zachrypniętym od snu głosem, poszedł do
kuchni napić się wody i dopiero wtedy wtoczył się w ślad za Kanadyjczykiem na
górę. Widząc zajęte łóżko ziewnął tylko i ułożył się na materacu leżącym między
meblem a oknem i również odpłynął w objęcia Morfeusza.
Ja tu jeszcze zaglądam :) Może nie za często ale jednak wciąż lubię czytać tego typu rzeczy.
OdpowiedzUsuńA czy scenariusze z listy będziesz realizować?
Scenariusze z listy? To tu jest jakaś lista?
Usuń...
Chyba muszę wypytać o to Hespe... nieważne XD
Póki co, nie sądzę, żebym dała radę. Gumiho to mój priorytetowy projekt, a przez maturę nawet na to trudno mi znaleźć czas. Jeżeli już, to prawdopodobnie dopiero w wakacje XD
Pozdrawiam~
Może lista to złe stwierdzenie...raczej z poczekalni :)
UsuńBardzo dobrze rozumiem brak czasu więc tym bardziej się ciesze, że się tu coś czasem pojawi.
Ja tam mogę czekać i do wakacji i tak przeczytam
Aaa, okej, już znalazłam xD Btw widziałam tam zamówienie od ciebie ^^ I tak sobie myślę, że zrealizuję je jako pierwsze ;*
UsuńPozdrawiam~
Ale super, cieszę się i cierpliwie będę na ne czekać :D
OdpowiedzUsuńDlaczego nic nie ma?:/
OdpowiedzUsuńO cholerka, zapomniałam o tym miejscu 😶
UsuńWłaściwie to z publikacją przeniosłam się na wattpada, bo tak mi było wygodniej, a w ostatnim roku tyle się działo, że blogspot kompletnie mi wyleciał z głowy xD
Jeśli interesuje Cię ciąg dalszy, to zapraszam tutaj --> https://my.w.tt/FDCS2StRLT