Hejo~
Ciekawe, ile tu jeszcze osób zostało po tak długiej przerwie XD
Ogólnie przez ostatnie kilka miesięcy robiłam remont tego, hmmm... opowiadania? Nieważne, w każdym razie wracam do was z nową wersją, która dość znacząco różni się od poprzedniej. Postaram się wstawiać posty przynajmniej raz w miesiącu - nie wiem, czy mi się uda, bo dyplom i matura, no i przydałoby się mieć jakie takie te oceny to może stypendium dostanę :"D
No nic, zostawiam wam prolog i mam nadzieję, że wam się spodoba ;*
~Z dedykacją dla wszystkich, którzy to czytają <3
Zaszumiało,
kiedy grupa ptaków wzbiła się w powietrze, przenosząc się z jednego drzewa na
inne, nieco bardziej oddalone od pary stojącej na szczycie wzgórza gęsto
pokrytego szydlicami – jedynymi zielonymi drzewami o tej porze roku. Jak na
końcówkę listopada przystało, było dość mroźno, co potwierdzały różnokszatłne
obłoczki pary wydobywające się z ust tak odmiennie wyglądających kobiety i
mężczyzny. Jedyne, co ich łączyło, to niezbyt wysoki wzrost i młody wiek,
natomiast wszystko inne dzieliło, od ubioru przez kolor włosów po wyraz twarzy.
Kobieta, a
właściwie dziewczyna ubrana w białe, nieco przybrudzone od wędrówki przez las,
zdobione złotą nicią kimono zaciskała schowane w rękawach pięści, z całych sił
próbując się nie rozpłakać. Jej pochyloną głowę zasłaniał welon czarnych,
rozpuszczonych włosów, skutecznie ukrywając przed światem grymas rezygnacji i
rozpaczy.
– Dlaczego?
– szepnęła drżącym głosem, nie mając odwagi nawet spojrzeć na twarz towarzysza,
która wyglądała jak wyciosana z kamienia, zimna i niewyrażająca emocji.
– Ostrzegałem
cię. To nie jest możliwe, by gumiho pokochał kogokolwiek innego iż drugiego
gumiho – jego wyprany z emocji głos rozbrzmiał zimno w cichym, jakby wymarłym
lesie.
Mimo
wysiłków dziewczyny, samotna łza wydostała się spod zaciśniętych powiek i
spłynęła po policzku, skapując na srebrny wisiorek w kształcie piórka, który
wysunął się spomiędzy fałd kimona.
Cichy dźwięk
dotarł do wrażliwych uszu gumiho, z którego ust wyrwało się mimowolne
westchnienie.
– Dobrze
wiedziałaś, że tak będzie. Dlaczego więc wciąż za mną chodziłaś? Dlaczego
upierałaś się, by spędzać ze mną czas? Ostrzegałem cię wielokrotnie, że to
przyniesie ci tylko ból, więc dlaczego? – --przy ostatnim słowie głos zadrżał
mu minimalnie od emocji, które tak usilnie starał się w sobie zdusić.
Dziewczyna
pokręciła głową i wytarła gwałtownie mokry policzek, spoglądając gniewnie
swoimi ciemnymi oczami w piwne tęczówki towarzysza – zwykle ciepłe jak ogień w
kominku, teraz zimne jak złoto.
– To nie
jest coś, z czym mogłam walczyć i ty dobrze o tym wiedziałeś! Dlaczego wtedy
nie wyjechałeś?! Przyjemnie ci było patrzeć, jak robiłam z siebie idiotkę,
zabiegając każdego dnia o spotkanie?! – prychnęła ze złością, odwracając wzrok.
– Ojciec miał rację co do ciebie. Nie warto było się starać. Nie warto było
wysyłać przyjaciela po ten głupi wisiorek. Prawie przez to zginął! Przez
ciebie!
Gumiho
przymknął oczy i przeczesał palcami nieco przydługie, szare mimo młodego wieku
kosmyki włosów i odwrócił się do niej plecami.
– Dokładnie
to samo ci mówiłem, Kana. Nie obwiniaj mnie o coś, czego to ty nie zrobiłaś.
Miałaś wybór. Dawałem ci go wielokrotnie. Teraz nie mam już nic do powiedzenia.
Żegnaj. – wypowiedział to bardzo spokojnym, łagodnym głosem i ruszył przed
siebie, nie oglądając się wstecz.
Dziewczyna
patrzyła chwilę na jego oddalające się, wyprostowane plecy. Przez głowę
przebiegły jej wszystkie momenty, kiedy widziała jego uśmiech, słyszała jego
śmiech i widziała radość, szybko jednak zostały one zastąpione przez obraz jego
rozgniewanej twarzy. Przypomniała sobie wszystkie słowa, którymi ją krzywdził.
Wszystkie noce, które przez niego przepłakała i zapewne jeszcze przepłacze…
Nie. Nie będzie płakać. Nie jest tego wart.
Jej dłoń
mimowolnie zacisnęła się na wisiorku tak mocno, że aż zbielały jej knykcie. Na
twarzy pojawił się wyraz zaciętości, usta zacisnęły w wąską kreskę, a oczy
rozjarzyły się iskrami niepohamowanej wściekłości. Nie pozwoli na to, by te
wszystkie chwile, wszystkie noce poszły na marne!
– Hej! –
wrzasnęła i puściła się biegiem, próbując dogonić znikającą między pniami drzew
chłopaka. Niestety, im szybciej biegła, tym bardziej gumiho się od niej oddalał.
– Poczekaj!
Słyszysz mnie?! Masz się natychmiast zatrzymać! Mój ojciec jest… - nie
dokończyła. Przeszkodził jej w tym korzeń drzewa, o którego potknęła się i
wylądowała ciężko na ziemi. Zimne powietrze kłuło ją w płuca, a otarte łokcie
piekły, wyciskając z oczu łzy bólu. Zaszlochała, kuląc się wśród leśnej ściółki
i przyciskając do piersi pięść wciąż zaciśniętą na drobnym naszyjniku.
Nie
wiedziała, ile tak leżała, ani kiedy dokładnie w jej głowie pojawiły się
szepty. Miała wrażenie, jakby słyszała je zawsze, a jednocześnie była pewna, że
nigdy wcześniej się to nie zdarzyło. Bez względu na to, szepty przybierały na
sile, przemieniając się z czasem w zrozumiałe słowa, a nawet zwroty.
Zemsta… zapłaci… pożałuje… nie ma prawa…
boli… niech on też poczuje… kim on myśli, że jest… jak śmie nas krzywdzić?
Płacz
dziewczyny ustał, kiedy zaczęła się uważniej wsłuchiwać. One miały rację. W
końcu była córką jednego z najbogatszych oligarchów Cesarstwa Japonii. Nikt nie
miał prawa jej tak traktować! Nawet gumiho!
W jej
wnętrzu zapłonął ogień, gdy jej usta wypowiedziały bezwiednie przysięgę zemsty.
Jej paznokcie wydłużyły się i zaostrzyły, a czarna krew spłynęła z dłoni i
zaczęła kapać na ziemię, sprawiając, że ściółka zaczęła się dymić.
Kana
podniosła się z ziemi, otoczona przez gęstniejący dym. Jej bure od brudu i dymu
kimono zmieniło kolor na czerń najczarniejszą z możliwych, która zdawała się
wysysać słabe światło z otoczenia, wypłaszczając błyszczące dotąd złociste
wzory, które po chwili zginęły w ciemności rozprzestrzeniającej się nad lasem.
Już wkrótce jedyną widoczną rzeczą była jej blada twarz, jaśniejąca jak księżyc
w bezgwiezdną noc, oraz jasna końcówka długiego, lisiego ogona, który wyłonił
się spomiędzy fałd ubrania.
W nienaturalnej
ciszy rozległ się nieludzki, pełen nienawiści wrzask, będąc ostatecznym znakiem
narodzin kolejnego Czarnego Kitsune.
~ 100 lat później ~
W miarę jak
świetlista tarcza Wiseonga zniżała się coraz bardziej ku południowej krawędzi
horyzontu, a o połowę mniejszy Yuèliàng znikał na północnym zachodzie,
zwiastując świt, wioska Kokko stawała się coraz bardziej spokojna. Mieszkańcy
znikali powoli w pięknie rzeźbionych, kamiennych wejściach swoich podziemnych
domostw, aż wkrótce na powierzchni zostało tylko kilka przemykających w
rzedniejącym mroku sylwetek. Delikatny wietrzyk poruszał rytmicznie koronami
drzew, wtórując szumnie ostatnim śpiewom ptaków, przelatujących sennie z gałęzi
na gałąź w poszukiwaniu najdogodniejszego miejsca na spanie.
Nagle
sielankę przerwał głuchy trzask. Dwie postacie pojawiły się jakby znikąd na
zachodnim krańcu wioski. Jedna z nich podtrzymywała drugą, wyższą, wyraźnie
osłabioną, ze skrawkami bandaży wystającymi spomiędzy ubrań. Byli to mężczyźni,
swoim wyglądem bardzo odstający od mieszkańców. Jeden z nich, młodszy i
szarowłosy, rozejrzał się niespokojnie dookoła, szukając czegoś wzrokiem w
oddali. Kiedy znalazł to, czego szukał, na jego twarzy pojawił się wyraz ulgi.
Ruszył szybkim krokiem w las, nie zważając na bolesne jęki towarzysza.
Niedługo
zostawili wioskę za swoimi plecami, podążając wąską ścieżką w gęstym lesie. Po
kilku minutach forsownego marszu, wyraźnie odciskającego swoje piętno na bladej
i spoconej twarzy wyższego z nich, mężczyźni skręcili w niemal niewidoczną
odnogę. Wkrótce wśród gęstego poszycia zamajaczyło kamienne obramowanie
wejścia, podobne do tych widzianych w wiosce. Było jednak ono z grubsza tylko
ociosane, niedokończone i nie tak ozdobne.
Przybysze
nie tracili jednak czasu na oględziny. Szarowłosy podciągnął trochę swego
rannego towarzysza i załomotał w grube, sosnowe drzwi. Ze środka rozległy się
odgłosy przyciszonych rozmów i szybkie kroki. Chwilę później otworzyła im dość
wysoka, czarnoskóra kobieta o hipnotyzujących, ciemnych oczach. Widząc stan
drugiego z mężczyzn, bez słowa wpuściła ich do środka i zatrzasnęła wejście.
W środku przybyszów
przywitały zaciekawione spojrzenia dwójki nastolatków oraz pozornie
niezainteresowane zerknięcia ze strony staruszki i mężczyzny w średnim wieku.
Młodsze z dzieci – chłopiec – wyraźnie odróżniało się od reszty domowników
swoją jasną skórą i ciemnoniebieskimi, skośnymi oczami. Jego starsza siostra
również nie wyglądała jak dorośli – miała śniadą cerę i zielone oczy, niemniej
jednak nie było ta aż tak widoczne, jak w przypadku brata.
Na nim to
właśnie spoczął wzrok rannego. Nie zważając na ciche protesty ze strony
podtrzymującego go młodzieńca, wyprostował się i chwiejnym, pełnym bólu krokiem
zbliżył się do młodego gumiho. Dzieciak zaniepokojony wycofał się, chowając za
siostrą, która zastąpiła nieznajomemu drogę. Mężczyzna zatrzymał się z
sapnięciem i przetarł wierzchem dłoni spocone czoło. Jego spojrzenie
powędrowało w stronę gospodyni, która stała spokojnie kilka kroków dalej,
obserwując jednak czujnie jego poczynania, gotowa w każdej chwili skoczyć na
ratunek swojemu dziecku.
Nieznajomy
zachwiał się, ale dzięki swemu towarzyszowi nie upadł. W tym samym momencie
kobieta powiedziała kilka słów w dziwnym, świergotliwym języku, a pozostała
czwórka domowników opuściła pomieszczenie. Gospodyni zaprosiła przybyszów do
stołu, a sama zakrzątnęła się przy posiłku, wkrótce przynosząc gościom coś do
picia oraz późną kolację.
Ranny nie
chciał jeść, za to podany napój wypił duszkiem, opierając się ciężko o ramię
szarowłosego. Widząc to, czarnoskóra zacisnęła lekko usta, ale bez słowa
zabrała nietknięty talerz spowrotem do kuchni. Kiedy drugi z gości skończył
posiłek, sprzątnęła ze stołu i dopiero wtedy zdecydowała się przerwać ciszę.
– Zakładam,
że to coś bardzo ważnego, skoro Wędrowiec przybywa o tej porze w towarzystwie
samego Adyla. – jej głos był nieco szorstki, nie zdradzał jednak żadnych emocji
poza zwykłą ciekawością.
Szarowłosy
uśmiechnął się nieznacznie na te słowa i widząc, że jego chory towarzysz nie ma
siły odpowiedzieć, zabrał głos.
– Nie mylisz
się, Azerio. Prawdę mówiąc sprawa jest dość poważna, ale należy ją zachować w
ścisłej tajemnicy. Uprzedzając twoje pytanie, to leży także i w twoim interesie
– jego piwne oczy błysnęły rozbawieniem, które jednak niemal natychmiast
zniknęło. – Chodzi o twojego drugiego partnera.
Gospodyni
pobladła i rozejrzała się szybko po pomieszczeniu. Przez chwilę zawiesiła wzrok
na oknie, jakby niezdecydowana, wstała i zaciągnęła zasłony.
– Gwardia
wie, że nie mam z nim kontaktu od przeszło trzydziestu lat – powiedziała z
wahaniem.
– Owszem.
Nie jest to jednak sprawa dotycząca Gwardii, więcej – Gwardia za żadne skarby
nie powinna się o tym dowiedzieć. Niestety, na to już nic nie poradzimy.
Pozostaje tylko zrobić wszystko, aby zminimalizować ewentualne szkody, które na
pewno nastąpią, kiedy ci – na Diamentowego Lisa – strażnicy porządku
publicznego zaczną niezdarnie rozgrzebywać całą sprawę.
Między nimi
zapadła długa cisza, którą przerwało bolesne jęknięcie rannego.
– Mój syn…
Mój ukochany syn… - zakwilił, krzywiąc się, jakby miał się zaraz rozpłakać.
Zaczął mówić coś jeszcze, ale wyszedł z tego niezrozumiały bełkot.
Szarowłosy
westchnął i potarł skronie, czując narastający ból głowy.
– To jego
dziecko – powiedział cicho, nie patrząc na swą rozmówczynię. – Feliks
Srebrnouchy postanowił po raz kolejny postawić nas w kłopotliwej sytuacji i
złamać Najwyższe Prawo, oczywiście nie informując o tym nikogo. Gwardia jest
wściekła i nie dziwię im się. Jeśli chcesz, żeby twój syn przeżył, musisz mi
pomóc.
Też czasami mam wielką ochotę, by przeprowadzić remont któregoś z moich pierwszych opowiadań, ale stwierdzam zawsze, że zostawię je w świętym spokoju takimi, jakie są :")
OdpowiedzUsuńW ogóle - witam, widzę, że prolog dedykowany między innymi mej osobie 'B) A tak jeszcze bardziej w ogóle - bądź świadoma, że przerwałam naukę opisów znaków drogowych (a dokładniej to znaku B-31 :")) na jutrzejszą kartkówkę i z niebieskim ołówkiem w pingwiny w ustach zaczęłam czytać to opowiadanie :") Niesłychane rzeczy się dziejo, powiadam. Niesłychane bardzo XDD
*czyta "(...)gęsto pokrytego szydlicami". Przerywa czytanie. Dafaq, co to są szydlice? Wpisuje w Google. Wujek, jak zawsze pomocny podpowiada, że to "wieś w Polsce położona na Pojezierzu Bytowskim, w województwie pomorskim, w powiecie bytowskim, w gminie Miastko"... No więc nawet z Grafiki Google nie dowiedziałam się, co to, ale jeżeli piszesz, że to zielone drzewa, to taka wiedza mi w zupełności wystarczy XD
Ubrać białe kimono na wędrówkę przez las *klaskuklask XD* Ciekawie wgl byłoby spotkać w lesie kogoś ubranego w jakiekolwiek kimono... No nie powiem, że bym się nie przestraszyła :")
O fak, jakie tu trudne słowa się pojawiają XDD Cóż, przynajmniej teraz już wiem, że oligarchia to forma rządów, polegająca na sprawowaniu władzę przez niewielką liczbę osób :")
Mam pytanko: Czy Czarny Kitsune to to samo co Nogitsune, czy coś innego :")?
Zapowiada się mega XD W ogóle moim zdaniem to wcześniejsza wersja była arcydziełem literackim, a jeżeli ta jest poprawiona to kurczę, nie mogę doczekać się kolejnych rozdziałów XD
Życzę dużo weny i czasu do pisania :)
Pozdrawiam 'B)
Jejku, jak ja kocham czytać twoje komentarze 😘💖
UsuńOj, mam nadzieję, że nie przeszkodzi ci to w zaliczeniu tego 0.0
Szydlice to takie zimozielone drzewa w Japonii (wcale nie wpisałam w google hasła 'drzewa w Japonii', wcale 😅😂)
Białe kimono, a w dodatku jedwabne :") Wiesz, kto bogatemu zabroni? XDDDDDDD
Oligarchia? Niee, nie przeglądałam wiadomości o ustroju w Japonii jakieś sto lat temu... No dobra, paczyłam xD Chciałam, żeby to było bardziej realistyczne i takie tam XDDDDDDD
Dafuq is nogitsune? 😂😂 Eee... Dzięki google, nic nie rozumiem xD Ogólnie o Czarnych Kitsune będzie jeszcze później, więc sama ocenisz xD
Arcydziełem literackim bym tego nie nazwała, ogólne jak zaczęłam w wakacje przeglądać pierwsze rozdziały to się za głowę złapałam :") Nie będę spoilerować, powiem tylko, że zrezygnowałam z pierwszoosobowej narracji Jungkooka, bo mi zaburzała kompozycję 😂😂😂
Dzięki, przyda się, zwłaszcza teraz xD Heh, mam jutro z rana sprawdzian z matmy rozszerzonej i nic nie umiem 😅😂 Nie polecam XDD
Również pozdrawiam 💖
Po długiej przerwie weszłam na swojego bloga i tak sobie pomyślałam, że wejdę na blogi które czytałam i jakie miłe zaskoczenie, że coś się niedawno tutaj pojawiło. Czasem warto jednak poodwiedzać stare kąty internetu bo można się pozytywnie zaskoczyć :) To jak zamierzasz nadal coś tutaj wstawiać to ja zamierzam tutaj wpadać
OdpowiedzUsuńJak miło, że napisałaś 😘
UsuńBędę, będę, tylko niestety najwcześniej pod koniec miesiąca albo na początku grudnia, bo mamy próbne matury xD Mimo wszystko mam nadzieję, że Cię to nie zniechęci 💖
Pozdrawiam~
Przyznam szczerze, że zdziwiłam się kiedy usunęłaś wcześniejszą wersję, ale nie zmienia to faktu, że bardzo przyjemnie czyta się Twoje pracę i masz talent literacki. Piszesz bardzo bogatym i kwiecistym językiem. Oby tak dalej:)
OdpowiedzUsuńDziękuję 💖
Usuń