Uwaga

Proszę o pisanie w komentarzach, przy zamówieniach imię autorki, która ma dane zamówienie zrealizować :3
Hesperiata, czy Neko ^^

czwartek, 2 czerwca 2016

Kevin (U-kiss) cz.3 Największy skarb

Heloł, its mi XDD Sorki, że tak długo to trwało, ale dopiero dzisiaj znalazłam czas i wenę, by to dokończyć i nie powiem, jestem z siebie dumna. Ale bardziej z długości tego czegoś niż z treści, bo wszystkie trzy części łącznie mają jakieś 19 tys. słów (!) Ta część ma niecałe 6 tys., więc i tak nie jest to mało, ale szczerze przyznam, że miałam z nią największy problem. Chodzi głównie o to, że miałam pomysł, ale uciekały mi słowa, w wynku czego przez długi, długi czas nie mogłam tego skończyć. No, ale wreszcie jest ;3
Mam nadzieję, że wam się spodoba~

~Dla Miki <3

*W poprzedniej części*
Pokiwałaś głową w zamyśleniu. Przeszliście jeszcze kilka kroków, po czym zatrzymaliście się pośrodku ogrodu, z zachwytem obserwując pierwsze promienie słońca rozświetlające półmrok.
Byliście kompletnie nieświadomi faktu, że jesteście obserwowani przez ciemną postać skrytą w cieniu drzewa, która podążała za wami, bezczelnie przysłuchując się waszej rozmowie. Kiedy tylko tarcza słoneczna wzniosła się nad horyzontem, nieznajomy wykrzywił usta w parodii uśmiechu i zniknął.

~*~*~*~

- Hmmm… Interesujące – mruknął Soohyun, kiedy przyklęknięta, odziana na czarno postać skończyła mówić. Wampir odwrócił się do niej tyłem i powolnym krokiem zbliżył się do przyciemnianego okna, obserwując przemykających w cieniu ostatnich pobratymców, spieszących do swych domów przed nadejściem dnia. Byli to młodzi, którzy jeszcze nie opanowali teleportacji na tyle dobrze, by ryzykować pojawienie się w ścianie budynku.
- Ciekawe, w jaki sposób może mi to pomóc w osiągnięciu celu? – rzucił w przestrzeń, nie oczekując odpowiedzi i wykonał nieznaczny gest dłonią. Zakapturzony przybysz skłonił niżej głowę i wyszedł, doskonale odczytując intencje swego przełożonego. Mimo młodego wieku wampir był głową rodu Shin i od samego początku wyraźnie było widać, że jest wręcz tworzony to tego stanowiska. Jego siatka doskonale wyszkolonych szpiegów sięgała daleko poza granice terytorium klanu, dzięki czemu był dokładnie poinformowany o wszelkich ważniejszych wydarzeniach tak w ludzkim świecie, jak i na owianych tajemnicą terenach należących do istot nadprzyrodzonych.
Od kilkunastu lat Soohyun miał jednak większe ambicje, mianowicie chciał zasiąść na tronie Lorda. Dzięki zręcznie zawiązywanym sojuszom i różnym, z pozoru nieistotnym działaniom Shin mozolnie piął się w górę po szczeblach wampirzej hierarchii. Mimo iż wcale się z tym nie krył, niewielu zdawało sobie sprawę z prawdziwych zamiarów wampira. Tytuł Lorda miał być dopiero początkiem, pretekstem do zdobycia jeszcze większej władzy. Azjata, choć młody – liczył sobie w końcu mniej niż pół wieku – miał bardzo rozbudowane i dalekosiężne plany. Kiedy już zasiądzie na Lordowskim krześle, pragnął ożenić się z jedną z córek Lorda najbardziej liczącego się klanu wampirów w tej części świata, następnie w wyrafinowany i nie rzucający podejrzeń na jego osobę sposób pozbyć się teścia i tym samym stać się najpotężniejszym władcą wampirów. A to jeszcze nie koniec.
Wykorzystując swoje wpływy, chciał połączyć pozostałe klany wampirów w jedno królestwo, którego oczywiście miał być przywódcą i po kolei wybijać poszczególne watahy wilkołaków, doprowadzając do zagłady rasy, a potem… Potem wystarczyło tylko podbić świat ludzi, by zapewnić panowanie sobie i swojemu rodowi do końca świata.
Oczywiście Soohyun zdawał sobie sprawę, że ten plan wymaga wielu lat pracy i zręcznej polityki. Być może nie uda mu się osiągnąć tego wszystkiego za swego życia, dlatego musiał bardzo dokładnie przygotować swego spadkobiercę. Ale o tym później, najpierw powinien zająć się swym podstawowym celem, bez którego wszystko inne nie będzie możliwe, mianowicie zdetronizowaniem obecnego Lorda.

~*~*~*~

Tak jak się spodziewałaś, propozycja YeonsoHana wywołała burzę protestów. Po chwili ciszy wilkołaki zaczęły gwałtownie wyrażać swój sprzeciw, choć nie umknęło twej uwadze kilka osób, kiwających w zamyśleniu głowami. Alfa podniósł dłonie, uciszając watahę, która, choć z niechęcią, umilkła.
- Długo nad tym myślałem, mając nadzieję, że są inne opcje, ale… - tu westchnął zrezygnowany – Każde inne rozwiązanie niesie ze sobą ogromne ryzyko. Gdybyśmy, na przykład, wszyscy od razu wyruszyli na poszukiwanie nowego terytorium, bardziej niż prawdopodobne, że inne watahy nie pozwoliłyby tak dużej grupie przebywać na ich terenach. Jeśli podróżowalibyśmy po terenach zajętych przez ludzi, momentalnie zaczęły by się polowania i zostalibyśmy jeszcze bardziej zdziesiątkowani. W takim wypadku opcja pozostania u wampirów, podczas gdy kilkoro z nas wybierze się na poszukiwania, wydaje się najrozsądniejsza.
Po jego słowach zapadła długa cisza.
- Skąd mamy wiedzieć, że krwiopijcy nie skorzystają z naszej trudnej sytuacji i nie wyrżną nas co do jednego? – odezwał się wreszcie jeden z wilków. Tym razem to ty zabrałaś głos.
- Nie wiemy tego. Faktem jest jednak to, iż większości wampirzych rodów byłoby to nie na rękę, dlatego nie sądzę, by nam coś zrobili. Raczej posłużą się nami, by zdobyć silniejszą pozycję wśród swoich.
Kevin wiele ci opowiadał o zawiłościach polityki swej rasy, dzięki czemu byłaś dość dobrze obeznana w aktualnej sytuacji na wampirzym dworze. Oprócz rodu Woo waszym sojusznikiem już w tej chwili był ród Lee, którego głową był Kiseop, a parę innych rozważało tę opcję. Zdecydowanie przeciwny wam był natomiast ród Shin, znany z odwiecznej, bezwzględnej i nieodwołalnej nienawiści do waszej rasy, a cała reszta była póki co neutralna. Po cichu liczyłaś na to, że rozgrywki między poszczególnymi rodzinami przeważą nad niechęcią do wilkołaków i spowodują pozytywne rozpatrzenie waszej, póki co nieoficjalnej prośby.
- A co z Lordem? Po której jest stronie? – rzucił ktoś z watahy. Spodziewałaś się tego pytania i miałaś już na nie przygotowaną odpowiedź.
- Póki co, jest bezstronny. Wszystko zależy od tego, jak zdecydują pozostałe rody, choć nieoficjalne wiem, że postara się to rozstrzygnąć na naszą korzyść.
- A co on z tego będzie miał?
Zagryzłaś lekko wargę. Tego się również spodziewałaś, ale odnosiłaś wrażenie, że wilkołakom się twoja odpowiedź nie spodoba.
- W zamian oczekuje naszej przychylności w sporach z innymi klanami.
Tak jak się spodziewałaś, wśród wilkołaków rozległy się niezadowolone pomruki. W tym momencie zabrał głos Alfa.
- Uważam, że to uczciwa cena. Zdecydowałem już oficjalnie przedstawić naszą prośbę przed Radą Wampirów. Jeżeli komuś się to nie podoba, może opuścić watahę. Nie będę nikogo do niczego zmuszał. Liczę, że podejmiecie rozsądną decyzję – z tymi słowami YeonsoHan odwrócił się i skierował w stronę swojego tymczasowego legowiska, a ty podążyłaś za nim.
- Nie było tak źle – szepnęłaś, a twój brat mruknął coś w odpowiedzi.
- Trzeba się przygotować na to, że część z nich zdecyduje się odejść. Niestety, im mniej nas zostanie, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że nas przyjmą. Zbyt mało liczna wataha do niczego im się nie przyda – westchnął czarnowłosy. Pokiwałaś głową, podzielając jego zdanie, jednak przyszła ci do głowy jeszcze inna, gorsza myśl.
- Może się też tak zdarzyć, że któreś z nich uzna cię za zdrajcę,  zabije i przejmie władzę – rzuciłaś po chwili ciszy, jednak młody Alfa pokręcił głową.
- Mało prawdopodobne. Bądź co bądź, jestem zielarzem i wielu z nich pomogłem wrócić do zdrowia. Znają mnie i szanują, wiedzą, że nie podejmuję decyzji pochopnie. Co innego ty - wilkołak półkrwi zadający się z wampirami. Powinnaś uważać na siebie – jego lśniące ciemne oczy popatrzyły na ciebie z troską. Odpowiedziałaś mu pewnym spojrzeniem i uspokajającym uśmiechem.
- Nie martw się braciszku, potrafię o siebie zadbać. A teraz, jeśli nie masz nic przeciwko…
- Idź, idź, przecież wiem, że tylko na to czekasz – YeonsoHan uśmiechnął się wyrozumiale i puścił ci perskie oko.
- Ja wcale nie… Ugh, Han, ty frajerze – pchnęłaś go lekko w ramię i pomknęłaś w stronę lasu, słysząc za sobą jego pełen wesołości chichot. Faceci, westchnęłaś w myślach i zmieniłaś postać, z ogromną prędkością pędząc w stronę wampirzego zamczyska.

~*~*~*~

Przez kilka kolejnych dni wśród całej watahy dało się odczuć pewne podenerwowanie pomieszane z ekscytacją. Wbrew waszym pesymistycznym założeniom, ledwie kilka osób zdecydowało się opuścić stado. Cała reszta po namyśle doszła do takiego samego wniosku, co wy i z ufnością oczekiwała na dzień, w którym delegacja z Alfą na czele uda się do siedziby Lorda, by już oficjalnie przedstawić mu swą prośbę.
Tobie również udzieliły się owe emocje, kiedy wraz z bratem i pięcioma towarzyszami przemierzałaś „przedmieścia” wampirzego zamku. W rzeczywistości nie był to zamek, ale kompleks mniejszych lub większych dworków należących do poszczególnych rodów ze strzelistą i monumentalną sylwetką zamku służącego za miejsce spotkań wampirzego dworu. Krwiopijcy jeszcze nie odważyli się wyjść wam na spotkanie z powodu ognistego światła zachodzącego słońca, zalewającego wszystko wokół, ale czułaś ich świdrujące spojrzenia, przeszywające was na wskroś, kiedy dumnym krokiem pokonywaliście coraz węższe uliczki dzielące was od wysokiego, kamiennego muru otaczającego Dwór. Z chwilą przekroczenia bramy ostatnie promienie złotej tarczy mignęły ze zdwojoną siłą, by za moment schować się za horyzontem, pogrążając świat w coraz gęstszym półmroku.
Niemal natychmiast pojawiła się przy was para wampirów, którzy mieli was doprowadzić na miejsce spotkania.
Grupka posłów, nie wyłączając ciebie, z ciekawością przyglądała się przepięknym gotyckim wnętrzom. Trochę cię zdziwiło, że krwiopijcy mieszkają w zamku z dużą ilością wielkich okien, ale ogromne zwoje zasłon leżące na podłodze i zbierane właśnie przez służbę uświadomiły ci, że w ciągu dnia do środka nie dostaje się najmniejszy promień światła.
Nie minęło kilka chwil, a już staliście przed sporej wielkości podwójnymi drzwiami, które powoli otwarły się, wpuszczając was do wnętrza owalnej sali, zbudowanej praktycznie z samych okien, poprzedzielanych tylko cienkimi kamiennymi żebrami, tworzącymi przedziwne wzory na sklepieniu. Po obu stronach stało po sześć rzeźbionych krzeseł, ustawionych na podwyższeniach w półokręgach, a za nimi kolejne sześć, przeznaczonych dla następców poszczególnych rodów. Na wprost wejścia znajdował się znacznie większy tron Lorda. Wyglądał, jakby był zbudowany z wijących się metalowych pędów wiśni, których środki kwiatów były wysadzane diamentami. Całość prezentowała się wręcz olśniewająco, sprawiając, że dopiero po chwili zorientowałaś się, że wszystkie miejsca są zajęte. Zerknęłaś na brata i niepewnie postąpiłaś krok naprzód, prowadząc całą grupę na środek sali, po czym skłoniłaś się tak, jak uczył cię Kevin. Wraz z YeonsoHanem doszliście do wniosku, że najrozsądniej będzie, kiedy to ty będziesz przewodniczyć posłom jako najlepiej obeznana ze zwyczajami wampirów.
Wśród zgromadzonych rozszedł się cichy szmer zaskoczenia, natomiast Maneul uśmiechnął się ledwo dostrzegalnie, bardziej oczami niż twarzą, wyrażając cień sympatii do ciebie.
- Witaj, ______, witaj i ty, Alfo, witajcie posłowie – odezwał się, na co wszyscy pochyliliście nieznacznie głowy, wyrażając szacunek do starego wampira.
I tak się to potoczyło. Najpierw wymieniliście uprzejmości, potem w imieniu brata przedstawiłaś całą sprawę. Dopiero wtedy pojawiły się schody.
Pierwszy swój sprzeciw wyraził Soohyun, głowa rodu Shin.
- Zaiste, potrzebujecie pomocy. Co zatem proponujecie w zamian? – jego jedwabisty głos rozniósł się po pomieszczeniu, sprawiając, że zadrżałaś, jednak odparłaś spokojnie.
- Nasza wataha będzie wam dozgonnie wdzięczna i nie odmówi pomocy, jeśli i wy będziecie jej potrzebowali.
- Czy to nie zbyt mało? – młody wampir powstał z miejsca i zszedł na posadzkę, przechadzając się wokół was. Poczułaś się trochę nieswojo i wyczułaś, że reszta twoich pobratymców również, natomiast Shin kontynuował swoją wypowiedź.
- Przyjaciele, muszę wypowiedzieć swe podejrzenia wobec obecnej tu siódemki posłów. Otóż odniosłem wrażenie, że zależy im na schronieniu nie tylko ze względów bezpieczeństwa. Pragną przyczaić się wśród nas, grając naszych sprzymierzeńców, w rzeczywistości wyczekując na moment naszej słabości, by zniszczyć nasz klan.
Twoi towarzysze z oburzeniem przypatrywali się krążącemu wampirowi, wymieniając między sobą myśli różnej i niekoniecznie pochlebnej na jego temat treści. Jedynie ty i YeonsoHan zachowaliście opanowanie, choć i wasze oczy błyszczały od wstrzymywanych emocji.
- Czy ty przypadkiem nie przesadzasz? Nie sądzę, by akurat ta wataha miała takie zamiary – odezwał się Kiseop, głowa rodu Lee.
- Mylisz się. Chcą nas bezczelnie wykorzystać! – fuknął Soohyun, wskazując palcem na waszą siódemkę. Postąpiłaś krok w stronę wampira i spróbowałaś coś powiedzieć, ale krwiopijca nie dopuścił cię do głosu.
- To jest Rada Wampirów. Takie psy jak ty nie mają prawa się tu wypowiadać – syknął z nienawiścią. Ściągnęłaś brwi i zerknęłaś na Kevina, szukając wsparcia, jednak półwampir wpatrywał się w przestrzeń z obojętnym wyrazem twarzy. Zacisnęłaś usta i wycofałaś się spowrotem do grupy pobratymców, rozczarowana postawą przyjaciela. Sądziłaś, że weźmie twoją stronę i byłaś trochę zła, że w żaden sposób nie zareagował na obelgę rzuconą w twoją stronę. A obiecywał, że nie pozwoli, by traktowano cię jak zwierzę! Prychnęłaś w myślach, wyobrażając go sobie na miejscu zwierzyny podczas polowania, co pozwoliło ci zachować jakie takie opanowanie.
Głowy wampirzych rodów jeszcze długo dyskutowały, używając mniej lub bardziej wyrafinowanych argumentów za i przeciw, aż w końcu, kiedy księżyc zaszedł, Lord klasnął w dłonie, uciszając zebranych.
- Proponuję, by po dzisiejszej naradzie każdy rozważył tę prośbę we własnym zakresie, a ostateczna decyzja zapadnie za trzy noce – ogłosił Maneul i wstał ze swego rzeźbionego, metalowego tronu na znak zakończenia obrad.

~*~*~*~

Z wściekłością zatrzasnęłaś za sobą drzwi do rezydencji rodziny Woo i niemal wbiegłaś po schodach, zagłębiając się w labiryncie korytarzy. Kilka sekund później dogonił cię Kevin, którego na chwilę zatrzymały zatrzaśnięte wrota posiadłości.
- ______, ja wiem, że nie wszystko poszło tak, jak powinno…
- Nic nie poszło tak, jak powinno! – fuknęłaś niezadowolona. Półwampir westchnął.
- Mówiłem, że kontakty z nimi są trudne, a co dopiero dyskusja – mruknął.
- Mówiłeś, mówiłeś, ale nie wspomniałeś, że nie zamierzasz się nawet odzywać! – warknęłaś, z trudem powstrzymując się od zrobienia mu krzywdy. Blondyn prychnął z niesmakiem, odwracając wzrok.
- Nie mogłem się odezwać. Lord nie udzielił mi głosu, poza tym nie jestem żadnym znaczącym członkiem rodu, bo choć teoretycznie jestem spadkobiercą, nikt nie wierzy w to, by reszta rodziny pozwoliła mi objąć po nim przywództwo. Nie chciałem pogarszać swojej sytuacji przez stawianie się drugiemu najpotężniejszemu rodowi w klanie.
- Mimo wszystko mam wielką ochotę cię udusić – syknęłaś, zatrzymując się i po raz pierwszy od posiedzenia Rady spoglądając mu w oczy.
- Kevin, jesteś moim przyjacielem. Obiecałeś mi coś i nie dotrzymałeś słowa. Gdybyś był wilkołakiem, jako samica Alfa miałabym pełne prawo cię zabić.
- Ale nie jestem i musisz się z tym pogodzić. Poza tym, moja obietnica nie obejmowała samobójstwa, jakim z pewnością byłoby złamanie zasad i sprzeciwienie się Shinowi – odpowiedział ze stoickim spokojem, jakby twój gniew w ogóle go nie ruszał. Choć jego słowa trochę ostudziły twoje emocje, to opanowane półwampira działało ci trochę na nerwy.
- Może i nie, ale…
- A co twoim zdaniem miałem zrobić? – prychnął Kevin, przerywając ci w pół słowa.
- Nie wiem, ale…
- To o co ci chodzi? Ja też nie wiedziałem, jak to zrobić bez łamania zasad.
- To trzeba było je złamać – syknęłaś, wpatrując się w jego ciemne tęczówki, które od czasu do czasu błyskały czerwienią. I dobrze, zaraz się pobawimy…
Z cichym warknięciem uderzyłaś go w ramię, wystarczająco, by go zdenerwować, ale zbyt słabo, by zrobić mu krzywdę. Półwampir wpadł z impetem na przeciwną ścianę niezbyt szerokiego korytarza i obrzucił cię wkurzonym spojrzeniem czerwieniejących oczu. Wyszczerzył zęby i pchnął cię na drugą ścianę, przyciskając cię do niej i opierając dłonie po obu stronach twojej głowy. Warknęłaś, pokazując kły i kładąc po sobie wilcze uszy, kłapiąc szczękami tuż przed jego nosem. Wtedy chłopak wpił się brutalnie w twoje usta, zaskakując cię zupełnie, jednak zanim zdążyłaś go odepchnąć, ogarnęła cię fala palącej namiętności. Oddałaś pocałunek z równie wielkim zaangażowaniem i gwałtownością. Kevin podniósł cię i kopnięciem otworzył drzwi do twej sypialni, prawie je rozbijając i w ten sam sposób je zamknął. Zaczęliście zrywać z siebie ubrania, aż wreszcie zostałaś mocno pchnięta na łóżko i przygnieciona chłodnym ciałem azjaty.
<<CENZURA>>                               
Odsunęliście się nieznacznie od siebie, spoglądając sobie w oczy, które wróciły już do naturalnych odcieni. Zlizałaś delikatnie resztki twojej krwi zalegające w kąciku ust, wywołując u niego lekki uśmiech pełen ciepła i czułości.
- Czyli nie zabijesz mnie za tamto? – zapytał lekko schrypniętym głosem, a w jego oczach błysnęły wesołe iskierki.
- Zastanowię się – odmruknęłaś, przesuwając delikatnie opuszkami palców po dwóch gojących się już wgłębieniach u podstawy szyi. Według Prawa byliście teraz małżeństwem, a że rozwód był powodem hańby i utraty szacunku, musiałaś się postarać, żeby utrzymać to w tajemnicy. Niedobrze by było, gdyby ktoś was razem nakrył. Nie wiedziałaś jak u wampirów, ale wilkołaki bardzo poważnie podchodziły do sprawy partnera życiowego i nie wybierały go ot tak. Z całą pewnością też nie zaakceptowałyby łatwo twojego wyboru, równie dobrze mogłyby wygnać cię ze stada, a wtedy z pokoju nici. Nie byłaś pewna, czy dobrze zrobiłaś, poddając się chwili i pozwalając, by połączyła was Natura, ale stało się. Teraz rozdzielić was mogła tylko śmierć.

~*~*~*~

Dwa dni później przechadzałaś się beztrosko po ogrodzie, słuchając cudnego śpiewu słowików. Kevina nie było – uczestniczył właśnie w rodzinnym spotkaniu Woo i nie zapowiadało się, by prędko wrócił.
Uśmiechnęłaś się delikatnie na wspomnienie tamtej pamiętnej nocy i zerwałaś maleńki kwiat lilii, rozkoszując się jej zapachem.
- Lilie to jedne z najpiękniejszych kwiatów, nie uważasz?
Zaskoczona odwróciłaś się gwałtownie, spoglądając na ciemną postać skrytą w cieniu drzewa.
- Kim jesteś? – warknęłaś nieufnie, wyczuwając słodkawy, stęchły zapach właściwy wampirom.
- Nikim szczególnym. Ale mam na mię Dongho, jeśli o to pytasz –chłopak wyszedł z cienia, ukazując się w pełnej okazałości. Jako że przywykłaś już do obcowania z wampirami, bez trudu dostrzegłaś, że jest jednym z najprzystojniejszych przedstawicieli swojej rasy, choć i tak daleko mu było do Kevina… A może myślałaś tak tylko dlatego, że… no, nieważne, nie chciałaś o tym myśleć, zwłaszcza że nie wiedziałaś, czy ten nieznajomy przypadkiem nie grzebie ci w głowie.
- Spokojnie, nie zamierzam nic z ciebie podstępnie wyciągać – zaśmiał się brunet, jakby odgadując twoje myśli. A może wcale nie zgadywał?
- Jaką mam gwarancję, że mogę ci ufać? – rzuciłaś nieufnie, wciąż nie spuszczając z Dongho czujnego wzroku.
- Żadnej, poza moim słowem – odparł lekko chłopak, ale jego oczy mówiły, że jest śmiertelnie poważny. Skrzywiłaś się nieznacznie, rozważając, czy postawić na honorowość wampirów, czy na swój instynkt, który podpowiadał ci, by nie ufać temu osobnikowi.
Po dłuższej chwili postanowiłaś jednak dać szansę brunetowi, który niby to obojętnie przyglądał się swoim perfekcyjnie zadbanym paznokciom. Nie zamierzałaś z nim rozmawiać na jakieś poważniejsze tematy, aż tak głupia nie byłaś, uznałaś jednak, że krótka, niezobowiązująca pogawędka to w sumie nic złego.
- Więc… co właściwie tu robisz? – rzuciłaś niby to obojętnie, obracając się bokiem do azjaty, ale w taki sposób, by ciągle mieć na niego oko.
I tak to się zaczęło. Po niedługim czasie, sama nie wiedziałaś kiedy, rozmawialiście tak swobodnie, jakbyście znali się od lat. Na szczęście dla niego, wampir nie schodził na poważniejsze tematy.
- A tak w ogóle, z jakiego jesteś rodu? – zapytałaś w którymś momencie. Dongho, który do tej pory chichotał pod nosem, momentalnie umilkł, a jego twarz przybrała dziwny wyraz.
- Wolałbym o tym nie rozmawiać – mruknął cicho, lecz stanowczo. Zmarszczyłaś brwi, przyglądając mu się podejrzliwie.
- Co to, wstydzisz się swojej rodziny? – z tego, co wiedziałaś, wampiry na ogół szczyciły się swoim nazwiskiem, traktując przynależność rodową za największą dumę.
- Wiesz… - chłopak urwał, spoglądając na ciebie z zakłopotaniem, a w jego oczach błysnęła iskierka złości, choć znikła tak szybko, że nie byłaś pewna, czy ci się nie przywidziało. Nagle naszła cię pewna myśl, która sprawiła, że cofnęłaś się kilka kroków.
- Dongho, czy ty przypadkiem nie należysz do rodu Shin? – spytałaś, jednocześnie zastanawiając się nad możliwymi konsekwencjami jego przynależności do owego nieprzyjaznego twej rasie rodu.
Wampir przyparty do muru westchnął i odwrócił głowę. Odezwał się dopiero po długiej chwili głosem, w którym pobrzmiewał żal i coś, czego nie potrafiłaś zdefiniować, a co sprawiało, że czułaś się nieswojo.
- Owszem, jestem Shinem, ale należę do jednej z bocznych, mniej znaczących linii. Szczerze, to nawet nie lubię Soohyuna, ale muszę mu być posłuszny dla dobra rodu. Jak to mówią, rodziny się nie wybiera – uśmiechnął się lekko, ale wydało ci się, że nie jest o do końca szczery uśmiech.
- Dlaczego miałabym ci wierzyć? – rzuciłaś, mierząc go nieufnym wzrokiem. Dongho westchnął z lekkim smutkiem.
- Rodzina Shin jest traktowana z najwyższą ostrożnością i słusznie zresztą. Szkoda tylko, że przez mojego kochanego kuzyna nie mogę z nikim nawet normalnie porozmawiać…
Słowa wampira wywołały w tobie lekkie poczucie winy. Pamiętałaś, jak to było, kiedy rówieśnicy wyśmiewali cię i odtrącali tylko dlatego, że twoja matka nie była wilkołakiem. Zrobiło ci się trochę przykro, że nawet nie dałaś chłopakowi szansy się wytłumaczyć.
- Niech ci będzie – z cichym westchnieniem przycupnęłaś na krańcu fontanny, poklepując miejsce obok siebie. Brunet jednak pokręcił dyskretnie głową i oparł się wygodnie o najbliższe drzewo.
- Dzięki. Już dawno nie miałem okazji… - w tym momencie drzwi do rezydencji otwarły się z hukiem, przerywając wypowiedź azjaty. W nich ukazała się gniewna postać Kevina, który, gdy tylko dostrzegł pobratymca, zmaterializował się tuż przed nim i z furią rzucił nim o ziemię.
- Hej! Co ty wyrabiasz? – zawołał zirytowany Shin.
- Zostaw ją w spokoju – wysyczał blondyn, wbijając w leżącego wampira wściekły wzrok.
- Odbiło ci? Czemu cię to w ogóle obchodzi? – tu Dongho urwał, spoglądając na półwampira zszokowany.
- Ty chyba nie… - jednak jego wypowiedź została przerwana przez kolejne rozgniewane syknięcie.
- Wynoś się, zanim stracę cierpliwość!
Ciemnowłosy poderwał się na równe nogi, wycofał  na bezpieczną odległość i zniknął. Kevin patrzył jeszcze chwilę morderczym wzrokiem w miejsce, w którym się znajdował, po czym powoli wypuścił powietrze z płuc, uspokajając się.
- Wszystko w porządku? – mruknął, zerkając na ciebie z troską. Prychnęłaś cicho i pokręciłaś głową z niedowierzaniem, nie rozumiejąc powodu wybuchu blondyna.
- Mógłbyś mi wyjaśnić, o co chodzi? Przecież tylko rozmawialiśmy…
Oczy chłopaka znów poczerwieniały ze złości, jednak opanował się i przeszedł obok ciebie, podążając wijącymi się alejkami w ogrodzie. Szłaś za nim krok w krok i chociaż czułaś niemal przymus, by poznać odpowiedź, nie popędzałaś go, wiedząc, że próbuje zebrać myśli i jak najdokładniej wyjaśnić ci sytuację.
- Dongho to najzręczniejszy kłamca, jakiego znam i jeden z najbardziej zaufanych członków rodziny Soohyuna. Niewielu o tym wie, bo stara się sprawiać wrażenie trochę ciamajdowatej czarnej owcy w rodzinie, przez co wielu moich pobratymców nie traktuje go poważnie. Dzięki temu może zdobywać różne informacje dla kuzyna, o których w innym przypadku by się nie dowiedział. Jest jednocześnie jednym z najinteligentniejszych wampirów w swoim rodzie, ba, w całym klanie. Posiada jeden z najbystrzejszych umysłów, z jakim się zetknąłem i jest tego w pełni świadomy. Powinnaś być bardzo ostrożna i uważać na to, co robisz i mówisz w jego obecności, podobnie jak przy innych Shinach czy ich sojusznikach, bo Soohyun mógłby nawet najdrobniejszy błąd obrócić na twoją niekorzyść. Jest bardzo zręcznym mówcą i potrafi przedstawić sprawę w taki sposób, by większość rodów nieświadomie zrobiła to, czego on oczekuje. Dlatego tak się zdenerwowałem. Dongho potrafi omamić słowami do tego stopnia, że uwierzysz w każde jego słowo. Wychowywałem się z nim i doskonale wiem, do czego jest zdolny.
Przez chwilę spacerowaliście w milczeniu. Ze zmarszczonymi brwiami przetrawiałaś monolog Kevina, który z początku wydawał ci się strasznie nieprawdopodobny, jednak im dłużej się nad nim zastanawiałaś, dochodziłaś do wniosku, że lepiej w tej sprawie zdać się na półwampira. Teraz, jak o tym myślałaś, młody wampir faktycznie pasował do opisu przedstawionego przez chłopaka. Przebiegłaś jeszcze raz w pamięci swoją konwersację z brunetem i choć wydawało ci się, że nie wyjawiłaś mu nic ważnego, trochę obawiałaś się, jakie wnioski wyciągnie z twoich wypowiedzi. Jeśli był aż tak bystry… Strach pomyśleć, co by się mogło stać, gdybyś rozmawiała z nim choć parę minut dłużej.
Kevin najwyraźniej przysłuchiwał się twoim myślom, bo zatrzymał się i obrócił cię w swoją stronę, kładąc swoje chłodne dłonie na twych ramionach.
- Kochanie, jesteś moim największym skarbem. Nie pozwolę, by którykolwiek z Shinów cię skrzywdził – powiedział z przekonaniem i pocałował cię delikatnie na znak, że nie jest na ciebie zły. Uśmiechnęłaś się lekko i oddałaś pocałunek, po czym przytuliłaś się do niego, czując, jak niespokojne myśli odpływają, zastąpione wszechogarniającym poczuciem bezpieczeństwa.

~*~*~*~

Kolejna narada była dla ciebie dość stresująca, bo od samego początku wzrok Soohyuna przewiercał cię na wylot. Czułaś się bardzo nieswojo i mimo iż to ukrywałaś, wiedziałaś, że co uważniejsi zgromadzeni dostrzegają oznaki twego zdenerwowania. Mniej więcej w połowie debaty nieudzielający się do tej pory Shin zdecydował się włączyć do dyskusji.
- Czemuż to nasza wilczyca tak się denerwuje? Czyżby coś ukrywała? – rzucił niby to mimochodem Soohyun, przerywając dotychczasowy tor spotkania. Zerknęłaś na niego ze złością, a w jego oczach dostrzegłaś błysk triumfu dowodzący, że każde słowo było starannie wyważone i przemyślane już wcześniej. Ku twej irytacji oczy wszystkich skupiły się na tobie, teraz już z łatwością wychwytując twój aktualny nastrój.
- Do czego zmierzasz? – zapytała Lady Woo, marszcząc delikatnie brwi. Młody wampir westchnął i zszedł z podwyższenia, na którym znajdowało się jego kunsztowne krzesło, przechadzając się leniwie wśród zgromadzonych.
- Powiedzmy, że otrzymałem informacje, z których wynika, jakoby ta młoda dama – to określenie niemal wypluł – miała coś niecoś na sumieniu, związanego z tobą, panie – tu skłonił się nieznacznie w stronę Lorda.
Wśród wampirów przebiegł szmer zaskoczenia i niedowierzania, a wilkołaki tylko parsknęły z oburzeniem. Każdy doskonale zrozumiał aluzję, z której wynikało ni mniej, ni więcej niż to, że rzekomo uknułaś spisek przeciw Maneulowi.
- Ponadto, według doniesień mego informatora, ten oto wampir półkrwi złączył się z tą oto półkrwi wilkołaczycą.
To stwierdzenie wywołało jeszcze większe poruszenie, przez które przebił się donośny głos twojego sojusznika.
- Absurd. Nigdy w historii nie było takiego przypadku, by któreś z nas poślubiło któregoś z nich – sprzeciwił się Kiseop, opierając podbródek na dłoni i przeszywając wampira wzrokiem na wskroś. Soohyun odpowiedział mu podobnym spojrzeniem, a w pomieszczeniu momentalnie zapadła długa cisza, przerywana tylko cichymi szmerami oddechów. W końcu młodszy wampir spuścił wzrok, uznając rację siedzącego i rzucił od niechcenia:
- Jeżeli się mylę, nie będzie problemu, by stoczyli ze sobą walkę, czyż nie?
Otworzyłaś usta, żeby coś powiedzieć, ale widząc ostrzegawcze spojrzenie Kevina, zrezygnowałaś.
- Jeżeli taka będzie wola Lorda – odpowiedział półwampir, skłaniając lekko głowę, jednak jego oczy nieustannie lustrowały pomieszczenie, wychwytując reakcje pozostałych wampirów. Martwiłaś się trochę o niego, bo koniec końców to on będzie miał gorzej, jeśli coś pójdzie nie tak. Ty byłaś chroniona przez traktat pokojowy, a jego jedyną i dość wątpliwą ochroną było pokrewieństwo z Lordem.
Maneul długo myślał, obrzucając bystrym wzrokiem po kolei każdego z obecnych. Kiedy jego badawcze spojrzenie zatrzymało się na tobie, zadrżałaś ledwo dostrzegalnie. Kąciki ust starego wampira delikatnie zadrgały, a w jego oczach błysnęło pobłażanie pomieszane z rozbawieniem. Spuściłaś wzrok, nie rozumiejąc, o co mogło chodzić, jednocześnie obawiając się najgorszego.
Lord dokończył wędrówkę spojrzeń i oparł się wygodniej na metalowym, rzeźbionym tronie, a jego donośny głos odbił się echem, stwarzając wrażenie wszechobecności.
- W istocie. Walka odbędzie się jedynie za zgodą obu stron, a jej wynik przesądzi o losie watahy – tu skłonił nieznacznie głowę w stronę YeonsoHana – Jeśli _____ zwycięży, będzie to wyraźny znak, że do czasu znalezienia dogodnych terytoriów możecie pozostać w naszej gościnie. Jeżeli jednak to mój wnuk zatriumfuje, odejdziecie stąd i nigdy nie powrócicie. Czy przyjmujecie warunki?
Kevin bez wahania skłonił głowę, przykładając pięść do piersi. Twój brat zawahał się i otworzył usta, by coś powiedzieć, ale ubiegłaś go.
- Tak – twój pewny głos zadźwięczał w nagle zapadłej ciszy. Byłaś przekonana, że władca wiedział o waszych potyczkach i ich najczęstszym wyniku, ale nie miałaś pojęcia, skąd. Powiodłaś wzrokiem po twarzach głów wampirzych rodów, każdej z osób posyłając dumne spojrzenie. Jedynie Lady Woo odpowiedziała ci nieznacznym uśmiechem, pozostali bądź spoglądali na ciebie z wyższością, bądź z pogardliwym uśmiechem, bądź ze zmarszczonymi w zamyśleniu brwiami. Osobiście wolałaś trzecią wersję, bo oznaczało to, że rozważają zyski w sytuacji twojej wygranej.
- Doskonale. Zatem, jeśli nikt nie ma nic naprzeciw, spotkamy się za godzinę na arenie – Maneul klasnął w dłonie i wyszedł, dając tym samym znak do zakończenia obrad.

~*~*~*~

Punktualnie o czasie stawiłaś się na miejscu, w towarzystwie Alfy i pozostałych pięciorga wilkołaków. Była to wielka, prostokątna sala, na środku której znajdowała się wydzielona przestrzeń wysypana piaskiem, około pół metra pod poziomem gruntu i oddzielona misternym metalowym ogrodzeniem, wtopionym w kamienną podmurówkę. Całość była przykryta stalowo-kryształowym sklepieniem wykonanym w ten sposób, by przejrzyste, choć nierównomierne płyty minerału rozpraszały światło tak, by nie zagrażało wrażliwej na promieniowanie słoneczne skórze wampirów.
Kevin i większość jego pobratymców już tam była. Ostatni raz uścisnęłaś przedramię brata, wymieniając z nim krótkie, lecz wiele mówiące spojrzenie, po czym zeskoczyłaś lekko na miękki piach, powoli zbliżając się do stojącego na środku placu półwampira. Na znak dany przez Lorda rozległ się donośny dźwięk gongu, oznaczający rozpoczęcie pojedynku.
Okrążaliście się, słysząc okrzyki stojących wokół areny waszych klanów. Stąpałaś ostrożnie z nogi na nogę, narzucając rytm swemu przeciwnikowi. W pewnej chwili wyskoczyłaś w powietrze, przypuszczając atak na półwampira. Twe oczy zalśniły złotem, gdy z głuchym łoskotem wasze ciała zderzyły się w powietrzu. Kłapnęłaś zębami milimetry od jego twarzy, czując jak twe ciało nabiera wilczego kształtu. Już po chwili tarzaliście się po pokrytej piaskiem nawierzchni, drapiąc się, kopiąc i gryząc wzajemnie. Po kilkunastu minutach zażartej szamotaniny przygwoździłaś Kevina do podłoża i zacisnęłaś kły na jego szyi. Chłopak znieruchomiał, a jego wykrzywiona gniewnie twarz złagodniała. Jego rubinowoczerwone oczy powróciły powoli do naturalnej barwy, a kły odzyskały zwykłą wielkość.
~  ______… ~ jego głos zadźwięczał w twym umyśle, sprawiając, że zjeżona sierść na twym karku powoli opadła. Spojrzałaś na niego miodowozłotym okiem, czując jak gniew powoli cię opuszcza, pozostawiając po sobie jedynie wspomnienie. Azjata uniósł powoli dłoń, przejeżdżając opuszkami chłodnych palców po wrażliwej skórze za twym uchem i dalej, wzdłuż wilczej szczęki. Wśród widowni przemknął szmer zaskoczenia i niedowierzania. Zastrzygłaś uszami i powoli zwolniłaś uścisk, cofając się nieznacznie. Półwampir spróbował się podnieść, ale przycisnęłaś go gwałtownie łapą do piasku, odsłaniając ostrzegawczo zęby. Uniosłaś głowę, wodząc wzrokiem wzdłuż wrogów i przyjaciół, znajomych i obcych, wampirów i wilkołaków, zatrzymując go na twarzach przywódców.
Maneul przyglądał się wam z namysłem, a zza jego ramienia wyglądała twarz Soohyuna wykrzywiona w triumfalnym uśmiechu. Natomiast twarz twojego brata wyrażała jedynie wielkie zaskoczenie.
- Cóż… Nie ulega wątpliwości, że Soohuyn mówił prawdę w tej kwestii. Pytanie tylko, czy w pozostałych również się nie mylił? – Lord przerwał gęstniejącą ciszę.
~Zapewniam, że nigdy nie planowałam zdrady ani żadnego innego spisku przeciwko twej władzy. Niepotrzebna była ta cała szopka, wystarczyło tylko pozwolić mi się wypowiedzieć, a o ile mi wiadomo, na tym właśnie dyskusja polega~ powiedziałaś w taki sposób, by wszyscy cię usłyszeli. Zapadła nieprzyjemna cisza, w której ty i stary wampir mierzyliście się wzrokiem.
- Mówi prawdę – orzekł w końcu Maneul, skłaniając nieznacznie głowę w twoją stronę. Wilkołaki i część wampirów odetchnęła z ulgą, natomiast głowa rodu Shin syknął z niezadowoleniem i niepostrzeżenie wycofał się z areny.
- Zatem nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy tu pozostali, czy tak? – wtrącił dla pewności YeonsoHan, a Lord potwierdził skinieniem głowy. Odpowiedziały mu wiwaty twych pobratymców. Odchyliłaś łeb do tyłu i zawyłaś z radości, dołączając się do kipiącego energią gwaru głosów. Delikatne szturchnięcie w żebra przypomniało ci o Kevinie. Odsunęłaś się nieznacznie, pozwalając blondynowi wstać tylko po to, by w następnej chwili zatonąć w jego ramionach.
Nagle podwójne drzwi do areny otwarły się z hukiem, a do środka wlała się masa odzianych na czarno, uzbrojonych, zakapturzonych postaci. Zaatakowały one zaskoczonych wampirów, wyrąbując sobie drogę do Maneula.
Gdy tylko uświadomiłaś sobie, kto jest celem, z głuchym warknięciem skoczyłaś przed siebie, stając na drodze napastników. Pozostałe wilkołaki podążyły twoim śladem, zmieniając postać i otaczając ciasnym kołem wampirzego władcę, jednocześnie stając do walki z tajemniczymi osobnikami. Stary Lord był waszym jedynym gwarantem bezpieczeństwa i dopóki żył, nic wam nie groziło, natomiast po jego śmierci mogło wydarzyć się dosłownie wszystko.
W pewnym momencie zakapturzony, z którym walczyłaś, odrzucił kaptur do tyłu, kompletnie cię zaskakując. Dongho?! Zamarłaś na ułamek sekundy, ale to wystarczyło, by wampir z cieniem kpiącego uśmieszku na ustach przeskoczył nad tobą i wbił sztylet w plecy władcy, walczącego w tym czasie z kimś innym. Chwilę później i tak zakończył swój żywot z odgryzioną głową, ale cel został osiągnięty. Wszyscy pozostali przy życiu napastnicy jak jeden mąż przestali walczyć i wycofali się, znikając bez śladu w ciągu zaledwie kilku sekund.
Podeszłaś do leżącego ciała starego wampira, licząc, że może jeszcze uda się coś zrobić, ale niestety, najgorsze już się stało. Lord Maneul , na swój sposób szlachetny starzec i bardzo mądry wampir był martwy.

~*~*~*~

Kilka kolejnych tygodni w twojej głowie zlewało się ze sobą w jedną całość tak, iż nie potrafiłaś rozróżnić poszczególnych dni. Mimo twoich obaw związanych ze śmiercią wampirzego władcy, wataha została przyjęta gościnnie, nawet jak na wampiry, zgodnie z ostatnim życzeniem zmarłego Lorda. W wyrazie wdzięczności Alfa czynnie włączył się w poszukiwanie sprawcy bądź sprawców tego tragicznego w skutkach zamieszania. Dla większości oczywiste było, że to sprawka rodu Shin, ale Soohyun wszystkiego się wypierał, a fakt, że zabójcą Maneula był jego krewny nie stanowił żadnego dowodu. W świetle prawa miał czyste ręce i niewiele dało się na to poradzić.
Cała ta sytuacja mocno cię irytowała, zwłaszcza że ty i Kevin byliście drugim głównym tematem rozmów wśród mieszkańców zamku. W głębi duszy cieszyłaś się jednak z tego, że prawda wyszła na jaw właśnie w tak burzliwym okresie. W innej sytuacji prawdopodobnie zostalibyście zlinczowani i wygnani lub nawet skazani na śmierć, natomiast w wyniku takiego obrotu spraw wszyscy mieli na głowie ważniejsze sprawy, zwłaszcza że wkrótce potem klan stanął w obliczu kolejnego ataku, tym razem ze strony sąsiedniego siedliska krwiopijców.
Jak się okazało, również i w tym Soohyun maczał palce, a niezbite dowody nie pozwoliły mu wykpić się od kary. Ku uldze większości został skazany na śmierć, a wyrok wykonano niemal natychmiast, dzięki czemu nie musieliście się już obawiać zdrajcy w swych szeregach.
Wspólna walka korzystnie wpłynęła na relacje między dwiema nienawidzącymi się dotąd rasami, tak iż po niedługim czasie przywódcy obydwu klanów zadecydowali, że nie ma sensu, by wilkołaki odchodziły, tym bardziej, że wysłani na poszukiwania nowego terytorium powrócili z niczym. Obie strony czerpały korzyści z mieszkania na jednym terenie, a wojownicy watahy okazali się niezastąpieni w potyczkach z wrogim klanem, który po ledwie kilku miesiącach powrócił z podkulonym ogonem na swoje tereny.
Trzy lata po tym wydarzeniu wokół zamku wyrosła niewielka wilkołacza wioska, a wkrótce potem zaczęli się tam sprowadzać przedstawiciele innych ras, takich jak nimfy, magowie czy ludzie. W ten sposób wspólnie stworzyliście miejsce przyjazne dla wszystkich nadprzyrodzonych stworzeń. Z czasem ta niewielka osada rozrosła się w całkiem spore miasto, którego nie dało się już ukrywać przed ludzkim światem. Z trudem bo z trudem, ale znaleźliście sposób na utrzymanie w sekrecie prawdziwej natury miejscowości i jej niezwykłych mieszkańców. Osiedlający się tam ludzie po pewnym czasie przyzwyczaili się do różnych dziwactw sąsiadów i całkowicie zasymilowali z nadnaturalną społecznością.
A co się stało z tobą i Kevinem? Wybudowaliście sobie dom kilkanaście kilometrów na wschód, nieopodal miejsca, w którym się poznaliście. Byliście razem bardzo szczęśliwi i mimo iż dochodziło między wami czasem do naprawdę ostrych bójek, bardzo szybko się godziliście. Nie minęło dziesięć wiosen od śmierci Lorda, a już na waszym podwórku rozbrzmiewały wesołe śmiechy trojga szczeniąt. Dwie siedmioletnie dziewczynki z radosnym chichotem umykały przed pięcioletnim chłopcem, desperacko próbującym je dogonić. Blondwłose bliźniaczki były niemal identyczne, różnił je tylko kolor oczu – jedna miała twoje zielone tęczówki, a druga ich ciemny odcień odziedziczyła po tacie. Natomiast chłopczyk wyglądał jak męskie odbicie ciebie, z jednym wyjątkiem – jego cera była równie blada, co cera półwampira, otrzymał też od ojca tę właśnie nadprzyrodzoną cząstkę, przez co w pełnym słońcu nie mógł równać się z siostrami.
Dziewczynki za to były dość ciemnej karnacji i czuły się za dnia jak ryba w wodzie. Z przyjemnością obserwowałaś ich szczenięce figle, oparta wygodnie w bujanym fotelu na werandzie. Kilka chwil później obok ciebie pojawił się Kevin, podając ci kubek twojej ulubionej herbaty i z czułością gładząc cię po wydętym już nieco brzuchu. Uśmiechnęłaś się do niego promiennie, dotykając opuszkami palców jego szczęki. Odkąd dowiedziałaś się, że już po raz trzeci jesteś w ciąży, małżonek nie odstępował cię niemal na krok, robiąc to tylko wtedy, kiedy było to absolutnie konieczne. Bawiła cię ta jego nadopiekuńczość, ale byłaś mu też niesamowicie wdzięczna za znoszenie twoich humorków.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła? – powiedziałaś, tonąc w jego przepięknych oczach.
- Och, jestem pewien, że całkiem nieźle byś sobie poradziła, zwłaszcza że nie miałabyś trzech małych uroczych balastów i czwartego w drodze – uśmiechnął się półwampir, zasługując tym samym na solidne szturchnięcie w żebra.
- Żartów ci się zachciało, co? – mruknęłaś figlarnie, podciągając wyżej nogi i przysiadając na krześle. Blondyn wyczuł, co się święci i wybiegł spod daszku na podwórko, co jednak nie przeszkodziło ci w dogonieniu go w paru susach i przygnieceniu do świeżej, zielonej trawy.
- Ze mną nie wygrasz, kotku – wymruczałaś do jego ucha i jęknęłaś, kiedy moment później trzy małe ciałka niemal jednocześnie wpadły na ciebie, przyciskając jeszcze mocniej do ciała męża.
- Kanapka! – wykrzyknęły dzieci i pomknęły ile sił w młodych nóżkach, śmiejąc się do rozpuku, a wy po chwili dołączyliście do ich zabawy. Długo potem, kiedy wszyscy zmęczeni leżeliście obok siebie na trawie, pomyślałaś, jakie to szczęście, że masz rodzinę. Kevin jakby wyczuł twoje myśli (a może po prostu w nich czytał jak zawsze, nie przejmując się twoją prywatnością?), bo przyciągnął cię do siebie i ucałował w skroń, szepcząc ci do ucha słowa, które wypowiedział kiedyś przed laty.
- Kochanie, jesteś moim największym skarbem.

7 komentarzy:

  1. No i jak ja mam to skomentować?...ciągniesz mnie na głęboką wodę :P
    Piękne...no pinke! Mówię panu bierz pan póki świeże :P
    Czekam na dalsze twoje prace :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli jednak nie obraziłaś się za spam? Kamień z serca... XD
      Dzięki za komentarz, na pewno teraz się za coś zabiorę x3

      Usuń
    2. Btw, zapomniałam napisać, że ten kot, co go masz na zdjęcie jest genialny xd
      Pozdr~

      Usuń
  2. O JEJJJJ *~*
    Ta końcówka, o boziu.
    Kanapka *~* XD
    To było tak niesamowicie świetne, Unnie! Serio, to mi się TAK spodobało, kocham takie klimaty, nooo! Nie potrafię się wysłowić XD <3
    Po prostu kocham~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Omo, twój komentarz to miód na moje serce x3 <333 Teraz to mam tyle pozytywnej energii, że po prostu MUSZĘ się zabrać za pisanie XDD
      *qtfa, właśnie się kapnęłam, że zapomniałam o pozdrowieniach w poprzednich komach... O.o*
      Także ten...
      Pozdrawiam~ ^^

      Usuń
    2. Tak, musisz XD I ten no... Mam nawet zamówienie, jeśli mogę o coś poprosić XD A mogę, prawda? :3 Nie, to nie pytanie...
      No więc chciałabym nadnaturalnego Kooka, i się zdaję na Ciebie <3
      Pozdrawiam serdecznie~ ^^

      Usuń
    3. Spoko, da się zrobić, tylko nie wiem, kiedy, bo jak już wspominałam, laptop mi się sfajczył i nie mam na czym pisać XD Na razie muszę zadowolić się przypadkowymi kartkami papieru ;3
      Pozdr

      Usuń