Weszłaś do ciemnego pomieszczenia.
Po drugiej stronie pokoju, w kącie stała duża, lampa ledowa, która lekko go
oświetlała. Na jego środku było
ustawione zgrabne, podłużne biurko. Za nim stał fotel, odwrócony tyłem do drzwi
i całej reszty. Od razu wiedziałaś, że ojciec już na ciebie czekał od dłuższej
chwili.
- Znowu to samo…. Zawiodłaś mnie
znowu…. – usłyszałaś szorstki głos ojca.
- Znowu?! O co chodzi tym razem? –
zapytałaś rodziciela cichutko chichocząc.
- O której to się wraca? – spytał
mężczyzna, ledwo powstrzymując się od śmiechu.
Zawsze tak było. Dlaczego? Ano, bo
nie byliście zwykłą rodziną. Twój ojciec ma o wiele ważniejsze problemy, a male
występki nastolatki, to nic w porównaniu do tego czego on cię nauczył i tego co
zdaniem twojego ojca można nazwać zawiedzeniem.
- Mianhae, Appa…. Po prostu czas
tak szybko leciał…. – tłumaczyłaś się słodkim głosikiem, trzymając ręce z tyłu,
jak mała, skruszona dziewczynka – Mianhae….
Nagle rozległ się donośny śmiech
ojca, który wypełnił całe biuro.
- Co ja bym bez ciebie zrobił? –
zapytał, podchodząc do ciebie z otwartymi rękoma.
- Hmmmm…. Byłbyś zgarbionym,
skąpym, gderliwym staruszkiem, który nie miałby dla kogo wydawać pieniądze…. –
chichotałaś, tuląc się do mężczyzny.
- Masz rację…. – przyznał, po czym
przytulił cie jeszcze mocniej.
Niespodziewanie, tą piękną chwilę
przerwał wam jeden z „pracowników” ojca, który lekko pukając wparował do
środka. Gdy tylko was zobaczył skruszony ukłonił się głęboko i zaczął mówić,
jąkając się przy tym ze strachu. Bał się gniewu twego ojca. Wcześniej dziwiło
cie takie zachowanie, ale im stawałaś się starsza, tym lepiej rozumiałaś to, że
tylko ty jesteś tutaj traktowana i ceniona na równi przez ojca, a nawet wyżej.
Inni nieźle musieli się starać, aby zyskać przychylność ojca. Jedną z takich
osób, był Choi JunHong, pseudonim Zelo. Był on synem najlepszego przyjaciela
twego ojca i zaufaną prawą ręką. Kim był więc twój tata? Nie uwierzyłaby w to,
gdybyś nie wychowywała się w warunkach świadzących o prawdziwości tego
twierdzenia. Twój ojciec był BOSSEM. Jedną z ważnych osobistoci w świecie
koreańskiej mafii. Najważniejszy z nich był panem wszelkich mafii, ale nie
mieszał się w ich życie, konflikty. Był bezstronny. Wiem… mało to
prawdopodobne, ale jednak.
A to opowieść o twej miłości…
niektórzy nazwaliby ją nieszczęśliwą, tragiczną, ale ty do dziś wspominasz ją z
uśmiechem i łzami w oczach…. Nie tylko smutku, ale też szczęścia.
Wszystko zaczęło się pewnego,
ciepłego, letniego dnia…
Weszłaś niepewnie do biura ojca,
gdzie zostałaś wezwana. Twój ojciec jak zwykle już na ciebie czekał, ale w
pomieszczeniu był ktoś jeszcze.
Po prawej stronie, kilka
centymetrów od biurka, stał blond włosy, wysoki chłopak. Od głowy do pasa, był
powity cieniem, więc na początku miałaś trudności z rozpoznaniem go. Później
jednak uświadomiłaś kim on jest. Był to Zelo. Nigdy wcześniej nie rozmawiałaś z
nim, nie patrzyłaś na niego. Zazwyczaj unikaliście się. Było to dla was
normalne, ponieważ on miał zazwyczaj masę roboty, a ty spędzałaś czas z
przyjaciółmi.
- Córeczko, poznaj JunHong’a. Od
teraz będzie twoim ochroniarzem.
- Ochroniarzem?! – spytałaś się
ojca, lekko zaniepokojona – Po co?
- Mamy problemy…. Konflikt
koreańskiej mafii między yakuzą, pogłębia się… potrzebujesz ochrony…
- Appa… Aż tak źle? – spytałaś z
troską, mężczyznę.
- Aniyo… Córeczko… Wszystko będzie
dobrze. Uwierz w ojca….
- Wierzę…. Appa ….- powiedziałaś.
- Arraso… - zaczął tata – Zelo
będzie chodził z tobą do szkoły. Będzie cię chronił w czasie lekcji i po nich.
Nigdzie nie będziesz mogła bez niego się ruszyć…. Zrozumiano?
- Ne… - odparłaś grzecznie, mimo
iż miałaś do tego zastrzerzenia.
Ten dzień był początkiem twojej
najwspanialszej przygody.
*następnego dnia*
Przechadzałaś się spokojnie, po
szkolnych korytarzach. Nie przejmowałaś się chłopakiem, który idąc za tob,a
śledził twój każdy, nawet najdrobniejszy ruch.
- ________? Kim jest to ciacho,
które idzie za tobą? – spytała przyjaciółka, gdy tylko znalazła się koło
ciebie.
- Hmmm…. Nie wiem… - jąkałaś się
ze zdenerwowania. Twoja przyjaciółka nie miała pojęcia, o twojej sytuacji
rodzinnej…. Wiedziała tyle ule jej powiedziałaś, czyli to iż jesteś dziedziczką
dość sporej „firmy”.
- Jesteśmy parą… - usłyszałaś głos
chłopaka, pierwszy raz od bardzo dawna.
Dla niepoznaki, chwile później
złapał cie również za rękę. Wasze palce się splotły, a ty poczułaś zaskakujące
ciepło i bezpieczeństwo.
- Chincha? – w twoich uszach
zadźwięczał,pełen podziwu głos przyjaciółki – No no no…. Nieźle… Dziedziczka, z
cudnym chłopakiem… zazdroszczę ci, kochana…. – powiedziała.
- Dobra, zostawię was samych
gołąbeczki – zaćwierkała i odeszła.
- Co to było? – zapytałaś szeptem chłopaka.
- Uratowałem twój śliczny
tyłeczek…. – odparł z diabelskim uśmiechem, który zmienił jego słodką, chłopięcą
twarzyczkę nie do poznania. Teraz uzmysłowiłaś sobie jak bardzo jest on
przystojny. Twoje kolana zrobiły się miękkie, przez co ledwo co mogłaś się
ruszyć. Chłopak widząc to, zaśmiał się zabójczo i podtrzymał cię na tyle abyś
się nie przewróciła.
- Wracamy do domu… - powiedział w
końcu. Siedzieliście wtedy, w jego czerwonym mustangu, który po odpaleniu wydał
dźwięk, który od zawsze by ł miły dla twych uszu. Jako dziewczyna rzadko się do
tego przyznawałaś, ale byłaś fanką samochodów i motoryzacji. A za taki wóz
mogłabyś zabić.
- Arraso… - odparłaś lekko
zdyszana, ponieważ dotykałaś swoim drobnym ramieniem, umiśśnionego ramienia
chłopaka.
On zaśmiał się tylko zawadiacko i
ruszył.
Gdy byliście już na miejscu,
przestałaś zachowywać się jak mała, zakochana dziewczynka. W jej miejsce
pojawiła się silna, zdecydowana kobieta którą byłaś dzięki tacie.
Poszłaś do swojego pokoju, gdzie
zmieniłaś grzeczny mundurek na obcisłe, spodnie z ciemnego dżinu, których
nogawki zawinęłaś lekko nad kostką. Do tego włożyłaś ulubioną bluzkę z krótkim
rękawem w większym rozmiarze, którą zawiązałaś nad pępkiem. Potem rozpuściłaś
włosy, które cały dzień były uwięzione w ciasnym warkoczu. Te opady kaskadą na
twe ramiona.
Po poprawieniu rzęs tuszem, byłaś
już gotowa. Zeszłaś więc do kuchni, gdzie napiłaś się zimnego mleka.
JunHong, przez cały czas stał na
dworze, robiąc coś przy aucie. Denerwowało cie to trochę, ponieważ jako
dziewczyna, pragnęłaś jego uwagi. Wyszłaś więc na dwór, gdzie blondyn grzebał w
silniku mustanga. Podeszłaś do niego ze szklanką zimnej wody z sokiem cytrynowym i kostkami lodu, które
już prawie się rozpuściły.
- Nie jest ci gorąco? – spytałaś
chłopaka, który mimo upału, ubrany był w czarne długie spodnie i równie czarny
podkoszulek.
Blondyn z zawadiackim uśmiechem,
zrozumiał aluzję i podciągnął koszulkę, zakładając ją za głowę, tak, że twoim
oczom ukazał się całkiem niezły abs. Nie był on wyrzeźbiony jak u greckiego
boga, ale nie zawiodłaś się.
- Może chcesz wody? – spytałaś.
- Chętnie… - odparł chłopak ,który
biorąc od ciebie szklankę, specjalnie pogładził kciukiem, kawałek skóry na twej
dłoni.
- Yghm… Tak właściwie… chciałam
cię spytać o pomoc… - zaczęłaś, odważnie patrząc się w jego oczy.
- Pomoc? – zapytał, lekko unosząc jedną
brew.
- Tak… W domu…. To coś co nie może
czekać – wyjaśniłaś, oblizując przy tym usta.
Chłopak widząc ten gest,
uśmiechnął się diabelsko i wyprostował się.
- Prowadź.
Chwilę później weszliście do
kuchni, gdzie usiadłaś na blacie. Palcem zachęciłaś go do podejścia. Gdy był wystarczająco
blisko, przesunęłaś dłonią po jego ręce, barku i torsie, tym samym przysuwając
go do siebie.
- Pocałuj mnie… - rozkazałaś,
czując coraz większe podniecenie.
Chłopak, zawahał się na chwilę,
jednak później wpił się w twe usta. Wasz pocałunek był brutalny, pełen głody,
ale też słodki i czuły, na swój sposób. Jego dłonie przyciągnęły cię bliżej i
sunąc po twych plecach i brzuchu, miło pieściły ich skórę. Nie mogłaś już dużej
wytrzymać. Chciałaś ściągnąć z siebie krępujące ubrania. Powstrzymałaś się
jednak i oderwawszy się od blondyna, popatrzyłaś mu w oczy, które teraz były
czarne jak smoła.
- Czy ja…. Czy ja cię pociągam? –
spytałaś w końcu, po długiej ciszy.
On popatrzył się na ciebie
najpierw ze zdziwieniem, potem pożądaniem.
- Ne… Pociągasz mnie… Pragnę cię….
– szeptał ci do ucha, a ty oddawałaś się tej niewinnej pieszczocie, którą były
słowa.
Nagle rozległ się huk. Wszystko
działo się bardzo szybko. Garnki, talerze, wszystko stłuczone padało na ziemię,
gdzie tłukło się na jeszcze drobniejsze kawałeczki. Szafki i blaty przeszywały
szare kule, które niszczyły je, gdy tylko się z nimi zetknęły. Mnóstwo kurzu
latało dookoła. Drobniki tańczyły nad waszymi głowami, tworząc szarawobiałą
zasłonę. Jakby dym.
Zelo zakrywał cię swoim ciałem.
Nawet nie wiesz kiedy wylądowałaś na podłodze, przygnieciona jego ciężarem. W
uszach ci huczało, słyszałaś świsty, trzaski. Otuchy dodawała ci świadomość
tego, że nie byłaś sama. Blondyn był z tobą. Ochraniał cię.
- Szybko! Musimy uciekać! –
usłyszałaś jego głos.
Zrobiłaś co kazał. Biegłaś za
nim, ciągnięta przez niego za rękę. Biegłaś ile sił. Gdy tylko wybiegliście na
dwór, poczułaś ulgę. Nie trwało to jednak długo. Tuż za wami zaczęli biec
zamaskowani napastnicy. Strzelali do was, próbując was dogonić.
Nie czułaś nic…. Nie byłaś pewna
tego, czy zostałaś postrzelona, czy jestes ranna, czy krwawisz. Bałaś się.
Bałaś się tego co może się wydarzyć. Bałaś się o ojca. Mimo to biegłaś za
osoba, która tego dnia stała się dla ciebie równie ważna jak twój rodziciel.
- Gdzie biegniemy? – spytałaś –
Dokąd uciekamy?
- Niedaleko jest samochód. Twój
ojciec przewidział to. Jesteśmy przygotowani, musimy tylko biec. Gdy będziemy
już w aucie, powiem ci resztę.
- Arraso… - krzyknęłaś, zalana
łzami, ale nie zatrzymałaś się, biegłaś dalej, a łzy kapały na gorącą jezdnię.
Po kilkunastu minutach biegu
uzmysłowiłaś sobie, że zgubiliście zamaskowanych. Wiedziałaś jednak, że nie
możecie się zatrzymać. Ufałaś JunHongowi. Biegłaś tam, gdzie cię
prowadził.
- Już prawie jesteśmy!!! –
krzyczał blondyn, a ty uradowałaś się z
tych słów.
Nagle za wami pojawili się oni.
Czarne postaci zbliżały się do was. Chłopak puścił twą dłoń.
- Uciekaj…. Ja ich zatrzymam… Ty
biegnij nie oglądaj się za siebie. Nawet gdy usłyszysz strzały nie patrz za
siebie. Uciekaj… Musisz żyć… Ty musisz żyć….
To ostatnie słowa jakie
usłyszałaś. Posłuchałaś go. Biegłaś dalej. Przyśpieszyłaś, zmuszając mięśnie do
ciężkiej pracy. Za sobą słyszałaś odgłosy walki. Mimo to biegłaś. Biegłaś nawet
wtedy gdy usłyszałaś głuchy strzał, daleko
za sobą. Nie odwróciłaś się. Uciekałaś dalej.
Nie pamiętałaś kiedy znalazłaś
się w samochodzie, ściskając kierownicę. Twoje nogi bolały niemiłosiernie, a oczy były pełne łez.
Bałaś się tego, co stało się z Zelo.
Bałaś się najgorszego. Mimo to jechałaś w stronę lotniska.
Weszłaś na pokład samolotu.
Usiadłaś w miękkim fotelu i popatrzyłaś
przez małe okienko.
Samolot wystartował. Za oknem
kłębiły się białe chmury, wyglądające jak wata cukrowa.
Słońce zaszło. Hostessa poprosiła
o zapięcie pasów. Samolot wylądował. Wyszłaś z pokładu . Byłaś wolna. Uciekłaś.
Zaczęłaś od nowa. Zostawiłaś przeszłość za sobą. Jednak myśl o ty, że jesteś
całkiem sama, zmusiła cie do płaczu, który zawładnął tobą. Bezwładnie opadałaś na
zimny beton przed lotniskiem. Płakałaś dusząc się łzami. Straciłaś bardzo ważną
cząstkę siebie. Straciłaś wcześniejsze życie.
Nagle usłyszałaś w głowie słowa
JunHong’a: Nie patrz w przeszłość…
Zrobiłaś tak. Otrząsnęłaś się i
zostawiłaś wszystko za sobą. Zaczęłaś od nowa.
Dziękuje za drugi scenariusz i muszę przyznać jestem pod wielkim wrażeniem. Fabuła jest doskonała, brak mi słów by opisać moją radośc *skacze z radości*. Kamsahamnida i Hwaiting :3
OdpowiedzUsuńTen scenariusz jest na pewno inny od większości jakie czytałam i to sprawia, że podoba mi się jeszcze bardziej. Nie ma tu co prawda szczęśliwego zakończenia ale przecież nie zawsze ono musi być. Nigdy bym nie wpadłam na to by z Zelo zrobić ochroniaża ale pewnie dlatego, że jest bardzo młody.
OdpowiedzUsuńScenariusz wyszedł Ci naprawdę świetnie :)
Piękne. Nie ma słów by opisać jakie to jest świetne. Zapraszam na mojego bloga:
OdpowiedzUsuńhttp://kpopowescen.blogspot.com/