Hej hej... wróciłam do Was z nową odsłoną drugiej części Street Racing, gdyż czytając tą wcześniejszą uznałam, że nie należy do mych najlepszych scenariuszy. Tak więc, jestem i mam dla Was to.... coś. Mam nadzieję, że się Wam spodoba i życzę miłego czytania <3
Dla: Khey Choi
O nie… Nie… Nie… Nie.
Uporczywie wpatrywałaś się w lustro, znajdujące się w twojej
przytulnej łazience, nadal nie mogąc uwierzyć w swoją głupotę.
Głupia. Głupia. Głupia.
Powtarzałaś bezustannie, gdy przed twoimi oczami na nowo pojawiały się sceny
sprzed kilku godzin. To jak bez słowa pozwoliłaś mu na pocałunki i sama o nie
prosiłaś. Jak mogłaś być tak uległa?
Teraz wiesz, że nie postąpiłabyś tak samo, gdybyś mogła cofnąć czas.
To nie było odpowiedzialne i na pewno nie było bezpieczne, więc czemu mu na to
pozwoliłaś?
Ponownie zwróciłaś swe oczy w stronę swego odbicia, cały czas mrużąc
oczy. Idiotka.
Warknęłaś bezgłośnie do dziewczyny przed tobą i po chwili wróciłaś do
sypialni, gdzie osunęłaś się na łóżko. Łatwa
idiotka.
****
Otworzyłaś szeroko oczy które jak nigdy tym razem odmawiały ci
posłuszeństwa. W przeciągu minionych kilku godzin ,które powinny zostać
przeznaczone przez ciebie na sen, budziłaś się, wstawałaś, błądziłaś po kątach
swego pokoju i wracałaś na łóżko, by kilkadziesiąt minut później powtórzyć ten
sam rytuał. Po prostu nie mogłaś zasnąć i mimo swych starań nie mogłaś
zapomnieć o tym aroganckim dupku, który jako jedyny mógł sprawić byś przestała
myśleć o czymkolwiek i wreszcie działała pod wpływem emocji i uczuć, na
które do tej pory sobie nie pozwalałaś.
Byłaś dosyć strachliwą osobą… Doskonale o tym wiedziałaś, tak jak wiedzieli o
tym wszyscy twoi znajomi. Wyciągnięcie cię gdziekolwiek do ludzi graniczyło z
cudem, więc zwyczajnie ludzie nawet nie zaczynali. Aż tu nagle… Zachciało ci
się złamać wytyczone przez siebie reguły i poszłaś na wyścigi. Co ci w ogóle
strzeliło do głowy? Nie miałaś pojęcia, ale wiedziałaś, że był to jeden z
największych błędów w twym krótkim dotąd życiu. Były bowiem plusy. Zaczęłaś
wreszcie żyć. Nie miałaś pojęcia, że łamanie zasad jest takie ekscytujące i
podniecające. Tylu rzeczy sobie odmawiałaś, że ich smak niesamowicie kusił.
Zwłaszcza teraz, gdy granica została przekroczona. Nie byłaś zakochana, ale to
co czułaś w towarzystwie blondyna było ciekawe i uzależniające. To było
niebezpieczne. Tak, niebezpieczne było nawet myślenie o tym , że mogłabyś dać
mu wygrać.
- Co to, to nie – syknęłaś i gwałtownie wstałaś, nie przyjmując tym samym
odmowy ze strony swego zdradliwego ciała. Musiałaś wrócić do porządku, który
został naruszony przez „Jego Beznadziejność
Cream’a”.
- Tak, tak trzeba – westchnęłaś i przetarłszy twarz dłońmi, wzięłaś
się za ubieranie i malowanie, by nie spóźnić się do szkoły.
Ostatni rok, ostatnie kilka dni szkoły i nareszcie ciepłe powitanie
czasu wolnego. Musiałaś się spiąć i skończyć to co zaczęłaś.
****
Zerknęłaś od niechcenie przez okno, przeczesując wzrokiem widok za
poszarzałą szybą, która miała lat więcej, od niejednego profesora w podeszłym wieku, pracującego w tej szkole. Gdzieś
tam, za bramą tego dworku, który służył teraz jako więzienie dla młodocianych
amerykańskich niewolników obowiązkowej edukacji czekał świat ciekawszy, od tego
w którym teraz egzystowałaś. Był tam jego świat i On. Rozmarzywszy się nie
zauważyłaś kiedy jeden z najmniej przez ciebie lubianych profesorów od nauk
biologiczo-chemicznych stanął tuż przed twym nosem, kręcąc głową z dezaprobatą.
- Panno _______ , przestańmy bujać w obłokach i wróćmy do lekcji –
odparł z uśmiechem, którego nigdy nie umiałaś rozszyfrować. Samo słuchanie jego
głosu kaleczyło twe uszy, gdyż jego barwa głosu nie należała do tych, których
miło się słucha, lecz to właśnie sposób w jaki mówił najbardziej cię denerwował.
- Przepraszam, Panie Collins. Ja… zagapiłam się – wyjaśniłaś, lecz tak
naprawdę nie miałaś powodu do przeprosin, no ale jednak trzeba być grzecznym i
przykładnym uczniem. Gdy tylko profesor wrócił do tematu omawianego na lekcji,
mimowolnie wróciłaś do swych rozmyślań, które teraz zeszły na trochę inne tory.
Wystarczył jeden chłopak, jeden kretyn by całe twoje dotychczasowe
życie wywróciło się do góry nogami, by odrzucić wszystko to co budowałaś przez
twe nastoletnie lata. Nie chciałaś być taka jak inne dziewczyny w twym wieku,
które miałaś zaszczyt poznać. Łatwe, wyczekujące chwilowych doznań i przygód.
Niepewne swego losu, żyjące z dnia na dzień i czekające na kolejne okazje by
móc się wyszaleć i zasmakować ułudnej wolności. Nie jedna ma już problemy wczesnego
macierzyństwa za sobą, a ty tego nie chciałaś. Na pewno nie teraz, nie w
momencie w którym możesz najwięcej zmienić w swym życiu. Dlaczego więc, chcesz
tego zasmakować?
Potrząsnęłaś głową z irytacją i odrobiną odrazy, która wkradła
się do twych myśli.
Kilka godzin później miałaś już z głowy lekcje i mogłaś wrócić do
domu, gdzie pewnie do końca dnia siedziałabyś w swoim pokoju, nad jakąś
bardziej lub mniej ciekawą książką, a w najgorszym wypadku opatulona kocem,
przed plazmą, oglądając jakiś beznadziejny wysysacz mózgów.
- ________, idziesz z nami na imprezę dzisiaj wieczorem? – usłyszałaś za
sobą głos swojej przyjaciółki, której ton głosu i wzrok świadczyły o tym, iż
nie można było jej odmówić. Mimo to postanowiłaś zawalczyć i spoglądając
przepraszająco a dziewczynę, odparłaś:
- Przepraszam, dzisiaj naprawdę nie dam rady się wyrwać. Czeka mnie
rodzinna kolacja.
- Nie żartuj _______. Przecież bardzo dobrze wiem, że twój ojciec
jest tymczasowo nieobecny, ponieważ wyjechał w sprawie służbowej, a twoja mam
pewnie wróci po dziesiątej.
Spojrzałam na nią i w opuściłam ręce. Nie byłyśmy najlepszymi
przyjaciółkami, w ogóle trudno ją było nazwać przyjaciółką, ponieważ w otoczeniu takim jak
to bardzo łatwo jest o to, aby wszystko stracić. Tutaj liczyła się tylko to ile
wynosi twoje kieszonkowe i gdzie pracują twoi rodzice.
Westchnęłaś, bardziej ze złości, niż rezygnacji. Nie znała cię, nie
znała prawdziwej ciebie, ale o tej fałszywej mogła mówić przez sen. Zapamiętała
każde kłamstwo i wykorzystywała to, a ty musiałaś się zgadzać, ponieważ w innym
wypadku prawda wyszła by na jaw.
Posłałaś więc uśmiech w jej stronę i przełykając głośno ślinę,
przystałaś na jej pomysł.
- Będę pod tobą o 19. – rzuciłaś, zarzucając torbę na ramię, po czym
wyszłaś z budynku i z ulgą skierowałaś się w stronę domu, gdzie czekała na ciebie uśmiechnięta
rodzicielka.
- Witaj, mamo – zaćwierkałaś na jej widok, od razu wpadając w jej
ciepłe ramiona.
- Witaj, kochanie. Jak minął ci dzień? – zagruchała, delikatnie się
ode ciebie odsuwając.
- Całkiem nieźle. Zostałam zaproszona na imprezę – powiedziałam
krzywiąc się nieznacznie, gdy wypowiadałam ostatnie słowa.
- Rozumiem… - rzuciła zdawkowo matka, przy okazji uśmiechając się pod
nosem – I chcesz na nią iść?
- Szczerze? – zapytałaś, wchodząc do kuchni i siadając na jednym z
drewnianych krzeseł – Nie za bardzo.
- Ale…? – zagaiła kobieta, przed którą nic nigdy nie dało się ukryć.
Zaśmiałaś się nerwowo.
- Ale… Oczekują tego ode mnie znajomi. Nie wiem dlaczego, ale nie chcę
zostać odtrącona. Nie chcę żeby się dowiedzieli – załkałaś mimowolnie.
- Kochanie, jesteś cudowną, piękną, sympatyczną i mądrą młodą kobietą
i stypendium niczego nie zmieni. Wierz mi, polubią cię za to kim jesteś, a
jeżeli nie, to znaczy, że są zwykłymi głupcami – odparła mama, przytulając cię
mocno – Idź na tą imprezę.
- Tak uważasz? – zapytałaś, nadal nie będąc do końca przekonana.
- Tak… I bądź sobą – zaświergotała i pocałowała cię w czoło, by po
chwili ulotnić się do swojego gabinetu, gdzie umiała zaszyć się nawet na kilka
godzin pod rząd.
- Dziękuję, mamo – zawołałaś w stronę drzwi, a gdy matka ci
odpowiedziała, z uśmiechem ruszyłaś do
swojego pokoju, gdzie zaczęłaś przygotowania.
***
Około 18:50 czekałaś już pod domem przyjaciółki, której szykowanie się
trwało o dwie godziny dłużej, niż tobie. Westchnęłaś z irytacją, gdy ta jak
gdyby nigdy nic, otworzyła drzwi z uśmiechem i nadal nie miała zamiaru się
pospieszyć. Musiała pomyśleć przez kilka minut, zanim stanęła na kolejnym
stopniu, a stopni prowadzących do drzwi jej domu było z pięćdziesiąt – jeżeli nie
więcej.
- Czekam na ciebie od niemal godziny. Co zajęło ci tyle czasu, że nie
mogłaś się chodź trochę pospieszyć? – zapytałaś, patrząc na nią z
niedowierzaniem.
- Myślałaś, że takie dzieło sztuki – odparła, przesuwając ręką wzdłuż swej
osoby – Powstaje samo z siebie?
Zaśmiałaś się pod nosem i z cichym parsknięciem wraz z ciemnowłosą wsiadłaś
do jej drogiego autka.
- A tak w ogóle… To gdzie ma się odbyć ta impreza? – zapytałaś od
niechcenia.
- Hmmm… U takiego jednego… - wzruszyła ramionami z determinacją
wpatrując się na jezdnię.
- Znam go? – dopytywałaś się, czując narastający niepokój.
- Raczej nie… Jest starszy – odpowiedziała po chwili wahania.
- ………….., kim jest ten chłopak? – zadałaś kolejne pytanie, czując coraz
większą niechęć do tego wypadu.
- No… No… - jąkała się przyjaciółka – To jeden z tych StreetRacerów.
- Co? – zakrztusiłaś się powietrzem, mimowolnie łapiąc za klamkę.
- Nie mówiłam ci, bo byś nie poszła – wyjaśniała.
- Bo tak właśnie by było. Wiesz, że nie lubię obracać się w tego typu
towarzystwie.
Zwłaszcza, że On również może tam być, dokończyłaś w myślach.
****
Otworzyłaś załzawione oczy, od razu kierując swój wzrok na zbiór, oprawionych
w skórę albumów. Wstałaś i ruszyłaś w ich kierunku, by następnie wrócić na
fotel z jednym z nich w ręku.
- Mamo… Mamo… - usłyszałaś po chwili, co sprawiło, że na uniosłaś
przysłonięte przez łzy spojrzenie na stojącego w progu chłopczyka o
kruczoczarnych włosach.
- Nie śpisz, skarbie?
- Nie mogłem zasnąć – wybełkotał, po czym podbiegł do ciebie i wspiął
się na twe kolana – Mamo, znowu oglądasz zdjęcia?
Zaśmiałaś się ciepło, mimowolnie głaszcząc maluszka po główce.
- Patrz, tutaj miałeś niespełna roczek – zagruchałaś, wskazując palcem
na malutką kulkę opatuloną kocykiem, która znajdowała się na jednym z licznych
zdjęć.
- A to jest twój tatuś i mamusia – szepnęłam, pokazując malcowi
kolejną fotografię.
- Mamo? Tęsknisz za tatusiem? – zapytało z zaciekawieniem dziecko.
- Oczywiście, że tak. Każdego dnia – uśmiechnęłaś się, mocniej przytulając
chłopczyka do piersi.
Z uczuciem nostalgii oglądałaś kolejne zdjęcia, czując narastający ból,
aż w końcu znalazłaś to, na którym najbardziej ci zależało.
Na tym zdjęciu byłaś ty i On. Z uśmiechem patrzyliście w stronę
obiektywu, przytulając się do siebie tak mocno, jakbyście się bali, że już nigdy
więcej nie spotka was to szczęście.
Westchnęłaś cicho, powstrzymując łzy, które zakręciły się w kącikach
twych oczu.
- Mamo… Nie płacz – wyszeptał twój synek, z troską kładąc maleńką dłoń
na twym policzku.
- To łzy szczęścia, kochanie – powiedziałaś cichutko, zanurzając nos w
miękkich włosach młodego pół Koreańczyka – Chodź, mama położy cię spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz