Dotknęłaś gładkiej tafli lustra,
które mieściło się w prawym kącie twego pokoju. Przesunęłaś po nim dłonią, a w
twoich oczach wezbrały łzy, które mimowolnie zaczęły spływać po twoich
policzkach. Kolejny raz od operacji
przywołałaś obraz dawnej siebie, która z pustym i wyniosłym wzrokiem patrzyła
się zadowolona w swoje odbicie. To wspomnienie napawało się odrazą do samej
siebie. To jak się zachowywałaś w stosunku do innych, jaką byłaś egoistką. Myśl
o tym sprawiała, że coraz bardziej cieszyłaś się z tego, że już nigdy tej
dziewczyny nie zobaczysz.
- Zasłużyłam sobie na to… - wyszeptałaś w czarną pustkę, którą teraz
mogłaś tylko zobaczyć. Po twojej twarzy zaczęły spływać kolejne łzy, ale szybko
wytarłaś je rękawem bluzki, którą dzień wcześniej wyciągnęła ci z szafy mama.
- A teraz czas skonfrontować się z rzeczywistością – dodałaś jeszcze
ciszej, ponieważ bałaś się tego odkąd wyszłaś ze szpitala.
Mimo narastającego strachu udawanym pewnym krokiem wyszłaś z pokoju i
skierowałaś się w stronę schodów, na których już czekał twój ojciec.
- Dobrze spałaś, kochanie? – pytał miękko, a ty jak tylko mogłaś
uśmiechnęłaś się do niego szeroko i przytaknąwszy podałaś
mu dłoń i zaczęłaś powoli stąpać ze schodka na niższy schodek, aż w końcu
znalazłaś się na samym dole. Ojciec wprowadził cię do kuchni, gdzie do twych
nozdrzy uderzył słodki zapach bułeczek.
- Oma…
Cudownie pachnie – powiedziałaś szczerze i puściwszy ramię ojca, podeszłaś
ostrożnym krokiem do rodzicielki, która
będąc na to przygotowana od razu podała ci swą pomocną dłoń.
- Zrobiłam bułeczki specjalnie dla ciebie,
skarbie – zaćwierkała, po czym dodała – Chciałam ci umilić jakoś dzień…. Jak ci
się spało?
- Dobrze, Oma – odparłaś równie miękko i wesoło.
- Cieszę się, córeczko
Uśmiechnęłaś się promiennie do matki i
wyszukawszy dłonią talerz pełen pysznych,
parujących bułeczek, wzięłaś jedną i ugryzłaś kawałek.
- Mmmmmm…. Pychota. Jak zwykle zresztą - delektowałaś się.
- Córeczko jak się czujesz? Nigdy mi czegoś
takiego nie mówiłaś – usłyszałaś zdziwiony i troskliwy zarazem głos matki.
- Wiem… I przepraszam za to… Was obydwoje. Byłam
okropną córką, koleżanką… Okropnym człowiekiem. Naprawdę bardzo tego żałuję i
mimo że bardzo dobrze wiem, że nie wszystko uda mi się naprawić, to i tak chcę
naprawić to co udało mi się zniszczyć – wyznałaś, a gdy poczułaś jak rodzice
cię obejmują ulżyło ci i z uśmiechem oddałaś uścisk.
- Kocham Was – wyszeptałaś
- My ciebie także, kochanie… - odparli rodzice i
wzmocnili swój uścisk.
- Już dobrze… Jeżeli już jesteś gotowa, to możemy
ruszać – powiedział ojciec, po dłuższej chwili.
Słysząc to zaczęłaś się bać, naszły cię do tego męczące wątpliwości.
- A jeżeli sobie nie poradzę? – spytałaś łamiącym
się głosem.
- Na pewno dasz radę – oznajmiła twa rodzicielka,
objęła cię ostatni raz i zaprowadziwszy cię do ganku, pomogła ci z włożeniem
butów.
Chwilę później byłaś już gotowa, jeszcze tylko
wzięłaś białą laskę do ręki i wyszłaś z domu, który do tej pory był twoją
fortecą i klatką za razem.
Droga do szkoły bardzo się dłużyła, ale nie
myślałaś o tym. Głowę miałaś zwróconą przed siebie, obie ręce trzymałaś na
kolanach, w prawej dłoni trzymałaś złożoną laskę, a w lewej czarne okulary,
które założyłaś, gdy tylko poczułaś jak samochód się zatrzymuje. Nie otworzyłaś
drzwi od razu. Nagle poczułaś na ramieniu znajomy dotyk.
- Może pójdę z tobą, córeczko – zaproponował
ojciec, ale ty już wiedziałaś, że musisz stanąć z rzeczywistością twarzą w
twarz. Sama.
- Nie musisz Appa… Dam radę…
- Arraso- odparł i dodał, gdy wyszłaś i miałaś już zamiar zamknąć za sobą drzwi -
Uważaj tylko na siebie, kochanie.
- Arraso, Appa… Do zobaczenia o 16 – pożegnałaś
się i rozłożywszy laskę, wkroczyłaś na teren szkoły.
Przeszłaś spory odcinek trawnika znajdującego się
między ulicą, a budynkiem szkoły i będąc już przed wejściem do „piekła”
westchnęłaś ciężko i po chwili już trochę pewniejszym krokiem wkroczyłaś na
korytarz.
Po niedługiej chwili usłyszałaś pierwsze szmery,
westchnienia i pomruki zdziwienia uczniów.
- To ona?
- Nie możliwe…
Słyszałaś i próbowałaś zachować spokój. Nie
chciałaś rozpłakać się na środku, stając się tym samym bezsilną, wobec obecnych
i tak naprawdę obcych ludzi. Szybko jednak uświadomiłaś sobie, że nie jesteś aż
ta silna i bezsilnie padłaś na kolana. Z twoich oczu zaczęły spływać słone łzy,
a oddech stał się szybszy. Dookoła słychać było szmery i szepty, ale mimo
kilkudziesięciu osobowej widowni, nikt ci nie pomógł. Nikt do ciebie nie
podszedł, w nikim nie znalazłaś oparcia. Aż w końcu do twych uszu dobiegł
dziwnie znajome chrząknięcie, którego nie byłaś wstanie teraz rozpoznać. Jego
właściciel szybko znalazł się koło ciebie. Złapał cię za rękę i pomógł ci
stanąć na nogach, po czym bez słowa poprowadził cię do klasy.
- Skąd wiesz, że to właściwa klasa? – spytałaś ze
zdziwieniem, ponieważ nie mówiłaś mu gdzie masz lekcje. Nie usłyszałaś jednak
odpowiedzi. Zamiast tego uświadomiłaś sobie, że już nie czujesz jego dotyku .
Odszedł bez słowa, a ty nawet nie wiedziałaś kim on był. Chłopak, który ci
pomógł. Stałaś tak przed klasą, rozmyślając o tym kto to mógł być, jednak nie
miałaś żadnego pomysłu . W końcu dobrze wiedziałaś, że nie było osoby, która
lubiłaby cię na tyle, aby ci pomóc zamiast wykorzystać to do własnych celów.
Z głową pełną pytań i myśli weszłaś do Sali,
gdzie miała się ponoć odbyć twoja pierwsza lekcja. Jak się później okazało,
chłopak miał rację co do tego, gdzie musiałaś dotrzeć, co oznaczało, że musiał
cię znać wcześniej. Ta myśl sprawiła, że nie mogłaś się skupić na zajęciach języka
angielskiego, co doprowadziło do tego, że nie miałaś pojęcia o czym mówił
nauczyciel. Z utęsknieniem czekałaś na dzwonek na przerwę.
Gdy tylko zabrzmiał, uradowana zaczęłaś pakować
książki i dotykając dłońmi ławek, znalazłaś drogę do drzwi. Nie było ci jednak
dane opuszczenie klasy, ponieważ zatrzymał cię głos polonisty.
- __________, nie spodziewałem się twojej
dzisiejszej obecności .
- Mianhae… Przyszłam do szkoły trochę wcześniej
niż było to zaplanowane, ponieważ mój lekarz wyraził na to zgodę – odpowiedziałaś.
- Arraso, więc witamy z powrotem Panno
____________ - odparł z uśmiechem.
- Komawo, Panie Thomson – zachichotałaś
przypominając sobie waszą pokręconą znajomość.
Nie przestając się uśmiechać przeszłaś powoli przez klasę, jednak będąc już przy
drzwiach zrozumiałaś, że to też było
złe. Ta znajomość nie powinna mieć miejsca, ale stara ty kochała intrygi i
lubiła namieszać. Teraz jednak się zmieniłaś i chciałaś wszystko naprawić.
Odwróciłaś się więc do młodego mężczyzny i z wielką powagą oznajmiłaś.
- Jay, nie chcę wracać do tego co było przed
wypadkiem. To było złe i nie powinno się stać. Ty to wiesz i ja teraz też już
to wiem. Nie powinnam się bawić twoimi uczuciami dla własnych korzyści i
przyjemności, ale ty też nie powinieneś był mi ulegać. Zepsuliśmy tym naszą dziecięcą przyjaźń.
Znamy się od piaskownicy i nie powinniśmy brnąć w ten bałagan. Przepraszam cię
za to i chcę żebyśmy zapomnieli o tym co było przed moją utrata wzroku,
ponieważ zmieniłam się i teraz dostrzegam swoje dawne błędy, a to był jeden z
nich.
- Rozumiem.. – usłyszałaś smutny ton jego głosu,
szybko jednak uspokoił się i już z uśmiechem dodał – Lepiej późno niż wcale
Zachichotałaś słysząc to i z uśmiechem na ustach,
powoli podeszłaś do niego i wspiąwszy się na palce, pocałowałaś go w policzek,
po czym dotknęłaś jego twarzy dłonią.
- Jesteś świetnym mężczyzną i przyjacielem. Znajdziesz kobietę, powtarzam KOBIETĘ, która
będzie na ciebie zasługiwała – wyszeptałaś.
- A ty jesteś wspaniałą przyjaciółką.
Uśmiechnęłaś się słysząc to i wiedziałaś, że on
też się uśmiecha.
- No nic… Ja muszę już lecieć. .. Przerwa nie
trwa wiecznie, a ty przecież wiesz, gdzie mieszkam… Przyjdź do mnie czasem, jak
będziesz w odwiedzinach u rodziców.
- Arraso… I tak twoi rodzice zaprosili mnie
ostatnio do was na kolację.
- Do zobaczenia Jay…. To znaczy, Panie
Profesorze… Hihi
Roześmiałaś się cichutko, pocałowałaś go jeszcze
raz w policzek i wyszłaś po omacku z klasy, gdzie już ktoś na ciebie czekał.
- Widzę, że poszkodowana już wróciła – usłyszałaś
głos swojej byłej przyjaciółki.
- Sisi…. – zdołałaś wydusić.
- Hyhm…. Zmieniłaś się…. Hmmm…. Operacje
plastyczne, zgadłam? – odparła ze złośliwością.
- Sisi, zostaw ją w spokoju – dobiegł do twych
uszu głos kolejnej znajomej ci osoby – Chodź, zaraz są koleje zajęcia.
Po krótkiej chwili już ich nie było. Znów
zostałaś sama, lecz ta z kolei samotność była dla ciebie ulgą.
Tak minął ci cały pierwszy dzień w szkole. Po
korytarzach chodziłaś w samotności, w stołówce również siedziałaś w samotności
i tylko od czasu do czasu czułaś czyjąś obecność, która pomagała ci drobnymi
gestami. Gdy upadłaś pomógł ci pozbierać książki i wstać, gdy coś przewracałaś
szybko to łapał i odkładał na miejsce. Był przy tobie jako Anioł Stróż, aż do
samego końca. Po ostatniej lekcji wyszłaś ze szkoły i o równej szesnastej w południe czekałaś już
na tatę, na parkingu szkolnym .
Nagle usłyszałaś dźwięk silnika nadjeżdżającego
samochodu i chwilę później poczułaś jak ktoś popycha cię do przodu. Najpierw
klakson, pisk opon, a potem poczułaś ten sam dotyk, ale na swojej ręce, którą
pociągnął w swoją stronę i w ostatniej chwili wpadłaś w ramiona nieznajomego,
który ciężko dysząc zacisnął dłoń na twej talii.
- Nie mogę… Ja nie mogę – odparł obcy i wtulił
swoja mokrą od łez twarz w twoje ramię – Nie mogę…
Ty jednak nie mogłaś nic odpowiedzieć, nawet nie
mogłaś się ruszyć. Z niedowierzaniem myślałaś o tym co przed chwilą się stało.
^^ dla Suzue ^^
Witajcie z powrotem... Jak widać, WRÓCIŁAM!!!! I mam nadzieję, że już Was nie opuszczę i że nadal będziecie mnie odwiedzały/li, i oczywiście, że nie opuściłam się za bardzo w pisaniu :*
Tęskniłam!
Nie opuściłaś się wcale spokojnie :)
OdpowiedzUsuńWyszło Ci świetnie jak zawsze.
Czy ten tajemniczy ktoś to w końcu Seung Hyun <3 ??
Bardzo dziękuje za kolejną cześć opowiadania :)