Hejo~
Ciekawe, ile tu jeszcze osób zostało po tak długiej przerwie XD
Ogólnie przez ostatnie kilka miesięcy robiłam remont tego, hmmm... opowiadania? Nieważne, w każdym razie wracam do was z nową wersją, która dość znacząco różni się od poprzedniej. Postaram się wstawiać posty przynajmniej raz w miesiącu - nie wiem, czy mi się uda, bo dyplom i matura, no i przydałoby się mieć jakie takie te oceny to może stypendium dostanę :"D
No nic, zostawiam wam prolog i mam nadzieję, że wam się spodoba ;*
~Z dedykacją dla wszystkich, którzy to czytają <3
Zaszumiało,
kiedy grupa ptaków wzbiła się w powietrze, przenosząc się z jednego drzewa na
inne, nieco bardziej oddalone od pary stojącej na szczycie wzgórza gęsto
pokrytego szydlicami – jedynymi zielonymi drzewami o tej porze roku. Jak na
końcówkę listopada przystało, było dość mroźno, co potwierdzały różnokszatłne
obłoczki pary wydobywające się z ust tak odmiennie wyglądających kobiety i
mężczyzny. Jedyne, co ich łączyło, to niezbyt wysoki wzrost i młody wiek,
natomiast wszystko inne dzieliło, od ubioru przez kolor włosów po wyraz twarzy.
Kobieta, a
właściwie dziewczyna ubrana w białe, nieco przybrudzone od wędrówki przez las,
zdobione złotą nicią kimono zaciskała schowane w rękawach pięści, z całych sił
próbując się nie rozpłakać. Jej pochyloną głowę zasłaniał welon czarnych,
rozpuszczonych włosów, skutecznie ukrywając przed światem grymas rezygnacji i
rozpaczy.
– Dlaczego?
– szepnęła drżącym głosem, nie mając odwagi nawet spojrzeć na twarz towarzysza,
która wyglądała jak wyciosana z kamienia, zimna i niewyrażająca emocji.